3.
Brat naprawdę potrafił być czasem wielkim, rozpuszczonym dzieciakiem.
Właśnie grzebała się w arcyciekawym świecie „Był sobie raz na zawsze król”, gdy dobiegła ją prośba "umierającej łabędzicy Lu" o ratunek w postaci porcji kawy i przeciwbóla. Starszy brat leżał ze zbolałą miną i rozpaczliwie zasłaniał twarz przed światłem poranka.
No, rozpuszczony jak dziadowski bicz.
Philomene fuknęła w opadające na oczy pasmo włosów i udała rozzłoszczoną faktem, że brat wyrwał ją siłą ze świata fantazji. W gruncie rzeczy jednak nie miała zupełnie nic przeciwko spacerowi, a wizja ciepłych rogalików Flory przesądziła o sprawie.
Chwyciła banknot i ruszyła na ratunek Lu.
- Cześć, Tio! – powitała chłopaka ciepłym i rozmarzonym uśmiechem.
Myślami wciąż bardziej była wśród arturiańskich wypraw niż stąpała twardo po ziemi. Z resztą i bez książek była raczej ‘un petit oiseau bleu’ jak mawiał papa. I choć potrafiła stąpać twardo po ziemi, gdy zaistniała taka potrzeba to wolała raczej oddzielać się od rzeczywistości i całego tego ... życia. Nie lubiła czuć się źle. Zamiast tego albo odsuwała bolesne przejścia spuszczając na nie kurtynę, albo, gdy to się nie udawało, uciekała zostawiając kłopoty i smutki za sobą.
Teraz jednak lekko zbiegła ze schodów nucąc pod nosem i zeskakując z trzech ostatnich stopni wypadła na ciepłe promienie porannego słońca.
Niespodzianki były dwie. Jedna dobra, druga mniej.
Czarno-biały kociak sprawił, że twarz Philomene niemal rozbłysła szczęściem.
- Cześć, Węgielku. – dziewczyna swoim zwyczajem udowadniania światu, że kłopotów nie ma odwróciła się od napisu wywołującego dziwne ciarki na plecach - Co ty tu robisz?
Zwierzak był takim zaskoczeniem, że Phi aż przykucnęła z wolna wyciągając dłoń do puchatej kulki.
- Zgubiłeś się? Pewnie jesteś głodny, co? – nastolatka oddała pełne intensywności spojrzenie zwierzątka – To tak jak ja. Co powiesz na jakieś śniadanko, co? – przemawiała spokojnym tonem, wyciągając dłoń by podrapać kociaka za uchem. – Brzmi dobrze? No to chwilka.
Ostrożnie podniosła futrzaka i przytuliła ciepłe ciałko. Podrapała za uchem i pod bródką przypatrując się lśniącym ślepkom. W końcu jednak oderwała spojrzenie od nowopoznanego kompana i aż skrzywiła. Przed nią napis wciąż wybuchał krwistą czerwienią.
Philomena przesunęła za ucho opadające pasmo i spojrzała na Węgielka.
- To mi się nie podoba. Wcale. – skinęła do kotka w tajnym porozumieniu i z jakąś zaciętą miną. Rozejrzała się po okolicy. Odruchowo gładziła zwierzątko, przechodząc ostrożnie po rozbebeszonym podwórku. W końcu dostrzegła to czego szukała i zadowolona podreptała ze sporym odłamkiem do wzbudzającej mrowienie ściany...
Kilka chwil później
- No...– mruknęła otrzepując zakurzoną dłoń o udo, gdy skończyła mozolne skrobanie na murze dookoła napisu. Przyjrzała się krytycznie mini-dziełu - Tak lepiej...
Ruszyła do kawiarni Flory tuląc do siebie Węgielka, zostawiając za sobą napis:
"I would challenge you to a battle of wits, but I see you come unarmed!"
4.
Philomene przestąpiła niecierpliwie na sam zapach kawy i świeżych wypieków Flory. Zupełnie nie zwracała uwagi na to co działo się za jej plecami.
- Floro – zaczęła prosząco z melodyjnym luizjańskim zaśpiewem w głosie - czy nie znalazłoby się ciut-ciut śmietanki albo mleka dla nowego klienta? – wskazała na czarno-białe znalezisko piastowane pod pachą.
Uśmiechnęła się czarująco do właścicielki kawiarni:
– I może jakiś ibuprom dla Lu?
Dziewczyna przycupnęła na najbliższym krześle i ułożyła kociaka na kolanach. Dopiero wtedy potoczyła po okolicy i posłała chłopakowi z dreadami lekki uśmiech znad smoliście sterczących uszek.