Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2019, 22:09   #112
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 15 - Przy moście

David i Koichi




Droga na most nie była ani długa ani skomplikowana. W końcu właz dzięki któremu wyszli na powierzchnię był o rzut beretem obok wjazdu na most. Nawet schody prowadzące z przybrzeżnego deptaka ku Westminster Bridge zdołały się zachować. Więc pod tym względem to nie była trudna trasa. Niepokojąca i drażniąca nerwy była ta mieszanina bezludnej ciszy i dźwięków w sercu zrujnowanej metropolii jakie w ogóle im się nie kojarzyły z sercem metropolii jakie we wcześniejszym życiu poznali. Drażniąca była nawet ta wszędobylska mgła która sprawiała brak nieba i dezorientację zmysłów bo człowiek nie miał pojęcia co w niej tonie w promieniu dalszym niż kilkadziesiąt kroków.

Ledwo zdążyli zbliżyć się do poziomu ulicy prowadzącej na most gdy przywitała ich skulona, zasuszona sylwetka jakiegoś nieszczęśnika. Zasuszona sylwetka wydawała się nadal próbować czołgać w stronę mostu. Zamarła w desperackim geście wyciągając rękę w stronę mostu. Byli na tyle blisko swoich towarzyszy, że słyszeli eksperymenty Joe który badał właściwości rzeki rzucając na nią różne rzeczy. Ciche ani dyskretne to nie było no ale z drugiej strony Nick mówił, że cienie są głuche. Niemniej było to sprzeczne z ludzką naturą skradania nakazującą poruszać się cicho i ostrożnie gdy wydawało się, że rozmowy, gruchoty czy szorowanie przedmiotami po powierzchni musi przykuć czyjąć uwagę. Ale na razie nic na to nie wskazywało.

Jeszcze ostatni kawałek, ostatnie kilka stopni i obydwaj mogli wychylić się zza kamiennej balustrady aby wyjrzeć wzdłuż ulicy. Po lewej mieli bezpośredni wjazd na most i jego początek. Czerwona kurtyna przesłaniała widok w jakim jest on stanie dalej niż kilkadziesiąt metrów od nich. To co było widać to wraki. Mnóstwo wraków samochodów jakie tu były w chwili zagłady. Tam dalej to może nawet jakiś karambol był bo wydawało się, że to jakieś kłębowisko tych samochodów. No ale to już było na pograniczu widoczności, częściowo zasłonietę przez bliższe samochody więc nie trudno było dojrzeć jak to wygląda. Ale nawet jak samochodem nie dałoby się przejechać to pieszy pewnie jakoś by się przecisnął.

Widok zaś w prawo pokazywał dość łagodny podjazd pod ten most. I tam, gdzieś tak dalej, że czerwona mgła już to zasłaniała chyba było to miejsce gdzie włazili do tunelu a jeszze wcześniej gdzie ruszali spod okrągłego budynku hotelu. Przynajmniej tak to wynikało z tłumaczeń stalkerów. Tutaj też widać było liczne samochody. Na całej ulicy dało się dostrzec te odpychające, zmumifikowane ludzkie sylwetki. W różnych pozach i miejscach. Z każdej jednak biło zastygłe przerażenie i chęć schowania się lub ucieczki. Jedne wraki były stałe, zardzewiałe, jakby stały tu ileś dekad, inne były częściowo lub całkowicie spalonymi skorupami, jeszcze inne wydawały się porzucone, sflaczałe i pordzewiałe. Po asfalcie i chodniku walały się porzucone przedmioty dawnego świata. Jakieś ubrania, buty, torby, pakunki, rozwalone pudło z rosypanymi książkami, leżacy rower…

Nie było jednak cieni. Nie widzieli żadnego cienia. Przynajmniej żadnego tak blisko jak poprzednio, gdy już podczołgiwali się pod właz kanalizacyjny. Chociaż gdy tak obserwowali to od strony miasta czasem w czerwonym tumanie mgły coś się przesuwało, jakby cień. Nie był jednak pewni czy to właśnie jeden z cieni czy tylko jakieś fluktuacje czerwonego oparu. Teren na ile to dało się oszacować wydawał się bez cieni ale nie było wiadomo na jak długo i czy w każdej chwili jakiś się nie pojawi zanim cała grupka nie przeprawi się przez to wejście na most.



Pozostali



Pozostali czekali. A jak czekali to mogli obserwować i kibicować Australijczykowi i Japończykowi jak im idzie te rozpoznanie. Widać było jak ostrożnie poruszają się po schodach prowadzących na poziom wyżej ku wjazdowi na most a potem zamierają tam obserwojąc. Albo drugiej parze, Amerykaninowi i Brytyjczykowi którzy zajęli się własnoręcznym badaniem rzeki.

Mervin zeskoczył na to coś, co teraz zajmowało miejsce rzeki i w pierwszej chwili wydawało mu się, że tam wpadnie! Ale jednak nie. Co prawda ta dziwna masa ugięła się pod nim na kilkanaście centymetrów ale potem zrezonansowała ten balast i stopniowo zamarła. Uczucie było dziwne. Jakby się stało na czymś sprężystym, niczym na wartwie jakiegoś gigantycznego kisielu. Przynajmniej w tym miejscu, tuż przy brzegu.

Eksperymenty Joe były o wiele większego kalibru. Co prawda jakiś gruz czy kamień zachował się podobnie jak po skoku Mervina. Ale już jak wielkolud wreszcie poszorował po ziemi jakiś stary pieniek i zdołał sturlać go na dół to…

No było na co popatrzeć. W pierwszej chwili tak chlupnęło, że wydawało się, że “rzeka” pochłonie pieniek jak każda inna rzeka, każdy inny pieniek. Czyli, że chlupnie i co najwyżej po chwili wypłynie na powierzchnię. Tymczasem pieniek wbił się w to czerwonawe coś w korycie Tamisy i zagłębił się. A po powierzchni uniosły się fale zupełnie jak po wodzie właśnie. Za to pieniek jednak nie zatonął ani nawet nie pływał jak powinien. Po prostu leżał. Leżał na tym czymś. Tylko zakrzywiał w dół to coś jak na modelach astronomicznych grawitacja gwiazd zakrzywiała przestrzeń wokół siebie. Więc chociaż leżący pieniek leżał w dołku tak głębokim, że gdyby na nim ktoś stanął to chyba z połowę sylwetki miałby poniżej poziomu… gruntu? Cieczy? No tego sino-czerwonego czegoś w każdym razie. Chociaż po tym jak się sytuacja miarę uspokoiła to powoli ale bezustannie pieniek wydawał się ciążyć i zagłębiać w to coś coraz bardziej bo dół wokół niego zdawał się pogłębiać i powiększać.

Doświadczenie z rzuconym kołem poszło tak sobie. Co prawda odbiło się od powierzchni i potoczyło to zwichrowało swój tor o jakiś garb czy coś podobnego, zaczęło robić powrotny wiraż aż wreszcie przewaliło się i znieruchomiało może ze dwadzieścia kroków od kamiennego brzegu na jakim stali obserwatorzy. Poza tym jednak nic specjalnego się nie stało. Chociaż nie. Przez okolice przeszedł grzmot, podobny jak od klasycznej burzy. Chociaż samego uderzenia nie było widać.

- Słuchajcie nie możemy dłużej czekać. Nick na pewno nas znajdzie. Albo idziemy mostem, albo rzeką ale nie możemy tu dłużej zostać. - Abi ten grzmot zdawał się zmobilizować. A może to, że te dziwne uschnięte ale poruszające się bez żadnego wiatru drzewa zrobiły się chyba trochę żywsze. Ten dziwny klekoczący szum jaki dobiegał z ich kierunku był teraz jakby intensywniejszy niż gdy jakiś czas temu wyszli z kanałów. Z jednego z nich zaczęły się unosić żarzące się iskierki, coś podobnego do świecących płatków śniegu, popiołu albo zwykłych świetlików.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline