Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2019, 18:55   #63
Zell
Edgelord
 
Zell's Avatar
 
Reputacja: 1 Zell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputacjęZell ma wspaniałą reputację
Mervi ruszyła za Eutanatosem bez zbędnego i bezcelowego oporu. Z jednej strony miała nadzieję, że wcale nie chodzi o żadne medykamenty. Z drugiej wiedziała, że los jej wyraźnie nienawidzi.
Rozmowa z Eutkiem na osobności…
Tomas wysilił się na uśmiech (który wyglądał zarazem upiornie i pocieszenie niezdarnie). Nimb autorytetu którym był otoczony już praktycznie przeminął.
- Dobrze się trzymasz, Mervi?
- Mogło być gorzej... - odparła odwzajemniając uśmiech... ale w jej wypadku był on po prostu słaby - Nic mi nie jest. Z góry "pracowałam". - spojrzała na chwilę w ziemię - Ale... dzięki, że przyjechaliście. Naprawdę. - dodała szczerze.
- Wygląda na to, iż mamy szansę na pierwszego akolitę. Lub maga, jeśli facet nie oszaleje za kilka dni - Tomas lekko zmienił temat. - Zrobimy porządek z trupami i będzie trzeba się rozmówić z nim.
- Och. - rzuciła krótkie spojrzenie w stronę Klausa i tego mężczyzny - Co mu powiedziałeś? - zapytała rada, że tamten temat nie został poruszony. Klausa tylko trzeba będzie zamknąć…
- Że jestem trochę jak Olaf, to mu wystarczyło. Nie, nie wiem kim jest Olaf, ale podejrzewam.
- A jakie są te podejrzenia? - dodała zaciekawiona - Sądzisz, że kim jest Olaf?
- Wampirem. Wygląda na to, że kilka razy naszego śledczego wyciągnął z niezłego gówna, w tym ostatnio.
- To... dobrze? Źle...? - zmarszczyła brwi - Co jeżeli ten wampir, jeżeli to naprawdę wampir, zrobił... więcej? Po cichu? Wiesz, krew i te sprawy.
- Czasem trzeba zaryzykować i zaufać swojemu instynktowi.
- Co racja to racja. - technomantka zamyśliła się - W sumie... I tak chciałam z tobą porozmawiać, ale to załatwimy po tym.
Klaus zbliżył się do dwójki, nie wyglądał na ucieszonego.
- W coś ty mnie wrobił? Topienie/palenie zwłok? Poważnie? - przetarł oczy i spojrzał na Mervi - Masz wybielacz w domu?
- Uzdatniacz do rur... - odparła nie do końca wiedząc jak ma pomóc taka butelka. Za mała była.
- Ocet?
- Po co mi ocet? - spojrzała zdziwiona - Sosy do sałatek mi przywożą...
- Przydałby się nam adept pierwszej. Przyglądałem się jednemu trupowi - pauza - entropia nie jest tu wskazana. Ona ma to do siebie, że potrafi zostawić równie mocny ślad. Szczególnie… w tym wypadku.
- Mam to załatwić niewulgarnie? To potrzebuję naukowego sposobu na stworzenie kwasu solnego. Wybielacz, lub uzdatniacz do rur, zawierają chlorek sodu, potrzebuje octu, aby stworzyć kwas podchlorawy….
Eutanatos zmrużył lekko oczy.
- Nie możesz po prostu znaleźć tego kwasu w aucie? Myślałem, że jesteś bardziej… oświecony.
Klaus zamrugał i spojrzał na swoje autko.
- Naprawdę sądzisz, że mam tam miejsce na kilkanaście litrów silnie żrącej substancji? - Klaus westchnął - Ale dobra, zobaczę czy nie "znajdę" kwasu w swoim aucie… zabijasz całą frajdę w byciu naukowcem. Hm… a gdyby tak światłem naładować jego molekuły i przyspieszyć tempo rozkładu...
- Klaus. - adeptka przerwała eterycie - Po prostu zajmij się tym. O wpływie światła pomyślisz później.
Klaus wyglądał na skrzywdzonego, ale poczłapał w stronę samochodu.
- Zero szacunku dla sztuki…
- Dziękuję, Klaus - Tomas kiwnął głową w stronę syna eteru. Następnie skupił się chwilę na Mervi.
- Doprowadzimy sytuację do stabilizacji, ale sugeruję abyś spała u mnie.
Przerwał.
- Wiem, to źle brzmi. Klaus ma jednak w opiece nasze zasoby, należy rozpraszać ryzyko zamiast upychać wszystkie skarby pod jeden dach.
Mervi spojrzała z zaskoczeniem na Tomasa.
- Przyznam, że nikt wcześniej nie powiedział, że jestem skarbem... - jej usta wygięły się w tłumionym uśmiechu - Czyli proponujesz mi Pijama Party u siebie, co? - spojrzała w stronę domu, ale nie dodała nic.
- Niestety, do tego trzeba przeżyć nekroparty - Tomas nieudolnie zażartował podchodząc do zwłok na ulicy - coś długo szef gada z kumplem. Niech się naradzają, może i to lepiej. Co widziałaś…
- A nie możemy tego zmienić na nekoparty? - delikatnie się zaśmiała, ale zaraz spoważniała, gdy Tomas zadał pytanie - Kiedy przeglądałam umysł wampira? - spochmurniała trochę - Młody był najwyraźniej. Sabat musiał go niedawno dostać, ale co zaskakujące był... - zastanawiała się chwilę nad słowem - ...szczęśliwy...? - pokręciła głową - Gdybym nigdy nie widziała efektów, to bym uznała ich za niegroźny quasi-kult. - urwała na moment - Tylko tam było coś jeszcze...
- Coś bardzo ciemnego - Tomas dokończył pytając.
- Między innymi. - spojrzała na księżyc - Mój Avatar wręcz... hmm.... zawarczał, gdy się zbliżyłam do pliku. Otwarcie go uderzyło... Jakby trzasnęło? Tak czy inaczej później nie znalazłam niczego. Prócz Pustki, przez duże P. Całość stworzona była jakby z entropii. Całe kodowanie... niczego.
Eutanatos słuchał uważnie. Minę miał poważną, jednak nie skomentował.
- Chodź, idziemy do naszego nowego sojusznika. Trzeba zobaczyć tamtą demolkę.
Klaus wyciągnął z bagażnika solidny kanister na chemikalia. Odkładając do kieszeni jakiś przyrząd. Spojrzał na swoich towarzyszy.
- Mam kwas, powinien wystarczyć. - podał do Adeptce - Pani pozwoli, uwaga jest ciężki - syn eteru spojrzał na Tomasa - Ja biorę nogi.
- Powodzenia... - Mervi spojrzała na kanister - Ja za wami...
Mervi nie wyglądała na pocieszoną, gdy wampir był transportowany do jej domu. Tym bardziej nie była pocieszona, gdy przyszło do pozbywania się zwłok kwasem i przeznaczono do tego jej własną kuchnię (bo nie dała wanny, miała swoją godność). Obserwowała tylko w milczeniu jak eteryta zajmuje się rozkładaniem zwłok ułożonych na kafelkach w kuchni. Oh, goodie...
Polane truchła zaczęły posłusznie się rozpływać...
Klaus dla pewności wyciągnął przyrząd wyglądający na… dzieło eteryty i skierował jeden koniec niego na zwłoki. Po kilku chwilach z trupów został tylko szlam. Klaus odetchnął.
- Potrzeba szufli i możemy wyrzucić ich. - spojrzał na pozostałych - Co teraz?
Na te słowa Mervi odeszła kawałek, aby wrócić ze szczotką i szufelką, które podała eterycie.
Seyn eteru zebrał resztki wampirów z ziemi i wyrzucił je do kosza razem z szuflą i powoli znikającą szczotką.
- Odkupię ci je.
Policjant ze strzelbą pilnował domu podczas całej akcji, natomiast okularnik przyglądał się temu wyraźnie zainteresowany. Co prawda, jego zainteresowaniu daleko było do dziecięcej fascynacji, a bliżej do lisiego zaciekawienia nową zdobyczą, to wydawało się to bardzo naturalne.
- Niezłe środki ma ten twój czyściciel - okularnik spojrzał na Tomasa.
- Kwas kwantowy, coś jak grafen w płynie - eutanatos odpowiedział bez mrugnięcia okiem.
Mervi musiała aż odwrócić się w drugą stronę aby nie pokazać wielkich oczu zdziwienia gdy mistyk posłużył się tego typu nomenklaturą. Klausowi poszło lepiej ukrycie zdziwienia. Może dlatego, że światło w pokoju migało przyjemnie.
Eterycie przez chwilę przeszła przez głowę myśl o potencjalnej świadomości światła kuchennego. Czy miganie nie jest może próbą porozumienia się? Czy ludzkość stworzyła metody, aby jakieś inne istoty miały sposobność na kontakt? Wtedy przypomniał sobie, że duchy faktycznie istnieją i postanowił porzucić ten tor rozumowania.
Po pierwszym zaskoczeniu Mervi mogła ponownie zwrócić wzrok na Tomasa. Co do cholery z nim nie tak? Gdy była pewna, że okularnik nie widzi jej reakcji wbiła wzrok w eutanatosa, jakby chciała samym spojrzeniem obedrzeć go z tej powłoki, pod którą kryje się coś interesującego.

***

Usiedli w kuchni w niepełnym gronie. Tomas, Klaus oraz Mervi oraz okularnik. Pozostały policjant pilnował domu. Okularnik usiadł przy Mervi. Wydawało się, iż rozumie, że jest ona nie tylko poszkodowaną ale też kimś częściowo wtajemniczonym w te sprawy.
- Na ile jesteście mi w stanie wyjaśnić co to do cholery było?
- A chcesz odpowiedź przyjemną i szybką czy długą i wkurwiającą?
Tomas… uśmiechnął się. Jak stary wyga do starego wygi.
Klaus spojrzał na Tomasa zastanawiając się, czemu dalej rozmawiają z tym śpiącym. Sytuacja była już chyba pozamiatana.
Mervi natomiast skupiła się na nowej ciekawostce w okularach. Na Tomasa przyjdzie pora, jak i stan kuchni nie był w tym momencie problemem. Miała tu natomiast sytuację bardziej niż ciekawą oraz osobę, której obecność przyciągała technomantkę jak światło ćmy. Ten mężczyzna po prostu sam w sobie był interesującym zjawiskiem.
I spowodował prawdziwy uśmiech na twarzy Tomasa! Och, tyle się działo!
- Dziś chyba wolę łatwiejszą, dość mam dziś syfu.
Ponad stołem zawisło niewypowiedziane “ale” lecz bardzo namacalne. Tomas kiwnął głową.
- Tak?
- Tak?
- Powiesz mi więcej o Olafie. Pracuje z wami, jak rozumiem?
Eutanatos nie zrzucił beznamiętnej maski. Nawet nie mrugnął improwizując. Chyba improwizując.
- To freelancer działający pod Instytutem.
Policjant zasępił się. Splótł dłonie w piramidkę.
- Zatem co to za gówno było? Tego na dworze bardzo długo oblewała czarna maź.
- Trochę to jak w tanim horrorze - Tomas wzruszył ramionami - mutacje. Nie jakaś tam radioaktywność, czyste toksyny. Nie przypominały ci te guzy raka?
Okularnik wbił badawczy wzrok w Klausa jakby chciał z jego twarzy wyczytać dodatkowe informacje. Było to niezwykłe nagłe, jakby całą poprzednią rozmową tylko usypiał jego czujność.
Klaus spojrzał na Tomasa.
- Ile możemy mu powiedzieć?
- Standardowa procedura.

- Guzy rakowe tych rozmiarów wywoływałyby nielada ból. Możliwa jest choroba skóry lub krwi powodująca tego typu wybroczyny. Czemu okaz nie udał się do szpitala… może nie miał ubezpieczenia. - Klaus nie cierpiał rzeźbić w gównie, jeżeli chodzi o tłumaczenie i normalizowanie supernaturalnych rzeczy. Chociaż spodziewał się, że prawda: To wampir i niektóre tak mają. Pewnie by się skończyła z nowym lokum, takim z obiciem na ścianach.
- Już myślałem, że to czary - okularnik ciągle patrzył w oczy Klausa.
- Nie byłbyś jedyny. - wtrąciła się Mervi - Widziałeś kiedyś podobne stuffy w necie? Szkoda tylko, że są haterzy, którzy psują całą radość pisząc "FAKE!". - odparła ze smutkiem.
- Taaaaaaaak - okularnik westchnął nie traktując Mervi szczególnie poważnie - zdzwonimy się jutro. Masz mój numer, postaram się zadzwonić po południu - skierował słowa do Tomasa.
Pożegnał się zdawkowo. Gdy wychodził, czuć było, iż coś bardzo mu się nie spina. Chyba jednak uznał ich za niebezpiecznie groźnych. Co mogło być tak zaletą jak i wadą.

- No cóż… to się stało. Mam nadzieję, że to co zrobiłem wpasowało się w "standardowa procedura" - Klaus przetarł oczy. Chyba kwas mu je delikatnie podrażnił.
Mervi wyglądała na urażoną podejściem do niej. Nikt nie traktuje jej poważnie...
- Czyli... - spojrzała na Tomasa badawczo - ...wymieniłeś się z nim numerami? To już jest ten stopień zażyłości?
Klaus delikatnie zachichotał.
- Może podziel się, będzie mi pasowało do przykrywki.
- Przykrywki mają to do siebie, że nie powinny zbyt długo trwać - Tomas chyba stracił poczucie humoru. - Będę musiał porozmawiać z szefostwem co dokładnie z tym gościem zrobić. Bardzo chciałbym uniknąć grzebania mu w głowie. Opowiesz nam Mervi, co dokładnie się stało?
- Nie powstrzymałam się od grzebania wampirowi w głowie...? Ach... - spojrzała na Klausa przypominając sobie, że ten nie słyszał co wtedy mówiła - Long story short. Przejrzałam umysł tego z dołu, w plikach jakieś rzeczy od Sabatu były, całkiem interesujące, ale co ważniejsze, nie rób sobie żartów w tym momencie, znalazłam Pustkę. Duże Pu. Glitch warczał na nią. - streściła eterycie - Jak mówiłam Tomasowi kodowanie tego pliku było zbudowane z entropii... jakby? Wtedy po raz pierwszy poczułam... hm... lekki powiew ozonu? Samo otwarcie miało w sobie coś z "agresywnej" natury. - spojrzała po mężczyznach, aby upewnić się czy mają do tego pytania. Klaus przekrzywił głowę w zamyśleniu.
- Ozonu? Myślisz, że ma to coś wspólnego z "Istotą o burzowych oczach"?
Tomas dał znak, iż w tej chwili nie ma pytań.

- Jeżeli ma coś wspólnego to niepokojąca jest druga część. - westchnęła - Był tam jeszcze jeden plik... Nazwijcie go chatroomem. Otworzył się bez problemu... bo tam był ktoś jeszcze. Inny umysł. Agresywny. - zamyśliła się - Mój Avatar wyraźnie nie czuł się spokojnie przy nim. Nawet bym powiedziała, że był coraz bardziej zdenerwowany im dłużej trwała ta rozmowa. Teraz wciąż nie czuje się najlepiej, jak podejrzewam. - wzdrygnęła się - Miałam wrażenie, że słyszę tego głos przy swoim uchu... a w pewnym momencie zapach ozonu wzmocnił się... dokładnie gdy wspominał Tradycje. - zawahała się - Raczej nie był pocieszony z ich ostatnich czynów. Tak czy inaczej... Ta cholera wiedziała z kim rozmawia. - zamilkła na chwilę - Dla dobra Glitcha terminowałam połączenie.
- Chyba przyda się o tym pogadać podczas następnego zebrania, lub zwołać takie dla tego celu. - Eteryta zamyślił się - Więc.. COŚ agituje wampiry, aby zajęły się pojawieniem magów w mieście? Nephandi?
- W jakimś kontekście, tak - eutanatos potwierdził - jeśli weźmiecie swe urządzenia, wyczujecie jeszcze tutaj bardzo specyficzny rezonans. Rękawica w kuchni jest dużo słabsza niż w reszcie domu. Dam sobie rękę uciąć, że właśnie po drugiej stronie mamy małą imprezę pająków wzorca ze zmorami. Będzie trzeba przykryć to halo oraz wzmocnić barierę. Osobiście to najchętniej wypaliłbym okolice w płomieniach pierwszej jeśli masz zamiar tutaj mieszkać.
- Szczerze to zastanawiam się, ale jeszcze nie doszłam do konkluzji tej materii. - odparła Mervi - Obawiam się czy Glitch czułby się tu dobrze... i czy ja będę. - zamyśliła się, ale na razie nie była chętna wyrażać tych myśli - Stosowałam wiele magyi tutaj. Po połączeniu nie widziałam konkretnych zmian... - spojrzała na Tomasa - Myślisz, że z kim lub z czym, się skontaktowałam?
- Podejrzewam, że z prawdopodobnym echem powodu dlaczego tu jesteśmy. Efektem ubocznym.
- A dlaczego w ogóle się tu znaleźliśmy? - zapytała nie do końca rozumiejąc co eutanatos ma na myśli - Jaki to ma związek z tym co się mi przydarzyło?
- Porozmawiamy o tym na następnej radzie. Mervi, pojedziesz do mnie, jak wspominałem?
- Pojadę... - Mervi już myślała jak wyciągnąć z Tomasa informacje przed naradą. Nie chciała czekać! - Tylko pan szofer musi znaleźć miejsce także i na kilka moich rzeczy. Nie zostawię ich tutaj samych, w takich okolicznościach.
- Klaus? - Tomas zapytał cicho.
- Powinno się znaleźć miejsce, najwyżej wrzuci się coś na tylne siedzenie. - Klaus spojrzał na Mervi - Więc ile tego będzie? Oprócz tego co już wiem?
- Oprócz... - Mervi zdziwiła się, ale to trwało tylko chwilę nim nie zrozumiała co Klaus ma na myśli - Och... No, komputery oczywiście... Nie zostawię tu sprzętu ot tak. Część będę musiała kupić na nowo, jasne, ale to co nie... Jakieś ciuchy byłyby przydatne. - spojrzała na Tomasa - Jak duże masz mieszkanie i jak długo masz zamiar mnie trzymać?
- Nikogo nie trzymam, jak chcesz, możesz tu zostać - Tomas odpowiedział dość chłodno - ale tego nie polecam. Niestety, małe. Będziesz musiała zadowolić się kanapą.
- Erm… ja.. mam.. dom… większy? - Klaus zaczął patrzeć na swoje dłonie nerwowo - Pewnie byłoby wygodniej… i może… moglibyśmy zrobić jakieś systemy bezpieczeństwa razem?
- Klaus, będziemy trzymać u ciebie w domu całe zapasy kwintesencji i dwójkę magów? Rozumiem, że dopiero gdybyśmy włożyli ci do piwnicy kilka talizmanów, byłaby to zbyt ryzykowna akumulacja zasobów?
Eutnatos spauzował.
- Przepraszam, zwykle nie jestem tak sarkastyczny. Przydadzą się nam zabezpieczenia telefonii. Teraz Unia na nas raczej nie patrzy, to możemy swobodnie rozmawiać telefonicznie. Gdy się nami zainteresują, rozmowy takie jak dziś musiałaby być prowadzone szyfrem, a to dość nieporęczne.
- Kanapa nie jest złą wizją. - odparła - Spróbuj usnąć w fotelu komputerowym, och, to jest świetne doznanie po pobudce. - spojrzała uważniej na Tomasa - Po prostu chciałam wiedzieć jak długo mnie wytrzymasz, a nie sugerować jakbym miała być więźniem.
Klaus dalej patrzył na swoje ręce.
- To tylko sugestia…
- Wytrzymam. Zabieramy się?
- Dobrze, pokażę Klausowi co ma zabrać i możemy jechać.

***

Pakowanie dobytku Mervi zajęło grupie trochę czasu i wykorzystania skilli grupy w Tetrisa. Jednak po niedługim czasie byli już w domu Tomasa. Ku konsternacji Mervi nie było tym, czego się spodziewała. Przytulne, uporządkowane z deską do prasowania i laptopem. Gdyby zapytano jej, było to mieszkanie zwykłego zjadacza chleba, a nie osoby, dla której zabijanie ludzi i odwiedzanie ich w zaświatach, aby upewnić się, że zrozumieli czym zasłużyli sobie na śmierć, jest pracą. Klaus postawił delikatnie na ziemi komputer Adeptki, upewniając się, że nie uszkodzi delikatnego sprzętu.
- Łazienka jest wolna - Tomas wskazał Mervi pomieszczenie, samemu biorąc Klausa na stronę.
- Dziękuję - podał mężczyźnie dłoń - za wsparcie podczas tej nocy. Byłoby dobrze gdybyś spisał jakiś ogólny raport. Masz jakieś uwagi i komentarze co do dzisiejszych wydarzeń? Lub cenne spostrzeżenia…
Klus uścisnął dłoń Tomasowi zastanawiając się.
- Nie trzeba było długo czekać, aby działania Walerii ugryzły nas w zad. Teraz na pewno będziemy musieli wybrać stronę w tej całej zabawie pijawek.
- To nie jest wina Walerii - Tomas wtrącił ostro. - Sądzę, że to parszywy przypadek połączony z byciem magiem. Technomanci, z całym szacunkiem Klausie, długo nie widzą, iż każdy mag jest zmarszczką na rzeczywistości, przyciągającą różne problemy. Ma to pewne zalety, jak i wady.
- Muszę popracować nad swoją ironią najwyraźniej.
- Możliwe - Tomas uśmiechnął się mrugając okiem, całkiem sympatycznie.
- Co do uwag… jest dużo w tym mieście co możemy zrobić. Dużo osób, którym moglibyśmy pomóc. Jeżeli… będziesz potrzebował jeszcze szofera po alejkach to nie bój się zapytać.
- Jestem przyzwyczajony do samotnej pracy… Będzie trzeba to zmienić.
Klaus kiwnął głową.
- Dasz sobie radę dalej?
- Tak. Naszła mnie jeszcze jedna myśl. Może to kwintesencja przyciągnęła je do Mervi. Uważaj na nasze zapasy soczku. Mam nadzieję, że nie są jednak przetworzone. Byłoby głupio gdyby nam świeciły jak latarnia.

***

Mervi powoli podłączała swój sprzęt zastanawiając się jaką moc wytrzyma instalacja Tomasa. To przynajmniej odciągało jej uwagę od zbliżającej się rozmowy z eutanatosem. Jak w ogóle powinna ją zacząć? "Słuchaj, ćpam morfinę i będę cię chciała zabić we śnie"? Kiepski początek...
- Tomas... - odezwała się do eutanatosa, po czym na chwilę straciła wątek - ...dziękuję za ofertę.
- Nie ma problemu. Chcesz coś przegryźć? Niestety z rzeczy gotowych na teraz to mam tylko resztki albo kanapki możesz sobie robić. Mam też piwo, bezalkoholowe.
- Więcej niż ja miałam. - uśmiechnęła się niemrawo - To piwo to może się przydać... - westchnęła ciężko - Bo muszę coś ci przekazać. O ile już tego Jonathan nie zrobił? - spojrzała pytająco na Tomasa.
- Nie rozmawiałem z Jonathanem na twój temat od czasu układania listy kandydatów do fundacji - Eutanatos wyznał szczerze wyjmując z lodówki piwo. Samemu uraczył się wodą.
- Naprawdę? - zainteresowała się tym, co odciągnęło na chwilę temat "lunatykowania" - W sumie czemu uznaliście, że ja to dobry wybór? Prócz bycia adeptem, oczywiście. - nie sprecyzowała, którego "adepta" ma na myśli. Otworzyła piwo patrząc na nie niepewnie - Och, jak dawno nie piłam nic prócz wody i herbaty.
- Bez procentów, można pić śmiało - eutanatos odparł naturalnie - Rekomendował za ciebie… Musiałbyś z Jonathanem porozmawiać, jakiś Jon, Joshua? Nie pamiętam. Dostaliśmy skrócone, powiedzmy, że CV od twej tradycji i tyle. Niestety, ale przedstawicielstwo wirtualnych w radzie nie mogło nikogo polecić. Jak widać, jesteście rozbici podobnie jak Mówcy Marzeń.
- Uhm, rozumiem. - Mervi wbiła wzrok w puszkę - Musiała to być fascynująca lektura. - zamilkła na chwilę, gdy upijała łyk piwa - W sumie szkoda, że nie rozmawiałeś z Jonathanem. Zdjęłoby to jeden z problemów z mojej głowy... - upiła znowu - Co znaczy, że jesteś, hmm, uzdrowicielem? - spojrzała na Tomasa z mieszaniną czystej ciekawości oraz jakiejś obawy…
- Powiedzmy, że jestem pod koniec przekwalifikowywania się. Nie, nie martw się, nie zabiję cię gdy uznam, że coś z tobą nie tak. To zupełnie nie tak działa. A tym bardziej nie gdy rozliczenie jest bliskie.
Początkowo milczała jedynie popijając piwo. Dopiero po chwili zebrała się w sobie.
- Zastanawiało cię czemu nawet w domu, gdzie wszak jest ciepło, noszę bluzki z długim rękawem?
- Staram się o tym nie myśleć - Tomas skrzywił się lekko - widzisz, jestem dość... Mistrzowie określali to jako supersonsoryzm. Momentalnie jak coś mnie zaczyna ciekawić, zaczynam nieświadomie wchodzić w percepcję Sfer. Teraz dla przykładu mam bardzo silne przeczucie - Tomas lekko uśmiechnął się - że masz lekkie problemy z krążeniem. Trochę jak nałogowy palacz lub cukrzyk. Może temu być ci zimno.
- Godne zapamiętania. - uśmiechnęła się niemrawo - Widzisz... Ukrywanie pewnych faktów jest jak oczekiwanie żeby spadły ci one w końcu na głowę łamiąc kark, a gdy z kimś mieszkasz... Ciężej ukryć. - postawiła puszkę na stoliku - Nie chcę, aby inni zobaczyli to, co można zobaczyć, gdy spojrzy się na moje ręce. - spojrzała Tomasowi w twarz - Przyjęliście do Fundacji ćpuna, Tomasie.
- Kamień z serca, już myślałem, że infernalistę - przebudzony wysilił się na słaby żart.- Jak kultyści czy jednak… bardziej problematycznie?
- Wiem, mogłam mieć na ramionach wypalone jakieś pentagramy i pakty z demonami. - postarała się zażartować - Ale... nie. Zupełnie nie jak kultyści.
- Masz zamiar coś z tym zrobić?
- Próbuję. - powiedziała szczerze - Ale to lubi po prostu wracać. Mnie za to odczuwanie bólu Glitcha, jego powolnego "zamierania" zmusza do prób, ale nie wiem ile te próby dadzą i kiedy nałóg mnie pokona. Z drugiej strony morfina ma zbawienne działanie dla ukojenia nerwów. Można iść spać. Szybko. - nerwowo odsunęła włosy z karku.
- Rozumiem, że Glitch to nazwa twojego Atmana. Pozostaje mi życzyć ci powodzenia w walce z nałogiem - Tomas dokładnie zmierzył ją wzrokiem, jakby na coś czekał.
- ...czy... - przypomniała sobie blaknące piksele Glitcha - ...mógłbyś mi pomóc..?
- Nie. Mogę ci tylko i wyłącznie asystować gdy będziesz sama sobie pomagać. Niestety, tak działa wychodzenie z nałogu.
Mervi skinęła smętnie głową.
- Asystować. - zgodziła się - Nie dość, że się truję to jeszcze nakręcam ten cały biznes narkotykowy. - dodała ze zbolałą złością - Więc jak możesz choć tyle... to będę wdzięczna.
- To jest jedyna droga. Mogę ci pomóc z reakcją fizjologiczną, mam trochę himalajskich ziół. Jest coś jeszcze o czym powinienem wiedzieć?
- Tak. - przyznała dokańczając piwo - To się wcześniej nie działo, nie kojarzę nic takiego... ale dwie noce temu po pobudce zobaczyłam, że ktoś wgniótł do środka moją mikrofalówkę uderzeniami. Sprawdziłam kamery. -odetchnęła głęboko - To byłam ja. Zaatakowałam ją łomem, pewnie pozostałym po przeprowadzce. - zmarszczyła brwi - Wczoraj nocował u mnie Patrick. Zrobiłam to samo... atakując go. - skrzywiła się - A wtedy już drugi dzień nie brałam. Uderzyłam go tym łomem w kolano! - jęknęła podłamana - Przecież mogłam w głowę…
Eutanatos słuchał uważnie. Wyglądał na skupionego.
- Jesteś pewna, że nie chcesz się reinkarnować?
Pauza.
- Żartowałem. Będzie trzeba to zbadać. Brzmi osobliwie, bardzo wręcz.
Mervi uśmiechnęła się delikatnie.
- Jonathan oferował mi przebadanie umysłu, wspomnień... ale nie wiem jeszcze. Musiałabym pomyśleć nad zabezpieczeniem. Teraz ci o tym powiedziałam, aby nie było później problemu w nocy, gdyby... to się powtórzyło... Patrick mówił, że jestem wtedy jak lunatyk.
- Mam lekki sen, nie martw się - Tomas zapewnił ją - obudzę się zaraz jak ty. Badanie umysłu… wydaje się pierwszym pomysłem, prawda?
- Tak, ale... - zastanowiła się jak to dobrze ubrać w słowa - To jednak otwieranie się na ingerencję innej osoby. Nie wiem czy umiem na tyle zaufać…
- Ja bym nie ufał hermetykom. Obowiązuje ich trochę inny etos, nieco bardziej egoistyczny. Nie myślałaś aby sama spróbować to rozgryźć?
- Myślałam i tak mam zamiar zrobić... a przynajmniej spróbować. W razie co najbliżej mi do zaufania Firesonowi. - spojrzała przepraszająco na Tomasa - Bez urazy, to po prostu Tradycja. Inne więzi…
- Rozumiem. W zasadzie to ciekawe - Tomas ruszył do kuchni po kawałek chleba - iż udało się nam ściągnąć do fundacji jednego poszukiwanego terrorystę i drugiego prawie.
- Świetny początek, prawda? - uśmiechnęła się z lekkim rozbawieniem - Jeden to pewnie Patrick, a drugi? - Mervi zastanawiała się czy ma na myśli Firesona.
- Fireson oczywiście - Tomas zagryzł suchą kromkę chleba - chciałem ci przez to dać do zrozumienia, iż jest najmniej bezpiecznym miejscem do schowania własnych informacji. I tak, ja też nie jestem dobrym kandydatem. Chociaż robię chyba wokół siebie zdecydowanie mniej szumu.
- No tak... Koleś dał się obfotografować z każdej strony. Technokracja musi mieć jego gębę przypiętą do tablicy "Most wanted" tuż obok symbolu mojej Tradycji. - odpowiedziała już trochę rozluźniona - Choć oczywiście taki unikalny to on nie jest, legionista cholerny. - dodała z wyraźnym niezadowoleniem.
- Mało słyszałaś. Poszperaj - Tomas zaśmiał się naturalnie, nie wyglądał przy tym jak śmiejący się pomocnik kostuchy. - Fireson ukradł technokracji dwa węzły. Mając na myśli ukradł, mam na myśli zawinął z laboratorium. Iwan jest specjalistą i bardzo potężnym magiem, lecz to o Adama ubiegaliśmy się jako eksperta od pływów kwintesencji, biorąc pod uwagę tutejsze zawirowania. Pora spać, co?
- W sumie racja, sen mi przerwano, ale jeszcze co do Firesona... - skrzyżowała ręce na piersi - To i tak jest przereklamowany. Dwa węzły z laboratorium? Pfeh! Też mi wyczyn.
- Przenieś chociaż jeden węzeł z miejsca na miejsce - Tomas wzruszył ramionami. - Idę się umyć.
- Tak, tak. - odparła wyraźnie niepocieszona Mervi.

***

Dokończenie podłączania trinarki oraz budzenia jej do życia zajęło cały czas zanim Tomas powrócił i jeszcze trochę. Mervi nie miała teraz miejsca wybranego na ustawienie maszyny, więc ta stała na podłodze pod ścianą. Bolesne, prawda?
Gdy już była gotowa do snu zajęła swoje miejsce na kanapie wciskając się pod kołdrę. Nie wiedziała w tym momencie czy bardziej ją bawi ironia sytuacji (zupełnie jakby u chłopaka nocowała... Świetnego sobie znalazła...) czy drażni spojrzenie na Firesona jako na unikatowego, niepowtarzalnego Wirtualnego. Nawet jeżeli nie był aż TAK stary, to jednak nie zasłużył na takie poważanie.
No dobra, może była trochę zazdrosna... ale tylko trochę!
Zamknęła oczy nakrywając się kołdrą na głowę. Nie chciała teraz myśleć o całej tej rozróbie z dzisiejszej nocy, ani o tym, że mieszka teraz z Eutanatosem. Ani o rozmowie z tym creepem. Ani o Walerii i jej Sabatowych kumplach. Ani o niczym.
Mogła tylko mieć nadzieję, że przerwany sen wróci do niej...

Jutro skontaktuje się z Joelem.
 
__________________
Writing is a socially acceptable form of schizophrenia.
Zell jest offline