Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:23   #41
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Sam potrafił jedynie komuś przywalić. Wyglądało na to, że nie mógłby walczyć z żywym miotaczem ognia oraz sztukmistrzem cieni, który pewnie mógłby go zabić nawet nie dotykając jego ciała.
- To kto mnie zlokalizował w szpitalu? Ktoś trzeci?
- Alexiei ma wszczepiony taki… Jakby implant z dodatkowymi zdolnościami. Nazywamy to Skorpionem, dzięki temu może namierzać źródła podwyższonej energii i tak cię znaleźliśmy - wyjaśniła. Wjechali na odpowiednie piętro i ruszyli korytarzem do odpowiedniego pokoju. Po drodze mijali różnych ludzi, a to odwiedzających, a to lekarzy, czy pacjentów szpitala. O tej porze zdecydowanie tętnił już życiem, nie to co o świcie, kiedy stąd wychodzili. Gdy dotarli na miejsce, Nina zatrzymała Praserta, po czym zapukała w drzwi trzy razy, dwa razy i pięć razy. Nacisnęła klamkę po chwili. Pod oknem, przy stoliku siedział, jak Privat natychmiast zgadł Han Guiren. Opuścił połę marynarki, wyciągając z kieszeni telefon. Kiwnął głową do Niny i zerknął na Praserta.
- Cześć - odezwał się do niego po tajsku…
- Han ma też Skorpiona, ale z językami… Potrafi mówić w dowolnym języku świata…
- Poza tymi starymi, to bardziej zaawansowana wersja, tego jeszcze nie chciałem - dodał mężczyzna i wstał, by podać Prasertowi dłoń.
Privat mocno ją uścisnął, patrząc w oczy mężczyzny.
- Jak z moim przyjacielem? Jak się zachowywał? Były jakieś problemy? - zapytał i podszedł bliżej Suttirata z troską wypisaną na twarzy. - Warun, słyszysz mnie? - szepnął cicho, jak gdyby zbyt głośny dźwięk mógł zabić Suttirata. Spojrzał na jego twarz, kolor skóry, czy był spocony, czy suchy… A także na monitor, ukazujący pracę serce, stopień nasycenia tlenem krwi, tętno oraz inne parametry.
Maszyny bipały sobie spokojnie, równym, mocnym rytmem. Jego ciśnienie było w granicach normy, tylko odrobinę podwyższone.
- Zbudził się wcześniej i zdawał mocno zestresowany. Ból dawał mu się w kość i lekarka podała mu środki przeciwbólowe po tym padł jak kłoda. Nie wiem czy się teraz obudzi, może za jakiś czas. Ciśnienie mu nieco podskoczyło, więc zgaduję, że jeszcze parę minut i się ocknie… A co u was? Jakieś informacje? - zapytał, przełączając się na angielski dla Niny.
- Byliśmy w jego mieszkaniu, które wygląda jak po ataku wilkołaka. Zdaje mi się, że jakiś wredny upiór zrobił sobie tam zabawę. Rozmawialiśmy na ten temat z Prasertem… No i załatwiliśmy nam wypad do rezydencji z księgą - dodała. Han kiwnął głową i znów usiadł, po czym wstał. Spojrzał na Praserta
- Wolisz zostać z przyjacielem chwilę sam, czy możemy tu zostać? - zapytał spokojnym, uprzejmym tonem.
Tym prostym pytaniem zagiął Praserta.
- Hmm… - mruknął po chwili. - Nie mam nic do ukrycia, ale chwila w samotności może nie byłaby zła… - zawiesił głos. - Jeżeli nie byłoby to dla was żadnym problemem? - zapytał.
Tak naprawdę widok Waruna sprawił, że priorytety Privata znowu się zmieniły. Teraz nie miał ochoty nigdzie jechać. Wolał zostać przy Suttiracie i czuwać nad nim, tak jak to przed chwilą czynił Han. Tyle że to nie było niestety najlepszą opcją… Co jeżeli zjawa znowu się pojawi? Przecież upatrzyła sobie Praserta, a więc jego towarzystwo nie musiało być najlepszą możliwie rzeczą dla Waruna. Świadomość tego wpędzała Privata w przygnębienie.
Han przytaknął i szybko powiedział coś po rosyjsku do Niny. Blondynka podeszła do Praserta i pogładziła go po ramieniu.
- To my pójdziemy na kawę i posiedzimy na ławkach na korytarzu. Jak coś, to wołaj, nie chce, żeby coś cię napadło - oznajmiła. Miała świadomość, że coś, a konkretnie zjawa, prześladowała jego i Suttirata, najczęściej gdy byli razem. Co więcej, potrafiła już manifestować swoją złość w świecie rzeczywistym, to było ogromne, potencjalne zagrożenie… Oboje wyszli z pomieszczenia. Prasert został w nim sam z nieprzytomnym Warunem. Mężczyzna wyglądał na zmęczonego, ale spokojnego we śnie.
- Dobrze, dam znać, gdyby pojawiły się kłopoty - Privat uśmiechnął się lekko.
Chwilę potem został sam.

- Przykro mi, że nie mogłem ci pomóc… i dopuściłem do tego - Prasert szepnął, patrząc na twarz Waruna. Po chwili wahania podniósł rękę i położył ją delikatnie na przedramieniu mężczyzny. Wydało mu się to dziwnie intymne, choć przecież był to prosty gest. Pogłaskał go lekko. Odniósł wrażenie, że Suttirat nie był zbyt ciepły, więc nachylił się, aby lepiej naciągnąć na niego kołdrę. Następnie znowu położył dłoń na jego kończynie. Być może Warun będzie w stanie pozyskać od niego choć trochę życiowej energii. Prasert bez wątpienia nikogo jeszcze nie uleczył dotykiem, ale nie miałby nic przeciwko, gdyby teraz był ten pierwszy raz. Ludzie wokół niego miotali ogniem, władali cieniami… czy zatem on nie mógł zwrócić zdrowie przyjacielowi? Uśmiechnął się smutno. Na świecie mogą dziać się rzeczy, o jakich nie śniło się filozofom, ale chyba jednak wciąż było ciężko o cuda.

Trzymał dłoń przyjaciela i myślał o różnych rzeczach. Mijały minuty i nawet nie zorientował się, kiedy przestał słuchać słów, które mówił we własnym umyśle. Zatracił się w ciszy. Poczuł jak zrobiło mu się dziwnie gorąco. Przez jego ciało przeszedł, jakby elektryczny impuls, wzdłuż kręgosłupa. Otworzył oczy i obserwował Suttirata, kątem oka dostrzegł jednak coś bardzo dziwnego. W monitorze o czarnym tle, widział kątem oka swoje odbicie… I przysiągłby, że dostrzega pastelowo błękitny poblask. Ciepło pulsowało w jego dłoniach, a puls Waruna na kilka chwil przyspieszył, a potem wyrównał się do kompletnie normalnego. Kiedy znów zerknął w stronę monitora, zrozumiał teraz, że to jego włosy mają jasny kolor i nie pojmował dlaczego. Za to w kącie pokoju, zobaczył znajomą, czarnowłosą postać. Zdawała się… Bać się podejść, ale była tam. Zjawa.

Całe ciało Praserta mrowiło. Czuł się niezwykle… dziwnie. Jak gdyby zażył jakiś środek psychoaktywny. Jego zmysły były wyostrzone, a jasność myślenia pojawiła się w jego głowie, rozpraszając zmęczenie, niepewność i smutek. Wszystkie emocje. Czy śnił? Zasnął i wskazówki poruszały się w kierunku przeciwnym do ruchu wskazówek zegara? Wydawało mu się, że nie. To było jeszcze coś innego. Czuł się inny, potężniejszy, choć nie rozumiał, na czym ta jego siła miałaby polegać. Na dodatek odnosił dziwne wrażenie, że nie jest sam. I nie miał tu na myśli ani Waruna, ani czarnowłosej postaci. Jakby przysłuchiwała im się jeszcze trzecia, kolejna istota. Zawsze była gdzieś obok, schowana, ale teraz przebudziła się. Otworzyła oczy jaśniejące błękitem…
Prasert nie poruszył się, tylko spojrzał na odbicie zjawy.
- Odejdź - polecił jej. To było jedno, proste słowo. Musiał zapewnić bezpieczeństwo Warunowi. A najprostszą do tego drogą było nakazanie duchowi, aby zniknął. Nie zastanawiał się czy go posłucha, na dobrą sprawę wydawało się to nielogiczne. Bo czemu postać miałaby zastosować się do tego pojedynczego wyrazu. A jednak Privatowi wydało się, że to najprostsze rozwiązanie jest jedynym, co może zrobić… Dlatego je zastosował.
Zjawa zmarszczyła brwi i jakby szarpnęła się, chcąc do niego zbliżyć, jednak nie mogła. Gdy tylko się odezwał, zniknęła w chmurze czarnego dymu. Ten opadł na ziemię i rozpłynął się. Prasert trzymał dalej rękę na ramieniu Suttirata… Ten nagle poruszył się… I otworzył oczy.
- Pras….ert? - odezwał się i otworzył oczy szerzej, wyraźnie zszokowany tym co widzi. Otworzył usta jakby chciał krzyknąć, puls mu podskoczył.
- Wszystko w porządku - szepnął Prasert uspokajająco. - Jestem przy tobie.
Złapał go nieco mocniej za dłoń, spoglądając prosto w oczy mężczyzny.
- Zdrowiej - szepnął.
Przymknął nieco oczy, smakując wyjątkowe wrażenie, jakie jego ciało odczuwało. Błękitna jasność otulała jego ciało. Lizała je. Privat czuł się niczym kot wylegujący się na parapecie otwartego okna w zimie. Z jednej strony odczuwał gorąco buchające z pieca, a z drugiej zimne powietrze nocy. Te dwa odczucia ścierały się, pobudzając jego zmysły. To było przyjemne odczucie, a zarazem fascynujące swą dziwnością.
Nie musiał tego nawet mówić, czuł jak przez jego ciało już wcześniej przechodził ten dziwny puls energii. Teraz się nasilił. Warun nie zaczął krzyczeć, ale zamilkł i obserwował go ze zdumieniem i zaszokowany. Jego skóra, dotąd blada, nabrała nieco naturalnego koloru. Był nieco wystraszony, ale zdecydowanie nie czuł bólu i tego Prasert był pewny. Nagle drzwi do pokoju otworzyły się… Prasert poczuł jak nagle energia, od której czuł się taki doskonały i potężny, rozproszyła się. W drzwiach stała Nina, a za nią Alexiei. Blondynka patrzyła w osłupieniu na Privata, tak samo Rosjanin za nią. Wszyscy milczeli…

- Co się… - odezwał się w końcu Suttirat i przytknął dłoń do głowy. Prasert tymczasem poczuł się bardzo zmęczony, ale poza tym nic mu nie dolegało.
Privat lekko zatoczył się, jednak nie upadł. Przytrzymał się stolika obok łóżka szpitalnego, na którym leżał Warun. Nic go nie bolało, a jednak… poczuł irytację i niezadowolenie. Czuł się jak narkoman, któremu nagle odcięto stan wyższej świadomości. Albo jak komputer, którego wtyczkę ktoś niespodziewanie wyciągnął z kontaktu. Chciał ponownie poczuć fale błękitnego spokoju. Kiedy obmywał się w nich, był Prasertem w najlepszej odsłonie. Czuł się potężny, wspaniały, cudowny… To nie były uczucia, do których przywykł na co dzień. Rozejrzał się po pokoju i usiadł ciężko na krześle. Teraz czuł się taki niezgrabny i ciężki. Jakby przed chwilą był niematerialną istotą, efemeryczną, pełną gracji. Aniołem lub ciałem niebieskim. A teraz jego prawdziwe ciało śmiertelnika niczym kotwica przygważdżało go do rzeczywistości.
- Czy coś się stało? - Prasert zapytał Ninę i Alexieja, jak gdyby nigdy nic. Zerknął jeszcze raz na Waruna. Czy jego modlitwa spełniła się? Naprawdę wyzdrowiał?
Warun nic nie rozumiał i dokładnie to wyrażała jego twarz. Morozow tymczasem weszła do środka. Powiedziała coś po rosyjsku do towarzysza, a ten kiwnął głową i wyszedł. Zamknęła za sobą drzwi.
- Tak… Nastąpiło bardzo silne podwyższenie poziomu stężenia energii w tym pomieszczeniu… I widziałam cię w tym stanie… - powiedziała poważnym tonem. Podeszła do niego i przytknęła mu dłoń do ramienia.
- Dobrze się czujesz? - zapytała nadal poważna. Za moment do rozmowy po angielsku dołączył się Suttirat.
- Przepraszam, ale co się tu do cholery dzieje? Czemu… Czy ja dostałem jakiś nadmiar leków? Nie czuję bólu, a mój przyjaciel świeci jak lampion… - mruknął…
Prasert zamrugał oczami. Czuł się trochę głupio.
- Też to widziałeś? - zapytał.
Nie wiedział co myśleć o tym, co mu się przed chwilą przydarzyło. Miał w głowie kompletną pustkę. Dlatego nawet nie próbował zastanawiać się, bo wiedział, że nie ma szans dojść do niczego rozsądnego. To był cud, a cudów z definicji nie można było zdefiniować… Rozważył przez chwilę tę myśl i nagle poczuł się jeszcze bardziej głupio.
- Dobrze się czujesz? Warun? - spojrzał na niego. - Jesteś cały? - ciężko mu było formułować zdania. Miał ochotę położyć się i zastygnąć w bezruchu na kilka godzin. Był zszokowany. Dopiero po kilku sekundach uświadomił sobie, czym było to otępienie, które odczuwał.
Nina przyłożyła mu dłoń do czoła, po czym zerknęła na Waruna.
- Nie dostałeś żadnych leków… Przynajmniej nadprogramowych. Spróbuj poruszyć się mocniej, nic nie boli? - zapytała obserwując Suttirata. Wykonał jej polecenie, skrzywił się lekko.
- Trochę, ale tak jakby bandaże mnie uciskały… - stwierdził i odetchnął.
- Wcześniej bolało jak diabli - zauważył. Morozow kiwnęła głową. Ukucnęła przed Prasertem. Przytknęła dłonie do jego policzków i obserwowała jego oczy.
- Przeładowałeś się… Potrzebujesz odpoczynku. Najlepiej snu - poleciła, po czym uśmiechnęła się.
- Użyłeś swojej mocy Prasercie. Miałam ci o tym opowiedzieć, kiedy skończymy temat księgi, ale najwyraźniej stres i przebywanie wśród naładowanych osób i istot rozbudziło cię… To chyba lepiej, bo zdaje mi się, że masz niesamowitą moc… Potrafisz leczyć, a to nie jest coś, co spotyka się łatwo. Nie czujesz się obolały? Tylko ci słabo? - dopytywała i podniosła mu nawet koszulkę, żeby sprawdzić, czy na jego ciele nie pojawiła się jakaś rana. Niczego tam jednak nie było.
- Potrafię leczyć? - Prasert powtórzył bardzo powoli. - Cholera… - mruknął.
A następnie roześmiał się. Chyba jednak cuda były możliwe. Czy to możliwe, że posiadał jakiś ukryty instynkt, który zasugerował mu, że potrafi pomóc Warunowi? Sam fakt, że spróbował, nie mając pojęcia o tym, że może mu się udać… to było zaskakujące. Czy ptaki przed pierwszym lotem śnią o tym, że potrafią fruwać? Takie skojarzenie pojawiło się w jego głowie.
- Ale skąd ta moc? Przecież… nie ukąsił mnie żaden radioaktywny pająk. Czy w tym przypadku, nie dostałem laską od dziwnego znachora. Jesteś pewna, że ja to zrobiłem? Bo zobaczyłem tę zjawę… uciekła, ale była. Tutaj w tym pomieszczeniu. To mało prawdopodobne, ale może to ona wyleczyła Waruna? Nie wiem dlaczego, bo sumienia raczej nie posiada… Może po to, aby zranić go znowu? Jak nazywał się ten tytan z tej europejskiej legendy… Prometeusz? Nie mógł umrzeć, żeby mógł wiecznie cierpieć. A może to moc Waruna, że potrafi się regenerować? Bo nie jestem obolały i nie jest mi słabo… - użył tego jako argumentu za tym, że to jednak nie on potrafił dokonywać takich wspaniałych rzeczy.
Warun zerknął na Ninę, po czym na Praserta.
- No nie wiem stary, To tobie włosy się świeciły… Jakbyś był jakimś superbohaterem - zauważył.
- Wytłumaczę ci skąd masz tę zdolność, a przynajmniej co mniej więcej wiem na ten temat, tylko przeniesiemy się do hotelu - zaproponowała Morozow. Zerknęła na Suttirata.
- Panie Suttirat. Czuje się pan już dobrze, więc wyjaśnię panu sytuację. Ta kobieta, Wattana, nie żyje. Jest pan podejrzanym w sprawie o jej zabójstwo. Pańskie zeznania dużo policji zapewne rozjaśnią. Pana mieszkanie zostało kompletnie zdewastowane przez ducha, sądząc po sposobie pracy policji, która już była u pana, ze statusu podejrzanego, stanie się pan raczej świadkiem, lub potencjalną kolejną ofiarą. Fakt, że Prasert pana wyleczył mocno komplikuje sprawę. Jest pan w szpitalu, z trzema ranami postrzałowymi, a gdy przyjdzie pielęgniarka za parę chwil, okaże się, że nie ma żadnych ran, to zrobi się mocny bałagan. Mam więc dla pana propozycję… Zabierze się pan z nami. Zatuszujemy pańskie zniknięcie, ale będzie pan zmuszony… No cóż, porzucić dotychczasowe życie, ze względu na prawdopodobne reperkusje… - wyjaśniła sytuację rzeczowo. Warun usiadł bardziej prosto na łóżku. A Prasert na krześle.
- Hm… Albo zostać królikiem doświadczalnym i potencjalnym mordercą, a potem siłować się z tym psychopatą w sądzie… Albo zniknąć i porzucić wszystko… Jeśli moje mieszkanie zostało zniszczone, to i tak nic nie mam… - zawiesił się zniesmaczony. Żadna z tych opcji chyba tak do końca mu nie pasowała.
 
Ombrose jest offline