Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 00:49   #9
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Nie myśląc wiele na ten temat, wziął wodę utlenioną i zaczął polewać nią rękę. Momentalnie zakwilił z bólu.
- Tak… jestem sam sobie winien - mruknął. Chcąc nie chcąc, widział w odbiciu całą sylwetkę Suttirata. Mógł oszacować, czy ten również był tak kompletnie, bezlitośnie, dziewiczo nagi…
Warun jednak miał na sobie bokserki. Choć to było jego mieszkanie i miał jak najbardziej pełne prawo paradować tu tak jak przy narodzinach, to postanowił oszczędzić tego Privatowi. Najpewniej z czystej uprzejmości, by nie poczuł się nieswojo, czy niezręcznie. Suttirat podszedł i spojrzał przez ramię na dłoń Praserta
- Myślałem, że będzie wyglądać gorzej. Nie jest tak źle. Nie mam tu bandaży. Jak skończysz wytrzyj ją w papier. Rano zobaczymy, czy nie spuchnie bardziej, czy coś - zakomenderował i cofnął się znów, zabierając ciepło swojego ciała od pleców Privata. Nie dotknął go, ale stał na tyle blisko, że mężczyzna mógł to poczuć. Wyszedł z łazienki i zniknął w sypialni. Za chwilę Prasert usłyszał dźwięk odstawianego dzbanka i jak Warun pije wodę.

Bliskość Waruna podziałała na niego w dziwny sposób. Mężczyzna błyskawicznie wyobraził sobie, jakby to było, gdyby Suttirat był kobietą… W rezultacie jego męskość napęczniała i po kilkunastu sekundach osiągnęła pełen wzwód. Jak miłoby było, gdyby Sara każdego dnia czekała na niego w łóżku, gotowa na wszelkie rozkosze. Jednak zniknęła, pozostawiając Praserta kompletnie samego. Nie miał nikogo prócz Waruna… ale ten rzecz jasna był mężczyzną. A Prasert nie był swoim bratem…
Zrobił prędko krok do przodu, aby ukryć pod zlewem wzwód. Westchnął z ulgą, słysząc, że Warun odchodzi i pije wodę. Privat zgasił światło w łazience, idąc tyłem do kontaktu i sypialni. Zaklinał męskość, by ta malała, lecz wręcz przeciwnie… napletek zaczynał się zsuwać. Mężczyzna naprowadził go z powrotem i w porę zgasił światło… jednak wciąż nie czuł się gotowy, aby położyć się w tym stanie. Musiał chwilę ochłonąć. Myślał o mnichach i wypadkach drogowych, chcąc jak najszybciej pozbawić się sztywności. Tyle że z perspektywy Waruna zastygnął bez celu przed łożem, niczym statua woskowa.
Suttirat leżał już do tego czasu w łóżku.
- Zamierzasz stać tak i udawać aktorkę z Paranormal Activity? - zapytał, wyraźnie spoglądając w stronę Praserta. Nie podniósł się jednak, ani nie poruszył w jego stronę. Na razie tylko mruknął na przyjaciela z wyczuwalnym, lekkim rozbawieniem w tonie.
- Wiesz… - zaczął Privat. - Może położę się w kanapie w salonie? To w końcu twoje łóżko…
Nie byłoby to zbyt wygodne. Sypialnia posiadała w pełni zaścielone, kuszące posłanie. Natomiast duży pokój oferował twardą, surową przestrzeń. Tyle że w tamtych okolicznościach Prasert mógłby się spokojnie położyć i przeczekać wzwód.
Warun teraz dopiero poruszył się, ewidentnie siadając
- Kładź się Privat. Już ci przyniosłem spanie tutaj. Wolę cię mieć na oku, a w salonie na fotelu się nie wyśpię. Mam gigantycznie łóżko, w ktrym śpie sam, równie dobrze mogę pożyczyć ci tamta połowę. A jak sam się zaraz nie położysz… To cię znokautuje - zagroził mu, ale nadal było w tym więcej zwykłego przyjacielskiego przekomarzania, niż prawdziwej groźby.
Ale Prasert i tak przestraszył się. Nie mógł dopuścić do tego, aby mężczyzna dotknął jego ciała i przekonał się o wzwodzie. Mógłby go tragicznie źle interpretować i poczuć obrzydzenie do Privata. Ten nie mógł na to pozwolić… Żaden nokaut, a więc sparing nie wchodzil w grę. Dlatego Prasert grzecznie położył się i błyskawicznie zanurkował pod kołdrę, obracając się plecami do Suttirata. Miał nadzieję, że to posłanie rzeczywiście było tak duże, jak ten reklamował…
Mężczyzna położył się, gdy i Privat się położył
- No… A teraz… Dobranoc - powiedział już spokojniejszym, wyraźnie łagodniejszym tonem. Warun musiał być zmęczony, nie dość, że całym dniem to jeszcze ekstremalnym wieczorem. Sam również odwrócił się tyłem do Praserta, ale najwyraźniej nie było mu tak wygodnie i skończył leżąc na plecach. Od tego momentu nie ruszał się już, a jego oddech powoli zwalniał.

Dobrze. Wnet Prasert poczuł się dobrze wyizolowany. Posiadał swoją własną kołdrę, a Warun własny koc. Wszystko dobre, co się dobrze kończy.
Mijały sekundy… minuty… a Prasert wciąż był nastoletnio upojony bliskością drugiego człowieka. Jedna ręką podniósł kołdrę od dołu do góry, aby drugą nie uczynić zbyt dużego hałasu. Upewnił się, że nie słyszy Waruna… czy też raczej odbiera jego oddech jako spokojny, miarowy i senny. Następnie zacisnął rękę na penisie i zaczął nią poruszać. Byleby tylko pozbyć się napięcia. Jak najszybciej. I zasnąć i zapomnieć o tym. Wtulił się w sam róg łóżka, jak najdalej od Waruna i nie przestawał poruszać dłonią. Ta była zakrwawiona… ale i tak sprawiała tyle przyjemności… Nie zdążył jednak dojść, gdyż już po kilku sekundach ogarnęła go słabość i zasnął.

***


[media]http://www.youtube.com/watch?v=9RMHHwJ9Eqk[/media]

Prasert usłyszał nietypowy szum. Gdy otworzył oczy, stwierdził, że wokół niego nie jest tak ciemno, jak było w pokoju Waruna, kiedy kładli się spać. Co więcej… Nie był nawet na łóżku. Zrozumiał, że leży na chłodnym piasku, a ów delikatny hałas, który to właśnie go zbudził należał do fal morskich.
Nie znał tej plaży.
Dodatkowo wyraźnie wydawało mu się z jakiegoś powodu, że była niezbyt często uczęszczana przez ludzi, nie widział żadnych zabudowań. Gdy spojrzał w górę, dostrzegł niesamowicie rozgwieżdżone niebo.
Jego uwagę zwrócił też kolejny, nowy dźwięk. Rozpoznał melodię starej kołysanki i płacz dziecka docierający gdzieś z prawej strony. Gdy spojrzał w tamtym kierunku, dostrzegł samotną kobietę, spacerującą po plaży. Była otulona długim materiałem, choć nie było zimno. Powoli kołysała rękami i Prasert mógł się domyślić, że buja w ramionach dziecko.

Privat nie myślał do końca racjonalnie, dlatego wcale nie kwestionował rzeczywistości, w której znalazł się. Przed chwilą mógł leżeć na łóżku Suttirata, lecz skoro teraz tkwił na piasku… czy mógł się spierać się z tym, czego doświadczał? Nawet nie próbował. Nie przyszło mu to go głowy.
- Czemu płaczesz? - zapytał cicho, choć znajdował się tak daleko, że kobieta i dziecko na pewno nie mogli go usłyszeć. Spojrzał w bok na czarne, morskie fale, które rytmicznie rozbijały się o brzeg. Muzyka płynąca z ust kobiety mieszała się ze słonym wiatrem, biegnącym prędko po plaży. Kazał tańczyć kosmykom włosów Praserta. Czarne pasma powiewały niczym wstążki. Morska piana ozdabiała perłową koronką kolejne przypływy. Prasert podniósł wzrok, zaciekawiony linią horyzontu. Ujrzy ją? Jakiego jest koloru?

Niestety nie mógł dostrzec horyzontu. Najwidoczniej nie było tam nic, co mogłoby zwrócić jego uwagę. Kobieta nie zareagowała na jego słowa, musiał porwać je wiatr. Dalej spacerowała ze swym dzieckiem, odwrócona od Privata. Jej długie, ciemne włosy co rusz rozwiewały się na wietrze, niczym czarna flaga. W pewnym jednak momencie, przestała nucić i stanęła, kołysząc jedynie otulone ramionami maleństwo. To również przestało płakać. Wyglądała, jakby dostrzegła coś na ziemi, ale nie mogła tego podnieść, patrzyła bowiem w dół, na co wskazywało pochylenie jej głowy.

Prasert był teraz zainteresowany. Nie chciał wkraczać w prywatną sferę kompletnie nieznanej mu osoby. Kobieta nie przyszła na tę plażę po to, aby spotkać się z nim. Natomiast on znalazł się tutaj dlatego, bo…
Dlaczego tutaj znalazł się? Kiedy, z jakiego powodu? Gdzie zmierzał?
Obecnie w stronę matki i jej dziecka. Jego stopy zapadały się w grząskim piasku, jednak był w stanie całkiem szybko pokonywać odległość. Co znalazła? Coś cennego? A może strasznego? O znaczeniu osobistym, czy raczej uniwersalnym? Podobno ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Privat pokonywał jeden za drugim.
Kiedy tylko zbliżył się do kobiety, ta wyprostowała się i obróciła w jego stronę. Miała smukłą, bladą i niezwykle gładką skórę twarzy. Była piękna. Przynajmniej w jego oczach. I w tej chwili. Jej mimika nie wyrażała żadnych emocji. Patrzyła na niego parą ciemnych oczu. Jej dziecka natomiast nie widział, kołysała je nadal na rękach
- Powinieneś był tu być? Czy bycie tu byłym być może nie było dobrym pomysłem? - odezwała się niezrozumiale. Jej głos był spokojny. Obojętny. Niemal martwy. Gdy Prasert spojrzał na piasek pod jej stopami, dostrzegł jakiś czarny, owalny przedmiot, musiałby się jednak pochylić, by móc lepiej zobaczyć co to.
Spoglądał na nieznajomą. Jednocześnie wysilał pamięć, próbując skojarzyć ją. Może kiedyś ją spotkał? Czy przypominała kogokolwiek? Uginał nogi w stawach kolanowych, znajdując się coraz bliżej ziemi. Czuł, że z jakiegoś powodu… cały płonął. Było mu niezwykle gorąco. Zimny wiatr chłostał go po twarzy, przynosząc choć trochę ulgi. Jednak ogromne, palące się w Prasercie ognisko wcale nie traciło na intensywności…
- To pytanie do mnie? Czy do ciebie? Lub do twojego dziecka…? - zapytał, spoglądając na zawiniątko, którego nie był w stanie zobaczyć. Z jakiegoś powodu poczuł ogromną ochotę, aby zobaczyć je. Przekonać się, że rzeczywiście tam było. Znajdował się teraz tuż przy przedmiocie, jednak wciąż nie spoglądał na niego. Jego wzrok ogniskował się na pięknej twarzy kobiety. Zastygł w bezruchu na sekundę… a może minutę… lub też nieskończoność… W tym miejscu te wszystkie pojęcia chyba się ze sobą zlewały…
Zdecydowanie nie mógł rozpoznać jej twarzy. Kobieta nie drgnęła nawet. Cały czas pozostawała w jednym miejscu, bujając dziecko w ramionach. To jednak nie poruszało się, owinięte w chustę i jakiś niewielki kocyk. Prasert zaczął zastanawiać się… czy żyło.
- Dziecka? - zapytała jakby nie rozumiejąc o czym mówił. Przecież miała je na rękach, czyż nie? Nie patrzyła jednak na dziecko. Jej oczy zaszkliły się, pierwszy raz wyrażając jakąś emocję
- Moje dziecko… - załkała smutno. Po czym nagle odwróciła się i ruszyła w stronę wody.
- Nie… - Prasert spróbował złapać choć trochę powietrza w płuca. Wiatr wokół niego wiał tak mocno, ale tlenu wydawało się mniej i mniej. - Chcesz…? Co chcesz zrobić? - zapytał, spogladając na kobietę przybliżający się do morza. - Co zrobiłaś?
Spojrzał w dół na rzecz, którą nieznajoma wcześniej ujrzała. Co to było? Czy to właśnie ona tak bardzo zmieniła jej zachowanie?
Kobieta mu nie odpowiedziała idąc dalej w stronę morza. W końcu fale obmyły jej stopy. Tymczasem Privat dostrzegł na ziemi owalny kamień o oszlifowanej powierzchni z dziwnym pęknięciem na środku. Tajemnicza kobieta coraz dalej zagłębiała się w wodę.
- Nie! - krzyknął mężczyzna. - Stój!
Złapał kamień. Dotknął pęknięcia kciukiem. Badał fakturę drobnej, kompletnie nieistotnej, choć na swój sposób wyjątkowej rzeczy. Rozprostował nogi i zaczął biec w stronę morza. Chciał zatrzymać nieznajomą. Uratować jej dziecko. A także ją, o ile to było możliwe. Czy będzie dość szybki? Czy ruszył zbyt późno? Te myśli kołatały mu w głowie. Modlił się w duchu o to, aby wiatr wiał w sprzyjającym kierunku i uczynił jego bieg szybszym…
Kamień był zaskakująco ciepły. Grzał wnętrze jego dłoni. Tymczasem kobieta zaśmiała się przez łzy i wrzuciła zawiniątko do wody. Zaczęła cofać się drżąc cała i dalej śmiejąc się nerwowo przez łzy. Tymczasem woda od miejsca gdzie wpadło do niej dziecko, zmieniła kolor. Stała się jaśniejsza. Lekko złota i połyskująca. Smugi tego koloru zaczęły rozpływać się po falach i w stronę brzegu. Na oczach Praserta działo się coś niezwykle dziwnego. W tym dopiero momencie poczuł, że kamień zaczął grzać mocniej.
To było piękne… ale niekoniecznie dobre. Privat chciał upuścić kamień, zanim ten zacznie go palić, ale mimo wszystko tego nie zrobił… A co jeśli był cenny? Nie wystarczyło, że już nieznajoma pozbyła się swojego skarbu?
- Co ty zrobiłaś? - zapytał, próbując dopaść do niej i potrząsnąć nią. - Co ty zrobiłaś? - powtórzył, spoglądając na rozlewające się strugi złota. Światło wokół nich zdawało się tak bogate, nasycone i intensywne… Co się wydarzyło? Czego był świadkiem?
Kamień wyleciał z jego ręki i wpadł do wody. Gdy dopadł do kobiety, ta obróciła się w jego i dostrzegł, że jej łzy nie były już normalne. Kobieta płakała czymś czarnym. Jakby atramentem, lub smołą? Popatrzyła na niego i zaraz zarzuciła mu ręce na ramiona
- Opuściło mnie! Nie opuścisz mnie? Ty mnie nie opuścisz. Kochasz mnie. Myślisz o mnie codziennie! - wykrzyczała i przylgnęła do jego ciała. Poczuł, że była zimna. W jej ciele nie było ani odrobiny ciepła, co więcej, Prasert poczuł wilgoć na dłoniach, które oparł o kobietę. Gdy na nie spojrzał, były całe czarne. Zaśmiała się i przysuwała twarz do jego twarzy
- Kochasz… - wyszeptała melodyjnie. Privat dostrzegł, że jasność i złocisty kolor wody zaczął iskrzyć. Po powierzchni zaczęły strzelać dziwne wyładowania.
Prasert również zaczął płakać. Z powodu dziecka, które straciła, głupiego kamyka, co wyleciał mu z dłoni… i też… jakichś innych, bliżej niesprecyzowanych powodów.
- Jak mam cię kochać, skoro cię nie znam? - zapytał. - Jak mam cię nie opuścić, skoro nigdy przy tobie nie byłem?
Jego serce biło tak mocno, że Prasert zaczął obawiać się, że zaraz stanie. Otworzył usta, próbując zaczerpnąć jak najwięcej powietrza, jednak to nie chciało zagościć w jego płucach. Privat miał wrażenie, że dusił się. Nie był tylko przekonany, czy dosłownie, czy może raczej emocjonalnie.
 
Ombrose jest offline