Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2019, 21:02   #2
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


...i kolejnego dnia i jeszcze jednego…

Żenia nie mogła się przełamać by powrócić do ludzkiej postaci.
Nie czuła się sobą.
Zmęczenie odbierało jej chęć na cokolwiek. Jedzenie smakowało jak papier i ciążyło w żołądku. Jadła raczej z odruchu niż rzeczywistej chęci.
Przy każdym kęsie echem powracały słową Grzesia: “piłem krew”. A z każdym dłuższym przymknięciem oczu pojawiała się twarz wilkołaka z dwoma strużkami na policzkach, która nakładała się na urwaną głową Haighta z sennego koszmaru.

W takich chwilach wadera wydawała z siebie cichy pisk i nakrywała pysk łapami chcąc odgonić wspomnienia od siebie. Leżała w jednej pozycji i dla powracającego dzień w dzień szamana wyglądać mogło, że nie poruszyła się wcale.

Nie sypiała dobrze.
Sen przerywały jakieś wizje, których wilczy umysł nawet nie rejestrował. Gnała wtedy przed siebie próbując uciec, po to by zbudzić się zziajana i z mocno walącym sercem.

Po takich nocach była jeszcze bardziej zmęczona. Obecność Czarnego przyjmowała z zupełną obojętnością. Jego głos i dotyk odczuwała jak przez grubą zasłonę. Nie przebijał się przez nią nawet głos nastolatki.

Któregoś wieczora zasłona uniosła się nieznacznie. Coś gdzieś się zmieniło. I gdy Czarny pojawił się kolejnego dnia Żenia z wysiłkiem uniosła łeb i ułożyła na udzie szamana. Zastane mięśnie bolały jakby dopiero budząc się. Czubek ogona wadery poruszył się nieznacznie jakby chciała zamerdać na powitanie. Wciągnięty zapach niósł ze sobą poczucie bezpieczeństwa i wilczyca na chwilę zamknęła oczy. Zapiekły jakby ktoś wysypał pod powiekami piasek. Uszy wadery przywarły płasko do głowy, gdy wydała z siebie ciche i krótkie westchnienie ulgi.

Po raz pierwszy od długiego, długiego czasu.

Podrapał ją między uszami. Pogłaskał.
- Wiem, że tego do końca nie rozumiesz, ale jest naprawdę dobrze. Powracają Białe Wyjce. Dzięki naszej wyprawie do piekła.
Ucichł. Głaskał ją dalej, bez słowa. Minęło kilka minut i w końcu zaczął kolejny temat.
- Kamila i Rychu codziennie pytają o ciebie.

Uszy wilczycy lekko zastrzygły, ogon poruszył się lekko.
Żeńka w zasadzie nie jarzyła o co chodzi Czarnemu z jakimiś wyjcami.
Wyczuwała napięcie szamana ale póki co nie miała ochoty reagować.

- Nie wiem jeszcze co zrobić z jeńcem. Ten siwy facet, który z wami był. Podobno ma twoje wspomnienia - i znów cisza. Kilka minut przerwy, żeby dać czas wilczycy.

Ponownie reakcją czarnej wadery był ruch uchem i ogonem. Przymknięte ślepia poruszały się lekko gdy Wrona cieszyła się odrobiną ciepła bijącego od Czarnego. Porównanie z lodowatym Grzesiem sprawiło, że otworzyła oczy na nowo. Pusta ściana na przeciwko wydawała się lepszą opcją bo nie kojarzyła się z niczym. Była po prostu ścianą.

- Miło się gada - Poczochrał wilczycę, po czym podniósł się - czas już iść. Niestety mam teraz mnóstwo rzeczy do załatwiania. Widzimy się jutro.

Nie spieszył się. Powoli zmierzał do wyjścia.

Wrona przesunęła się tak by zająć ciepłe od Czarnego miejsce i zwinęła się w kłębek, nakrywając pysk ogonem.


***


Kolejne kilka dni wyglądało tak samo. Świat dzielił się na tu i tam. Wrona nadal pozostawała obojętna na wieści z tam, ale któregoś dnia dotarło do niej, że czekała na wizyty Ogórka, choćby krótkie.

W dziwnym stanie między znużeniem, nudą a ociężałością odliczała jak długo spała w ciągu jednej nocy. Gdy doszła do dwóch godzin snu ciurkiem, odczuła to jak osobisty sukces.

Nagły skok adrenaliny sprawił, że zeskoczyła z łóżka i podreptała do miski z wodą. Wychłeptała nieco wody i usiadła zapatrzona w jej powierzchnię z przekrzywionym dziwnie łbem.

Szaman obrał taktykę czekania. Wierzył, że Żenia sama zaliże swoje rany. Dlatego starał się jej nie męczyć.Czekał. Patrzył. Dostarczał jedzenie i wodę.


***


Minęły kolejne dni zamieniając się w tygodnie. Aż któregoś poranka Żeńka obudziła się w końcu bez męczących marów pod powiekami. Sama zdziwiła się, że można oddychać tak lekko. Że można budzić się bez przypominania sobie, że pora wziąć kolejny wdech. A światło poranka nie jest największym przeciwnikiem ciążących powiek. Po raz pierwszy zatęskniła za świeżym powietrzem.

Przemiana była bolesna. Ludzkie ciało drżało z wysiłku, szybko pokrywając się cienką warstwą potu.

Zmierzwione i posklejane włosy swędziały. Skóra była nieprzyjemnie spierzchła. Nogi nie chciały jej nieść do łazienki, gdy równowaga została zachwiana. Błędnik wprowadzał ciało w stan alarmowy i Żenia niemal na czworaka dopadła łazienki. Torsje targały nią dłuższy czas mimo, że zawartość żołądka dawno została przetrawiona.
Gdy w końcu spojrzała na swoje odbicie w lustrze powitał ją cień Córki Ognistej Wrony. Wychudła dziewczyna z zapadłymi policzkami spoglądała na nią zgaszonym spojrzeniem. Podkrążone oczy nadawały jej nieco nawiedzonego wyglądu. Żebra wystawały nieprzyjemnie prawie jak wtedy gdy Haight rozpłatał ją na dwoje. Jedyne co się nie zmieniło to tribal na ramieniu, którego oko również szacowało wronie odbicie w lustrze.

***


Strumień wody w końcu ustał. Para wypełniająca łazienkę wybuchła na zewnątrz gdy Żenia otworzyła drzwi. Szok po prysznicu niemal znowu wytrącił dziewczynę z równowagi. Ta nadal polegała na niemyśleniu, czyszczeniu jakichkolwiek śladów myśli ponad te dotyczące instrukcji „wytrzeć się” czy „wciągnąć getry” albo „ teraz sweter”.

W końcu po ponad półtorej godzinie, Żenia była w stanie otworzyć drzwi na taras i usiąść w drewnianym krześle.

Domek był w ciekawej okolicy. Z tarasu rozciągał się widok na pola uprawne. Wszystkie jak jeden zaorane po zapomnianych już żniwach. Po prawej stronie majaczył las, do którego przylegał domek. Na zewnątrz było jeszcze szaro. Lato dobiegało końca, bo czuła wyraźny chłód mimo swetra jaki założyła. Gdzieś na granicy postrzegania słyszała auto, które jak co dzień podjechało. Potem słyszała jak ktoś krząta się w kuchni. Nie przyszedł się przywitać. Nie wbiegł rozradowany jej sukcesem. Ot przyjechał, jak gdyby nigdy nic.

Na taras wyszedł po kilku minutach. Na stoliku postawił gorącą kawę z mlekiem, a obok talerz z tostami. Były tak gorące, że w kontakcie z chłodnym powietrzem intensywnie parowały. Było to tak inne od wilczego jedzenia jakie dostawała ostatnio.

Na jej nogach rozwinął ciepły koc, po czym usiadł na krześle obok niej.

- Cieszę się, że wróciłaś do ludzkiej postaci. I że ubrania pasują. W szafie jest jeszcze trochę. W lodówce masz zapas jedzenia. Większość na zimno. Kilka rzeczy do mikrofali - powiedział Czarny, po czym wziął sporego łyka kawy.

Wrona skinęła głową bez słowa. Nie było co komentować. Odwykła od słów.
Zapach jedzenia i kawy rozwiewał się w chłodnym powietrzu.
Dziewczyna kontemplowała podjęcie kubka z kawą w myślach skupiając się na krótkich poleceniach dla samej siebie.
“Wyprostuj ramię”
“Złap ucho kubka”
“Podnieś do ust”

Udało się jej odwrócić twarz i spojrzeć na kubek.
Szaman zdaje się dojrzał do pomocy dziewczynie. Chwycił jej kubek w drugą dłoń. Wstał i podsunął go dziewczynie.
- Dziękuję. Gdyby nie twój układ ze Smokiem to wszystko mogło skończyć się dużo gorzej.

“Mówił to już, gdy byłaś nieprzytomna pierwszego dnia”

Głos Zmory był zaskoczeniem. Dziewczyna mogła nawet być przekonana, że Zmora odeszła zostawiając tylko tatuaż.

Wrona podniosła spojrzenie na Czarnego. Nie na kubek, podsuwany jej pod nos. Na jego twarz pokrytą siateczką zmarszczek.

“Jesteś tu?” - myśli dziewczyny pływały dalekie od tempa w jakim ragabash zwykła rozumować.

Żeńka otworzyła usta znowu wydając sobie komendy i szukając w sobie samej siebie.
Pochyliła się z wysiłkiem wyraźnie widocznym na twarzy by przytknąć usta do kubka. Toczyła walkę z własnym ciałem aż wstrząsnęły nią dreszcze.

Pierwszy łyk kawy niemal ją zadławił. Ściśnięty przełyk miał trudności z prawidłowym działaniem. Ciepły napój jednak sprawił, że napięte mięśnie nieco się rozluźniły i Żenia znowu mogła nabrać haust powietrza.

- Ty…- jedno słowo kosztowało kilkanaście powtórzeń rozkazów, a dziewczyna miała trudności z rozpoznaniem własnego głosu.

- Spokojnie - wziął jej ręce w swoją dłoń i podsunął je tak, żeby stabilnie złapała kubek. Gdy już uformował z jej dłoni koszyk, w którym spoczywał kubek zaczął powoli odsuwać własne ręce. Były ciepłe. Nie tak jak kubek, ale było to ciepło drugiego człowieka.

“Byłam cały czas”
Zabrzmiało w głowie.

Trzymać kubek.

“Myślałam, że odeszłaś.”

Trzymać kubek.

Wrona pokręciła głową jakby chcąc odsunąć mgłę otaczającą jej umysł.
Zaczęło dziać się coś dziwnego,
Jej ciało, a w zasadzie pierś, zaczęła poruszać się spazmatycznie.
Jakby wciągała powietrze, ale nie mogła go już wydmuchać.
Wygasły wyraz twarzy nie zmienił się ale po policzkach pociekły strużki.
Żenia kiwała się lekko z boku na bok by w końcu wrzasnąć.
Udręka aż zgięła ją w pół, a kubek wysunął z rąk.
Dłoń mimowolnie zacisnęła się z powrotem na kubku.
“Trzymam kubek. Nie odeszłam”
Ale nawet Zmora nie pomogła z nadchodzącym wybuchem.

- G… Grze… - dziewczyna ledwo była w stanie wydusić z siebie jeden ciąg dźwięków - Grześ!!!

Czarny rozejrzał się dookoła. Znikąd pomocy. Szaman, który powrócił z piekła, uwolnił więzionego tysiąc lat ducha zagryzł zęby w zakłopotaniu. Wyjął kubek z rąk dziewczyny z trudnością, po czym uniósł ją z krzesła i objął nieporadnie pozwalając, żeby koc zsunął się pod ich nogi.
“Wybacz. Nie dałam rady trzymać kubka”

Dziewczyna gorączkowym szeptem opowiadała o najmłodszym kruku.
Mamrotała pod nosem o tym co widziała w piekle. O tym co opowiedział jej Grześ. O piciu krwi. O tym, że go zabito. W Pentexie. I że ona. Ona go zabiła. Drugi raz. Drugi raz. I o krwawych łzach. I martwym wilku. I że to było jedyne wyjście, bo przecież on cierpiał. I prosił. I nie mogła inaczej. I Grześ…

Potok dźwięków nie układał się logicznie a szept utrudniał rozumienie, choć Żenia była przeświadczona, że mówi składnie.

Czarny ją obejmował. Gładził po plecach. Słuchał nieskładnej papki kolejnych zdań. Trzymał i gładził.
- Już dobrze. On jest teraz w miejscu, w którym ma spokój. Już nie cierpi. Zrobiłaś dla niego to co było najlepsze.
Mówił powoli. Ważąc każde słowo. I cały czas gładził jej plecy.

“Możemy go zabić. Wtedy odzyskam kubek”
Szepnęła konspiracyjnie Zmora.

“Nie”

Zasnute łzami spojrzenie dziewczyny spoczęło znowu na twarzy Antka.
Gdzieś tam miała mieszankę uczuć do niego. Ale ona była daleko i Wronie zdawało się, że dogrzebanie się do nich zajmie tyle samo co wyprawa do piekła.

Głowa dziewczyny opadła na pierś Ogórka i Żenia znowu próbowała schować się w śnie.

W końcu on odniósł ją na kanapę, posprzątał i ruszył w świat do swoich spraw. Mimo tego, że dziewczyna się rozkleiła, to to co miało miejsce było największym postępem od wielu dni.
 

Ostatnio edytowane przez corax : 06-02-2019 o 21:06.
corax jest offline