Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2019, 11:09   #160
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
Faeranduil miał przepiękny, a jednocześnie przerażający widok.

Gdyby pogoda była ładna, i gdyby miał ze sobą jakieś sztalugi, na których mógłby malować, mógłby tego dnia powstać wcale niebrzydki pejzaż. Elf co prawda uważał ludzką zabudowę za nieco toporną i brzydką, której brakowało strzelistości i elegancji, o harmonii z naturą i otaczającą je przyrodą nie wspominając, to jakaś część jego duszy uważała, że coś jest uroczego w tych krzywiznach, pękających ścianach, czasem bezwładnym połączeniu desek, cegieł, belek i wapna. Całość wpasowana w masyw skalny, nad którym górował klasztor.

Tymczasem jednak pogoda nie była najlepsza. Burzliwa, chmurna i ciemna, jakby znajdował się nie na dachu wieży, a w koronie drzewa w swoim ojczystym lesie. Wichry magii łopotały połami jego szaty, a peleryna przypominała krucze skrzydła, szarpiące się na wietrze. Elf jednak nie miał czasu się bać.

Przedmiot po który tu przybył znajdował się przed nim i obracał się dokoła własnej osi, terkocząc i zawodząc. Kuty, metalowy wiatrołap, o kształcie wyszczerzonego gryfa, z łapą wskazującą kierunek wirował dokoła własnej osi, w metalowej tulei trzymającej go na dachu wieży. Delikatne iskry wyładowań gromadziły się na zardzewiałym wiatrołapie, błyskając niebezpiecznie. Elf nie miał wyboru i sięgnął ręką.

Uderzenie wpierw posłało do na dachówki wieży. Czuł jak spada i wiedział, że nie zdąży wykrzyczeć zaklęcia, które przywiodło go w to miejsce, a które pozwoliłoby jego ciału unieść się bezpiecznie nad ziemię. Desperacko wyrzucił obie ręce przed siebie, a palce zacisnęły się na belce, do której przymocowane były czerwone dachówki. Kilka z nich zabrał ze sobą, i przez chwilę widział je, jak wirując i klekocząc, runęły w dół kilkadziesiąt stóp poniżej, rozstrzaskując się głośno na brukowanej uliczce poniżej. Zamerdał stopami, natrafiając na mur wieży i odbił się, z powrotem lądując na dachu. Na czworakach, z zaciętą miną podszedł do wiatrołapu i całym ramieniem rzucił się na niego, przygniatając niesforne, targane wiatrem urządzenie do siebie.
Było ciężkie. Albo on był już zbyt zmęczony.

Ale miejsce było dobre. Wiało, iskrzyło od magii, no i znajdował się wysoko. Niemal jakby był ptakiem. Przywołał wicher azyr. Błękitne skrzydła, jarzące się niczym błyskawice, pełgające po dachówkach uniosły go nad wieżę, aby następnie opuścić delikatnie prosto w dół. Elf widział rozmawiających ze sobą zbrojnych.

"Rycerz Harald" pomyślał i skierował mistyczne energie w jego kierunku. Błyskawice i błękitne skrzydła muskając dachy pobliskich domostw i ściany budynków niosły go jeszcze przez chwilę, aby z głośnym trzaskiem postawić go kilkanaście stóp od rycerza.

- Jak sytuacja? - zapytał.

 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline