Mężczyźnie nie podobał się ten plan. Zostawić Lang na pastwę batarian. Nie chciał o tym myśleć i na szczęście nie miał na to czasu. Ręka rwała bólem, przez co trudno było mu się łapać uchwytów, ale szkolenie robiło swoje. Przekręcił się w powietrzu tak, by uderzyć w szybko zbliżającą się do niego ścianę nogami... i nagle się zatrzymał. To jeden z piratów pochwycił go za ramię. Coś złorzeczył, ale wśród wycia alarmów Acevedo nie mógł go zrozumieć. Wolną ręką sięgnął do kabury na udzie batarianina i wyszarpnął z niej pistolet. Kosmita rozumiejąc swój błąd puścił się drabinki w próbie pochwycenia własnej broni. Obaj zostali porwani przez ulatniające się powietrze. Nathan skulił się i strzelił. Trafił. Zaraz potem uderzył plecami o metalową podłogę i w niedziałającej, sztucznej grawitacji odbił się od niej jak piłka. Skorygował swój dryf na tyle, by pochwycić zamykającą się gródź i prześlizgnąć się do głównego kanału i grodzi.
- Nie podoba mi się to! - warknął do mikrofonu, zamykając własny hełm. Mówił w równej mierze do siebie, co do Ex.
Oboje, czepiając się kabli i uchwytów na ścianach aby spowolnić swój ruch dotarli do śluzy. Tlenu było coraz mniej, ciśnienie się wyrównywało. Przez spowodowaną wybuchem wyrwę widzieli Perseverence, oddalony raptem o kilkanaście metrów. Ale błędnie wymierzony skok oznaczał dryfowanie w próżni przez resztę życia. Coś, czego doświadczał machający panicznie pirat, którego dekompresja musiała wyssać z ich statku.
- Trzymaj - Acevedo wepchnął siłaczce zdobyty przed chwilą pistolet. - Ma niewielki odrzut, ale jeśli coś pójdzie nie tak to pozwoli ci trochę skorygować tor. Skacz pierwsza.
- Wal się, książę! - zripostowała Ex, choć broń przyjęła. Tą samą dłonią objęła Nathaniela w pasie i korzystając z siły swoich potężnych mięśni... skoczyła. Jeśli on był księciem, ona musiała być koniem. Albo całym zaprzęgiem. Nawet z dodatkowym balastem w postaci niemałego przecież mężczyzny, udało jej się pokonać odległość i wylądować przy śluzie Perseverence’a.
Gdy weszli na pokład, poczuli jak statek rusza z pełną prędkością w kierunku planety. Nie było wszak już sensu ukrywać jaki jest cel ich misji. Teraz to szybkość działania mogła zdecydować o powodzeniu akcji.
- Nie myślałam, że Eon ma takie jajca - powiedziała Ex, gdy znaleźli się w komorze z tlenem i mogli zdjąć skafandry. Kobieta spojrzała oceniająco na towarzysza.
- Pójdę go zastąpić, żeby mógł cię opatrzyć. Wytrzymasz, księciuniu?
- Nie, zemdleję i będzie mnie musiał obudzić pocałunek prawdziwej księżniczki - burknął. Nie cierpiał być noszony jak worek ziemniaków.
- To tym bardziej idę po Eona. Większe prawdopodobieństwo księżniczkowatości. - odpowiedziała Ex, uśmiechając się krzywo. Trudno jednak było rozładować atmosferę kiepskim żartem. No i po prawdzie, nie było na to czasu.
Po chwili zamiast kobiety pojawił się drell z podręczną torbą medyczną.
- Nie wiem czy dobrze zrobiłem... - wyznał, zabierając się do opatrywania Nathana.
- Ja też nie - mężczyzna nalegał, by samemu zdjąć skafander, nawet jeśli sprawiało mu to ból. - Myślałem, że po wybuchu stracimy tu cały tlen. Mogliśmy zabrać Lang, Alex by ją przecież przyniosła na własnych rękach - Acevedo zżerały myśli o tym co mógł zrobić.
Napęd nadświetlny przetrwał starcie z batariańskim okrętem i zdążył się uruchomić przez czas abordażu. Było to bardzo fortunne dla załogi, bo w bezpośrednim starciu z piratami pewnie przegraliby z kretesem i zostali zamienieni w kosmiczny gruz. Nathan wcale nie był jednak pewny, że to ich już nie spotka.
Dotarcie w okolice Maidli zajęło niespełna pół godziny. Nie była to piękna planeta. Jej atmosfera była żółta od związków siarki, a temperatura sięgała mało komfortowych dwustu stopni.
Nie było też na niej żadnego życia, choć dla odpowiednio wyekwipowanego kosmonauty nie była z miejsca zabójcza. Grawitacja trochę niższa od ziemskiej, skaliste podłoże. Wystarczyło trzymać się z dala od licznych aktywnych wulkanów i parę godzin spaceru było w granicach realizmu.
Opatrzony, choć wyraźnie przybity Acevedo podszedł do kokpitu.
- Jeśli postanowili nas gonić, to będą tu za pół godziny. Myślisz, że zdołasz gdzieś wylądować?
O planecie Ex wiedziała tyle, ile miała wstukane w komputer nawigacyjny przez Hyun Jae - współrzędne geograficzne jakieś miejsca na powierzchni.
Piratka zagryzła wargi, ale odpowiedziała wyjątkowo spokojnie, nie odrywając wzroku od wskaźników.
- Taaa, pogoda zdaje się nam sprzyjać. Zaraz tu będzie burza piaskowa, możemy się w niej ukryć. Tylko że wtedy muszę już osiąść na ziemi. Za duże prawdopodobieństwo jebnięcia w coś. Jestem w stanie posadzić nas jakieś 2-5km od punktu docelowego. Maco w tej temperaturze nie przejedziemy, ale w kombinezonie można by ten kawałek przejść. Albo poczekać do końca burzy, która... - zerknęła na inny wyświetlacz - potrwa w tych okolicach około 2 godzin. Tylko że wtedy może się okazać, że tamci na nas dybią. I tak będą pewnie czekać na orbicie, ale jeśli wystartujemy zaraz po burzy, mogą mieć problem z ustaleniem naszych współrzędnych. I jeśli będziemy mieć szczęście, mykniemy do przekaźnika masy zanim nas namierzą. Innego planu nie mam, a ty piękny chłopcze? - podniosła wzrok na Nathana. To było dość nowe zachowanie u Ex - ten spokój i praktycznie pozbawione wulgaryzmów, pełne wypowiedzi. Widać, że też odczuwała presję sytuacji.
- Może tam na miejscu ktoś nam pomoże w odbiciu pani kapitan - zasugerował Eon, wskazując lokalizację, gdzie przesyłka miała być dostarczona. Było to doprawdy pobożne życzenie, ale drelle słynęły z mocnej religijności.
- Jeżeli liczymy, że ktokolwiek nam pomoże w odbiciu kapitan, to powinniśmy poinformować najbliższą stację Przymierza o batariańskim statku w ludzkiej przestrzeni. W mojej ocenie, zanim dadzą się pojmać żołnierzom, zabiją wszystkich jeńców - Acevedo był w tym temacie nastawiony pesymistycznie.
- Ląduj - zwrócił się do Ex. - W burzy będzie gówniana widoczność, więc zwiążemy się liną, żeby się nie pogubić.