Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2019, 21:17   #3
corax
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Kolejne kilka dni przebiegało podobnie. Antek co dzień przyjeżdżał i robił ciepłe śniadanie. Czasem tosty, czasem jajecznicę. Ale każdy dzień zaczynała od czegoś ciepłego. I kawy. Również chwyt kubka znacząco się poprawił, a jedzenie na nowo zaczęło smakować inaczej niż papierowa paćka.

Dziewczyna starała się wracać do środka jak najmniej. Krzesło na tarasie służyło jej za fotel, łóżko i jadalnię. Świeże powietrze pozwalało klarować myśli, przyczadziałe od wiszącego wokół smutku.

Któregoś z kolejnych dni przywitała Ogórka wyartykułowanym powitaniem:
- Cześć - wiedziała, że rozmowy żadno z nich nie uniknie a tego dnia czuła się silniejsza. Myślała składniej. Na dowód czego nawet uniosła kącik warg w krzywym grymasie naśladującym uśmiech.

- Cześć - odpowiedział stawiając na stoliku kubełek skrzydełek w panierce i kilka paczek frytek. Tego dnia Czarny ewidentnie nie miał czasu robić śniadania.
- Jak minął dzień? - zapytał dla podtrzymania rozmowy, a Żenii przebiegło przez myśl, że cały poprzedni dzień patrzyła jak stado wron próbowało znaleźć coś do zjedzenia na polu przed nią. I w zasadzie był to jedyny ruch poza kilkoma autami na drodze w oddali.

- Ok - odparła cicho. Opowiadanie o wronach nie było warte wysiłku.

- U nas też dobrze. Chłopaki są już zdrowi. Zaarowi odrosło oko. - powiedział obgryzając skrzydełko.
- Mam nadzieje rozbudować nasz caern. Słyszałem, że kontaktowałaś się z innymi Panami Cienia.
Starał się zająć jej umysł. Uciekać od Grzesia.

- Tak - Żenia żuła powoli jedną frytkę - Dobrze z chłopakami. Cieszę się. - faktycznie poczuła jakieś cieplejsze muśnięcie chociaż jej mina się nie zmieniła. - Wojtek mógłby przyjechać?

- Ronin? - zapytał. Chodź to słowo nie miało w jego ustach takiego wydźwięku jak u Harada, czy Zapalniczki gdy ich poznała, to jednak coś ją ukłuło. - Nie wiem.
Czarny podrapał się po głowie żując frytkę.

- Spytasz? - dziewczyna spojrzała na Czarnego.
- Spytam. - Czarny zacisnął szczękę. Ten temat ewidentnie mu nie leżał. - Coś jeszcze?
Wrona westchnęła.
- Powiedz, co chcesz powiedzieć. - Żenia nie miała sił na wykłócanie się z Ogórkiem. Odwróciła twarz w stronę pól.

- Byłem w takim stanie jak ty. Pamiętam to dobrze. Nic się nie zmieni. Świat się nie zmieni. Wszystko pobiegnie dalej tak samo jak biegło. I ty musisz się uporać z tym co zaszło. Jesteś młoda. Całe życie przed tobą. Możesz coś zmienić. Rozwaliłaś Pentex. Ugłaskałaś Smoka. Możesz coś zrobić. Możesz coś zmienić. Ale możesz też siedzieć i patrzeć na pole. Możesz siedzieć tutaj owinięta kocem i słuchać o tym, że Pentex łapie kolejne wilkołaki gdzieś na świecie i je odrutowuje. Albo prowadzi eksperymenty na wampirach, które potem wracają jako bezwzględni zabójcy o czerwonej skórze. Tak, wiem dobrze. Wygodniej byłoby nie pamiętać tego wszystkiego. Ale nic nie wskazuje na to, żeby tak miało się stać. Jesteś wybrana. Gaia mi o tobie mówiła zanim się pojawiłaś. Jest szansa utrzeć nosa tym złym. Ta szansa powstała dzięki TOBIE. I co dalej? Nie przywrócisz go do życia. Nikogo z nich nie przywrócisz do życia. Ale pomyśl o co walczyli. Pomyśl co dziś by robili, gdyby byli wśród nas. Robiłabyś to z nimi? Czy patrzyła na pole? Ja muszę już jechać. Do zobaczenia.
Ruszył do wyjścia.

“Tym złym”
To hasło jako jedyne zawisło na dłużej w umyśle dziewczyny.
Czy ona była jedną z nich?
Zabiła własnego ojca.
Zabiła własną watahę.
Zabiła własnego przyjaciela.
Zawiodła tyle osób.
Czy wyprawa do piekła się skończyła? Czy nadal trwa? Nie na pustyni. Wewnątrz niej.
Gaia?
Mówiła?
Mówiła wszystkim tylko nie Wronie.
Czy będąc na miejscu Żmija nie oszalałaby będąc uwięziona?
Jak daleko jej od szaleństwa?
Przed oczami stanął jej Szmaragdowy Smok w swym majestacie. Uwięziony w jaskini w Malfeasie.
Czuła się jak narzędzie do niszczenia.
Narzędzie, które można wycelować, użyć i odrzucić ze wstrętem, gdy nie jest potrzebne. Albo nawrzeszczeć. Przez mgłę zasunwającą jej umysł obojętnością przedarło się wspomnienie wrzasków ojca. Dziwne.

Ci źli.
Kto był tym złym?

Żeńka nie poruszyła się i nie odwróciła wzroku od pola.
Frytki flaczały w pudełku a zapach skrzydełek mieszał się z podszytym wilgocią zapachem powietrza.
Drzwi za Czarnym zamknęły się.

***


Ten dzień nie różnił się od innych. Słońce zaszło. Na zewnątrz zrobiło się chłodno. Wróciła do salonu i zwinęła się w kłębek na kanapie gdy usłyszała samochód. Jej mięśnie napięły się mimowolnie. Coś nie wpisywało się w schemat. Do śniadania jeszcze daleko. Zmora była zaniepokojona.

“Kto to?”
Wciągnęła lekko powietrze i próbowała sprawdzić zapach nadchodzących. Nie poczuła zapachu Żmija. Ale fakt, że Zmora użyła jej daru bez jej wiedzy zaniepokoił ją.

“Co robisz?” zaniepokojona dopytywała Zmory “Od kiedy to robisz? I czemu nagle się martwisz?”

Usiadła na sofie jak pacynka, której ktoś pociągnął sznurki.
Nadsłuchiwała przesuwając się na sofie w stronę tarasu.
„Bo ty się martwisz.” Odpowiedziała zagadkowo zmora.

Rozległo się pukanie do drzwi chatki.

“A ty zmieniasz temat.”
Żenia z wolna ruszyła do drzwi.
Przez chwilę nasłuchiwała a potem z wolna otworzyła.

Jej oczom ukazał się mężczyzna w wyświechtanej jeansowej kurtce, podszytej jakąś imitacją futra. Gdyby dziewczyna była dziesięć lat starsza mogłaby kojarzyć takie stroje jako „kiedyś modne”, ale że była w wieku w jakim była, to owa kurtka nie kojarzyła jej się kompletnie z niczym. Oblicze częściowo ukrywała beżowa czapka z daszkiem z logo, które kompletnie z niczym się nie kojarzyło. Twarz miał szarą jak papier. Pokrytą twardym kilkudniowym siwym zarostem. Potrzebowała się zastanowić kim on jest, zanim rozpoznała Wojtka Kosibę. On zaś zdawał się zaniemówić. Stał i wpatrywał się w nią.

Ciepło rozlało się w środku, rozpalając Wronę jakoś od żołądka.
Postąpiła dwa kroki do tyłu przepuszczając Kła do środka. Zamknęła drzwi i wyciągnęła bez słowa drżącą dłoń.
Objął ją. Też bez słowa. Oddychał ciężko. Czuła, że drży mu szczęka. Chciał zacząć coś mówić, ale nie mógł.

Wrona wtuliła się w Ronina ciasno. Na ślepo, z twarzą schowaną w jego klacie, zrzuciła mu czapkę i wsunęła dłonie we włosy. Gładziła głowę i kark starszego wilkołaka.
Jego brat zginął.
Nie udało jej się wypełnić złożonej obietnicy.
Wojtek nie miał okazji pomówić nawet ostatni raz ze swoim młodszym braciszkiem.
Jej wadera chciała ukoić ból ich obojga.

- Nie dołączę do Czarnego - zaczął zamiast zwyczajowego „Cześć”. - Jeżeli chcesz spróbować załatwić ten Toruń, to ci pomogę. Temu całemu Ryśkowi już zaproponowałem pracę. Jeżeli nie będziesz mogła, to on poleci ze mną do Stanów. Ale do Czarnego nie dołączę.

Przełknął głośno ślinę.
- Masz coś do picia? W ustach mi zaschło.

- Nie wiem - odparła Żenia. W zasadzie w kuchni bywała po wodę a zapasy zostawione przez Czarnego pozostawały ledwo tknięte. Nie wiedziała czy ma kawę, herbatę. Było jej obojętne. - Zobacz.

Odsunęła się puszczając wilkołaka i wracając automatycznie na miejsce na sofie.
- Zostaniesz? - dopytała cicho.

- Mhm - przytaknął i sięgnął po wodę. W szafce znalazł też szklanki. Zapasów było całkiem sporo. Wojtek korzystając z chwili wstawił wodę na herbatę. A potem wypił kolejną szklankę wody.

- Jak się czujesz? - zapytał - Bo wyglądasz okropnie.

Dziewczyna wzruszyła ramionami.
Nie wiedziała jak odpowiedzieć na to pytanie.
Nie umiała.

- Jestem. - ponownie wzruszyła ramionami. - Przepraszam - wydukała patrząc na swoje dłonie z długimi paznokciami. Obecność Wojtka jakoś niosła ulgę.

Nie odpowiedział. Usiadł obok i milczał. Po chwili czajnik zagwizdał oznajmiając, że mogą zaparzyć herbatę. Bury kieł wstał i odciągając się wrócił z dwiema herbatami.

Usiadł i patrzył w tafle napoju, jakby za chwile miała z niej przemówić wróżka.

- Już go nie zobaczę - westchnął.

- Chciał się z tobą widzieć. - szeptała Żenia - Chciał byś dołączył. Był bardzo podniecony samą myślą o spotkaniu.

Bury Kieł zagryzł zęby. Żenia mimo swojego stanu wiedziała co planował Bury Kieł. Wierzył w to, że uczucia pozostające między braćmi pozwolą cofnąć zmiany dokonane w jego bracie przez Labirynt. Sam nie dopuszczał do siebie wizji zanurzenia się w Labiryncie. Nie odezwał się. Wziął łyka herbaty.

- Co dalej?

- Nie wiem - Żenia próbowała. Z całych sił próbowała powrócić. Ale czuła też rosnącą panikę. Decyzje, działanie - to wszystko związane było z odpowiedzialnością. Za innych.
Chatka była daleko i była bezpieczna. Wojtek oczekiwał od niej czegoś czego nie była w stanie mu dać. Przywództwa. Ona nie była przywódcą. Ona ledwo była tu.

- Jeżeli nie masz planów, to chciałbym, żebyś ze mną i z Ryśkiem przejechała się do Stanów. Pod koniec września. Czy kwestia Torunia jest aktualna? - zapytał. To był jego sposób radzenia sobie ze stratą? Wyglądał jak wrak. I próbował ją pocieszać? Bardzo nieudolnie.

- Tak - zrobiła wysiłek i podsunęła się do Wojtka. Wcisnęła pod wolne ramię. - Dobrze.
Było jej obojętne co się stanie. Nie wiedziała kiedy jest kiedy. Dawno zatraciła poczucie czasu. Nie chciała tylko tracić ciepła jego dotyku. - Jest ktoś. Może opowiedzieć o Pieśni. Zahrad.

- Rysiek nie miał o nim dobrego zdania. W ogóle to od niego usłyszałem co się działo.
Objął ją niemal bez udziału umysłu. Jak ojciec córkę.
- W sensie od Ryśka, nie do Zahrada. Tamtego zamknął Czarny i ukrył przed światem. Czarny ruszył ciebie ratować. I ściął głowę mojemu bratu. Powiedz, Kuba ci groził? Twoje życie było w niebezpieczeństwie?

Kuba. Imię, które nigdy się nie pojawiło. On nie był człowiekiem. Był metysem. Ale faktycznie Wojtek wspominał kiedyś, że jego matka tak chciała nazwać Skowyt.

Różnica między ojcem a ojcem potrafiła być kolosalna.
- Trudności w komunikacji - Żenia mruczała. To nie było ważne teraz. - Chciał udowodnić, że jest godzien. Wszystkiego. To przez Labirynt. Zahrad to kochanek. Ma moje wspomnienia. Był z Kubą dłużej. - relacjonowała Żenia jednym tonem głosu. Coś jej mówiło, że Złotego ciężko ukrywać jeśli sam tego nie chce.

- No tak. Labirynt. - ostatnie słowo było ewidentnie przekleństwem w głosie ronina.
- Tak naprawdę, to Labirynt zabrał mi brata. A jednak… Ciężko nie mieć żalu do Czarnego, za ścięcie jego głowy. Ehh - wypuścił powietrze. Nie było w nim praktycznie nic z Wojtka, którego poznała. Był starym, pomarszczonym człowiekiem z szarą cerą, na którym życie odcisnęło piętno. Wyglądał jakby wiekiem dorównywał Michaiłowi, choć wcześniej była pewna, że między nimi jest kilkanaście lat różnicy. Przecież Wojtek był tylko trochę starszy od Czarnego.

- Wojtek - Żenia miała wrażenie spadania. Wokół się sypało. Wojtek był zdewastowany jak ona sama. Zaczęła mówić i utknęła. Nie wiedziała co powiedzieć. Zwykle wygadana ragabasz nie miała słów. - Co w Stanach? - nie była ciekawa ale smutek bijący od Kła dobijał ją.

Roześmiał się. Wyraźnie trafiła z tematem.
- Jak to co? Walka z Pentexem. Każdy walczy tak jak umie. Widzisz, ktoś narobił sporo chaosu wkoło przemysłu medycznego w Polsce. To co się działo na giełdzie w Warszawie to było jakieś nieporozumienie. Ludzie w ciągu godziny z milionerów stawali się biedakami, a inni z biedaków milionerami. Prawdziwe szaleństwo. Ktoś ze sprawnym umysłem, znający pewne zależności mógł to wykorzystać. I wykorzystał. Ta twoja koleżanka podesłała mi namiar na jedną prawniczkę. Prawdziwa suka. W każdym razie udało jej się dogrzebać do preferencyjnego statusu akcji, w których posiadanie wszedłem. No więc jedziemy do siedziby DNA. W garniturach i garsonkach. Z teczkami. I oświadczamy im, że przejmujemy wydzieloną część ich inwestycji. Budynki. Sprzęt. Linie produkcyjne. Biura. A preferencyjny status akcji nabytych za bezcen wprowadza Rycha do zarządu.
Westchnał.
- Tak, Żenia. Kupiłem Pentex. - Powiedział wyolbrzymiając Ronin.

Żenia zbaraniała.
A potem zrobiła coś czego nie robiła od tygodni.
Roześmiała się.
Pierwszy chichot był tak obcym dźwiękiem, że urwała raptownie.

- Ten chaos. To ja. - przyznała się cicho - A potem domino. Zabierzemy Złotego, tak? Potem resztę watahy i krewniaczki.

- No dobrze. Poprosisz Zośkę, żeby ogarnęła papiery? Nie wiem czy wszyscy mają paszporty i takie tam. Zresztą wiesz… to co kupiłem jest tu w Polsce. Chyba nawet Bionanolab w Łodzi też już jest mój. Do końca nie wiem, z tą prawniczką musiałbym pogadać.
- Nic tu nie mam. Nie wiem gdzie jestem. I muszę pogadać z Czarnym. - każde słowo miało wagę tonowego kamienia. Kanapa była wygodna. Bezpieczna. Ale widok Wojtka szarpał ją niczym miecz Haighta. Więc brnęła dalej. Dla starego bezdomnego.

- Antek mówił, że będzie rano. Wtedy możesz z nim pogadać. A ten Toruń? Coś robimy ze szczurami? Z Inkwizycją? Czy zostawiamy burdel Czarnemu? Niech ogarnia jako światły przywódca. - Ostatnie dwa słowa niosły ze sobą drwinę.

- Wyciągnęłam ich dzięki umowie z totemem. - Żenia podciągnęła nogi na sofę - Muszę załatwić Hakakena. Antek może pomoże. Nie wiem. - to ostatnie stawało się czestym gościem w ustach dziewczyny. - Może zostawimy.
Kieł mówił, że nie musi robić nic. Chyba, że chce. Teraz nie wiedziała, czy chce.

Pokiwał głową w milczeniu. Siedzieli w ciszy. Czas biegł, ale oni byli poza nim. Nie interesowało ich to zbyt.
 
corax jest offline