Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2019, 20:52   #97
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
- Zmiana planów. - Powiedziała do Dru po zakończeniu rozmowy z hakerem. - Jedziemy do szpitala wojskowego CT. Przewożą tam mojego ojca. Podobno jest w dobry stanie, ale wolę się upewnić.
Ochroniarz nic nie odpowiedział, w pełni akceptując tego typu zmiany planów. Dostała jeszcze wiadomość od Remo: "Odezwę się po wizycie w szpitalu", a magnetyczny samochód zawrócił, nie potrzebując kierowcy. Podobnie jak wiele innych placówek Corp-Techu, szpital wojskowy mieścił się w New Jersey. Nie był ogólnodostępny, wymagał spełnienia konkretnych warunków, posiadania przepustki i przejścia dokładnej kontroli bezpieczeństwa. Z tego też względu Dru musiał pozostać w samochodzie, na parkingu wśród innych często drogich aut. Nie trafiali tu wyłącznie wojskowi, ale także ci bogatsi członkowie korporacji, którzy chcieli zarówno dyskrecji jak i dobrej opieki medycznej.
Ann przepuszczono po dziesięciu testujących cierpliwość minutach, a kiedy już dostała się do recepcji, poinformowano, że właśnie wykonywany jest zabieg na pułkowniku Ferrick i nikt nie może wejść do sali. Nie dowiedziała się jaki konkretnie, ale zapewniono ją, że jej ojcu nie grozi nic poważnego i nie odniósł zagrażających życiu obrażeń.
Poszła do poczekalni. Zarówno Remo jak i obsługa recepcji zapewnili ją, że stan ojca nie jest poważny, chciała jednak przekonać się o tym na własne oczy. Chciała z nim porozmawiać. Dowiedzieć się co naprawdę stało się w tamtym rejonie i dlaczego właściwie Corp Tech interesował się tym miejscem. W międzyczasie wysłała dokument od Leah do Tish Hospital, a potem zadzwoniła, by dowiedzieć się czegoś na temat stanu reporterki. Nie chciała dzwonić do matki zanim nie będzie wiedziała nic pewnego o stanie ojca. Dlatego celowo zwlekała z tym telefonem.
Nikt nie określił ile zabieg miałby trwać, ale dla Ann rodzina zawsze była najważniejsza. Zauważyła, że w szpitalu panuje ożywienie, zresztą to nie zaskakiwało - w końcu oprócz pułkownika w akcji musieli brać udział również inni żołnierze. Przynajmniej człowiek z recepcji drugiego szpitala zaczął z nią rozmawiać. Może bez dokładnych szczegółów, ale przedstawił pokrótce stan kobiety.
- Jest w stanie krytycznym. Do jej ciała dostała się silnie trująca substancja, laboratorium wciąż pracuje nad jej identyfikacją. Wszystko co pani o tym wie mogłoby pomóc. Być może będą potrzebne środki wykraczające poza ubezpieczenie, aby ją uratować.
- Proszę się nie przejmować kosztami. - Ann zastanowiła się nad możliwymi substancjami, które mogły zaszkodzić kobiecie. Jeśli jej podejrzenia były właściwe mogło to być coś nietypowego. - Proponuję sprawdzić, czy w jej organizmie nie ma nanokryształów. Jeśli istnieje możliwość pobrania dodatkowej próbki krwi, mogłabym ją oddać do przebadania w jednym z laboratoriów CT. Można też zrobić test na obecność Odlotu.
- Dostęp do informacji o stanie zdrowia to trochę co innego niż przekazywanie próbek do badań - zauważył od razu rozmówca Ann. - Będziemy potrzebować oficjalnej dokumentacji, ale jestem pewien, że da się coś załatwić - westchnął, czując już, że się tego tematu tak łatwo nie pozbędzie. - Nasz szpital ma bardzo dokładne procedury, ale przekażę pani sugestie. Czy powiadomiona została rodzina, czy musimy szukać na własną rękę?
- Znam ją od kilku dni i nic nie wiem o życiu prywatnym. - Odpowiedziała Ann. Procedury szpitala, może miały na celu chronienie pacjentów, ale powoli zaczynało ją to drażnić. - Proszę mi zaraz wysłać informację o potrzebnych dokumentach. Rozumiem, że skoro stan pacjentki jest poważny czas ma tutaj duże znaczenie. Czy są państwo w stanie przeprowadzić sami badania, które sugerowałam?
- Zapytam kogoś z laboratorium - odpowiedział jej rozmówca. - Postaramy się znaleźć rodzinę, podobno została zabrana z własnego mieszkania. Czy była tam pani? Jest szansa znaleźć tam coś pomocnego w tej sytuacji?
- Nie byłam, ale spróbuję sprawdzić jak najszybciej, bo istnieje takie prawdopodobieństwo. Panna Mayers mówiła wprawdzie, że jadła w restauracji, ale to było wczoraj wieczorem. Jakoś trudno mi uwierzyć, że zwyczajna trucizna zadziałałaby tak mocno, dopiero po tak długim czasie.
- Jeśli pani się czegoś dowie, proszę od razu o informację. A teraz proszę wybaczyć - zakończył rozmowę, Ann jeszcze zdążyła usłyszeć głośny kobiecy głos, który gdzieś tam się do niego zwracał płaczliwym tonem.
Ann wyłączyła holofon. Miała zamiar sprawdzić mieszkanie Jessicki, ale dopiero po rozmowie z ojcem. W jej życiu priorytety były dokładnie określone.

Nie musiała czekać bardzo długo. Zabieg i diagnoza trwały zaledwie pół godziny, po której Ann została powiadomiona, że może zobaczyć się z ojcem. Przed jego gabinetem stało dwóch żołnierzy w pełnym oporządzeniu. Jeden z nich skinął dziewczynie na powitanie, znając ją najwyraźniej z widzenia. Nathan Ferrick leżał na łóżku, w spodniach i podkoszulce. Jedna nogawka została podwinięta, na lewej nodze miał usztywnienie, podobnie jak na nosie. Spod podkoszulki także wystawały bandaże, ale mimo to nie wyglądało na to, że został ciężko ranny. Tak jak zresztą jej powiedziano.
- Trochę stłuczeń, dwa złamania - powiedział na jej widok. - Zaaplikowali co trzeba. Sukinsyn był bardziej przygotowany niż sądziliśmy - powiedział do córki w ramach przywitania. Obok łóżka stał jakiś major, który zasalutował i wyszedł kiedy weszła Ann.
- Co tam się właściwie stało? - Spytała ojca podchodząc do łóżka i przyglądając mu się uważnie. - Dzisiaj w mieście wyjątkowo dużo się dzieje.
- Zawsze tak jest jak ktoś kij w mrowisko pcha. Twój… - zawahał się, dobierając odpowiednie słowo - ...mężczyzna będzie wiedział o tym znacznie więcej. Ja się na komputerowych rzeczach mało znam. Mi stało się to, że coś wysadziło tunele pod nami.
Wspomniany 'mężczyzna' przysłał wiadomość, niemal jakby słyszał, że go wspominają.
"Skończyli ze mną, przez chwilę nie pobiegam. Gdzie jesteś?"
Odruchowo zerknęła na holofon odczytując wiadomość.
- Dobrze, że nic ci się nie stało. Zadzwoń do mamy. Ja tego nie zrobiłam, bo chciałam najpierw zobaczyć się z tobą. Więc ten wypadek ma związek AI? Media podają informacje o zawaleniu się starej linii metra. Wybuch na 13 posterunku, wysadzenie metra, włamanie do CT. To zaczyna przypominać wojnę podjazdową.
- To nie był wypadek - zaznaczył pułkownik. - Cokolwiek lub ktokolwiek to był, dziś rano zaatakował, a potem się bronił albo wciągał w pułapkę. Nie wiemy jeszcze jaki był tego cel, co osiągnął. Niewiele wiem o AI.
- Cóż ja też, ale spróbuję jak najszybciej nadrobić te braki. Jej macki mogą mieć o wiele większy zasięg niż mogło nam się wydawać. Prawdopodobnie potrafi jakoś sterować ludźmi z elektroniką w głowie. Nie wiem jeszcze jakie namierza cele i w jaki sposób to robi, ale to stanowi poważny problem. Być może każdy z elektroniką w głowie może być jej narzędziem. - Wyciągnęła rękę w kierunku ojca - I proszę nie mów teraz: "A nie mówiłem". To jest naprawdę poważny problem.
- Ale to taki problem dla jajogłowych - skrzywił się. - Ze mnie zbyt prosty człowiek. Moi ludzie zbierają raporty z całego miasta, może wykluje się z tego szerszy obraz. Tak czy inaczej, ten o którym myślimy jako o głównym podejrzanym zbiegł.
- Według mnie główny podejrzany nie jest człowiekiem. - Odpowiedziała Ann - Nawet jeśli złapiecie człowieka to będzie tylko narzędzie. Skorupa, którą łatwo zmienić. - Pokręciła głową wyraźnie zmartwiona. - Trzeba szukać programu i sztucznej inteligencji, a to znacznie trudniejsze, bo nie jesteśmy na to przygotowani.
- Podobno wyglądał całkiem jak żywy - Ferrick wcale nie ukrywał, że to nie jego dziedzina. - Będziemy w stanie to złapać, to złapiemy. Jak nie, to zabawa dla armii informatyków firmy, nie nasza.
Ann pokręciła głową:
- Gdyby wszystko mogło być tak proste… - Wzruszyła ramionami - Zadzwoń do mamy. Lepiej by od ciebie dowiedziała się o wypadku. Mogę ci się teraz do czegoś przydać? Jeśli nie mam kilka spraw, którymi trzeba się zająć.
- Niedługo mnie stąd wypiszą - westchnął. - Zadzwonię - dodał, znając upartość córki. - Lepiej ty dzisiaj nie pchaj się w żadne wariactwa.
Na twarzy dziewczyny pojawił się pierwszy uśmiech od początku tej rozmowy:
- Jak bym mogła z "Ogrem" depczącym mi po piętach? - Powiedziała żartobliwie, nachyliła się nad pułkownikiem i cmoknęła go w policzek:
- Kocham cię tatusiu. Obiecuję. Będę na siebie uważać.
 
Eleanor jest offline