Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2019, 14:54   #18
Aiko
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
9 września, RMS Scythia

Anna i Jack nie zaryzykowali poszukiwania tajemniczych zbirów w czasie sztormu. Powiedzieć, że Anna dobrze znosiła burze z piorunami byłoby eufemizmem kosmicznych wręcz rozmiarów. Kobieta, sparaliżowana strachem za każdym razem, kiedy uderzył piorun i niebo jaśniało od wyładowań atmosferycznych aby potem uderzyć z hukiem, słyszalnym nawet przez głośny łoskot fali bijącej o burty statku. Od nacisku ton wody, spiętrzonej za metalową osłoną jęczały nity, łączące poszycie statku, sprawiając czasem wrażenie, że nawet tak duża jednostka podda się w końcu żywiołowi. Przez pewien czas Jack zajęty był pilnowaniem obu kobiet, których jedynymi rozrywkami pozostawał drinkbar razem z dużym parkietem, wykorzystanym już wcześniej niecnie przez Annę, a teraz dodatkowo obstawiony parą marynarzy, którzy ilekroć Anna pojawiała się przy ladzie baru, stawali się dziwnie czujni, wlepiając wzrok tylko w nią i Jacka. Wydawali się nieco ignorować Lily, która pomna jednak przestróg swojej pracodawczyni, dzielnie znosiła chwilowe ograniczenie wolności, choć wzrok jej śmiał się do barczystego, jasnowłosego szkota, prężącego się za każdym razem, kiedy towarzyszyła Annie w jej wieczorowej rozrywce. Tego dnia Anna miała również okazję skorzystać z usług kasyna, które okazało się dla niej bardzo szczęśliwe. Ściskając w ręku plik z prawie setką dolarów amerykańskich piła swój koktail, chwilowo odpoczywając od wciąż szalejącej za oknami burzy. Lockhart celowo zajęła miejsce tyłem do okien. Wystarczyło, że same rozbłyski przyprawiały ją o nieprzyjemne dreszcze. Korzystała jednak z okazji by przyjrzeć się innym pasażerom. Czy ktoś jeszcze ją obserwowała, czy też tamci muzułmanie byli jej jedynym problemem podczas tej podróży.
Pasażerowie jednak bawili się w najlepsze, choć akurat nie ten jegomość, od którego Anna wygrała jego pieniądze. Jegomość siadł markotny przy barze, jakby jego nowym postanowieniem do końca wieczoru było jak najszybsze upicie się. Nie pozostawało jej nic innego jak jeszcze samej skorzystać z rozrywek i posłuchać ludzi. Kto wie, może uda się jej usłyszeć coś ciekawego. Podniosła się i podeszła do Jacka grającego w pokera by zobaczyć jak mu idzie.
Jack nie miał tyle szczęścia co Anna, ale bawił się nienajgorzej, zabawiając się kartami. Kiedy Anna do niego podeszła, grzecznie się wymówił i poszli razem do innego stolika, aby ochłonąć i zająć się drinkiem.
Idąc Lockhart po raz kolejny tego wieczora wzdrygnęła się słysząc odgłos pioruna. Odruchowo już przysunęła się do mężczyzny i odezwała szeptem.
- Niech to piekło się skończy.
Jack robił co mógł, aby ulżyć Annie w cierpieniu, ale każdy piorun i każdy grzmot słyszany za burtą statku przyprawiał kobietę o gęsią skórkę, odbierając jej niemalże zdolność racjonalnego myślenia. Jack mógł więc tylko zabrać Annę do jej kabiny i czekać, aż sztorm i niepogoda się zakończy.

Następne dni wlokły się jednak nieco dłużej, choć nie brakowało również krótkich chwil zapomnienia. Jack troskliwie opiekował się Anną, pod nieobecność Lily, która wpierw odprowadzana była w okolice mesy lub sklepików pokładowych, gdzie spędzała większą część dnia w towarzystwie innych pasażerów, a Anna i Jack mogli kręcić się razem po wnętrzu statku.
Anna lubiła też spokój biblioteki, odseparowanej nieco od bardziej uczęszczanych rozrywek na statku, choć niepogoda poprawiła nieco zainteresowanie licznymi kryminałami i opowieściami awanturniczymi, zgromadzonymi w księgozbiorze statku.

Tłumnie oblegane było za to kino, i mężczyzna trzeciego dnia zabrał Annę na film. "Morderstwo", obraz młodego, obiecującego reżysera o nazwisku Hitchcock źle się jednak Annie kojarzył, i większość seansu siedzieli sztywno, mając wciąż w pamięci owych dwóch zbirów, pałających niewątpliwą żądzą mordu na Annie i Jacku. Niepokój, jaki towarzyszył im przez ten dzień dał o sobie znać w nocy. Anna obudziła się z krzykiem, strząsając resztki koszmaru.

Sen przypominał jej obrazy przedstawiane przez Gliera w jego książce. Wielkie włochate ćmy o skrzydłach nietoperza zdawały się wynurzać spod wody z każdym rozbłyskiem pioruna. Anna z trudem balansowała na mokrym pokładzie, kurczowo trzymając się masztu. Widziała jak owady porywają krzyczących pasażerów wciągając ich pod wodę gdzie czekały kolejne bestie. Niczym kijanki wypełniające niewielkie bajoro. Setki.. tysiące. Poczuła jak coś chwyta ją za nogę. Dotyk był… przyjemny.. ciepły.. kusił.. Nim się zorientowała wpadła do wody, a jej usta wypełniła woda.
Były wszędzie. ocierały się o nią, włochate, ciepłe w dotyku, elektryzujące. jeden z nich przekrzywił swój łeb. Przypominał ryjek nietoperza, ale jego wargi były podobne do pijawki. Anna widziała kiedyś glonojada który przyssał się do szyby akwarium i te stworzenie uśmiechało się teraz do niej w podobny sposób. Słyszała ich zew, niczym krakanie stada kruków, niosący się przytłumionym echem w głębinach wody. Stworzenie spojrzało na Annę ogromnymi oczami o kształcie migdałów, ciemnymi jak dwa węgle, błyszczące w wodzie niczym dwie latarnie. Spoglądało jednak na pływającą pośrodku nich kobietę z sympatią, niczym na kolejnego druha, który do nich przypłynął. Morda zbliżyła się do twarzy kobiety....ból...zimno… Anna próbowała uciec. Z całych sił machała dłońmi starając się odsunąć od dziwnego stworzenia.
Trzymało jednak mocno, przysysając się do niej, rwąc ciało i łamiąc kości. Po czym pociągnęło ją w ciemność. Lockhart starała się krzyczeć, wyrwać. Ból był niemożliwy do zniesienia.

[MEDIA]https://images-wixmp-ed30a86b8c4ca887773594c2.wixmp.com/intermediary/f/36344f1f-ac34-46f8-9693-8ccf93d7534f/d99vlvw-c5a1fb0a-8f33-4669-8196-81bb174057a6.jpg/v1/fill/w_350,h_350,q_70,strp/cthulhu_tales___hybrid_winged_thing_by_scottpurdy_ d99vlvw-350t.jpg[/MEDIA]

Obudziła się z krzykiem podrywając się na łóżku. Przerażona chwyciła pościel by osłonić trzęsące się ciało.



12 września, RMS Scythia, po śniadaniu.

Ann przywitała ten dzień z ulgą. Po wczorajszym koszmarze pozostało jedynie wspomnienie, a krzyk mew zza okrągłego bulaju tym razem wprawił ją w dobry nastrój. Burza, dręcząca RMS Scythię od trzech dni ustąpiła. Radosne nawoływania załogi niosły się echem po korytarzu. Statek ożywił się, niczym miasto w gwarne przedpołudnie. Lily czekała już, również rozpromieniona i jakaś weselsza niż zazwyczaj, widząc ładniejszą pogodę za oknem. Jack jak zwykle punktualnie, w wyczyszczonym i wyprasowanym garniturze. Założył też nowy krawat. Najwyraźniej próbował strojem odciągnąć nieco wzrok od pistoletu, który jak zwykle chował za paskiem spodni z tyłu. Niezbyt wygodne rozwiązanie, a jednak konieczne by w ogóle ukryć fakt jego posiadania. Ann czuła ciężar drugiego, identycznego pistoletu w swojej torebce i nie był to niewielki Browning, odziedziczony po ojcu.
- Gotowa? - zapytał Annę promieniejąc uśmiechem, jakby umówili się na śniadanie, a nie na polowanie na dwóch, dotychczas nieuchwytnych zbirów.
- Tak. - Ann podeszła do mężczyzny i już odruchowo zaczęła poprawiać mu krawat. - Powinieneś robić to staranniej.
Jack podniósł zdziwiony brwi - Ach, masz na myśli krawat? Zdradzę Ci sekret. Zapomniałem lusterka a w kabinie nie mamy - mrugnął okiem - poza tym lubię, jak to robisz. Masz w tym wprawę, wiesz?
Lockhart westchnęła i delikatnie pogładziła starannie ułożony węzeł. - Mój ojciec nie przywiązywał do takich rzeczy wagi. Wiązałam mu krawaty i takie wieszałam w szafie. - Uśmiechnęła się do mężczyzny. - Jesteśmy gotowi.


12 września, RMS Scythia, tylny pokład spacerowy, wieczór

Anna stała, opierając się o reling, patrząc na fale wzburzone ruchem ogromnych śrub napędowych, które młóciły wodę kilkadziesiąt metrów pod jej stopami. Czuła ich głuche dudnienie, obserwując kotłującą się, białą od piany wodę za rufą statku. Zapadał zmrok, a zbiry przez cały dzień unikały Anny i Jacka. W tej chwili mężczyzna ukryty za jedną z szalup, czekał, z pistoletem w garści na pojawienie się przynajmniej jednego z nich. Załoga, w tym dwóch wartowników, którzy swoją broń nosili dyskretnie pod połami marynarek, chodzili wolno po górnym pokładzie, obserwując jednak głównie horyzont. W końcu Anna usłyszała kroki, wolno podchodzące do niej od tyłu… Lockhart udała, że coś na niebie przykuło jej uwagę i przesunęła wzrokiem po nieboskłonie tak by kątem oka wyłapać potencjalnego napastnika.
Napastnikiem okazała się jednak...Lily, niosąca ciepły koc - Pani Lockhart, tu jest chłodno. Zmarznie pani - dziewczyna dygnęła podając kobiecie okrycie. Kątem oka jednak, za jej plecami Anna zobaczyła cień. Dwa cienie. Wychynęli z mroku nadbudówki, jakby tylko czekali, aż obie pasażerki znajdą się razem w jednym miejscu. Zakutani w swoje szaty, turbany i zawoje z białej bawełny, zakrywające ich twarze. Morderczy zamiar zdradzały jednak ich oczy, rozognione i wydające się szczęśliwe. Obaj rzucili się w stronę kobiet, a ich bose stopy mlaskały po drewnianym pokładzie. Na to czekał ukryty w zasadzce, skryty za szalupą ratunkową Jack. Oddał dwa strzały z pistoletu, jednak jedynie pierwszy lekko zranił jednego bandytę. Obaj biegli, unosząc błyskające ostrza…
Ann pociągnęła Lilly za dłoń i ruszyła biegiem w kierunku zejść z górnego pokładu. Nie mogła ryzykować, że coś stanie się służącej.
- Pomocy! - Miała nadzieję, że krzykiem przebije się przez szum fal. Biegnąc wydobyła z torebki ciężką broń.
Jak widząc, że chybił wybiegł ze swojej kryjówki, i zaczął biec w stronę relingu. Zbiry były szybsze, momentalnie, z rozbiegu wpadając prosto w Lily. Dziewczyna wrzasnęła głośno, kiedy nóż wbił się w jej bok. Upadła wprost pod nogi drugiego napastnika, który zaplątał się w jej ciało i chyba tylko z tego powodu uderzenie noża, przeznaczone dla Anny chybiło nieznacznie.
Lockhart słysząc krzyk obróciła się i bez zastanowienia oddała strzał w kierunku jednego z napastników.
Kula z pistoletu przeszła przez głowę ranionego przez Jacka zbira z prędkością pociągu ekspresowego. Rozbryzg krwi chlusnął na deski pokładu, a ciało, rzucone niczym szmaciana lalka odbiło się o reling. Anna przez ułamek sekundy mogła zobaczyć jego ciemne od brudu spody stóp, kiedy przeleciał przez reling i spadł, kilkadziesiąt metrów poniżej, prosto do oceanu. Huknął strzał z pistoletu Jacka, raniąc kolejnego, ten jednak był jak w amoku, machając nożem niczym kosą. Paskudnie trafił Annę w rękę, rozcinając suknię, skórę i ciało aż do krwii.
Anna krzyknęła z bólu i spróbowała wycelować i strzelić do drugiego napastnika.
Kula z pistoletu Anny przeszyła draba na wylot. Kolejna i kolejna, kiedy zdesperowana kobieta oddawała strzał niemal z przystawienia. Przeciwnik wydawał się być nieśmiertelny, i dopiero, kiedy Anna nieco odsunęła się, a pocisk Jacka posłał go na jedno kolano, zbir po prostu padł na pokład, wprost w kałużę rozlewającej się w błyskawicznym tempie kałuży krwii.
- Ręce do góry! Rzucić broń - Anna i Jack widzieli dwie sylwetki, celujące do nich z górnego pokładu
Lockhart szybko rzuciła broń.
- Potrzebujemy lekarza! - Nerwowo spoglądała na służącą rozważając wykonanie drugiego polecenia, w końcu jednak opadła na kolana. Bez zastanowienia oderwała nieco swojej spódnicy i docisnęła materiał do rany dziewczyny. - Szybko!
Jack rzucił pistolet na pokład i również przypadł do Lily, pomagając w tamowaniu krwii.

Załoga szybko i przytomnie odseparowała pokład od wszelkich nieporządanych gapiów, aczkolwiek nie uszło to ich uwagi. Szybko sprowadzono nosze i medyka pokładowego. Rana nie okazała się śmiertelna, ale Lily koniec rejsu musiała spędzić w lazarecie, a i dalsza jej podróż wraz z Anną stanęła pod znakiem zapytania. Klinika w Atenach mogła jednak przyjąć amerykańską pacjentkę zawsze, a kapitan, którego statek był już w okolicach Gibraltaru słał już radiogram aby przygotować dla niej ambulans. Anna i Jack jednak, spędzili ten wieczór gęsto tłumacząc się przed kapitanem, który nie wydawał się zadowolony ze strzelaniny na swoim statku, wielokrotnym próbom unikania przydzielonej im obstawy i ponowną konfiskatą broni. Jego władza jednak kończyła się na statku, a rejs i tak dobiegał już końca. Kapitan pozostał jednak nieugięty, i ostatni dzień rejsu Anna i Jack mogli spędzić jedynie przechadzając się po górnym pokładzie a każdy ich krok obserwowany był nie przez dyskretnych strażników, a przez uzbrojonych po zęby w długą broń marynarzy, nie odstępujących ich na krok. Wersja o samoobronie pozwoliła im zachować wolność, choć policja grecka została powiadomiona o tym incydencie i można się było jedynie domyślać, jakie mogło mieć to konsekwencje.
Anna jednak niezbyt była w nastroju do spacerów. Sama skorzystała z pomocy medyka i z przyjemnością zaszyła się z Jackiem w swojej kajucie czekając na wieści o stanie swojej służącej. Jedyne wyjścia na jakie sobie pozwalałą to, krótki spacer do pokładowego lazaretu i kontrola czy Lilly niczego nie brakuje. Czuła, że to jej wina i gdyby chociaż miała pewność że odesłanie służącej zapewni jej bezpieczeństwo… nie wiedziała jednak kto będzie czekał na nią w porcie.
Rejs minął spokojnie. Rana Anny okazała się płytka, choć kobieta musiała nosić przez pewien czas rękę na temblaku. Lily szybko odzyskiwała siły, szczególnie będąc odwiedzana przez pewnego jasnowłosego marynarza, który troskliwie przynosił jej z mesy rozmaite łakocie. Czerwieniejąc, opuszczał lazaret ilekroć Anna odwiedzała dziewczynę. Lockhart pozwoliła służącej na tą odrobinę swobody pozwalając by ją samą pocieszał inny mężczyzna.
 
Aiko jest offline