Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2019, 17:17   #13
Krieger
 
Krieger's Avatar
 
Reputacja: 1 Krieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputacjęKrieger ma wspaniałą reputację
Zak szedł ze spuszczoną głową, pozwalając by tłuste, sklejone strąki białych włosów opadały mu na twarz. Czuł pustkę, głód, który chrobotał wewnątrz jego czaszki jak rozsierdzony szerszeń. Nie mógł myśleć.

- O czym myślisz? - Usłyszał pytanie. Poczuł na piersi dotyk ostrych, chitynowych odnóży. Pod brudną, porwaną koszulą dostrzegł dorodnego, lśniącego pająka, tego samego którego widział w swoich rozgorączkowanych majakach.

- O niczym. - Wzruszył ramionami. Przyspieszone kroki za jego plecami sprawiły, że czarnoksiężnik spiął się cały, przygotowany na uderzenie. Jeden z drowich oprawców zdzielił go grzbietem otwartej dłoni w ucho, aż białowłosemu napłynęły łzy do oczu.

- Cisza! - Warknął żołnierz we wspólnym z ciężkim akcentem. Pająk zarechotał.

- Wiesz, nie musimy rozmawiać głośno. Zapomniałem ci powiedzieć.

- W ogóle nie musimy rozmawiać. - Syknął Zak. Żołnierz odwrócił się w pół kroku ze zdziwionym wyrazem twarzy, jakby nie mógł uwierzyć w tupet czarnoksiężnika. Tym razem w ruch poszła smukła pałka, która zostawiła na tylnej części uda chłopaka długi siniec. Zak padł na kolana, ale zaraz został z nich poderwany i popchnięty do przodu. Kuśtykał dalej, a po jego brodzie pociekła kropla ciemnej krwi z zagryzionej wargi.

- I tu się mylisz, mój egzotyczny przyjacielu. Myślę, że nasze rozmowy będą dla obu zainteresowanych bardzo owocne. - Pająk przeszedł po torsie Zaka, który mimowolnie poczuł dreszcz obrzydzenia wspinający się wzdłuż jego kręgosłupa. - Spójrz w głąb siebie, Zachariuszu Gavroche. Nie czujesz łączącej nas więzi? Idź za głosem serca. Wiesz, że to prawda....

- Spierdalaj. - Odparł Zak, gotowy na kolejną porcję razów. Te jednak nie nadeszły.

- O, właśnie tak! Bardzo dobrze! - Pochwalił go pająk. - Nie jesteś taki głupi, na jakiego wyglądasz.

Zak maszerował przez chwilę w milczeniu.

- Masz dwadzieścia sekund, żeby powiedzieć mi co się tutaj, kurwa, wyprawia. - Ostrzegł pająka, nie otwierając ust. - Raz. Dwa.

- Pozwól, że się przedstawię. Jestem Balzacc, twój pokorny sługa. - Pająk skłonił się lekko i zasalutował odnóżem. - Naszemu wspólnemu znajomemu bardzo zależało, żebym miał na ciebie oko. Na wypadek gdybyś, no wiesz, wpadł w jakieś gówno. - Pająk teatralnie rozejrzał się na lewo i prawo. - I niech mnie dunder świśnie jeśli nie znajdujesz się teraz w największym…

- Dwadzieścia. - Przerwał mu czarnoksiężnik. Szybkim ruchem sięgnął w rozcięcie koszuli, chwycił pająka i rzucił nim przez barierkę oddzielającą go od ziejącej czeluści poniżej. Insekt koziołkował chwilę w powietrzu zanim zniknął w gęstych oparach poniżej. Tym razem żołnierze, niepocieszeni wykonywaniem gwałtownych ruchów przez więźniów, uczyli Zaka dyscypliny przez prawie minutę, która zdawała się dłużyć w nieskończoność.

*

Zak leżał na brzegu, łapiąc oddech i patrząc w czerń nad sobą. Na jego ustach kwitnął nieobecny uśmiech błogostanu, którego doświadczył gdy zatruł się ohydnymi substancjami w bajorze. Chrobotanie w czaszce ustało, ustępując miejsca pełnemu ekstazy otępieniu.

- Jesteś kawałem skurwysyna. - Westchnął pająk Balzacc, wspinając się na jego odrętwiałe ciało. - Pozwól, że wyjaśnie ci jak to będzie działać w języku, który zrozumiesz, tu kutwo. Ty - zginąć - bez - ja, capisce? - Ośmionogi lingwista popukał odnóżem w zroszone potem i uwalone brudem czoło chłopaka. - Słuchasz mnie?

- Doskonale. - Powiedział cicho Zak.

- Cieszę się, że się rozu…

- Doskonale kopie. Nigdy czegoś takiego nie próbowałem. Bogowie. - Jęknął myślami Zak, podnosząc się powoli do pozycji siedzącej. - Muszę zabrać trochę na górę. Znowu ty? - Młodzieniec zdawał się dopiero zauważyć prześladującego go stwora. W jego oczach pojawił się zły błysk, a dłoń odnalazła ładny, krągły głaz wielkości pięści który leżał nieopodal.

- Hola, hola, hola! - Balzacc podniósł odnóża w obronnym geście. - Gramy w tej samej drużynie! Wysłał mnie…

- Wiem, kto cię wysłał. Od początku wiedziałem. - Westchnął Zak, i powoli wstał. Jego mowa ciała i zachowanie diametralnie zmieniła się po mimowolnym przyjęciu narkotyku. Nie był już szurającym stopami zombie. Wydawał się… energiczniejszy. Bardziej zdeterminowany. Świadomy swojego otoczenia.

- Twój pokorny sługa. - Powtórzył, czy raczej pomyślał, z rozbawieniem pająk.

- Miałem już do czynienia z twoim rodzajem, Balzacc. Nie ma w was nic z pokory, a wasza służalczość, choć nie poddawana wątpliwości, nigdy nie jest darmowa. - Czarnoksiężnik spojrzał na leżącą nieopodal kobietę, i po chwili namysłu wyciągnął do niej dłoń by pomóc jej wstać. - Nie pamiętam, czy mieliśmy okazję się przedstawić. Zak. - Powiedział na głos, a jego złote oczy badawczo, choć nienachalnie, otaksowały współwięźniarkę.

Wracając z roboty, Zak dyskretnie zeskrobał pordzewiałą łyżką znalezioną w bajorze trochę grzyba który, jak mu się wydawało, był źródłem toksycznego błogostanu którego doświadczył, i zawinął go w fragment szmatki zrobionej ze swojej koszuli na czarną godzinę. Na dnie odpływu, pośród śmieci i śluzu, znalazł coś jeszcze - ciężką, złoty aureus, który przykuła jego uwagę lśniąc w mule. Nie wiedział, do czego przyda mu się teraz złoto, ale nieznane mu symbole na monecie zaintrygowały go odnośnie jej pochodzenia, i były testamentem tego z jak wielu zakątków Faerunu drowy pozyskiwały swoich niewolników.

*


Zak spał jak zabity. Dawno nie czuł się tak dobrze, a jego myśli nie nawiedziły żadne przykre sny. Gdy się obudził, czuł się niemal rześko. Z uśmiechem spojrzał na blade, napięte twarze swoich współtowarzyszy. Miał nadzieję, że odbiorą ten gest za pokrzepiający, a nie szyderczy, jakim był. Spojrzał na Leshanę.

- Dobra jest. - Skwitował elfkę Balzacc ze swojej kryjówki pod koszulą czarnoksiężnika.

- Masz rację, moja droga. Jestem Zak, do twoich usług. Do usług wszystkich was. - Młodzieniec po kolei kiwnął każdemu z obecnych, najwyraźniej nie przejmując się totalnym mrokiem panującym w celi. - Jimjarze, pamiętasz nasz zakład? Odnośnie ucieczki? - Białowłosy wyszczerzył się. - Uznaj go za przyjęty. Czy wszystko przebiega zgodnie z planem, Buppido? Doskonale. - Czarnoksiężnik zatarł ręce, nie czekając na odpowiedź. Opowiedział im szeptem o windzie i odpływie, o lekkozbrojnych strażnikach i wielkiej pajęczynie. Opowiedział im o ściszonym głosem o przyjacielu, który sprawdzi im drogę. Nie dbał o to, czy któreś z nich mogło być informantem drowów, nie powstrzymają go.

A kiedy drowy usłyszały jego mamrotanie i przyszły po niego, wywlekając go za szmaty z celi, yaun-ti mrugnął do Leshany i uśmiechnął się tryumfalnie do Cefrey. - Zaraz wracam. - Zapewnił.

Kiedy wrócił, był tylko krwawym strzępem, rzężącym i stękającym. Ale przyjął ból z czułością kochanka po długiej rozłące. Drowy nie wiedziały, że nim żył, że kochał go tak bardzo, jak one. Zwłaszcza teraz, gdy jego towarzysze zasiali w nim ziarno oporu. Nie czuł już zobojętnienia, tylko podekscytowanie zemstą, którą miał nadzieję niedługo wyegzekwować na swoich oprawcach. Myślał o Ilvarze i jego zimne, puste serce wypełniło ciepło. Wydawało mu się, że zakochał się w tym demonie w elfiej postaci. Fantazjował o obróceniu jej czarnego bicza przeciwko jej delikatnej skórze, i ból ran przygrywał tym marzeniom na skrzypcach stłuczonego mięsa i porachowanych kości.

- Upartość to nie determinacja. Odrętwienie to nie wytrzymałość. Rozpacz nie zastąpi charakteru. - Ostrzegł go Balzacc, ale czarnoksieżnik zignorował go.
 
Krieger jest offline