Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2019, 18:54   #62
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
*** Klaus i Tomas idą na randkę***
Klaus spojrzał na kobietę. "Ponury żniwiarz"? Nie żeby nie pasowało to do Tomasa, ale spodziewał się czegoś mniej oczywistego. Zastanawiało jednak Eterytę, co Tomas robił przy tych biedakach, aby zasłużyć na taki przydomek.Nie miewał jedzenia na swojej osobie, a dawanie pieniędzy ma na ogół kiepskie skutki. Sięgnął jednak do kieszeni, szybko znalazł kilka koron. Zastanawiało go, dla niego to tylko drobniaki, ot coś co szlaja się po zakamarkach ubrania. Dla niej? Chwilowe wyzwolenie od bólu jej życia w postaci taniego trunku? Pełny brzuch na kilka dni? Narkotyk, który zabierze ją z dala od tej alejki? Atak zazdrosnych współ cierpiących? To ostatnie trochę zawisło w jego umyśle, zacisnął więc dłoń wokół monet i sięgnął do wspomnień ostatniego razu jak był w spożywczym… stwierdził, że wspomnienia z Niemiec mu się nie przydadzą w Norwegii i zdecydował się na wspomnieniach o stacji benzynowej. Znalazł tam batonik. Czekoladowy nugat z karmelem w czekoladzie. Czarne opakowanie i czteroliterowa, czerwona nazwa. Sięgnął do schematu monet i zmienił go, nadając im kształt, konsystencję, smak i cel batonika. Następnie wyciągnął z kieszeni swe dzieło i wręczył go kobiecie. Z drugiej kieszeni wyjął kilka øre, może uzbierałoby się na koronę.
- Proszę. - powiedział z dość życzliwym uśmiechem.
Kobieta uśmiechnęła się nie odsłaniając zębów przyjmując batonik. Schowała go do kieszeni.
- Dzięki. Też jesteś spoko. To czego dziś szukacie? Czy te same nudy co zwykle?
- Szoferuję mu tylko. Powiedzmy, że spłacam dług, więc nie mam pojęcia czego szukamy. Co zwykle pasuje jako "nudne" w jego sprawie? - cóż może zaczerpnąć trochę wiedzy. Tylko głupiec odrzuca informacje bazując na jej źródle.
- Odwiedza tą babkę - kobieta lekko wskazała spojrzeniem Tomasa ciągle toczącego rozmowę.
- Znasz ją? - no cóż, niektóre źródła mogą okazać się płytkie.
- Ta, jeśli można ją znać. Widuję ją, walnięta jest. Sam rozumiesz, że wtedy trzeba trzymać się na dystans. Ale chyba wolę takie szajbuski niż takich trochę skrytych. Pełno tego na ulicach - wbiła wzrok w ziemię.
- Jakieś konkretne osobniki w okolicy? "Żniwiarz" może się nimi zainteresuje.
- On ma chyba innego typu zainteresowania. A Ty?
Zapytała bez większego pomyślunku aby chyba tylko podtrzymać rozmowę.
- Szofer dla żniwiarza. - rzucił Klaus. Sam podejrzewał, że rozmowa już nie ma sensu. Pozwolił kobiecie zająć się batonem.
Kobieta spojrzała na niego… smutno. Nie bardzo, lecz wyraźnie gdy odchodziła na bok. Po kilku chwilach syn eteru zrozumiał. Nikt nie chce rozmawiać z bezdomnymi, wariatami, ćpunami czy dziwkami. Zawsze jest dystans. Może i zdrowy.
Tomas w dalszym ciągu prowadził rozmowę.

Niespodziewanie odezwał się telefon Tomasa, gdy Mervi dodzwoniła się pod jego numer. Kiedy Tomas odebrał, Mervi jako pierwsza się odezwała.
- Wybacz, że przeszkadzam, ale mam wampirzą sprawę w kuchni, z którą potrzebuję pomocy.
- Tak, ciebie też miło słyszeć.
Tomas miał spokojny, jakby znudzony głos. Nie wyglądał na zdziwionego. Odszedł na bok, kilka kroków od swej poprzedniej rozmówczyni.
- Jakiego typu pomocy przy jakiej sprawie.
- Do domu wdarł mi się jeden, z Sabatu jak mniemam po pewnych badaniach. Spacyfikowałam go dźwiękowo, ale nie jestem bojowym typem, a i tak dobrze się nie znam na tych gnojkach... Nie wiem czy jak wyłączę ultradźwięki to ten nie wstanie, a raczej szczęśliwy to nie będzie. Duży drań do tego…
- Jest taka szansa. Prosta sprawa, jeśli zakładasz, że wampira ogłuszyłaś, to po kilku sekundach wstanie. Jeśli myślisz, że go zabiłaś, to jest ogłuszony. Nazywają to letargiem. Coś sporego w serce unieruchamia je. W głowę prawdę mówiąc, częściowo też, ale to dość makabryczne, kwestia rozległych obrażeń bardziej niż słabego punktu. Po wszystkim ogień lub kwas. Potrzebujesz z tym pomocy czy sama posprzątasz?
- Pomoc byłaby dobra... Tu w okolicy policja łazi, mam nadzieję że nie zechcą wejść. W ogóle na zewnątrz leży jeden... Może wciąż... Istnieje?
- Wytrzymasz pół godziny czy mamy gnać?
- Byłabym jednak wdzięczna za pośpiech... W każdej chwili coś może pójść nie tak. Zamieszki na zewnątrz może i kawałek stąd, ale jak dla mnie ten wielkolud może leżeć tylko przez nieustannie uderzające go ultradźwięki, które włączyłam... a będę musiała wyłączyć na policję czy jeżeli sama będę zejść musiała. Więc tak - daj znać jak będziecie wejść chcieli…
- Dobrze. Nie walcz z policją. Chłopaki z nocnych patroli widzieli często dość gówna, zwykle umieją się zachować.
Eutnatos rozłączył się. Wrócił jeszcze na chwilę do poprzedniej rozmowy, po czym podszedł do Klausa.
- Mam nadzieję, że słyszałeś część rozmowy. Nasza droga Mervi ma problem z wampirami. To by było tyle co do złych przeczuć. Poprosiła, abym pojawił się możliwie szybko. Z racji tego, że jesteś szoferem…
Tomas uśmiechnął się. Było coś upiornego w uśmiechu tego maga śmierci. W tej jednej chwili.
- Masz swoje techno-zabawki w aucie?
Klaus uniósł brew.
- Mam swoje rekwizyty… jeżeli pytasz o coś konkretniejszego… to przypominam, że zajmuje się światłem.
- Chcę abyś był gotowy.

***

Mervi westchnęła ciężko odkładając telefon. Spojrzała na wyświetlane obrazy z satelity i kamery, chcąc mieć pewność, że nic nie uległo zmianie. Na szczęście wampir wciąż leżał, a policja zajmowała się problemem dotyczącym tego drugiego, telefonowała do przełożonych, uzgadniała plany...
Technomantka na szybko ubrała na siebie dresowe spodnie i białą bluzkę z długim rękawem. Sprawdziła czy drugi z jej aparatów komórkowych jest sprzężony z komputerem oraz będzie w stanie uruchomić w nim potrzebne programy. Gdy była pewna, że ma dostęp do swoich narzędzi, wróciła do obserwacji obrazu tego małego "monitoringu".

***

Klaus i Tomas jechali w stronę domu Mervi.
- Więc jaki plan jak tam dojedziemy? - Rzucił eteryta zza kółka.
- Podjedziemy od tyłu, dobrze byłoby nie dać się zobaczyć policji. Najlepiej byłoby chłopaków zniechęcić do inspekcji, ale jak już zobaczą wampira to nie umrą od tego, a może coś im w głowie się lepiej ułoży. Myślałem o sposobie pozbycia się ciała.
Eutanatos wyjmowanie zawiesił głos jakby pytając Klausa.
Eteryta westchnął.
- Mógłbym spróbować zmienić światło w jednej z moich latarek, aby imitowało to wydawane przez Słońce, ale nie wiem na ile to zadziała. Połączenie wampirów ze słońcem jest bardziej mistyczne niż naukowe i nie do końca je rozumiem.
- Szczerze, miałem na myśli nieco bardziej tradycyjne metody. Trochę silnego kwasu, kontrolowane płomienie, cokolwiek to usunie ciało. Nie chciałbym dla takich szczegółów się wulgaryzować, a nie mamy czasu aby podjechać do sklepów po zestaw małego chemika. Sądzę też, że Mervi nie ma zapasowej wanny na zwłoki w piwnicy.
- Kwas jest niebezpieczny też dla otoczenia. Opary itp. Jak bardzo jest "kontrolowany" płomień, skoro wampiry są bardziej łatwopalne od benzyny? - Klaus się zastanowił - Czy wampy czasem same się nie rozpadają po śmierci? Czas ich nie dogania czy coś w tym stylu?
- Nie są bardziej łatwopalni niż ludzie. Lub zwłoki, przy czym nie są to suche zwłoki. Wiele zależy od wieku wampira, na widowiskowe rozpadanie się na pył bym nie liczył. I szczerze, bardzo nie chciałbym aby Mervi spotkała kogoś tak starego. To co, masz coś?
- Będę mógł stworzyć. Chemia nie jest moją domeną, ale prosty mocny kwas bez problemu skomponuje. - zastanowił się chwilę - Detergenty pomogą.
- Na detergenty czasu nie mamy - stwierdził Tomas - przepraszam.
Odebrał telefon. Podczas krótkiej wymiany zdań Klaus usłyszał, iż dzwonił ojciec Iwan. Streścił im ostatnie informacje dotyczące Patricka oraz wymienił dane z Tomasem. Po rozłączeniu się, eutanatos był trochę poirytowany.
- Ładnie, szambo wybiło, co?
Eteryta pokręcił głową.
- Chyba trzeba będzie znaleźć czas na te detergenty. - spojrzał w lusterka czy czasem nie widać gdzieś tych pożarów - Zabieramy Mervi, aby się tym zająć? Martwię się, że Patrick mógł wdepnąć w coś konkretnego.
- Jeśli będzie z nim Iwan, będą bezpieczniejsi niż my teraz. Stary mnich włada mocami o których istnieniu nie byłem nawet przekonany. Jeszcze jedno, najpewniej masz przy sobie dowód lub paszport? Nie jesteś poszukiwany przez unię?
- Europejską czy Technokratyczną? Nie i nie wiem. Całe życie spędziłem w piwnicy świecąc sobie w oczy, więc zakładam, że nie zauważyli mojego istnienia. Co do dokumentów, to mam. Starałem się o pracę, więc były potrzebne. Spodziewasz się, że wpadniemy na tutejszą policję?
- Sądzę, że tutejsze gliny mogą być naszymi sojusznikami. Jeśli nie zwariują i nie wpadną w manię prewencyjnego zamykania wszystkich na dołek. Ale najpewniej mogą nas wylegitymować. Jeśli miastem rządzi stanowczy książe, musi mieć wtyki w policji. Załatwi aby posprzątali sporo bałaganu. Oczywiście, wtedy nasze imiona i nazwiska mogą być problemem. Możesz korzystać z fałszywki, najpewniej nie sprawdzą tego w bazie, tylko spiszą dane.
- Fał..szywki… hm, teraz jak o tym pomyśle, dobry pomysł. Więc, może lepiej, jeżeli ty z nimi będziesz gadał.
- Też tak myślę. Podjedziemy od tyłu.

***

Mervi przeciągnęła się w pewnym leniwym akcie, zupełnie jakby bardziej rozpaczała nad straconym snem niż wampirem na dole. Przez cały ten czas przyglądała się temu nudnemu Live TV, ale jak na razie nie działo się nic ciekawego. Glitch natomiast wciąż zdawał się być jakby wycofanym oświeconym bytem...
I to coś przypomniało Mervi, więc od razu ponownie zatelefonowała do Tomasa.
- Hej... Jesteście blisko? - odezwała się pierwsza - Kto w ogóle jest z tobą?
- Jeszcze trochę. Klaus robi mi za szofera.
- Och... To nawet dobrze. Słuchaj, opowiem wam o tym, co wyciągnęłam z umysłu wampa jak już problem przestanie być problemem, ale jako że nie mam pewności na co natrafiłam, zalecam ostrożność... większą. Sama nie spodziewałam się rozmowy z jakimś creepem i zapachu ozonu w pokoju, a to dostałam podczas przeglądania umysłu delikwenta. - przerwała na chwilę - Zestresował mi Avatara. - dodała z wyrzutem.
Tomas wrzucił telefon na głośnomówiący.
- Zajmij się zabezpieczeniem terenu jak możesz.
- Mam wgląd na obszar poprzez widok z satelity, jak i kamery są w domu. Czujniki ruchu też rozstawione. Na dół nie zejdę póki nie wyłączę dźwięku, którym spacyfikowałam to dziadostwo. - zastanowiła się - Potrzeba ci czegoś konkretnie?
- Dobrze byłoby aby gapie się nie kręcili, sąsiedzi w oknach to też może być probem, ale z gatunku tych akceptowanych. Zastanów się nad wymówką do policji i ubezpieczyciela - eutnatos chyba zażartował.
Tymczasem Mervi dojrzała jak przed dom podjeżdża kolejny samochód. Wysiadł zeń zaspany jegomość, dołączający do policjantów.
- Zawsze mogę powiedzieć, że ostro zakrapiana impreza była... - odparła Mervi obserwując osobę i patrząc czy tylko on przyjechał tym samochodem - Przynajmniej coś się dzieje teraz. Jakiś śpioszek przyjechał do policjantów, detektyw może czy jakiśtam przełożony?
- Zaraz będziemy.
Zauważyła, iż dwóch policjantów sięgnęło do samochodów dozbrajając się w strzelby. Ostrożnie podchodzili bliżej stwora leżącego na ulicy, celując weń. Inny mundurowy obserwował dom.
- O kurwa. - skomentowała dosadnie rzucając komórkę na łóżko z włączonym głośnomówiącym.
- Tak? Halo?
Głos Tomasa był zaniepokojony. Cisza była intrygująca. Eutanatos odłożył telefon na bok. Mervi usłyszała strzały. Najpierw jeden ze strzelby rozwalił łeb stworowi na ulicy. Potem kilka, trzy albo cztery z broni krótkiej w jego cielsko. Jeden policjant ciągle trzymał ciało na muszce. Ku jej domu ruszyło trzech jegomości, dwójka mundurowych ze strzelbami oraz nowoprzybyły gość ubrany po cywilnemu, z bronią krótką.
- Won! - Mervi zaczęła gorączkowo myśleć nad sposobem odciągnięcia policjantów od swojego domu. Spróbowała podłączyć się do policyjnej krótkofalówki i nadać nią informację, która zatrzyma funkcjonariuszy, jednak nim program wykonał potrzebne kalkulacje coś poszło krytycznie nie tak.
Ekran laptopa upstrzył się w piksele, które zdawały się być bardziej zbudowane z entropii niż z błędnego zapisu w RGB. Mervi starała się jak tylko mogła uratować maszynę oraz jej system, czując jakby zaczęło palić się jej pod nogami. Co do cholery?!
Odetchnęła głęboko, gdy jeden po drugim procesy odzyskiwały pełnię stabilności. Usłyszała dzwonek domofonu.
Technomantka przeklęła, wściekła na porażkę, na durnia na dole, na Walerię, na policjantów, na zbyt powolną odsiecz, na przerwanie snu, na świat. Wiedziała, że w razie czego będzie musiała terminować proces odpowiedzialny za wysyłanie ultradźwięków w dolnej części domu. Niemniej musiała najpierw odebrać...
Niech ich diabli!

Dała sobie chwilę na "odnalezienie" słuchawki nim odebrała połączenie zdalnie z poziomu trinarki, jednocześnie patrząc przez kamerę w wizjerze na osoby przed drzwiami.
- Tak?
- Policja Lillehammer. Z racji na okoliczne zamieszki, prosimy o chwilę rozmowy.
- Nie ma sprawy, tylko musiałabym coś na siebie nałożyć, aby wyjść do was. Chyba że wystarczy taka rozmowa? - zapytała, jednocześnie przeciągając się. Tylko tego jej brakowało…
- Nalegałbym na wejście, jeśli można.
- Oczywiście, oczywiście... Proszę o chwilę i już rozmawiamy. - po tych słowach wyłączyła od swojej strony przekazywanie dźwięku. Przysunęła bliżej siebie telefon.
- Policja na dole. Mają strzelby i zwykły gnat. Muszę zejść i wyłączyć zabezpieczenie. God bless. - po tym wrzuciła do kieszeni sparowaną z trinarką komórkę, a do drugiej Tamagotchi. Mogła spróbować znowu podłączyć się pod ich krótkofalówki, ale... było na to za późno.
Wyłączając ultradźwięki mogła mieć tylko nadzieję, że wampir nie wstanie jak na zawołanie... szczególnie kiedy ona będzie na dole.
- Powodzenia - usłyszała głos Tomasa bez przekonania.
Eutanatos zwrócił się do Klausa.
- Wirtualni adepci są trochę jak hermetycy. Za bardzo przywiązują się do miejsc i rzeczy. Nawet jej przez myśl nie przeszło aby po prostu uciec.
Tymczasem Mervi wyłączyła ultradźwięki na dole. Serce waliło jej jak młot gdzieś od połowy schodów. Za każdym upadającym kawałkiem kurzu myślała, że coś się na nią rzuci. Otworzyła drzwi policji. Nieumundurowany jegomość wyglądał jakby niedawno wstał i wybudziła go adrenalina, lub nie spał od dawna i był po prostu niewyspany. Posiadał niebywale wręcz błękitne oczy, silnym, intensywnym kolorem. Trochę nie współgrało to z zoraną bliznami twarzą, okularami w drucianych oprawkach oraz lekko krzywym nosie. Przedstawił się odznaką.
- Policja.
Pozwolił jej dłużej obejrzeć dokumenty jakby rozumiejąc, jaki niepokój może wywoływać wizyta policji o tej porze, i jeszcze tak uzbrojonej.
- Możemy wejść?
- Uhm... - spojrzała na uzbrojonych mężczyzn - To nie jest raczej częsty sposób wizyty policji...
Mervi myślała gorączkowo czy aby ta wizyta nie jest jednak dobrym pomysłem. Oni przynajmniej mieli broń, którą umieli się posługiwać...
- Ale proszę... - odsunęła się od drzwi przecierając oczy - Jaka jest sprawa?
Policjant wszedł do środka. Dwóch mundurowych przyjęło pozycję po bokach, osłaniając okolice. Wyglądali bardzo profesjonalnie. Mervi przez drzwi dostrzegła, w świetle syreny radiowozu, trupa pokraki przed domem do którego mierzył ciągle policjant.
- Zamieszki w mieście. Zatrzymaliśmy uzbrojonego terrorystę. Przekazano nam informację, iż wybiegł z tego domu. Sądzę, że powinniśmy się rozejrzeć.
Spojrzał na kobietę z lekkim uśmiechem.
- Można?
- Terrorystę? - rozejrzała się wokół jakby skołowana - Tutaj? Kto wam tak powiedział? - zapytała zdziwiona - To jacyś muzułmanie mają coś wspólnego z atakami?
- Rodowici norwegowie - okularnik wyjaśnij spokojnie - dostaliśmy doniesienie od pobliskiego patrolu, potwierdzone przez świadka. Możemy to sprawdzić? To w zasadzie dla pani bezpieczeństwa. Do współczesnych domów łatwo dostać się przez okna. Szczególnie jak ma się dwa piętra, można nawet nie usłyszeć wybijanej szyby czy śrubokrętu otwierającego okno.
- Norwegowie... Cóż, tak też się zdarza... - wskazała w stronę bliższego niż kuchnia zejścia do piwnicy - Tutaj jest piwnica... chyba tam najłatwiej byłoby się skampić... - skrzywiła się, delikatnie przysuwając bliżej policjantów.
- Sprawdzimy wszystko dokładnie.
Policjant skinął głowa do partnerów, chyba przekazując im dyskretnie jakiś znak. Jeden z nich ruszył na prawo, w stronę kuchni, drugi na lewo, w kierunku pozostałych pomieszczeń na parterze. Okularnik został z przebudzoną, mając na oku piwnicę oraz schody na górę.
- Mam nadzieję, że nie obudziliśmy pani - zagaił lekko rozmowę.
On was zabije...
Mervi zrozumiała, że w tym momencie bardziej zaczyna martwić się o tych policjantów, niż o wynik całej sytuacji. Mogli mieć broń, ale...
- Zasnęłam po prostu nad komputerem... Nic wielkiego. - spojrzała w stronę policjanta zmierzającego w stronę kuchni - Światło siada ostatnio. Mogę spróbować…
Strzał. Mervi usłyszała z kuchni strzał. Huk był tak głośny, iż myślała, że rozerwie jej uszy, a dźwięk pobije resztki szkła w domu. Stojący przy niej policjant szybko sięgnął po broń, przyjmując postawę strzelecką w stronę kuchni. Jednocześnie zasłonił mervi prawym barkiem. Broń trzymał nisko, lecz nie w stronę podłogi.
- Spokojnie, proszę się nie ruszać!
Głos miał silny i zdecydowany. Słowa kierował do Mervi.

***

- Chyba usłyszałem strzał. Zaparkujemy gdzieś dalej od tego radiowozu przed domem…
Tomas obwieścił Klausowi nowinę z istnym spokojem grabarza. Zbliżali się do domu wirtualnej adeptki. Klaus mógł być z siebie dumny, że zdążyli wcześniej. Chociaż w domu zapewne poświęci kilka chwil na zastanowienie się jak Nauka powinna wyjaśniać takie dramatyczne zbiegi okoliczności.
Może jest jakiś nieznany element, który wpływa na tego typu rzeczy. "Narrativum", brzmi nieźle. Spojrzał na Tomasa.
- Więc, co? Wchodzimy przez drzwi kuchenne?
- Najchętniej spojrzałbym co się tam dzieje. Chyba mnie nie przysmaży.
- Nie mam lornetki, niestety. - Klaus zgasił silnik - Więc daj znać, jeżeli zobaczysz coś.

***

Mervi posłusznie cofnęła się dalej, za mężczyznę, który osłaniał ją barkiem. Włożyła dłoń do kieszeni, aby zacisnąć ją na swoim Tamagotchi, gotowa w razie potrzeby wspomóc siłę broni policji... o ile już ta broń nie zrobiła swojego.
Niemniej samo dotknięcie urządzonka sprawiło, że poczuła się odrobinę pewniej. Z kuchni dobiegły jeszcze dwa strzały. Niosły się długim echo. Za kobietą znalazł się ostatni z policjantów, w pozycji bojowej.
- Czysto! Kolejny…
Z kuchni dobiegł krzyk policjanta. Wszystko wskazywało na to, że jest tam względnie spokojnie.
- To jakaś pieprzona noc żywych trupów - szeptem powiedział mundurowy ze strzelbą, przy Mervi.
Okularnik spojrzał na kobietę., stając do niej bardziej bokiem, ustępując pola partnerowi ze strzelbą.
- Kolejny! - Krzyknął przez drzwi do policjanta na chodniku. - Trzymać pozycje!
Rozejrzał się na boki, asekurując tyły partnera.
- Proszę udać się na zewnątrz, w stronę radiowozu. Jest tam dwoje naszych ludzi, jeden w radiowozie. Będzie tam pani bezpieczna.

***

Tomas był blady. Zaciskał w dłoniach ceremonialny sztylet który trzymał za pazuchą (Klaus zastanawiał się jakim cudem nie zwrócił na to uwagi, chociaż w zasadzie wiedział, że cudem, i nawet wiedział jak ten cud się nazywa: tajemniczość którą roztaczało wielu magów potrafiła zaburzać percepcję i uwagę). Po kilku chwilach eutanatos spojrzał na syna eteru przekrwionymi oczami.
- Za dużo nie zobaczyłem. Ale sytuacja wygląda na względnie opanowaną. Problem w tym, że wmieszała się policja. Zaparkuj na uboczu, przejdziemy się do nich.
Jak kazano tak zrobił. Eteryta zaparkował na uboczu i ponownie wyłączył silnik.
- Czy to zły moment, aby wspomnieć, że nie mam przy sobie broni palnej? - wyjął z kieszeni latarkę - Cóż najwyżej coś wymyślę.
- Sądzę, że to bardzo dobra wiadomość. Z całym szacunkiem, Klaus - Tomas starał się być delikatny - ludzie którzy często nie pracują z bronią, robią w stresie głupie rzeczy.
Eutnatos zostawił w samochodzie sztylet, nóż sprężynowy, portfel oraz pochwę na nóż.
Klaus ruszył za Eutanathosem, zamykając i włączając alarm w samochodzie. Jeżeli wampir chciałby się dostać, to pewnie wyrwałby drzwi, a tak to odgoni przynajmniej śmiertelnych… hm… a może gdyby zrobił system rażenia prądem… chociaż co jakby ktoś wpadł na niego przypadkiem.

***

Technomantka pokiwała głową, mamrocząc tylko "dziękuję..." do policjanta, co mogło być uznane za objaw stresu lub szoku u młodej kobiety. Opuściła swój dom, pozostawiając w nim rzeczy z bólem serca. Nie chciała nigdzie iść...
...ale ruszyła w stronę najbliższego radiozowu, aby tam czekać na kolejny cios od życia, który na pewno nadejdzie prędzej czy później. Minęła kolejnego policjanta celującego w potwora na ulicy. Ostatni z mundurowych stał przy radiowozie, niepewnie do niej podchodząc, lecz nie chcą zbyt ochoczo zbliżać się do domu.
Z oddali zobaczyła jak między snopami świateł z latarni maszerują sobie w swobodnym stylu Klaus i Tomas. Czy raczej Klaus i brat kostuchy. W ciemności można się było bać Tomasa. Z drugiej strony, po popisach Klausa w Wieży, może to on był straszniejszy. Wariaci zawsze byli straszni.
Tomas podniósł ręce za głowę.
- Rób to co ja.
Tymczasem policjant podchodzący do Mervi spojrzał na nich.
- Proszę stać. Pani… - spojrzał na nią - ...zapraszam do radiowozu.
Z domu dobiegł kolejny krzyk.
- Parter czysto!
Kiedy zobaczyła tych dwóch idących tak spokojnie, miała ochotę wyrwać broń policjantowi i ustrzelić Klausa i Tomasa, jednak gdy policjant zaprosił ją do radiowozu...
- Jeżeli to możliwe... Wolałabym postać na zewnątrz... Poodychać tutaj powietrzem... Jestem już bezpieczna przy panach. - uśmiechnęła się niemrawo.
Klaus również podniósł ręce za głowę.
- Już dziś robiłem za geja, jeszcze brakuje, aby facet mnie obmacał…
- Nie będę cię obmacywał - Tomas szepnął zwalniając kroku.
Policjant wyglądał na zestresowanego. Nie miał tak mocnych nerwów jak ci w domu. Po prostu źle znosił tą całą sytuacje.
- Stać! A pani, nalegam. Sama widzisz co tu się… Będzie nam łatwiej.
- Nie ma problemu... - nie chcąc dłużej męczyć mężczyzny weszła posłusznie do radiowozu zostawiając jednak drzwi otwarte i siedząc przy nich. Obdarzyła Klausa i Tomasa długim spojrzeniem pełnym napięcia.

Tomas powolnym krokiem zbliżał się. Po kilku chwilach Klaus wyczuł coś od eutantosa. Coś, co mógłby ocenić jako aurę. Tylko, że o wiele potężniejszego. Coś jak płomień, bezkresny żar, słup ognia. Tylko, że nie był to ani ogień, ani pożar, ani dym. Był to czysty autorytet.
- Proszę się uspokoić, jesteśmy pomóc.
Policjant mierzący do potwora na ziemi chyba odetchnął ciężko. Drugi kompan się zawahał.
- Służby?
Chyba nieświadomie sam nastawił na siebie pułapkę. Tomas kiwnął głową.
- Chcę zobaczyć wasze legitymacje.
Klaus spojrzał na Mervi.
- Czy poszkodowanej nic nie jest?
- Nie, nie jest - policjant jakby zapomniał o poprzednim pytaniu. Tomas powoli opuścił ręce do tułowia. Podszedł pewnym krokiem do zwłok, kucnął przy nich. Chwilę oglądał.
- Martwy bydlak. Lepiej niż celować w niego, trzymać oko na okolicę - zasugerował do policjanta. Temu jakby ulżyło. Wyglądał trochę, jakby teraz w sumie uwierzył każdemu, bo bardzo potrzebował potwierdzenia bezpieczeństwa. Z domu dobiegł kolejny okrzyk.
- Piwnica czysto!
Klaus podszedł do Mervi kiwając głową.
- Witam panią, nazwisko Aeker, Czy nic pani nie jest? Obawiam się, że funkcjonariusze mogli zaniedbać niektóre części protokołu...
- Te okoliczności nie są sprzyjające... niczemu... żadnemu protokołowi... - spojrzała z niepokojem na swój dom.
Klaus spojrzał na Tomasa i funkcjonariuszy.
- Prozmawiamy z panią. Musi być nieźle roztrzęsiona tą sytuacją. Mam nadzieję, że dacie sobie radę z resztą?
Tomas kiwnął głową za mundurowych. Rozpoczął na boku rozmowę z jednym z nich, wypytując profesjonalnie o wydarzenia. Wyglądał faktycznie trochę jak agent specjalny. Mervi udzieliła się aura autorytetu Tomasa, poczuła to wyraźnie.
Klaus odsunął się z Mervi na bok.
- Więc, jaka sytuacja?
- Taka... - Mervi zacisnęła zęby - ...że kurwa mać.
Klaus kiwnął głową.
- Sorry, dałem się wciągnąć w odgrywanie. Pijawa, żyje… bytuje?
- A ja wiem? - spojrzała w dół - Oni łażą mi po domu... Nie mogą... - urwała - Po prostu cholera z tym.
Eteryta uniósł brew.
- Co tam masz, co mogłoby sprawić problemy?
- Co cię to? - fuknęła - Nic nie poradzisz i lepiej nie próbuj. Koleś w środku jest cwańszy niż te płotki.
- Pytam, bo nie możemy cię tak po prostu stąd zabrać. Więc jak wyjdą z trzema kartonami spiraconych gier komputerowych, muzyki i listą zamówień... No przyda się mieć plan na to.
- Nie piracę gier, bo nie gram. Sama mogę stworzyć. Nie, nie mam tego typu rzeczy. Broń mam... Jeden pistolet. Do jebanej ochrony, ale z pozwoleniem... Inna sprawa... Mogą się zadziwić ilością... leków.
Klaus najpierw uniósł brwi, po czym powoli wciągnął i wypuścił powietrze.
- Nie moja sprawa, po co… ale ile tego towaru masz? Pytam, bo po tym pewnie mi się też przyda.
- Większość dostępna jest bez recepty, kilka na receptę jak ketonal... Przeciwbólowe. - wymamrotała pod nosem - Z torbę tego mam…
- Torbę na zakupy, czy torbę sportową?
- No, siatkę taką... Jedno pudełko oddałam Patrickowi na tą jego nogę…
- Jego nogę? Dobra, jeden problem na raz. - machnął na Tomasa, aby ten podszedł do nich - Trzeba coś wymyślić. Zważając jak szybko się zjawiliśmy, będzie można nawymyślać, że pracujesz dla nas… nie wiem, dragi to podpucha czy co… - spojrzał na dziewczynę - Poważnie, siatka pełna przeciwbólowych?
- Pojebało cię? W sprawy policji chcesz mnie wplątywać? Nie ma mowy... - skrzywiła się - To zwykłe leki. Legalnie pozyskane.
- Legalnie pozyskane leki trzymasz w rozsądnych ilościach. Paczka, dwie… nie torba różnych leków, o różnych siłach.
Tomas w tym czasie rozmawiał z policjantami. Rozmawiał do momentu, gdy z domu adeptki nie wyszedł okularnik oraz policjant, drugi najwyraźniej został na miejscu. Okularnik zmierzył Tomasa wzrokiem.
- To tajniak…
Zagaił policjant, a po chwili zamilkł pod ciężarem surowego spojrzenia dowodzącego akcją. Tak jakby w tym ułamku sekundy uświadomił sobie jak bardzo to głupio brzmiało i jak bardzo on sam był naiwny. Jak naiwny potrafi być człowiek rozpaczliwie potrzebujący wsparcia w chwilach gdy walą się fundamenty rozumu.
Tomas wyszedł do okularnika pewnie, odchodząc dalej od grupy. Klaus usłyszał zdawkową wymianę uprzejmości oraz prośbę o rozmowę na uboczu. O dziwo wysłuchaną, odeszli od głównej grupy na kilkanaście metrów. Zrobiło się dziwnie, szczególnie Klaus obdarzony był spojrzeniami pełnymi zmieszania, wątpliwości zmieszanej z jednak silną chęcią aby był tym za kogo się podawał. Policjant który przyszedł z domu, podszedł do radiowozu. Milczał jednak.
Wiedziała, po prostu wiedziała, że gdy wyjdzie ten facet to sprawa się obróci na niekorzyść... On nie wyglądał na takiego naiwniaka, jakim były te płotki... i nie był tak wystraszony całą sytuacją. Mervi spojrzała na mężczyznę, który podszedł do radiowozu. Nie wiedziała czy w ogóle powinna się odzywać, normalnie wolała siedzieć z dala od policji, ale...
Kurwa.
- Nie było ich więcej...? - zapytała z realnym niepokojem. Więcej Sabatu w jej domu to by nie chciała... a i znaczyłoby to, że trinarka coś przeoczyła…
Klaus nic nie powiedział. Sięgnął natomiast do kieszeni, jakby czegoś szukając. Wertował pamięć w poszukiwaniu jak nazywała się Norweska Służba Inteligencji po norwesku. Jednocześnie zaczął formować schemat odpowiedniej odznaki identyfikującej go jako jej członka.

Policjant spojrzał na Mervi z pewnym współczuciem. Nie litością, po prostu po ludzku.
- Dzięki bogu, nie… Widziałaś co tu leży na asfalcie?
Pokręcił głową jakby tylko zaznaczając temat, lecz nie ciągnąc go. Chyba sam sobie to wszystko układał w głowie. Tomas dalej rozmawiał w oddali. W świetle latarni widać było, iz obaj interlokutorzy mają nietęgie miny. Być może nawet wrogie.
Mervi odwróciła wzrok od sceny, o której mówił policjant jakby nie chciała przyglądać się temu, co pozostało z wampira.
- Nikt z was nie został ranny, mam nadzieję...? - zapytała z prawdziwym przejęciem sprawą.
- Mieliśmy szczęście na ulicy. W domu… To było dziwne. Jakby już był martwy. Ale ruszał się.
Policjant skrzywił się na myśl o tych wydarzeniach.
- Spazmy pośmiertne. - rzucił Klaus - Adrenalina jeszcze krąży po mięśniach i powoduje "ruch".
- A co na to powiedział ten... bez munduru? - zapytała Mervi.
- Nie rozmawialiśmy dokładnie. Sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze. Nic nie słyszałaś? Okna były pobite…
Tomas oraz okularnik chyba zakończyli rozmowę i nieśpiesznie ruszyli w stronę radiowozu, wołając do siebie przy okazji resztę policji na zewnątrz.
- Ale nic więcej nie działo się...? - zapytała z przejęciem, które mogło oznaczać przejęcie co do stanu, w jakim będzie musiała dziś mieszkać - Nic nie zniszczono więcej? - dopytała na koniec.
- Kuchnia wygląda tragicznie…
Jegomość przerwał gdy zebrało się większe grono.Okularnik zabrał głos pierwszy.
- Jestem bardzo zadowolony z pomocy Inspektora.
- Znaczy kogo? - Wtrącił się jeden policjant.
- Inspektora - położył nacisk na te słowa bardzo wymownie - Albert został w domu, pomoże nam uprzątnąć ten bałagan. Zadzwonię do was, wrócić do domów do domów, czy jak macie patrol… Chciałbym aby ktoś patrolował okolice ale nie wymagam tego. Nie gadajcie nic z szefostwem, jutro coś ustalimy. Ktoś ma jakieś ale?
- Amunicja…
- Zajmę się tym - Mervi zauważyła ledwo dostrzegalne spojrzenie okularnika na Tomasa. Eutanatos milczał.
Mervi nie odzywała się przez ten czas, uznając że na nią i tak przyjdzie pora. Nie powinna w tym momencie wtrącać się w ustalenia policji... szczególnie gdy nie wiedziała co zaplanował Tomas. Przeklinała w myślach swoje ograniczenia w magyi. Może Fireson miał trochę racji co do zasłaniania się urządzeniami... Trochę…
Klaus spoglądał co chwilę na Mervi, oraz na Tomasa. Zastanawiało go, a nawet martwiło, że Eutanatos miał lepsze obeznanie z ludźmi niż on. Martwił się też o Mervi, sięganie po narkotyki nawet "na receptę", świadczyło o problemach. Nie miał zamiaru tego poruszać na poziomie Fundacji, ale chyba się przyda spróbować pomóc dziewczynie.
Policjanci zaczęli szykować się do odjechania, wymieniając ze sobą kilka uwag. Tomas poprosił Mervi aby poszła z nim na bok. Tymczasem okularnik zwrócił się do Klausa.
- Słyszałem, że znasz się trochę na kwasie i ogniu. Że umiesz posprzątać to ścierwo? Nie chciałbym aby zaraz zlecieli się tu ludzie z telefonami albo jakiś dzieciak w to wdepnął. Wożenie tego do lasu też mi się nie widzi.
Wyjął papierosa.
- Palisz?
- Chyba zacznę… ale nie dziś. - Klaus spojrzał na dom - Znam się, potrzebuje tylko trochę reagentów i pojemnik. Jak duży jest?
- Jak ten na asfalcie. Trzeba będzie to przenieść? W samochodzie mam rękawiczki, ale to trochę za mało.
Klaus rozważał co właśnie ma zrobić. Wziąć zwłoki… no wampira, ale dość człekokształtne i je spalić, lub rozpuścić. Spalanie chyba będzie lepszą opcją.
- Dam sobie radę, potrzebuje tylko kilku reagentów. Palenie gościa na asfalcie, chyba przyciągnie uwagę, nie?
- Targanie tego za dom niewiele pomoże - okularnik skrzywił się - chyba, że umiesz zrobić to dyskretnie? Spalić?
Chytry lis. Wyglądał na żywo zainteresowanego, a jednocześnie wyciągał informacje.
- Rozważam, chociaż smród może też przyciągnąć uwagę. Czułeś kiedyś zapach spalonego ludzkiego mięsa? Jest powód dla, którego krematoria walą z grubej rury, jeżeli chodzi o temperatury. Nie mam na sobie odpowiedniego sprzętu, ale jeżeli ta pani ma trochę wybielacza.. to może coś skleje.
- No to mam nadzieję, że nie strzelisz mi w plecy - mężczyzna skrzywił się - idę do domu, wyjaśnić rzeczy z kolegą.
- Tego mi brakuje. Kolejnych zwłok do rozpuszczania. Porozmawiam z poszkodowaną i zajmę się… czyszczeniem.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline