-Świetnie-rzucił Wierny, gdy już cała wrzawa ucichła. Daniel znowu wykonał kawałek naprawdę dobrej roboty, zresztą jak zwykle. Znali się już trochę i Wierny wiedział, że może na nim polegać zawsze. Prawie zawsze, bo czasem miał drobne problemy z wykonywaniem dokładnie tych poleceń, jakie wydał mu jego przełożony. Ale cóż- droga do doskonałości jest długa…
Na rozkaz o odwrocie, o wejściu do kanałów zareagował tak jak zwykle- kolejna klęska, kolejne tracone ulice, kolejne dzielnice, kolejni ludzie. Kątem oka spoglądał na Basię- tym razem nie ma już nadziei na obronę, nie ma szans na zostanie na pozycjach. Jedyne co może teraz zrobić, to modlić się o to, by jej ukochanego uznali za zdolnego do przejścia kanałami. Modlitwa była chyba najlepszym wyjściem- zawsze pomagała Wiernemu, wierzył też w jej skuteczność także w przypadku innych osób. Zresztą, na ewakuacje wszyscy mieli jeszcze 10, może i dwanaście godzin- tyle bowiem przypuszczalnie będą musieli bronić okolicy z „Kmicicem” i ludźmi Nałęcza. Bodaj 63 osoby , czas do wieczora i rzesze Niemców. Przełknął cicho ślinę. Bóg wie, że to my jesteśmy po tej właściwej stronie… - Szkopy jadą!- wrzasnął Dyzio, chociaż wszyscy już doskonale o tym wiedzieli. Wierny zanotował w pamięci, by porozmawiać z nim o nadmiarze energii i wrzaskach w takich chwilach. Oczy wszystkich skupiły się na dowódcy, ten tylko skinął głową i zawołał- Na pozycje. I nie oszczędzać się, to ostatnie walki tutaj, na Dekerta.
I znów zrobił to co od zawsze drażniło jego ludzi, znowu wskoczył samemu na jedną z głównych pozycji na barykadzie, znów wyrwał i przyłożył do oka swoją mocno już obitą MP40. Wszyscy w kółko mówili o śmierci, która zbliża się do niego pędem, która nadejdzie podczas którejś walki. Mówili o tym, że jest im potrzebny jako dowódca, poradzą sobie bez jego wsparcia ogniowego. On zaś zawsze odpowiadał tylko, że do niego kule nawet się nie zbliżają. Jest bowiem przeznaczony do czegoś większego…
__________________ Kutak - to brzmi dumnie. |