Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2019, 18:47   #61
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację

Buczenie komórki zbudziło pozbawioną morfiny Mervi, ale chwilę zajęło również zorientowanie się co w ogóle się dzieje... a raczej zorientowanie się w sensie tych mikrych danych. Gdy tylko dotarło do niej, że na dole znajduje się intruz, technomantka wyciągnęła spod poduszki swoje ukochane Tamagotchi i porwała ze stolika obecny laptop.

Bolała ją głowa. Chciała spać, a nie mogła.
A do tego niszczono jej rzeczy.

Nie powinna w ogóle rozważać sprawdzenia co tam na dole się dzieje. Lepiej przeczekać tutaj, udawać brak istnienia i nawiać jak nadarzy się okazja. Albo nie - nawiać teraz. Ma przecież wyjście ewakuacyjne, po prostu wykoresponduje się stąd. Zostawić w cholerę.
...
Nah.

Nie mogła przecież pozostawić kwestii bez odpowiedzi i dać tym draniom zniszczyć wszystkiego. Nie mówiąc oczywiście o równie ważnej, a może nawet ważniejszej kwestii w tym momencie - te dupki przerwały jej sen! Nie dość, że nie wypoczęła, to jeszcze nie wyśniła go odpowiednio, a właśnie zaczął obierać naprawdę interesujący tor!

Kamery mogły nie pomagać, ale to nie był problem. Wciąż mogła sprawdzić co się dzieje na dole... nawet bardziej dokładnie niż zobaczyłaby na kamerach.
Na pobocznym procesie do tego obsługującego widok z aktywnych kamer, uruchomiła również obraz ze zniszczonych. Chciała przez to, podejrzeć wydarzenia dziejące się na dole. W razie czego była gotowa ustawić parametry na laptopie, mające polepszyć widoczność zbyt ciemnego obrazu poprzez włączenie nagrania noktowizyjnego.
Obraz ze zniszczonych kamer, który powinien niespodziewanie pojawić się na ekranie, podejrzanie długo się ładował, aby... nie pojawić się w ogóle. Nie zrobił sobie wyraźnie nic z działań technomantki prócz pozostania w tej "krainie pełnej śniegu".


Mervi oskarżyłaby Glitcha o machinacje, ale wolała pozostać przy zwyzywaniu losu w ciszy umysłu, gdy ponownie ustawiała, jak najldokładniej tylko mogła, parametry zniszczonych kamer, jednocześnie przełączając upewniając się, że dźwięk nie jest włączony na maksymalną głośność. W kuchni panowała przyjemna cisza przerywana niepokojącym szuraniem po podłodze. Pomiędzy lodówką, a szafkami stał… Ktoś. Wirtualna adeptka cieszyła się w tej chwili, że noktowizja traci informacje o kolorze, bo i bez barw to co widziała wyglądało ohydnie. Jakiś humanoid, stwór w połowie ludzki, odziany w strzępy ubrań. Jednocześnie jakoś dziwnie powyginany, twarz rozciągnięta do brody, jakby stopiona, rozdarta w debilnym wyrazie groteski - który byłby debilny gdyby nie setki haczykowatych zębów wypełniających zgryz oraz podniebienie. Ręce istoty zakończone były ostrymi pazurami. Oczy błędne, nogi koślawe. Z grzbietu wyrastał mu jakiś garb czy to cysta, z której sączył się śluz na posadzkę.

Teraz to dopiero Mervi chciała kląć. Co TO robiło w jej domu?! Nikt tu nie zapraszał Nosferatu! Niech sobie siedzą dalej w ściekach! Z klozetu wylazł?! Szuka żarcia?!
Technomantka patrzyła na poczwarę na ekranie zastanawiając się co mogłaby zrobić z takim... a chciała wiele zrobić. Przepędzić to nie taki problem, ale Mervi nie chciała po prostu pozbyć się delikwenta, o nie. Ona chciała wiedzieć czemu tu jest, jakie informacje może z niego wycisnąć, co wie więcej, a może przekazać. Musiała wiedzieć...
Zważyła w dłoni Tamagotchi i otworzyła na konsolę, w której ustawiła pana (panią?) z obrazu na dole na celowniku. Rozważała różne scenariusze, a niektóre z nich wydawały się wręcz zbyt okrutne jak na nią (choć zasłużyli!). Uśmiechnęła się do siebie zamierzając w razie odmowy zmodyfikować dane dotyczące temperatury ciała niechcianego gościa. Tak o wystarczająco stopni, aby ten zaczął palić się od środka. Na razie jednak postanowiła spróbować po dobroci...

Ustawiła dźwięk w rozstawionych po domu głośnikach, aby móc przez nie nadawać wiadomości, nie tylko odstawiać podsłuch.
Po chwili nadała przez głośniki znudzonym głosem, w którym jednak czaiła się pewna irytacja.
- Czego chcecie? Wynocha stąd.
Potwór w kuchni poruszył głową na boki, coś warknął pod nosem (czy raczej bulgotał) aby w ten niesamowity sposób zignorować wydarzenia. Istota przed domem w dalszym ciągu błąkała się bez celu.
Mervi westchnęła ciężko, co dało się usłyszeć przez głośniki, jak i mruknięcie.
~ Jak wolicie. ~
Porzucając na ten moment przynajmniej ideę samozapłonu wnętrza wampira, postanowiła poświęcić szyby w oknach na tenże szczytny cel. Zmieniła parametry dźwięku, aby głośniki ustawione na dole wypuściły z siebie ultradźwięki, mające "zaatakować" intruzów.

Pisk. Odbite dźwięki, dostając się na górę przerodziły się dla uszu kobiety w okropnie irytujący pisk. Czuła jak meble w domu lekko drgają, a ona sama niepokoiła się o mikropęknięcia płyt głównych sprzętu czy matryc wyświetlaczy. Wszystko jednak wskazywało, że osiągnęła swój cel. Stwór z kuchni próbował niezgrabnymi łapami zatykać uszy. Miotał się przy tym jak oszalały od ściany do ściany. Uderzona szafka nad zlewem spadła, a naczynia w jej wnętrzu zbiły się. Potem uderzył o lodówkę, wgniatając w niej solidne wgłębienie. Oparł się o nią, drgając jak w febrze, po czym zwalił się na podłogę kuląc do embrionu. Nie wyglądał na szczególnie ruchliwego. Z chwilą upadku część garbu na grzbiecie pęka, uwalniając na kafelki gęstą maź.
W momencie gdy skierowała wzrok na kamerę na zewnątrz, zobaczyła, iż szyby na parterze popękały. Podobnie zresztą jak większość szkieł w domu. Potwór z zewnątrz… zniknął. Wystarczyła chwilę aby odwróciła uwagę, a go nie było. Sensory również go nie wykrywały.
Usłyszała z oddali wystrzał broni palnej. Jacyś ludzie na ulicy krzyczeli, chyba po norwesku. Nie mogła rozróżnić słów.


No i tyle było ze spania w ciągu kilku dni pewnie...
Nigdy nie chodzić spać wcześniej. Nigdy.

Mervi założyła włosy za ucho, gdy te naszły jej na oczy. Będzie miała sprzątania a sprzątania przez tych durniów... Powinna tym z dołu wytrzeć usyfioną podłogę gdyby nie obawiała się, że tylko pogorszy jej stan.
Na razie przyjemniaczek z kuchni wyraźnie nie radził sobie z ultradźwiękami (ciekawe czy miał słuch jak nietoperz?), więc nie chcąc wchodzić w środek kakofonii z parteru, Mervi postanowiła sprawdzić jak się ma okolica jej domu. To, że straciła z oczu tego drugiego nie oznaczało, że jest bezpieczna od zagrożenia z zewnątrz. Nie wiedziała co się tam dzieje i dlaczego, a wszak dowiedzieć się musiała... między innymi dla własnego dobra.
Wpisała adres i koordynaty najlepiej ustawionej na ten teren satelity (czy powinna powiedzieć "cześć" technokracji?) Cóż, przynajmniej ich technologia przydaje się Wirtualnym, a ona w ten sposób uzyska wgląd na interesujący ją obszar przy domu.

Na ekranie pokazał się rzut zdjęć satelitarnych obrazujący dom przebudzonej. Musiała przyznać, iż zawsze było to tak samo niepokojące uczucie “wielki brat patrzy”. Przed domem sąsiadów z przeciwka stały dwa radiowozy, wokół których poruszali się stróże prawa.
Przybliżenie obrazu ujawniło, iż trochę przed jej domem leżały zwłoki podobnego monstrum jak tego z kuchni, tylko oblepionego czarną mazią. Jeden policjant celował w nie ze strzelby, drugi go asekurował. Trzech innych stało przy radiowozie, chyba radzili co uczynić.
Poza tym, okolice wyglądały na względnie bezpieczne. Nie było przechodniów, u sąsiadów nie paliły się światła. Może obserwowali ulice zza zasłon.

Wirtualna przysunęła bliżej wysoki stolik, na którym ustawiła laptopa, a blisko ułożyła czule Tamagotchi. Wyłączywszy zewnętrzne ultradźwięki, przełączyła na widok ze zniszczonej (choć jej działaniu to nie przeszkadzało) kamery w kuchni i przez chwilę obserwowała intruza porażonego ultradźwiękami. Nie, jeszcze nie miała zamiaru schodzić, załatwi co trzeba z łóżka, niech ich diabli! Wciąż jednak chciała się dowiedzieć czegokolwiek od tego nieszczęśnika, choć nie będzie to pokojowa rozmowa, a raczej inwazyjna sonda mentalna. Musiała jedynie podłączyć się pod częstotliwość, na jakiej myśli tego durnia nadawały i tym już jak po sznurku dobrać się do przesyłanych impulsami informacji.
Problemem była ta częstotliwość.

Pierwsza próba wyszukania odpowiedniej spełzła na niczym, a raczej nie była w stanie podłączyć się pod konkretny Gateway (a raczej Mindway) prowadzący ku danym skrytym w bazach umysłu możliwego wampira. Nie przypuszczała, że nawiązywanie połączenia z mózgiem idioty może być problemem... a może właśnie nie wzięła pod uwagę prostoty tego designu?
Druga próba jednak sprawiła, iż połączenie zostało nawiązane. Mervi zastanawiała się czy po drodze natrafiła na jakikolwiek Firewall… W czarnym okienku pojawiły się białe cyfry (Mervi nigdy nie lubiła kolorowania składni w terminalu, pod tym względem była konserwatystką). Seria bzdurnych logów oraz mniej znaczących błędów po wstępnym przejrzeniu zapewniła wirtualną adeptkę o zestawianiu połączenia. Co prawda jeszcze nie ufała najnowszej wersji rssh (rocket ssh, oczywiście wirtualni nie chcieli tego nazwać po prostu mind-ssh) to jednak trzeba było się na nią przestawiać. Nikt nie chciał zostać legacy dinozaurem. Terminal oczekiwał na polecenie. Widziała, iż cały system plików jest tylko do odczytu, często zaszyfrowany lub uszkodzony.
Na tym polegała zabawa.

Mervi nie lubiła przestawiać się na cokolwiek, jednak w tym wypadku nie miała wyjścia. Dobrze, że przynajmniej nikt nie nakazuje jej kodowania za pomocą koloru, nie zaś samej składni... przynajmniej jeszcze nikt.
Poszukiwała powodów, dla których to się znalazło w jej mieszkaniu. Oczywiście mógł to być przypadek, ale wypadało się przekonać. Chciała również upewnić się co do prawidłowości identyfikacji tej kreatury... Dane w końcu były zbyt skąpe.

archth@vamp-mind:~$


Wirtualna adeptka napisała szybko filtr dla grepa listujący pliki z tej nocy, jednocześnie szukając w nazwach fraz związanych z magami, wampirami, przeszukiwaniem czy włamaniem. Pozwoliła sobie na dodatkowe przetwarzanie pierwszych dziesięciu wyników.

archth@vamp-mind:~$ ./tmp_seach.sh
-r--r--r-- 3 v v 4096 000 00 00:00 pain.melf
-r--r--r-- 5 v v 4096 000 00 00:00 sabat.so
-r--r--r-- 6 v v 4096 000 00 00:00 dyscp.mso
-rw------- 1 v v 450381 000 00 00:00 body
-r--r--r-- 3 v v 4096 000 00 00:00 sabat2.mso
drwxrwxr-x 5 v v 4096 000 00 00:00 overpower
-r--r--r-- 6 v v 4096 000 00 00:00 hunger
-r--r--r-- 1 v v 450381 000 01 00:20 body2
-r--r--r-- 1 v v 450359 000 00 00:00 arcane.mso
-r--r--r-- 8 v v 4096 000 00 00:00 wtf


Technomantka spojrzała na listę plików oraz ich nazwy. Obraz jaki tworzył jej się z samych tytułów nie był zachęcający do wdrożenia się w niego, ale Mervi zaprzestać nie miała zamiaru. Pain.melf ją niepokoił, więc postanowiła go pozostawić na później. Nie wiedziała w sumie co ten plik wykonywalny miałby robić, ale wolała nie zaczynać od niego. Dla bezpieczeństwa ustawiła trinarkę na tryb wirtualny i upewniła się co do stabilności uruchomionych zabezpieczeń. Nigdy nie można być zbyt pewnym...
Dopiero po tym zaczęła przeglądać pliki zaczynając od sabat.so.

Dekompilacja biblioteki trwała dobrych kilkanaście sekund. Ponad dwa razy dłużej trwała analiza przeprowadzana przez jednostką trialną. Mervi mogłaby tylko ze zgrozą myśleć ile godzin zajęłoby to zwykłej maszynie. Oraz z pewną lubością wyczekiwać powstania dobrze działających komputerów kwantowych. Tylko niech Synowie Eteru będą tym razem szybsi od Unii.
W dynamicznej bibliotece znajdowały się głównie fragmenty obrazów. Jakieś tańce nad ogniskami, składanie przysiąg, wymianie uścisków dłoni. Strzały, braterska walka. Każda z grafik otagowana były silnymi, pozytywnymi emocjami.
Między procedurą odczytu grafik a strukturami odpowiedzialnymi za mapowanie miłości (sic!) dojrzała bardzo ciekawy fragment kodu.
“Rodzina której nigdy nie miałem”

Przetarła oczy. To była prawda. Potem już tylko dalsze procedury walki, dziwnych ceremonii oraz dominacji nad ludźmi. Jakieś dziwne poczucie obowiązku. Wyglądało to podobnie do plików bibliotecznych znajdowanych w umysłach sekciarzy.
Tylko, że tutaj było o wiele mniej bólu i przerażenia. Mogło to świadczyć o jakimś pozytywnym efekcie lub po prostu silnej psychice osobnika.
Plik nie był rozbudowany, musiał powstać całkiem niedawno i jeszcze się strukturyzował, czekając na kolejne wersje. Niektóre funkcje miały puste ciała.
Ile mogło zająć przejrzenie wszystkich plików?

Zerknięcie na obraz wciąż wyświetlany z satelity wskazywał, że policjanci wciąż zajęci są dyskutowaniem na temat zajścia i tego, co leży na jezdni. Nie oznaczało to jednak, że będą tak stali tam przez wieczność... a ona MUSIAŁA przejrzeć WSZYSTKO.

Westchnęła ciężko, gdy zaczęła przestawiać zegar w trinarce, zmieniając jego ustawienia biegu czasu względem zegara światowego. Będzie miała go teraz ciutes w zapasie.

dyscp.mso
Plik zawierał trudny do rozkuwania blob binarny. Gdyby Mervi wiedziała trochę więcej o wampirach, może odnalazłaby więcej ciekawych schematów. Tymczasem odkryła tylko, iż znokautowany stwór musiał szczycić się wysoką, nadnaturalną siłą oraz jakąś formą wpływu na umysł lub emocje (nie mogła rozszyfrować). Były też funkcje których nie rozumiała oraz coś przypominające bardziej ślady opanowanego wirusa niżeli dyscypliny.


sabat2.mso

Komputer poradził sobie dość dobrze z deasemblacją kodu oraz jego ponownym złożeniem w bardziej przyswajalną dla człowieka całość. Gdyby tylko w świecie fizycznym było to tak samo łatwe jak w materii umysłu…
Plik zawierał szereg funkcji odpowiedzialnych za relacje społeczne, począwszy od wspólnego picia krwi, poprzez procedury nienawiści, miłości czy rywalizacji oraz poczucia obowiązku. Bardzo uniwersalny charakter tej biblioteki uniemożliwiał wyciągnięcie większych wniosków. Bardzo często wykorzystywano funkcje z arcane.mso.

arcane.mso
Biblioteka przedstawiała się jako trudną do analizy. Pobieżne przejrzenie się jej pozwoliło wirtualnej adeptce stwierdzić, iż pełna jest procedur związanych w różnego rodzaju praktykami magicznymi. Jednocześnie była raczej pewna, iż niewiele było w nich prawdziwej mocy. Przypominały bardziej ceremonie społeczne okraszone niezdrową dawką mistycyzmu.

body
Mervi dostrzegła zapis percepcji własnego ciała. Oczywiście, nie mogło być realne oddanie, wszak każdy z chęcią widziałby się kimś innym niż jest w rzeczywistości. Nie wgłębiała się niepotrzebnie w kolejne warstwy percepcji. Wystarczyło jej tylko stwierdzić, iż potwór w jej kuchni musiał dawniej wyglądać zupełnie inaczej. Jak blady, nawet przystojny gość o bardzo łobuzerskim stylu. Był nawet trochę podobny do Patricka.

hunger
Czysty zapis silnego, niepowstrzymanego głodu. Wirtualna adeptka nie miała jakoś ochoty nurzać się w otchłani głodu powalonego monstrum. Zaniepokoiła ję jedna rzecz.
To nie był tylko głód krwi. To było pragnienie wszystkiego.

body2
Chaotyczny zapis doprawiony szczyptą przerażenia, sporą garścią paniki oraz video scen z horroru obrazował przeciwne mutowanie się powłoki nieszczęśnika. Nie wyglądało to jak zapis cudzej ingerencji, a raczej samorzutne przemiany.

Zanim wirtualna adeptka przeszła do następnego pliku, poczuła niepokój. Znajdował się w nich wirus… nie… inny umysł… Nie potrafiła do końca sprecyzować co siedziało w wtf i overpower.
Glitch zawarczał dźwiękiem przypominającym klekoczący magnetowid.

Mervi musiała przyznać jedno.
To się robiło coraz ciekawsze!

Nie mogła tego porzucić w takim momencie, no nie było siły... Mogła o tym zapomnieć, jasne, ale... Jeżeli jednego była pewna o sobie, to pamiętała, że ciekawości często musiała ulegać... bo jakże by mogła inaczej?
~ No to co? Idziemy się temu przyjrzeć? ~ technomantka czuła większą ekscytację niż w przerwanym śnie ~ Idziemy!

Otwieranie pliku trwało wieczność. Czuła mentalne napięcie. Nie była pewna czy to własny niepokój, czy udzielają się jej emocje Glitcha czy też oni wspólnie czują to samo. Poczuła rześki, lekko piekący zapach ozonu.
Trzask. Otworzyła plik wtf, a temu towarzyszył jakby wybuch. Adeptce lekko załzawiły oczy, trzymała się jednak dobrze. Słyszała wściekły szum. Plik był pusty. Lekko kręciło się jej w głowie. Ściągnęła brwi.
Kodowanie entropią?! Co do cholery? Wyglądało to jakby Fireson się bawił i zapisał plik w 0 mind-bajtów, a jednocześnie nadał mu treść. Tylko, że to nie mógł być on. To na co patrzyła było zbyt ponure. Nie pasowało do stylu białych kapeluszy, ani szarych, ani nawet czarnych.
Patrzyła w Pustkę.
Nie wiedziała co powinna zrobić z tym co znalazła oraz co o tym sądzić. Pustka... To nie jest coś, co spodziewała się zobaczyć. Mogła oczywiście stroić żarty o Pustce znalezionej w umyśle Sabatnika, ale... jakoś nie miała na to chęci.

Otwarcie pliku overpower było szybkie. Zbyt szybkie. Na terminalu zamrugał komunikat.
- Kim jesteś?

Po Pustce dotarła najwyraźniej do jakiegoś chatroomu... i nie wiedziała w tym momencie czy się cieszyć, czy przerywać połączenie.
Szybki odpis stanowił również odpowiedź na jej egzystencjalne wątpliwości.
- Fascynatem kulturoznawstwa sekt różnorakich.
Glitch był zaniepokojony lecz dziwnie cichy. Jakby wycofany, czający się za plecami. Ukryty.
- Zabawne. Wyrwę ci za to paznokcie.


Sama Mervi czuła się zaniepokojona tym, co tutaj się działo, a jednak... Może warto było to pociągnąć dalej?
- Czemu tak szybko przechodzisz do agresji?
Wydawało się jej, że słyszy przy uchu bulgotliwy pogłos śmiechu. Ciągle czuła zapach ozonu.
- Przedstaw się.
- Jeżeli mamy przejść na wyższy poziom znajomości - skrzywiła się bezwiednie - miło będzie wpierw poznać kim ty jesteś.
- Ty do mnie przychodzisz. Przedstaw się.
- 61 72 63 68 31 74 33 68.
- Przedstaw się.
- Zrobione. Cyfry powinny ci wystarczyć, bo i są mianem.
- Tak. Ciekawe. Czego tu szukasz?
- Odpowiedzi. Informacji. W końcu pytania same wchodzą tam, gdzie nie powinny.
- przymrużyła oczy - Czy jesteś z Sabatu?
Rozbawienie. Coś było rozbawione.
- Obiecuję ci powiedzieć jeśli ty wyjawisz skąd ty jesteś. Czystą prawdę.

Mervi uśmiechnęła się złośliwie.
- Skąd mam wiedzieć, że to co powiesz, będzie prawdą? Skąd ty będziesz wiedział, że to co ja wyjawię nią będzie?
- Możesz mnie okłamać i się przekonać.
Mervi zorientowała się, że naprawdę zastanawia się nad tym pytaniem. Pokręciła głową ustawiając myśli w szeregu nim napisała najprościej.
- Z tego samego co - z ledwością opanowała skrzywienie się - moja wiedźmia znajoma.

- Przyszło ci to z trudem, Mervi.
Niemal czuła jak niepokojąca obecność szydzi z niej oraz napawa się jej reakcją.
- Jak i tobie przedstawienie własnej osoby? - technomantka czuła nieprzyjemny uścisk w żołądku.
- A co dostanę w zamian?
- Kupczysz się jak Hermetyk.
- Tradycje, zrozpaczone dzieci przywiązane do cyfry dziewięć jak schizofrenik do swej choroby. W imię tej manii musieli wziąć pod swe skrzydła bandę sierot, ćpunów, pyszałków, durnych dzieciaków co myślą, że coś znaczą. I ćpunów oczywiście.

Zapach ozonu był mocniejszy. Avatar kobiety wydawał się… lekko spanikowany. Jak sprężyna na progu zadziałania.

Mervi zacisnęła silnie dłoń w pięść. Czuła jak żołądek zwija jej się niczym dżdżownica nawleczona na nitkę... czy raczej spanikowana dżdżownica w dziobie ptaka.
Czemu w ogóle to przyszło jej na myśl?
- Dostałeś miano, pochodzenie... - położyła palce na klawiaturze, gotowa przerwać połączenie - Czego chcesz jeszcze?
- Wyżreć ci mózg.

Tego wystarczyło technomantce, a i nie chciała dłużej męczyć tym Glitcha. Biedny nie zasłużył sobie na to. Wizyty w Dark Webie nie działały nawet w połowie tak na nią, jak to teraz... ale najpewniej dlatego, że jej Avatar nie reagował tak w ich wypadku.
Przerwała połączenie mentalne. Trwało one jednak jeszcze chwilę.
- Pożegnaj się.
- Chrzań się...
-syknęła tylko na odchodne.

Przez chwilę Mervi siedziała nieruchomo nim ponownie ustawiła zegar w trinarce na bieg wedle czasu światowego. Serce kobiety uspokajało swój rytm i zaraz wszystko wróciło do porządku. Obraz z kamer nie pokazywał nic, co nie miało już miejsca wcześniej. Również analiza magycznej integralności pomieszczenia nie ukazała nieoczekiwanych zmian w strukturze, jakie spowodowałyby inne ingerencje, niż jej własne.
Teraz jednak pozostawało główne pytanie.
...co ona ma zrobić z tym kolesiem w kuchni...?
Dzwonić po pomoc? Wyłączyć ultradźwięki i liczyć, że ten spasuje i zostawi kogoś, kto może go ot tak potraktować?
Położyła na kolanach Tamagotchi (zrozumiała, że w sumie cały ten czas siedziała na łóżku) i wyciągnęła spod zwojów kołdry komórkę. Potrzebowała jednak jakiejś pomocy...

Przez chwilę zastanawiała się czy wybrać numer bezpośrednio do ojca Adama czy może Iwana, ale uznała, że może być zabawniej zadzwonić do tego drugiego.
W słuchawce odezwał się cichy, zimny głos starca.
- Słucham.
- Mam wampira, czy tam inne monstrum, w kuchni. - od razu przeszła do rzeczy - A obok domu policja. Potrzeba mi pomocy. - urwała na sekundę - Witaj, mistrzu.
- Ojcze - chórzysta poprawił adeptkę. - Wszystko wskazuje na to, iż mamy dziś prawdziwą noc osobliwości. Właśnie dzwonił do mnie nasz drogi Patrick donosząc o zamieszkach w dzielnicy muzułmańskiej. Mistrz Jonathan natomiast… ma ciekawsze sprawy na głowie - gorycz w głosie chórzysty była silnie wyczuwalna.
- Jakiego typu wsparcia potrzebujesz?
- Siłowego. Ten tutaj wygląda na mocny okaz. Leży na razie spacyfikowany, ale kto ich tam wie... A, tutaj też są jakieś zamieszki, strzelaniny... Zakładam udział Sabatu. - w ostatnim zdaniu słyszalna była ironiczna nuta.
- Proponowałbym zadzwonić do Walerii lub Tomasa. Niestety, ja wybieram się pomóc Patrickowi, uważam to za odrobinę pilniejsze, z całym szacunkiem Mervi. Ojciec Adam jest zajęty. Możesz też pytać hermetyków. Nie polecam. Mógłbym też posłać ci jednego z podległych mi duchów. Niestety, one robią naprawdę dużo bałaganu jeśli nie umiesz się z nimi obchodzić. Zapewnią spokój tobie i wszystkiemu w promieniu kilkudziesięciu metrów. Acz są wierne.
Co innego jej wierne Tamagotchi, a co innego jakiś duch od Iwanka. Strach się bać...
- Nie ma problemu, nie będę więcej zabierać czasu. Skontaktuję się z Tomasem w takim razie. Niech Patrick nie nadwyręża tej nogi, Ojcze. Dziękuję. - po tych słowach rozłączyła się i wybrała numer do Tomasa.

Tak. Dziękuję za nic.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline