VIII.31; południe; droga na pd od Espanoli
Marcus
Przez lornetkę teren odległy o jakiś kilometr był widoczny lepiej niż gołym okiem ale przez ten półmrok i deszcz cudów nie było. Maruc upewnił się tylko, że rzeczywiście są tam jakieś krzyżówki i nic specjalnego poza tym nie zauważył.
Droga powrotna była podobna jak ta co właśnie przebyli. Ot, powolne brodzenie w zalewanej deszczem wodzie. Do połowy ud mieli mokre absolutnie wszystko bo chociaż woda sięgała w najgłębszym miejscu góra do kolan to fale jakie robili idąc przez nią sięgały gdzieś właśnie do połowy ud. Nasączone wodą ubranie i buty stało się nieprzyjemne i ciężkie. Ricardo przestał marudzić, właściwie to przestał się w ogóle odzywać. Szedł w ponurym milczeniu pokonując krok, za krokiem zalaną wodą przestrzeń jaka ich dzieliła od suchego samochodu. Było dość ciepło mimo tego deszczu ale woda i wilgoć nieprzyjemnie chłodziły ciała i nastroje.
Bez przeszkód jednak w końcu wrócili do zakrętu. Widzieli już nadal czekający samochód. Ricardo wyraźnie poweselał gdy ujrzał znajomy widok obiecujący suchość i bezpieczeństwo. Ale nawet on dostrzegł pewną nieprawidłowość.
- Czemu trzymają drzwi otwarte? Przecież wody naleci. - zdziwił się bo drzwi samochodu od strony pasażera rzeczywiście były otwarte. Z początku wydawało się, że może koledzy chcą wyjść, pomachać ręką, krzyknąć coś czy robią cokolwiek innego. Ale to powinni pojawić się w tych drzwiach a jakoś nikt się nie pokazywał a drzwi nadal były nieruchomo otwarte. Przez zalane deszczem szyby nie było właściwie nic widać co się dzieje w środku. Z odległości kilkuset metrów jakie dzieliły ich od samochodu właściwie w tych warunkach półmroku dżungli zalewanej dodatkowo deszczem umykało wiele szczegółów ale sytuacja wydawała się zastanawiająca. Naturalnym wydawało się, że chłopaki powinni wyjść przez te drzwi i się pokazać albo zamknąć je i czekać aż do nich wrócą. A tu nic nie wpisywało się w ten naturalny schemat.