Konto usunięte | Hawthorne grzecznie pożegnał się z agentem Sorenem i pozostałymi pasażerami samochodu i opuścił pojazd, gdy ten zatrzymał się w uliczce, nie opodal przegradzających ją w poprzek pachołków, dobrze widocznych w świetle reflektorów pojazdu. Wciągnął do płuc paryskie powietrze, dość rześkie i świeże o tej porze nocy. Rozejrzał się po okolicy, wypatrując charakterystycznych punktów, dzięki którym trafi tu później w dzień, gdy będzie jasno. Powolnym krokiem, jakby z namysłem, podszedł do pracujących techników policyjnych, krzątających się po odgrodzonym pachołkami fragmencie ulicy.
- Halo? Szuka pan kogoś? Tu nie wolno wchodzić! - zawołał po francusku jeden z policjantów, widząc, że Hawthorne przekracza wygrodzoną linię i wchodzi na miejsce prowadzenia czynności. Uniósł trzymaną w ręce latarkę, oświetlając nowo przybyłego.
- Dobry wieczór. - przywitał się Ken w tym samym języku. - Tak, szukam kogoś. Inspektor Michael Tweed ze Scotland Yardu. Chciałbym rozmawiać z dowódcą ekipy. - wyjął legitymację i podsunął ją Francuzowi pod nos.
Francuz zerknął podejrzliwie na Hawthorne'a, a potem na podsuwany mu dokument, na który również skierował światło latarki. Wreszcie skinął głową.
- Bonsoir, monsieur Tweed. Inspecteur Gerber jest tam. - wskazał ręką kierunek. - Anglik? Tutaj? - zdziwił się.
- Międzynarodowe śledztwo. Sprawa wagi państwowej. - z tajemniczą miną skwitował Tweed, po czym ruszył w kierunku wskazanego oficera. Inspecteur Jérôme Gerber był lekko safandułowatym i dobrotliwym mężczyzną dobiegającym czterdziestki. Ubrany w regulaminowy granatowy mundur paryskiej policji wyglądał jak typowy policyjny urzędnik, wyciągnięty z łóżka na późnonocny dyżur. Flegmatycznie przywitał się z Tweedem, obejrzał podsunięte mu pod nos papiery i pokrótce zapoznał Anglika z ustaleniami śledztwa.
- Nasz policjant, sierżant Alexandre Grimard, zginął od strzału z bliskiej odległości w głowę. Ciało zabrano już do kostnicy. Prawdopodobnie próbował zatrzymać do kontroli jakiś samochód... znaleźliśmy ślady uderzenia... o, w tą latarnię - Gerber wskazał latarnię, na której w świetle latarki wyraźnie było widać zadrapania i wgięcia. - Nie znaleźliśmy śladów hamowania, ale sądząc po tym, że wgięcie nie było głębokie, a na miejscu prawie nie było szczątków pojazdu, musiał uderzyć z niewielką prędkością. Pewnie wolno jechał.
Hawthorne uważnie przyjrzał się latarni, zapamiętując jej wygląd.
- Zderzenie? - zdziwił się. - W takim razie skąd strzały? I kto strzelał?
- Tego nie wiemy. - smutno przyznał Gerber. - Ale muszę panu powiedzieć, że miała tu miejsce prawdziwa strzelanina. - ciągnął, prowadząc Hawthorne'a przez ogrodzony teren i pokazując latarką kolejne miejsca. - Znaleźliśmy mnóstwo łusek z broni palnej... tutaj, tutaj i tutaj. - kolejno pokazał trzy miejsca.
- Kaliber? - wtrącił szybko Hawthorne.
- Przeważnie od naboju FN. - odparł Gerber. - Wy chyba mówicie na to "browning". Jeszcze nie wiemy, ile sztuk broni strzelało... i do kogo.
- Czyli był więcej niż jeden postrzelony?
- Tak nam się wydaje. - Gerber wskazał kolejne dwa miejsca. - Tu i tu znaleźliśmy ślady krwi. Nie może to być krew naszego kolegi, bo jego znaleźliśmy... o tutaj. - Gerber pokazał trzecie miejsce, lekko oddalone od dwóch poprzednich. - W okolicy jego ciała znaleźliśmy tylko dwie łuski. Też od FN. Zatem zapewne zabójca strzelał z broni o tym właśnie kalibrze. Nasi koledzy z laboratorium sądowego zapewne nam to potwierdzą, kiedy już wyjmą pocisk... lub pociski... z jego ciała.
Hawthorne skinął głową, uważnie rozglądając się po miejscu zbrodni.
- I nikt nic nie słyszał? Nie wierzę. W tej ciasnej uliczce kanonada musiała się nieść po całej okolicy? Może są jacyś świadkowie? - zapytał.
- Też tak myślę, panie Tweed. Dlatego wysyłam dwóch moich ludzi, aby rozpytali okolicznych mieszkańców. - odparł Gerber.
- Mogę im towarzyszyć? - zapytał Hawthorne.
- Oczywiście - zgodził się Gerber. - Przedstawię pana.
Mężczyźni podeszli do grupy policjantów stojących nieopodal miejsca zbrodni. - To sierżanci Jules Berlicot i Gaston Tricard. Panowie... - zwrócił się do podkomendnych. - Inspektor Tweed z policji w Londynie. Chciałby towarzyszyć wam w przesłuchaniach świadków. Chyba nasz stary Alex wdepnął w jakieś międzynarodowe bagno. - potarł podbródek z namysłem. - Zaopiekujcie się panem inspektorem, dobrze?
- Oui, chef! - służbiście zasalutował Berlicot, po czym spojrzał na Anglika.
- Witamy w Paryżu, panie inspektorze. - przywitał Anglika salutem i uściskiem dłoni. - Podobno chce nam pan pomóc w przesłuchaniach świadków. Pan wybaczy, że zapytam... ale co robi angielska policja w stolicy naszego kraju?
- Mamy powody przypuszczać, że ludzie, którzy zastrzelili waszego kolegę, zamieszani są w działalność szpiegowską o międzynarodowym zasięgu. - wyjaśnił zmęczonym tonem Hawthorne. - Prawdopodobnie zamieszani są też w zaginięcie paru innych osób, w tym naszego obywatela. Dlatego poproszono mnie, bym z wami współpracował. Mogę liczyć na waszą pomoc?
Oblicze Berlicota wypogodziło się, jakby otrzymane wyjaśnienie go usatysfakcjonowało.
- Oczywiście, panie inspektorze. Zapraszam z nami.
Mężczyźni ruszyli w boczną alejkę, kierując się na spotkanie z pierwszym ze świadków.
Ostatnio edytowane przez Loucipher : 14-02-2019 o 20:07.
Powód: Ujednolicenie formatowania.
|