Na początku była cisza, choć nie do końca, bowiem dało się usłyszeć chyba dźwięk odbezpieczanego pistoletu i małą szarpaninę, po tym jak ktoś komuś tego gnata przystawił do skroni. Coś tam, coś tam, jakieś jęki i wreszcie ktoś się odezwał.
- No elo, m-mordeczko! - toż to nasze dresiwo z firmy kurierskiej; jego głos taki trochę speszony. - Pamiętasz mnie? Dostarczyłem c-ci tę pakę co w chuj ważyła? Dałaś mi napiwek... aha, właśnie, już go przejarałem i nieźle się porobiłem, mówię ci, ale była ja-... ała! Kurwa!
Jakieś hałasy aksamitnie spuszczanego oklepu.
- Dobra, już d-dobra! S-Słuchaj, bejbe, jest akcja o życie i na fakcie, bez kitu: muszę odzyskać to gówno, które ci przyniosłem. To była porobiona akcja, c-coś poszło nie tak w listach przewozowych i dostarczyłem gdzie nie trzeba. Wpadnę po nią i będę za jakieś pół godziny, bo... uch... stoję w korkach, tak właśnie. Będziesz na miejscu? Dogadamy się jakoś, co nie?