Ogry mogły wywołać strach. Wielkie i silne stanowiły same w sobie dobry straszak. Trzy metry żywych mięśni, jednakże trzeba dodać, że nie wydawali się bardzo ruchliwi i niesamowicie szybcy. Oprócz tego dowodzącego, bohaterowie naliczyli jeszcze trzy inne, z których jeden był jakby trochę mniejszy od pozostałych. Nie była to siła nie do pokonania, pytanie jak bardzo chcieli pomagać niziołkom i jak wiele grup ów ON posiada pod swoimi rozkazami. Zresztą orki i gobliny pod ich władzą mogliby w tym momencie być nawet sojusznikami. Nie było rzeczy niemożliwych. Jeśli się tylko chciało.
- To ziemie mojego rodu. Zaludnione tymi potworami! - milcząca zwykle Margery niemal wypluła z siebie te słowa, wściekłość musiała rozsadzać ją od środka. I teraz zaczynała wychodzić na zewnątrz. - Tacy jak oni zawsze walczą między sobą albo rozpierzchają się po śmierci trzymającego ich za pyski przywódcy.
- Jaśnie panienko, nie możemy ryzykować - wtrącił się Elvin, który w głowie miał chyba tylko chronienie niedoszłej królowej. - Naszą misją jest chronić cię wszelkimi środkami, atak na nich…
- Zgadzam się Elvinie, że nie powinnam brać w tym bezpośredniego udziału - przerwała mu niespodziewanie. - Lecz ten cały Groot jak go nazwał jeden z niziołków, zajmuje warownię mojego rodu!
Dalszą dyskusję przerwał śmiech największego ogra. Niziołki i orki trudziły się ładowaniem rzeczy na wozy, a wódz tej wyprawy bawił się niziołczą kobietą, trzymając ją za nogę i co chwilę do wody służącej do studzenia rozgrzanych w kuźni ostrzy. Znudził się po chwili.
- Idziesz ze mną. Najpierw nalejesz mi czegoś porządnego - zadudnił i trzymając nieszczęsną kobietą, dziewczynę nawet bardziej, ruszył w stronę karczmy.
Gospoda zbudowana była po niziołkowemu, czyli wyjście było tylko z przodu. Oprócz tego było tylko piętro, piwnica i zaplecze. Wszystko pod krój małej rasy. Czy ten wielkolud mógł się tu zmieścić, kiedy oni musieli się dobrze schylić, aby przejść przez drzwi? Z drugiej strony sufit był w miarę wysoki, taki prawie dla ludzi.