Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2019, 23:00   #9
Loucipher
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 Loucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputacjęLoucipher ma wspaniałą reputację
Hawthorne grzecznie pożegnał się z agentem Sorenem i pozostałymi pasażerami samochodu i opuścił pojazd, gdy ten zatrzymał się w uliczce, nie opodal przegradzających ją w poprzek pachołków, dobrze widocznych w świetle reflektorów pojazdu. Wciągnął do płuc paryskie powietrze, dość rześkie i świeże o tej porze nocy. Rozejrzał się po okolicy, wypatrując charakterystycznych punktów, dzięki którym trafi tu później w dzień, gdy będzie jasno. Powolnym krokiem, jakby z namysłem, podszedł do pracujących techników policyjnych, krzątających się po odgrodzonym pachołkami fragmencie ulicy.
- Halo? Szuka pan kogoś? Tu nie wolno wchodzić! - zawołał po francusku jeden z policjantów, widząc, że Hawthorne przekracza wygrodzoną linię i wchodzi na miejsce prowadzenia czynności. Uniósł trzymaną w ręce latarkę, oświetlając nowo przybyłego.
- Dobry wieczór. - przywitał się Ken w tym samym języku. - Tak, szukam kogoś. Inspektor Michael Tweed ze Scotland Yardu. Chciałbym rozmawiać z dowódcą ekipy. - wyjął legitymację i podsunął ją Francuzowi pod nos.
Francuz zerknął podejrzliwie na Hawthorne'a, a potem na podsuwany mu dokument, na który również skierował światło latarki. Wreszcie skinął głową.
- Bonsoir, monsieur Tweed. Inspecteur Gerber jest tam. - wskazał ręką kierunek. - Anglik? Tutaj? - zdziwił się.
- Międzynarodowe śledztwo. Sprawa wagi państwowej. - z tajemniczą miną skwitował Tweed, po czym ruszył w kierunku wskazanego oficera.

Inspecteur Jérôme Gerber był lekko safandułowatym i dobrotliwym mężczyzną dobiegającym czterdziestki. Ubrany w regulaminowy granatowy mundur paryskiej policji wyglądał jak typowy policyjny urzędnik, wyciągnięty z łóżka na późnonocny dyżur. Flegmatycznie przywitał się z Tweedem, obejrzał podsunięte mu pod nos papiery i pokrótce zapoznał Anglika z ustaleniami śledztwa.

- Nasz policjant, sierżant Alexandre Grimard, zginął od strzału z bliskiej odległości w głowę. Ciało zabrano już do kostnicy. Prawdopodobnie próbował zatrzymać do kontroli jakiś samochód... znaleźliśmy ślady uderzenia... o, w tą latarnię - Gerber wskazał latarnię, na której w świetle latarki wyraźnie było widać zadrapania i wgięcia. - Nie znaleźliśmy śladów hamowania, ale sądząc po tym, że wgięcie nie było głębokie, a na miejscu prawie nie było szczątków pojazdu, musiał uderzyć z niewielką prędkością. Pewnie wolno jechał.
Hawthorne uważnie przyjrzał się latarni, zapamiętując jej wygląd.
- Zderzenie? - zdziwił się. - W takim razie skąd strzały? I kto strzelał?
- Tego nie wiemy. - smutno przyznał Gerber. - Ale muszę panu powiedzieć, że miała tu miejsce prawdziwa strzelanina. - ciągnął, prowadząc Hawthorne'a przez ogrodzony teren i pokazując latarką kolejne miejsca. - Znaleźliśmy mnóstwo łusek z broni palnej... tutaj, tutaj i tutaj. - kolejno pokazał trzy miejsca.
- Kaliber? - wtrącił szybko Hawthorne.
- Przeważnie od naboju FN. - odparł Gerber. - Wy chyba mówicie na to "browning". Jeszcze nie wiemy, ile sztuk broni strzelało... i do kogo.
- Czyli był więcej niż jeden postrzelony?
- Tak nam się wydaje. - Gerber wskazał kolejne dwa miejsca. - Tu i tu znaleźliśmy ślady krwi. Nie może to być krew naszego kolegi, bo jego znaleźliśmy... o tutaj. - Gerber pokazał trzecie miejsce, lekko oddalone od dwóch poprzednich. - W okolicy jego ciała znaleźliśmy tylko dwie łuski. Też od FN. Zatem zapewne zabójca strzelał z broni o tym właśnie kalibrze. Nasi koledzy z laboratorium sądowego zapewne nam to potwierdzą, kiedy już wyjmą pocisk... lub pociski... z jego ciała.
Hawthorne skinął głową, uważnie rozglądając się po miejscu zbrodni.
- I nikt nic nie słyszał? Nie wierzę. W tej ciasnej uliczce kanonada musiała się nieść po całej okolicy? Może są jacyś świadkowie? - zapytał.
- Też tak myślę, panie Tweed. Dlatego wysyłam dwóch moich ludzi, aby rozpytali okolicznych mieszkańców. - odparł Gerber.
- Mogę im towarzyszyć? - zapytał Hawthorne.
- Oczywiście - zgodził się Gerber. - Przedstawię pana.
Mężczyźni podeszli do grupy policjantów stojących nieopodal miejsca zbrodni. - To sierżanci Jules Berlicot i Gaston Tricard. Panowie... - zwrócił się do podkomendnych. - Inspektor Tweed z policji w Londynie. Chciałby towarzyszyć wam w przesłuchaniach świadków. Chyba nasz stary Alex wdepnął w jakieś międzynarodowe bagno. - potarł podbródek z namysłem. - Zaopiekujcie się panem inspektorem, dobrze?
- Oui, chef! - służbiście zasalutował Berlicot, po czym spojrzał na Anglika.
- Witamy w Paryżu, panie inspektorze. - przywitał Anglika salutem i uściskiem dłoni. - Podobno chce nam pan pomóc w przesłuchaniach świadków. Pan wybaczy, że zapytam... ale co robi angielska policja w stolicy naszego kraju?
- Mamy powody przypuszczać, że ludzie, którzy zastrzelili waszego kolegę, zamieszani są w działalność szpiegowską o międzynarodowym zasięgu. - wyjaśnił zmęczonym tonem Hawthorne. - Prawdopodobnie zamieszani są też w zaginięcie paru innych osób, w tym naszego obywatela. Dlatego poproszono mnie, bym z wami współpracował. Mogę liczyć na waszą pomoc?
Oblicze Berlicota wypogodziło się, jakby otrzymane wyjaśnienie go usatysfakcjonowało.
- Oczywiście, panie inspektorze. Zapraszam z nami.
Mężczyźni ruszyli w boczną alejkę, kierując się na spotkanie z pierwszym ze świadków.
 

Ostatnio edytowane przez Loucipher : 14-02-2019 o 20:07. Powód: Ujednolicenie formatowania.
Loucipher jest offline