Wątek: Id Inferno
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2019, 23:38   #13
DrStrachul
 
DrStrachul's Avatar
 
Reputacja: 1 DrStrachul ma wspaniałą reputacjęDrStrachul ma wspaniałą reputacjęDrStrachul ma wspaniałą reputacjęDrStrachul ma wspaniałą reputacjęDrStrachul ma wspaniałą reputacjęDrStrachul ma wspaniałą reputacjęDrStrachul ma wspaniałą reputacjęDrStrachul ma wspaniałą reputacjęDrStrachul ma wspaniałą reputacjęDrStrachul ma wspaniałą reputacjęDrStrachul ma wspaniałą reputację
1.
“Nie wiadomo, czym się trzeba cieszyć, a czym martwić w życiu. Dobre sprowadza złe, złe sprowadza dobre.”
Denis Diderot “Kubuś Fatalista i jego Pan”

Kłamca!
Grom z jasnego nieba spadł, roztrzaskując dotychczasowe życie Jessici w drobny mak. .Co się stało? Gdzie popełniła błąd? Czego nie zauważył? Jej ukochany w jednej dosłownie chwili stał się dla niej całkowicie obcym człowiekiem. To było tak nierealne, całkowicie absurdalne. Kiedy przekroczyła tę niewidzialną granicę. Coś jej umykało? Tylko co? I co ważniejsze od kiedy?

- Już cię nie kocham. To koniec.
Słowa równie niedorzeczne, co prawdziwe. Samo wspomnienie wykrzywionej w gniewie twarzy Franka, napawało ją niewysłowionym smutkiem i przeszywało serce prawdziwym fizycznym bólem.

Łzy same spływały jej po policzkach. Pragnęła wrócić do dzieci. Do Harrego, Petera i Rebecci. Przytulić wszystkich. Mocno. Do braku tchu.

Wiedziała jednak, że nie może tego zrobić. Musiała się uspokoić. Pomyśleć i zastanowić się. Zająć się czymś konstruktywny. Frank zadzwoni i jej wszystko wyjaśni. Słaby promyk nadziei tkwił na dnie jej serce.

- Tylko czy mu wybaczę? - przemknęła jej całkowicie obca myśl. Oczywiście, że tak. Przecież to jasne.
- Czy na pewno?

- On jest kłamcą. Kłamcą i oszustem. - prorocze słowa ośmiolatki dudniły jej w głowie niczym nieznośne brzęczenie komara. W końcu dojechała do domu. Rzuciła kluczyki od samochodu na szafkę. Wbiegła na górę do sypialni i nie zdejmując butów, rzuciła się na łóżko. Zatopiła głowę w poduszkę i płakała. Płakała długo.

2.
Szpital św. Barbary, dziecięcy oddział neurologiczny. Od momentu przekroczenia progu tego miejsca Jessica czuła do niego totalną odrazę i obrzydzenie. Ściany wydawały się jej przesiąknięte bólem i cierpieniem dzieci. Idąc korytarzem z doktorem Wagnerem, nie potrafiła nawet spojrzeć w twarze mijanych małych pacjentów. Nawet znajoma buzi Esther nie była jej w stanie uspokoić.

Dziewczynka ku zaskoczeniu Jessici, była spokojna i uśmiechnięta. Gdy tylko terapeutka weszła do jej sali, ośmiolatka zeskoczyła z łóżka, podbiegła do niej i wtuliła się z całych siła. Jessica instynktownie odpowiedział na tę odznakę czułości i zaufania. Brak zaufania i niechęć dziewczynki, gdzieś zniknęła.
- Znalazłaś ją? - zapytała cicho Esther.
Jessica nie była w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Ślina ugrzęzła jej ciężką kluchą w gardle. Na szczęście, obok był doktor Wagner. Przyklęknął on przy dziewczynce i złapał za rączkę.
- Esther - rzekł do niej czule - Cieszę się, że już lepiej się czujesz.
- Pewnie - odparła dziarsko dziewczynka - Już mogę iść do domu.
- Już niedługo, obiecuję ci. A teraz tak, jak ci mówiłem wcześniej. Pokaż proszę, Jessice, swoje małe ranki.
Esther lekko skrzywiła ustami, ale wykonała polecenie. Odgarnęła włosy i pokazał Jessicę niewielkie blizny po ranach. Najpierw na skroni, potem na czole, tuż przy linii włosów i na koniec z tyłu głowy. Terapeutka widział już wcześniej te rany na zdjęciach. Teraz widząc je na żywo, ponownie przekonała się, że nigdy by na niej sama nie zwróciła uwagi. Były to drobne blizny. Ledwo widoczne, zgrubienia skóry, po niewielkich nacięciach. Jej skromna wiedza medyczna nie pozwalała domyślić się źródeł, ani przyczyny tego typu ran.
- Jak pani widzi - rzekł doktor Wagner - Tak, jak mówiłem są to drobniutkie blizny. Ich kształt i wielkość, niewątpliwie świadczy o tym, że ktoś kto to zrobił ma wielką wiedzę i niezwykły talent chirurgiczny. Dziwne. Rozmawiałem ze specjalistami i żaden nie potrafi powiedzieć po jakiego typu operacji mogły pozostać, takie ślady. W grę ponoć może wchodzić kapsulotomia, leukotomia, cingulotomia. Są to wszystko metody operacyjnego leczenia zaburzeń psychicznych, które nie poddają się leczeniu farmakologicznemu. Takie siostry lobotomii. Tylko jak pani wie, to bardzo radykalne metody, które pozostawiają nieodwracalne zmiany w psychice. Poza tym ślady nie są w stu procentach zgodne z żadnym z tych zabiegów. W dokumentacji medycznej nie ma żadnej wzmianki o jakichkolwiek operacjach tego typu. Na razie nikogo jeszcze oficjalnie o tym nie poinformowałem. Ma wątpliwości… pani rozumie. Jak tylko to wypłynie, to wszelkie służby zaczną swoje śledztwa. Oczywiście prawda jest najważniejsza, ale… doskonale pani wie, co to będzie oznaczać dla małej. Co pani o tym wszystkim myśli? Chciałbym oszczędzić dziewczynce dodatkowych cierpień, bo przeszła już wiele. Tylko, co innego można zrobić?

3.
Frank czuł się, jak guma do życiu, przerzuty i wypluty. Gdy tylko przekroczył próg, drewnianego domu, padł na pierwszą kanapę w zasięgu wzroku. Dawno nie był tak bardzo zmęczony. Jego organizm wołał o pomoc, gorącą kąpiel i regenerujący sen. W innych warunkach podróż uznałby z nie lada atrakcję. Przelot samolotem, kilka godzin w samochodzie, prom i znowu samochód. Dzieciaki na pewno byłby zachwycone.
Wspomnienie sceny na lotnisku sprawiało mu niemal fizyczny ból. Posunął się za daleko, to pewne. Nie miał innego wyjścia, próbował przekonać sam siebie. Robił, to aby chronić Jessicę i dzieci. Miał nadzieję, że jego ukochana żona zrozumie i mu wybaczy.

Obudził się gdy pierwsze promienie słońca wychyliły się znad horyzontu. Przez wschodnie okna wpadało tyle światła, że nim przyzwyczaił wzrok, czuł się jak na planie filmowym. Dom był drogi nawet po sezonie, fakt. Na szczęście oferował w zamian morze atrakcji. Wspaniały widok ze wzgórza na zatokę i przystań dla żaglówek, w pełni wyposażoną kuchnię, duży barek z naprawdę wyszukanymi alkoholami, saunę, jacuzzi i ogromny kamienny grill na tyłach. W tym momencie Frank ucieszył po prostu na widok ekspresu i bogatego zestawu kaw do wyboru.
Z gorący kubkiem wyszedł na taras i powiódł wzrokiem po okolicy.
Widok zapierał dech w piersiach. Cudowne miejsce na weekendowe wypady, czy nawet wakacje. Odetchnął głęboko i przez chwilę poczuł, że cały stres i wątpliwości spływają z niego. Nie trwało to długo. Wdech, wydech i strumień niepokojących myśli, sprowadziły go na ziemię. Wolno wrócił do środka i rozpakowując się zaczął planować dzień i cały pobyt.
Nie wiedział kiedy, ani nawet jak, Brad się z nim skontaktuje. Być może czeka go dłuższe czekanie. Na pewno przydałby się jakiś rekonesans.

- Gdziekolwiek będziecie i cokolwiek będziecie robić znajomość topografii miejsca, planów budynków i terenu działań, jest kluczowa. To nie tyle zapewnia sukces, co pozwala zabezpieczyć siebie i partnerów z którymi będziecie współpracować. Nie dajcie się nigdy zaskoczyć. To wy wybierajcie miejsce działań, nie przeciwnik.
Słowa majora Ezry wyłoniły się z mroków jego pamięci. Kolejne szczegóły szkoleń i zasad napływały do niego z dalekiej przeszłości. Sam był zaskoczony, jak wiele zapamiętał i potrafił sobie właśnie teraz przypomnieć. Jego zmysły w niepojęty dla niego samego sposób wyostrzyły się. Wyłapywał każdy szmer i szelest. To też, gdy usłyszał odległy szum silnika, stanął na równe nogi.
Wyjrzał ostrożnie przez okno. Pod sąsiedni domek, znajdujący się kilkadziesiąt metrów dalej, podjechał srebrny Land Rover. Wysiadł z niego trajkocząca przez telefon blondynka. Nie będzie tu sam, a to mogło oznaczać kłopoty.

Pukanie do drzwi wyrwało go z zamyślenia. Wolno podszedł do drzwi i już z daleko zobaczył przez okno, burzę blond loków.
- Dzień dobry sąsiedzie - przywitała go z uśmiechem atrakcyjna blondynka. Ubrana była w luźna bluzkę i skórzane leginsy.
- Dzień dobry - mruknął Frank.
- Jestem Melinda. Dzisiaj przyjechałam. Z radością zauważyłam, że mam sąsiada. I co najważniejsze nie widzę przed domem biegający… Nie znoszę dzieci, serio. Atencyjne, rozwrzeszczane bachory. Coś okropnego! Pomyślałam, że zapukam i się przywitam. A tutaj tak miła niespodzianka - skinęła głową w stronę Franka, puszczając jednocześnie oko w jego kierunku. - Mogę wejść? Napiłabym się kawy po irlandzku, tylko whiskey z mojego barku, gdzieś wyszła.

4.
Trzy dni czekania i nic. Zero kontaktu. Żadnej wiadomości, czy choćby najdrobniejszego sygnału. Z każdą godziną, Frank był coraz bardziej rozdrażniony. Dał się zmanipulować jakiemś fagasowi. Rzucił wszystko, pokłócił się z żona, by teraz siedzieć w dziczy, jak jakiś idiota. Nie robił prawie nic, a czuł się zmęczony, jakby dzień w dzień harował w kamieniołomach. Stres dosłownie odbierał mu siły i energię.
Jego jedynymi rozrywkami była Melinda, telewizja i szklaneczka whiskey przed snem. Kładąc się spać, postanowił, że jutro wyjeżdża. Koniec tego dobrego.

Obudził go potworny ból w klatce piersiowej. Palący i paraliżujący wszystkie kończyny. Chciał krzyczeć, wyrwać się, ale otaczała go nieprzenikniona ciemność.
- Csss - usłyszał - Uspokój się i nie krzycz.
Nad sobą ujrzał ciemną sylwetkę mężczyzny, która odznaczała się na tle szarości okna.
- To ja Brad. Ubieraj się. Idziemy - rozkazał.

Szli przez ciemny las. Frank potykał się co kilka kroków o wystające korzenie drzew. Brad szedł pewnie, choć przyświecało im tylko blade światło księżyca. Po jakiś dwudziestu minutach byli na miejscu. Na małej polanie stała zdewastowana i nadająca się w zasadzie do wyburzenia chatka. Brad wprowadził go do środka. Dopiero w ciasnym pokoju pozbawionym okien, zapalił latarkę.
- Wybacz miejsce i czas - zaczął Brad - ale sam rozumiesz, że lepiej być ostrożnym.
5.
- Policja nadal poszukuje trzydziestodwuletniego Ricka Ramireza. Mężczyzna podejrzany jest o zabójstwo matki oraz dwóch pracowników zakładu bukmacherskiego w Chatham. Wszyscy, którzy mają jakiekolwiek informacje o miejscu pobytu mężczyzny, proszeni są o kontakt z poli…
Jessica wyłączyła telewizor i schowała twarz w dłoniach. Stres i potok czarnych myśli odbierał jej energię i wszystkie siły.
Minęły już trzy dni od kiedy rozstała się z Frankiem na lotnisku. Od tego czasu żadnego sygnału, czy znaku życia. Przez pierwszy dzień dała sobie i jemu chwilę do odpoczynku. Drugiego dnia po południu, przełamała się i zadzwoniła do niego. Nie odebrał i wszystko wskazywało na to, że ma wyłączony telefon. A dzisiaj od rana zaczynała powoli odchodzić od zmysłów.
Gdzie on się podziewał do jasnej cholery?
Czasu uciekał. Wiedziała, że musi coś zrobić. Zacząć działać. Musi podjąć walkę o swoje życie. Dla siebie, dla dzieci i dla Franka.
 
DrStrachul jest offline