Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2019, 16:55   #47
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
Post

Po raz ostatni tej bitwy ludzie obsadzający miedzę musieli zastosować fortel, aby uratować swą skórę. Udał im się i tym razem... ledwo.

Rudy, osłaniany przez Kocura doczepił dronowi jeden ze zdobycznych ręcznych granatów zaczepnych RGD-5. Niewielka maszynka poleciała w stronę gniazda cekaemu SG-43, podczas gdy osłaniający zasypywał wrogów zaporowym ogniem ostatnich naboi 5,45mm z jego AK-74. Odpowiedź była zdecydowana - serie z cekaemu znów przyszpiliły upartych partyzantów z AK.

W międzyczasie Dobroleszy "zmontował" jedną z ostatnich magicznych sztuczek z wyczerpującego się arsenału. Mana-granat pomknął ku pozycji parki snajperów i zdetonował się. Jeden chiński dragunowiec zesztywniał od razu, drugi był na tyle "wstrząśnięty" by Zawada i jej ludzie go zdjęli.

Natomiast dron z granatem chyba się popsuł, przeciążył albo coś. Zleciał razem ze swoim pakunkiem, zapewniając obsłudze kaemu niezłą rozrywkę. Rannych uciszył jeszcze jeden, ostatni granat Beboka, który krasnolud cisnął z bliższej pozycji. Sprawa była załatwiona - miedza była odblokowana, żołnierze AW mogli skupić się na rażeniu z flanki głównego ciała czekistowskiego naporu.

Sprawa artylerii odpadła z miejsca. Bitewny amok musiał pomieszać w głowach ludziom z Wierzby, gdyż szybkie (i powtórne) sprawdzenie danych potwierdziło, że pozycje Gradów i Goździków były grubo ponad dziesięć kilometrów od Polic.

Zbychu i paru innych żołnierzy zaczęło flankować z prawej strony, korzystając z osłony obydwu "Puszek", które tam się ulokowały i parły wzdłuż szosy na Krośnice. Huraganowy ogień PKT i KPVT szybko wyeliminował drugie gniazdo z cekaemem SGM - a wraz z nim wróg utracił ostatnią broń ciężką.

Pół godziny później ten odcinek obrony, podobnie jak wszystko między Brzostowicami a Wierzchowicami, umilkło. Tylko nieliczni, ci bardziej trzeźwi na umyśle Czekiści próbowali uciekać (a jeszcze mniej się to udało). Reszta została wystrzelana.

Do końca godziny rozstrzygnęły się starcia o Brzostowice i Wierzchowice-Krośnice. Główny - i ostatni - szturm Czekistów poszedł na te pierwsze. Zebrali pozostałe cztery czołgi i ostatniego BWP celem przeprowadzenia pancernego natarcia z pełną obstawą piechoty. Przejechali przez ruiny Brzostowic bez problemu zmiatając resztki obrony, w tym ostatni czołg AWowców. Droga na południe byłaby otwarta, gdyby nie atak flankowy, gdzie AW w bliźniaczy sposób zebrało wszystkie pozostałe wozy. Udało się. Mnogość rakiet ppk oraz dwie armaty p.panc. wystarczyły, by zniszczyć wszystkie pięć ostatnich czekistowskich "puszek" - ale straty były poważne. Z sił broniących drogi 448 pozostały raptem dwa wehikuły.

Artyleria też nie miała lekko. Grady i Goździki skupiły się na ogniu kontrbateryjnym. Wprawdzie wszystkie zostały zniszczone, do jednak do stalowych grobów zabrały ze sobą jeszcze całą resztę grupy "Mżawka" i jedną maszynę z grupy "Zenit".

Kwadrans później AW parło w kontrataku, zmiatając resztki Czarnej Kompanii, odbiło Brzostowice, Krośnice, Żeleźniki, Stawy Krośnickie, a nawet poszły dalej, biorąc Dąbrowę, Sławoszową, Grabownicę, Luboradów i Lisów. Udało się nawet pojmać trzech rosyjskich pilotów-rozbitków z zestrzelonych Suchojów oraz ruską grupę logistyczną z dwoma cysternami paliwowymi i dwoma ciężarówkami zaopatrzeniowymi. Szerszy front także raportował udaną obronę i kontrataki. Od Rawicza, poprzez Milicz, po Ostrzeszów Armia Wyzwoleńcza utrzymała się i odparła nieprzyjaciela.

Wielu ludzi poległo tej nocy, wiele maszyn zostało przemienionych na wraki. Ale wróg stracił o wiele, wiele więcej. I to był dopiero początek.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=D3_VSlPaQeU[/MEDIA]

Pomijając piechotę i garść ciągnionej broni ciężkiej oraz pojazdów terenowych, pozbawiony był potencjału bojowego na tym odcinku. Samo naczelne dowództwo przekierowało na ten odcinek posiłki w sile dwóch batalionów "piechoty zmotoryzowanej" (głównie technicali, wojskowych terenówek i ciężarówek oraz różnych lekkich pojazdów bojowych, jak te w typie VBL czy Wiesel 1). Wróg wypstrykał się też z artylerii, a pozostałe trzy armaty z "Zenitu" grzmiały co chwila, gromiąc prowizoryczne umocnienia i zgrupowania CzK.

Coś, co raptem jeszcze dwa dni temu wydawało się być totalną katastrofą, załamaniem frontu i ucieczką aż po Wrocław, dziś odwróciło się o sto osiemdziesiąt stopni. Co więksi paranoicy doszukiwali się spisku i "dogadania się" między AW a Rosjanami. Ci bardziej fanatyczni powstańcy mówili o "mistrzowskim planie dowództwa" i "wielkiej pułapce na Ruska", wieścili rychły marsz na Warszawę. Inni mówili o sabotażu ze strony agentów wciąż działających w strukturach PRN. Podejrzliwi i doświadczeni mówili zaś o tym, że po prostu "coś było nie tak". Szturm Czarnej Kompanii był pozbawiony strategicznej głębi i nie pasował nawet do starych radzieckich planów "głębokiego uderzenia" z czasów Drugiej Wojny Światowej. Bardziej przypominał taktykę "na wieśniaka" - "dobiegamy i lejemy dopóki się rusza". Barbarzyństwo z Mrocznych Wieków, albo ustawkę kiboli.

Tak czy inaczej, bojownicy WRP korzystali z okazji. Przez następne dwa dni trwał nieprzerwany, strzelecki pochód w stronę Ostrowia Wielkopolskiego. Resztki rozbitych band Czekistów starały się stawiać partyzancki opór w lasach i mokradłach na osiach między Żeleźnikami a Odolanowem i Zdunami a Osami - ale ekspertyza AKowców służących teraz w strukturach AW bez większych trudności uniemożliwiała CzK zapuszczenie korzeni w dziczy. W podobnie niemrawy sposób wróg próbował powstrzymać pochód na szosie między Drołtowicami a Antoninem, udaremniony przez szybkie zajęcie Antonina przez ludzi z Ostrzeszowa i zamknięcie frajerów w potrzasku. Wkrótce potem w ręce AW wpadły wszystkie wioski położone na drodze 444, zamykając sprawę kotła Odolanów-Sulmierzyce aż po Wrocław.

Nieprzyjaciel stawił poważniejszy opór tylko w jednym, ważnym punkcie - Krotoszyn. Wspierany przez artylerię i czołgi szturm nadszedł z zachodu, od strony Kobylina, oraz z południowego zachodu, ze strony Zdunów.


Walki o przedpola trwały cały dzień i przyniosły pewne straty - w Krotoszynie skryły się oddziały wspierające Czarną Kompanię: Rosyjskie i rybokrackie. Kolejne dwa dni (i posiłki dosłane z innych odcinków frontu) zajęło zdobywanie miasteczka. W toku walk jednostki "Bożodrzew" i "Kolcosił" poniosły na tyle wysokie straty, że musiały zostać rozwiązane. Ale Krotoszyn był w rękach AW, a jego garnizon czmychnął do Ostrowia.

Przez cały czas od załamania szturmu Czekistów AW zdobywała duże ilości materiałów wojennych - od amunicji i broni osobistej, po mnóstwo uszkodzonych bądź sprawnych pojazdów. Antycznych staroci, ale w fabrycznym stanie. Sprzęt ten, bo sprawdzeniu pod kątem zaminowania, natychmiast kierowano na front, co tylko nakręcało kontrofensywę. Z takimi łupami nie tylko Ostrów miał paść, ale z rozpędu to i Kalisz.

Kolejne dwa dni zajęło oczyszczanie przedpoli, przygotowania artyleryjskie i zajęcie trzech ostatnich "dużych" wiosek - Biadek, Chwaliszewa oraz Przygodzic. Armia Wyzwoleńcza była na progu Ostrowia Wielkopolskiego. O dziwo, wróg jeszcze nie ściągnął artylerii... ani nawet lotnictwa. To już było podejrzane. Niemniej jednak operację kontynuowano. Szturm na Ostrów zaplanowano i wykonano w nocy z piątego na szósty dzień od "Bitwy o Stawy Krośnickie" (vel "Bitwy o Drogę 448").

Atak od początku szedł zbyt łatwo. Siły AW (oraz wewnętrzny zryw ludzi z AK). Główne uderzenie poszło ze strony Zacharzewa, szybko zajmując teren dawnej centrali zbytu węgla i pchając się do miasta przez drogę nr 36 oraz ulicę Gorzycką. Wspierające uderzenie szło z południa, na Zębców. Główne siły w ciągu kilku godzin zapędziły się aż po skrzyżowanie z ulicą Generała Józefa Wybickiego, kiedy Rosjanie "uruchomili" swoją pułapkę.


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gascO57xQj0[/MEDIA]

Wprawdzie obrońcy z poziomu ziemi zostali w większości wyeliminowani bardzo szybko, to natężenie rosyjskiego lotnictwa było zbyt wielkie. Za cenę kilku ruskich helikopterów, cały szturm załamał się w przeciągu kwadransa. Straty były wysokie - praktycznie wszystkie pojazdy biorące udział w próbie infiltracji.

Ale najgorsze przyszło dopiero o poranku szóstego dnia.

Jak jeden mąż, wszystkie złupione elementy uzbrojenia Czekistów - naboje, broń palna, granaty i materiały wybuchowe, wyrzutnie, pojazdy bojowe i logistyczne - słowem, wszystko co AW przejęło od rozsypującej się Czarnej Kompanii... wyparowało. Dosłownie zamieniło się w przeciągu kilku minut w dziwny, brudzący, smolisty popiół. Ludzie wyczuleni na magię mogli stwierdzić, że ów pozostałości (i sam proces) były bardzo "toksyczne". Wielu ludzi korzystających z tego sprzętu podczas jego "rozpadu" zostało śmiertelnie zatrutych toksycznym wypaczeniem magicznym. U wielu innych ich Esencja została wyssana. Pył oprócz swej "toksyczności" był także całkowicie wyssany właśnie z Esencji. Nie to, żeby przedmioty martwe ją posiadały, ale te były jakby jej zaprzeczeniem.

Przedmioty te nie powinny istnieć, ten rozpad nie powinien mieć miejsca, a pył nie powinien zaśmiecać ziemi i zabijać ludzi. To było... nienaturalne.

W tym całym zamieszaniu wróg uderzył z wnętrza miasta oraz z kierunków na południowy wschód i północny zachód od niego. Siły AW zostały wyparte z przedpoli Ostrowia w ciągu kilku godzin. Trzeba było na gwałt ściągać odwody i bić się do upadłego by utrzymać drogę 444 i nie dopuścić do uderzenia na Krotoszyn. Odolanów i Antonin stały się miejscami zażartych starć z nowymi falami Czarnej Kompanii. A wróg znów uaktywnił artylerię i lotnictwo. Maszynka do mielenia mięsa znów ruszyła.

Ósmego dnia nadjechały posiłki z Wrocławia, jako tako stabilizując front. Marszalik wyciągnął jeden z niewielu asów w rękawie, jakie posiadał - zdobyczne i zakupione wozy obrony przeciwlotniczej bliskiego zasięgu z działkami szybkostrzelnymi i rakietami SAM (jak np. Pantsir-S2, Tunguska-M1 czy Marksman), co skutecznie ograniczyło możliwości szturmowe samolotów i w praktyce wyeliminowało z walki helikoptery. Niemniej jednak to tyle. Wróg wciąż słał setki piechurów wspierane przez dziesiątki pojazdów, które teraz już znikały w toksycznych wyziewach raptem kilka godzin po zniszczeniu lub przejęciu. Magowie i szamani AW byli bezradni. Czarna Kompania była wyposażona w coś z nie z tego świata. To by tłumaczyło ten cały przestarzały szrot z czasów Pierwszej Zimnej Wojny, ale wciąż nie do końca. Póki co, napór nie malał. Wróg tracił całe fale ludzi - ale to byli "tylko" żołnierze-niewolnicy ze sprzętem stworzonym za pomocą toksycznej magii. Dosłownie mięso armatnie. A straty AW/AK rosły...

Do ósmego dnia na centralnym odcinku linii frontu między WRP a PRN wróg utracił ponad dwa tysiące metaludzi (w 97% pochodzących z Czarnej Kompanii) - prawie wszyscy byli oznaczeni jako polegli w boju. Utracili też równowartość dwóch łączonych pułków pancerno-zmechanizowanych - blisko dwieście maszyn. Siły AW utraciły około pół setki własnych pojazdów i sześciuset ludzi (z czego jedna trzecia poległych).

Dużo lepsze statystyki były na innych frontach. Wschodni front (czyli opolski) odnotował najmniej intensywne starcia oraz najbardziej korzystne dla WRP zmiany. Czarna Kompania uderzyła za pomocą dwóch "elitarnych" kompanii komandosów (niecałe 160 chłopa) na Oławę. Zostali jednak w porę zdemaskowani, szybko okrążeni przez jednostki mobilne i wyrżnięci w pień - tym bardziej, że nie mieli znaczącej ilości pojazdów. Co więcej, ich nagła śmierć wystawiła rejon Brzegu na kontratak, który lokalni oficerowie AW szybko wykorzystali. Pod silnym ostrzałem artylerii z obu stron oraz desperackimi nalotami lotnictwa, Armia Wyzwoleńcza wbiła się szturmem w to miasto i kontynuowała natarcie, łapiąc wycofujące się jednostki zaplecza "za jaja" manewrem oskrzydlającym. Praktycznie całe zaplecze ścisłego frontu oraz Czarnej Kompanii na tym odcinku zostało wyeliminowane, a front się załamał. W parę dni Brzeg, Lewin Brzeski i Niemodlin padły, podobnie jak reszta frontu, a AW dotarło na przedpola Opola, gdzie dopiero zostało powstrzymane przez posiłki z jednostek VDV przerzuconych przez Rosjan, wspartych przez masy piechurów z CzK.

Doszło też do silnego uderzenia Czarnej Kompanii na froncie zielonogórskim. Napór przeciwnika, wspieranego lotnictwem i artylerią był wielki - prawie połowa miasta i cała reszta frontu wpadła w ich łapy, ale dzięki bohaterstwu i sile tubylców oraz ludzi z AW i AK został ostatecznie wyparty i pogoniony aż po teren między Świebodzinem a Międzyrzeczem (ten pierwszy wpadł w ręce AW). W ataku na Zieloną Górę zniszczono ekwiwalent trzech batalionów wozów pancernych (blisko sześćdziesiąt maszyn wraz z załogami) i czterech pełnych kompanii Czekistów (ponad 440 metaludzi), plus ci co stawiali ograniczony opór po drodze kontrataku oraz w Świebodzinie. Straty własne były poważne, acz akceptowalne. Prezencja Czarnej Kompanii dostała na tym odcinku bardzo poważnego łupnia - widać było, że CzK skupiała odwody na Ostrowiu i Opolu.

Kilka dni później stuknęła połowa czerwca. Front był stabilny. W lubuskiem obydwie strony ograniczały się do ostrzału, działań w lasach i prób wzajemnych rajdów na Świebodzin i Międzyrzecz. W opolskiem trwał ostry cityfight na północno-zachodnim krańcu Opola oraz rajdy na wioski. Na odcinku centralnym droga 444 zamieniła się w istną kalkę frontu zachodniego z Pierwszej Wojny Światowej.

Najwyższe Dowództwo z Wrocławia przeanalizowało wszystkie opcje i podjęło decyzję o przeprowadzeniu cwanego fortelu. Oddelegowało do tego zluzowane, przegrupowane, uzupełnione i doposażone jednostki ze wszystkich odcinków. Rodzącą się nową, dośwaidczoną generację polskiej elity zbrojnej, wykutej w ogniu tej właśnie wojny. Podzielona na dwie fale, miała uderzyć na najsłabszy punkt frontu, przekonać do siebie tubylców i odblokować drogi na Poznań oraz na Niemcy z innego kąta. Mieli wziąć Gorzów Wielkopolski i cały rejon międzyrzecki. Ambitny plan, który mógł przełamać impas... a nawet odmienić losy całej tej wojny.

A na jego czele żołnierze ze zgrupowania "Wierzba"


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DHR-vx-wIvU[/MEDIA]

Koniec Prologu
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline