- Jesteśmy ludźmi, którzy nie godzą się na okrutne rządy Wittgensteinów i na to, co zrobili z tą ziemią – odparła dziewczyna. – Jesteśmy mieszkańcami Wittgendorfu, skrzywdzonymi przez wypaczone elity! Poniewierani i wyzyskiwani przez tych, którzy mieli szczęście urodzić się na zamku a nie w błocie i brudzie! Walczymy z nimi, ale nie mając poparcia całego społeczeństwa skazani jesteśmy na porażkę…
- Hilda, uspokój się – towarzyszący mutantce mężczyzna złapał ją za ramię i lekko potrząsnął. Podziałało. Dziewczyna straciła zapał. – Pójdziemy do naszego obozu. Jaśnie Pan Lothar – tytuł wymówiła z przekąsem - już tam jest, wraz z naszą przywódczynią omawia bardzo ważne sprawy.
Tak te było i gdy nieco wstrząśnięci przerażającą aurą lasu awanturnicy dotarli do obozowiska banitów, Lothar omawiał szczegóły napaści na zamek Wittgenstein. Sigrid domagała się zwiadu. Uważała, że nie może posłać swoich ludzi w ciemno. Jednak służyła pomocą, bo wiedziała o istnieniu sekretnego wejścia do zamku.
- Niedaleko brzegu Reiku, w zboczu wzgórza na którym stoi zamczysko jest jaskinia. To droga ewakuacyjna na wypadek napaści. Pewnie już dawno zapomniana. Z góry do jaskiń wiodą wysokie schody – wyjaśniała. – Tamtędy można dostać się do zamku zupełnie niepostrzeżenie. Nie wiem gdzie się wychodzi. A poza tym… - zawiesiła głos, który nieco stracił swojej pewności. – W tej jaskini… Ona jest nawiedzona. Coś jej pilnuje. Nie wiem co. Raz tam byłam, bo chciałam wejść do zamku. Coś ukrywa się w tunelach i krąży po nich, szukając ofiar. Nie ośmieliłam się…