Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2019, 18:23   #50
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Czerwiec otwierał się przed Kowalikiem, niczym scena perwersyjnego teatru, pachnącego kordytem, krwią, śmiercią i otumanieniem biorącym się z ciągłego strachu przed kulką, która przerobi go na mielone, i deprawacji snu. Koszmary jakich nabawił się jeszcze przed przystąpieniem do AW też niespecjalnie pomagały. Noce były krótkie, gorące i wypełnione wrzaskami w jego głowie nawet wtedy, kiedy dookoła na chwilę cichły strzały. Przynajmniej kontrofensywa posuwała się naprzód, aż do fatalnego dnia, kiedy aktywowała się trująca pułapka czekistów.


Kiedy wszystko dookoła zaczęło się rozsypywać w toksyczny pył, zrobiło mu się niedobrze, nawet mimo faktu, że na szczęście nie miał przy sobie akurat nic zdobycznego. Wątpił jednak, by obrazy wypaczeń i wyssanych ludzi, którzy po prostu przestawali żyć, czy dusili się w topiących się wozach, miały go opuścić w najbliższym czasie. Gdy spojrzał za astralną granicę, wszystko, co pokrywał toksyczny pył, aż emanował martwotą. Zaczął się zastanawiać, z jakimi diabłami czeka zawarła układy, żeby dostać dostęp do czegoś takiego. To nie była kwestia podboju jednego czy dwóch narodów, to co się tutaj działo, mogło przyciągnąć o wiele gorsze stwory. Nie miał tylko pojęcia jakie, ani czy skutki toksycznej zagrywki dało się zminimalizować albo odwrócić. Obecnie i tak nikt nie miał do tego głowy, wszyscy za bardzo byli zajęci walką i zwyczajnymi próbami przeżycia z dnia na dzień. Nie wątpił że ktoś to sobie zaplanował, a jeśli nie ktoś, to coś.


Przeniesienie do Żagania było kropelką normalności i małą odskocznią od sieczki na froncie. Grzebanie przy maszynach działało na niego uspokajająco. Pamiętny wpadki ze zdobycznym sprzętem, teraz każdą maszynę dokładnie oglądał również ze strony astralnej, nieco zwalniając pracę, ale nie dał się przekonać, że takie oględziny nie są potrzebne. Babcia Jolanta podzielała jego zdanie. Nie pochwalała jego zamiłowania do babrania się w smarze i trzewiach stalowych bestii, ale nie mogła zaprzeczyć rozsądkowi przyglądania się całokształtowi pod względem spaczenia, czy jakiegokolwiek tchnienia trującej magii. Nie był tylko do końca pewien, czy mu się to odpowiednio uda. Maszyny w przestrzeni astralnej wyglądały zwykle jak poszarzałe wersje samych siebie, w których szukał głębszego jądra ciemności.


Tym razem starał się nie przywiązywać zbytnio do żadnego wozu, po tym, jak praktycznie wszystkie zmechanizowane jednostki zostały zdezelowane nad Stawami Krośnieńskimi. Nie chciał patrzeć na kolejnego płonącego Leosia. Cieszył się, że załoga uszła z życiem i wiedział dobrze, że czołg miał swoje zadanie i był narażony na ryzyko, ba nawet jego głównym zadaniem było ściągać ogień. Czym innym było jednak wiedzieć, a wytłumaczyć to sobie i nie zamartwiać o ulubieńca. Co więcej, zrobili z niego kaprala. Teraz musiał się martwić nie tylko o własną, opancerzoną chrząstkami dupę, kiedy kule zaczynały świstać, ale i o swój oddział. Gdyby komplikacji mu było mało, to musiał też pamiętać, że większość z jego metaludzi, to ludzie, mieli zwykłe, ludzkie ograniczenia, takie jak sam kiedyś miał. Co chwila łapał się na tym, że o tym zapominał, na szczęście nie doprowadziło to jeszcze do żadnego wypadku w warsztacie, najwyżej do paru zirytowanych sapnięć i przekleństw.


Kowalik skończył przegląd technikala, którego przysłali do naprawy z przestrzeloną chłodnicą, wytarł dłonie w umorusaną smarem szmatę i usiadł na zewnątrz warsztatu, oparty o ścianę. Złapał chwilę na odzyskanie wewnętrznego balansu, sycąc się słońcem i miodem, który Ogiński skądś wykombinował. Zbyszek nie pytał skąd, nawet nie chciał wiedzieć, póki butelka wpadła w jego ręce, przelana do wojskowej manierki i obecnie udawała zwykłą, czystą wodę.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline