Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2019, 23:11   #60
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dotarł w końcu do samochodu, który mijali wcześniej. Wygiął drucik wyciągnięty z kieszeni i wsunął go do zamka. Z pomocą magyi i własnych umiejętności odblokował zamek volvo. Potem wsiadł za kierownicę i z pomocą swojej wiedzy oraz magyi uruchomił pojazd i ruszył z miejsca. Prowadził pojazd w miarę ostrożnie. Nie był wszak mistrzem kierownicy, a potrzebowali auta w jednym kawałku. Dojechawszy na miejsce, zatrzymał się przy batiuszce i rannych.
- Poradzicie sobie z wejściem, czy będę musiał wysiąść?- zapytał rozglądając się dookoła nerwowo. Coś… niepokojącego było w okolicy… nadal.
Iwan pomógł mężczyźnie wejść do samochodu, następnie ruszył po dziecko. Zwłoki zostawił na ulicy. Ranny jegomość wyglądał na spokojniejszego. Mistrz przekazał Patrickowi uzyskany wcześniej adres, jakieś piętnaście minut szybkiej jazdy z tego miejsca. Duchowny również wyglądał na zaniepokojonego.
- Wolałbym tego nie spotkać, nie dziś, Patricku. Zgadzasz się?
- Ja też nie... zwłaszcza,gdy mamy pasażerów. - ocenił Healy zawracając, by ruszyć do podanego przez Iwana miejsca.
Droga była spokojna. Niepokojąco spokojna. Mimo, iż wszystkim udzielał się spokoj wraz z chwilą gdy oddalali się od nienazwanego niebezpieczeństwa, to jednak sam fakt istnienia nieznanej siły był… Dziwny.
Zatrzymali się przed niskim blokiem mieszkalnym, mężczyzna mieszkał na parterze. Iwan bardzo nalegał, aby nie dawać mu kontaktu do magów. A Healy się z nim zgadzał. Patrickowi wydawało się, że duchowny tylko błogosławił jegomościa i chciał odejść.
Sam Irlandczyk nie opuszczał wozu. Ba, nie wyłączył nawet silnika, jakby był taksówkarzem tylko. Iwan wrócił, wyglądał odrobinę smutno. Irlandczyk do końca nie mógł stwierdzić dlaczego tak uważa.
- Rozumiem, że auto zarekwirowane w słusznej sprawie?
- Pożyczone. Możemy zostawić gdzieś w okolicy. Lub wrócić nim na miejsce, skąd je wziąłem. - odparł Patrick z bladym uśmiechem.
- Możemy. Proponowałbym zostać w tej dzielnicy do świtu. Szkoda, że nie wpadłem na pomysł z autem. Będzie dyskretniej i mobilniej. Osobiście też dowiedziałbym się coś o tej sile.
- Duchy nas poprowadzą?- zapytał Irlandczyk ruszając ulicą. Sam bowiem nie wiedział jak szukać tej siły, chociaż… Zatrzymał wóz nagle. Sięgnął do kieszeni po mały kompas który za pomocą zwojnicy połączył z soczewką i gwiżdżąc stuknął parę razy w niego palcem. Wykrywacz burzowego duszka był gotowy. Działał prawie… całkiem dobrze, gdyby nie jeden fakt. Gdy zbliżali się do burzy, zaczynał wariować. Co było też pewną informacją, wszak był to jasny sygnał, że są blisko.
Iwan milczał. Jazda była na swój sposób nudna. Wszyscy byli już trochę senni, gdy adrenalina częściowo wyparowała. Dostrzegli ludzi okradających sklep, kogoś próbującego ugasić auto czy grupę pijanych zbirów.
Przy drodze, na brudnym zakręcie leżało kolejne ciało.
- Wiemy,gdzie szukać?- zapytał Patrick zerkając to na batiuszkę to na kompas, którego igła poruszała się poddana nowemu zadaniu. Healy wiedział, że Iwan pewnie szuka wskazówek w umbrze, ale… on sam nie mógł jeździć bez celu w nieskończoność.
- Nie. I wiesz co, Patricku? Nawet mnie to cieszy.
Duchowny uśmiechnął się łagodnie. Patrick spojrzał na igłę. Nagle się uspokoiła, zaczynając wskazywać jeden kierunek.
- Uciekanie od problemów nigdy nie jest rozwiązaniem.- stwierdził w odpowiedzi Healy ruszając za wskazaniem igły.
- Będziemy się tylko poruszać wokół. Postaram się czegoś dowiedzieć.
- Yesssir.- stwierdził w odpowiedzi Irlandczyk starając się lawirować w labiryncie uliczek, tak by igła kompasu nie zaczęła wariować.


Patrick mógł uznać podróż samochodem za szczyt nudy. Podczas gdy Iwan wydawal się nieobecny, skupiony w jakim ns dziwnym, modlitewnym transie, technomanta prowadził nieśpiesznie pojazd patrząc na wskazówkę „kompasu” aby nie przestawały kręcić się zbyt szaleńczo, ale też – aby nie kręcić się zbyt szybko, co oznaczałoby za bliski dystans do zagrożenia.
Tylko, że coś poszło nie tak. Pierwszy zaregował Iwan. Mistrz wybudził się nagle, spojrzał nieobecnym wzrokiem na Patricka, tu na drogę, znowu na Patricka. Był blady i spocony. Zajęło mu kilka chwil nim odzyskał rezon.
- Zawracajmy – nie poprosił, wręcz rozkazał.
Patrick zrozumiał o co chodzi później niż staruszek. Kompas momentalnie zakręcił do absurdalnej prędkości po to aby złamać się w pół. Gnom-wynalazca prychnął z tylnego siedzenia. Wyglądal na zestresowanego.
- Najpewniej umrzesz młodo, ale proszę, nie dziś.
Syn eteru prawie nie poznawał swego avatara. Czuł jego strach, w tej wspólnej płaszczyźnie łączącej człowieczeństwo z nad świadomym ja, kiełkowało prawdziwe, przeraźliwe przerażenie. Strach nie był obcy, raczej swojski, tak jakby ktoś podpalił składowisko przerażenia zagnieżdżone w głębi ludzkiego umysłu – pamiątkę po pierwszej ciemności i jej drapieżnikach których obwiali się prymitywni ludzie.
- Oj tam… odrobina ryzyka jeszcze nikomu nie zaszkodzi…- zaczął zawadiacko Irlandczyk, ale wtedy... dojrzał na środku drogi nieśpiesznie wędrującą nastolatkę. Stała tyłem do samochodu, nie wyglądała przerażająco. Zwykła dziewczyna.
Była przerażająca.
Healy zatrzymał się nagle, założył wygrzebane okulary na nos sięgnął po jedno ze szkiełek mocując je na oprawce i zsuwając szkiełko na lewe oko, by gwiżdżąc spojrzeć na dziewczynę przez Umbrę. Najpierw Patrick spojrzał w duszę dziewczyny. Założył okulary, uruchomił je i wytrzeszczył oczy. Nie mógł opisać tego co widział, gdyż po kilku sekundach prawie tego nie pamiętał. Zrzucił w jakimś dziwnym spazmie rekwizyt. Świat wrócił do normy. Widział coś, co wymykało się jakimkolwiek formą opisu, coś ekstremalnie niepodobnego do czegokolwiek co widział, coś bardzo obcego. Kształt który nie mógł istnieć, kolor jakiego nie było. Lecz daleko było w tym od zachwytu niesamowitością, raczej umysł bronił się przez nienazwanym. Iwan spojrzał na technomantę stanowczo.
- Nie pora dziś na zgrywanie bohaterów, dość już zrobiliśmy.
- To co robimy? Jest przerażająca… ale… niekoniecznie musi być wroga.- ocenił Healy zaciskając dłonie na kierownicy.
- Odwrót - duchowny nie wyglądał na kogoś, kto w tej chwili czuje potrzebę tłumaczenia się.
- Yeessir.- Patrick dał ostro na wstecznym, obrócił samochód i nacisnął pedał gazu, by oddalić się stąd jak najszybciej.
W lusterku wstecznym dojrzał jak dziewczyna obraca się w ich kierunku i lekko przekrzywiła głowę, uśmiechając się. Miała błękitne oczy. Chociaż nie mógł tego dojrzeć, Patrick był pewny.


Powoli dojeżdżali już do blokady, gdy Patrick spytał.
- Co to właściwie było?
- Chciałbym dokładnie wiedzieć - duchowny nie wyglądał na spokojnego - wydaje się mi, że spotkał to już Gerard.
- I walczył z tym?- zapytał Healy i westchnął.- Może lepiej ściągnąć tu Technoludków i niech oni się z tym użerają… a jak skończą, to wtedy zaatakować?
- Nie walczył. Opowiadał o tym na zebraniu. Nie sądzę aby ściąganie tu Unii było najlepsze. My też jesteśmy obrońcami. Potrzebujemy tylko więcej informacji.
- My jesteśmy zwiadem, a tu potrzeba sił głównych.- Healy nieco bardziej sceptyczny co do ich możliwości taktycznych.- No.. ale… skoro potrzebujemy informacji, to jak je chcemy zdobyć?
- Dowiedziałem się już trochę. To coś wyglądało mi na wręcz absurdalnie potężne. Na tyle, że rzeczywistość nie byłaby w stanie znieść go w prawdziwej formie… zbyt długo. Czułem rezonans - Iwan przerwał - jakby krwawo-mięsny. Pachniało ozonem. I czymś jeszcze. To teraz wiem. Będziemy musieli przedyskutować dalsze działanie. Mamy sporo możliwości, popytać większe, lokalne duchy, sprawdzić czas, zobaczyć czy wiedzą coś o tym wampiry lub Opustoszali.
Iwan uśmiechnął się lekko. Położył dłoń na ramieniu Patricka, w założeniu miało wyglądać to jako dodanie otuchy. W praktycy wyszło odrobinę protekcjonalnie.
- Kilkoro adeptów formułowało Radę Dziewięciu. To my jesteśmy głównymi siłami. Nawet teraz, gdybyśmy jednak byli zmuszeni do walki, dałbym nam sześć szans na dziesięć.
- Może i tak. Niemniej co teraz. Gdzie jedziemy? I jak przejedziemy przez blokadę w skradzionym wozie? Ja bym radził go, gdzieś tu zostawić i przejść na piechotę. Pewnie nikogo tu nie wpuszczają, ale za to chętnie wypuszczą.- ocenił sytuację Healy.
- Zgadzam się.

Do domu dotarł tak po kwadrans po drugiej. Swoim samchodem, bo pożyczony zostawił w okolicy blokady. Był zmęczony i było późno. Więc nie zadzwonił do Mervi. Ona też pewnie była zmęczona. Uznał, że zrobi to jutro. Tak jak wiele innych rzeczy. Miał spotkanie z Mervi umówione, które musiał pewnie uzgodnić ponownie, po tym co się stało tej nocy. I może Klausa odwiedzić i może przy samochodzie popracować i może...
Właściwie nie wiedział co będzie jutro. Z pewnością układ sił w mieście tej nocy uległ przetasowaniu. Ktoś zginął, ktoś przeżył, ktoś urósł w potęgę.
A oni... byli w czarnej dupie. Niby napotkali jakieś "zagrożenie" czymkolwiek była ta dziewczyna... Ale czy na pewno. Owszem ta istota była niebezpieczna, ale nie była agresywna. I czy była groźna dla miasta?
Przecież Lillehammer wydawało się całkiem spokojnym miastem, gdy wampiry nie próbowały się rzucać sobie bladych gardeł.
O tym trzeba będzie pogadać, może z wicemitrzem J.?
Może... Irlandczyk był zbyt zmęczony, by się nad tym zastanowić. Umył twarz i zwalił się do łóżka pozbywszy się jedynie ubrania z górnej części ciała. Spodnie pozostały na tyłku, a rewolwer... cóż, trafił pod poduszkę. Na wszelki wypadek.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 13-09-2019 o 11:27.
abishai jest offline