Fahd nie planował wracać i szybko zniknął w gąszczu. Przez chwilę słychać było jego krzyki i odgłosy przedzierania się przez gęste poszycie. Potem wszystko umilkło.
Cedmon zaczął przetrząsać obozowisko. Porozrzucany ekwipunek od kilku dni leżał w nadbrzeżnym piachu. Część rzeczy była zniszczona i potargana. Jedzenie padło łupem zwierząt. Gmanagh wyzbierał z piasku kilka strzał, sprawną kuszę, dwa sztylety i szablę. Na stosik rzeczy przydatnych trafił też plecak, skórzany namiot, dwa bukłaki i płaski hełm. Przeszukując obozowisko Cedmon nie mógł przejść obojętnie obok śladów, jakie pozostały na piasku. Tutaj były lepiej widoczne, niż w okolicy znalezionego wcześniej trupa. Poza śladami butów, z pewnością należących do dyndających ludzi, wśród których znajdowały się te głębokie, które teraz zidentyfikował jako należące do olbrzymiego mężczyzny w płytowej zbroi, wiele było śladów gołych, szerokich stóp. Większych i mniejszych, ale wszystkich z pewną szczególną cechą – przeciwstawnym kciukiem, tak jakby ich właściciele poruszali się na zdeformowanych dłoniach…
W czasie, gdy Cedmon zajęty był penetrowaniem obozowiska, Enki za namową Ianusa wspięła się na drzewo i odcięła ciała. Na ziemię spadł olbrzymi mężczyzna w płytowej zbroi; obok niego wylądował jakiś śniadoskóry, pewnie Torillo. A zaraz dołączył do nich trup w skórzanej, czarnej kurcie nabijanej ćwiekami…
Niepokojącą ciszę rozległej, leśnej niecki zakłócił gwałtownie urwany krzyk człowieka. Dochodził od strony, w którą jakiś czas temu pobiegł Rusanamani…
Kibria odprowadziła wzrokiem zmierzającego w stronę pałacowych wrót Relhada, po czym odwróciła się na pięcie i skierowała swoje kroki do gospody Kasima, gdzie aktualnie znajdowały się rzeczy awanturników i wierzchowce.
Torstig podszedł wprost do wrót. Dwóch strażników przyglądało mu się obojętnie do momentu, w którym znalazł się w odległości dziesięciu kroków od wejścia. Wtedy przesunęli się na środek drzwi i przyjęli postawę obronną. W kierunku Torstiga skierowały się groty włóczni ze zwisającymi frędzlami z końskiego włosia.
-
Stój! – zwrócił się do Relhada jeden ze strażników. Mówił wolno i głośno, widząc, że zbliżający się człowiek był obcokrajowcem. –
Coś za jeden? Jaką masz sprawę?