Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:24   #43
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- W porządku, nie martw się. Jeśli tylko zobaczę coś paranormalnego, to na pewno usłyszą mnie tu wszyscy… A co do złego zdrowia, to zapukam do was - powiedział zapewniając przyjaciela, że panuje nad wszystkim. Nina nie ponaglała Praserta, opierała się o framugę drzwi sypialni. Czekała na niego cierpliwie.
Privat popatrzył na niego chwilę dłużej. Nieco martwił się o jego zdrowie psychiczne. Został postrzelony, próbując uratować torturowaną dziewczynę, potem został nadnaturalnie uzdrowiony, a teraz po prostu siedział, oglądając telewizję. Jakby nic nie wydarzyło się. Ale to chyba dobrze, że nie reagował płaczem, paniką i krzykiem. Pewnie poziom jego wrażliwości kompletnie zmienił się po śmierci rodziny. Teraz trzeba było znacznie więcej, żeby go rozwalić psychicznie. I dobrze. Siła była jedną z najbardziej charakterystycznych cech Suttirata. Najwyraźniej ta mentalne też.

Prasert odwrócił się i ruszył w stronę Niny. Uśmiechnął się do niej. Położył dłoń na klamce.
- Ten przepych mnie trochę onieśmiela - przyznał. - Ale powoli przyzwyczajam się.
Chciał, aby kobieta odsunęła się i pozwoliła mu otworzyć drzwi.
Morozow odsunęła się, dokładnie tak jak tego chciał. Drzwi otwierały się do wewnątrz i gdy je otworzył, weszła do środka po prostu tyłem. Nina obróciła się do niego tyłem i zniknęła we wnętrzu pokoju. Podeszła do okna i zasłoniła rolety, by żadne światło się tam nie wdarło. Chwilę później już rzuciła torbę na fotel, po czym ściągnęła bluzkę, zostając w samym staniku. Wyjęła z kieszeni spodni komórkę i położyła na biurku. Ustawiła budzik. Chwilę później, bez najmniejszego skrępowania rozpięła też stanik i ściągnęła spodnie zostając w samych majtkach, bo wraz ze spodniami ściągnęła również buty. Weszła na łóżko i odgrzebała kołdrę spod koca. Spojrzała na Praserta. Siedziała z biustem na wierzchu i poklepała poduszkę obok siebie. Uśmiechnęła się do niego.
- Myślałem, że mamy odpoczywać. A ty robisz wszystko, żeby mnie pobudzić - mruknął, lekko przechylając głowę i zagryzając wargę. Patrzył prosto w oczy Niny. Mobilizował całą siłę woli, żeby nie spojrzeć w dół na jej piersi i nie dać jej satysfakcji. Poza tym Prasert nie ufał sobie, mógłby się zarumienić. Ściągnął spodnie i koszulkę, pozostając w bokserkach. - Chyba powinienem wziąć prysznic - mruknął. Przeciągnął się i ruszył powoli w stronę łazienki. Szpital był nieklimatyzowany i nieco w nim się spocił. Ostatecznie wydarzyło się w nim trochę rzeczy, które potrafiły go lekko zdenerwować. Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Wyglądał na nieco zmęczonego i na pewno bladego, ale tak właściwie było mu z tym do twarzy, niestety. Spojrzał na przyszykowany przez hotel zestaw kosmetyków. Był tu zarówno żel pod prysznic, jak i szampon. Wziął obie te rzeczy i ruszył z nimi pod prysznic. Wcześniej ściągnął bieliznę. Odkręcił wodę. Była ciepła. Spłukiwał z siebie brud i pył Bangkoku.
Miał czas dla siebie. Nina czekała na niego w łóżku, nigdzie w tej chwili się nie spieszyli. Nastąpiła chwila spokoju. Woda przyjemnie obmyła jego ciało, przynosząc ulgę i jednocześnie dając Prasertowi mocniej do odczucia jak bardzo był zmęczony. Poczuł senność i to potężną. Wydawało mu się, że nie spał ze dwie doby… Niemal nie miał siły ruszać rękami, by się umyć i zakręcić wodę, a potem wytrzeć się i wyjść, wcześniej zakładając ponownie bokserki. Gdy wrócił ponownie do sypialni, Morozow zdążyła ułożyć się już na poduszkach. Otworzyła oczy spoglądając na niego. Przeciągnęła się mrucząc.
- Po prostu spanie w pełnej bieliźnie nie jest za wygodne. Zresztą, jak będziemy spać, możesz mnie swobodnie dzięki temu dotykać - stwierdziła swobodnie. Najwyraźniej kompletnie jej to nie krępowało.
- Widzę, że już wszystko sobie zaplanowałaś - Prasert uśmiechnął się lekko. Usiadł na łóżku obok Niny. - Rozumiem, że będąc na tak wysokim stanowisku, musisz bardzo dobrze zarządzać czasem… I planować dodatkowe aktywności nawet w trakcie snu - zaśmiał się lekko. Zanurkował pod kołdrę. Położył głowę na poduszkę, patrząc na Ninę. Cieszył się z tego, że mógł znajdować się tak blisko niej. Był naprawdę zmęczony. Pod prysznicem nie miał siły się umyć. Miał nadzieję, że Morozow nie miała zbyt dużej ochoty na coś więcej w tej akurat chwili, bo Prasert obawiał się, że jego performens nie będzie zwalający z nóg. Chciał się do niej po prostu przytulić i zasnąć, wdychając jej zapach.
- Widzisz, jak ty mnie dobrze znasz już i wiesz jak istotna na wysokim stanowisku jest umiejętność dysponowania czasem - zażartowała. Gdy się położył, Nina przysunęła się do niego i przytuliła. Opasała jego biodra ręką, przerzucając ją władczo przez niego, dodatkowo przytuliła policzek do jego ramienia. Mógł się więc swobodnie ułożyć by móc objąć również ją. Jej skóra była ciepła, ale nieco chłodniejsza niż jego rozgrzana pod prysznicem. Kobieta pachniała cytrusowymi perfumami, a także rozgrzaną skórą i szamponem do włosów o jakimś owocowym zapachu. Kiedy kochali się w vanie, nie było czasu by zwrócił na to uwagę, teraz jednak dostrzegał takie małe szczegóły. Morozow wzięła głęboki wdech i odetchnęła wyraźnie rozluźniając się. Przerzuciła jedną nogę przez jego kolano, całkowicie go sobie zawłaszczając. Pogłaskała go czule i chyba jednak zamierzała również zasnąć. Wszyscy potrzebowali odpoczynku, nawet ona.
Chwilę poźniej Prasert poczuł jak zapada się w ciemność, aż nie zmorzył go całkowicie sen…

Początkowo kompletnie nic mu się nie śniło…
Potem zorientował się, że idzie całkowicie ciemną, czarną ścieżką pośród kompletnej pustki. Odniósł jednak wrażenie, że coś go obserwuje i to więcej niż jedno. Cała niewielka chmara… Czegoś. Nie odniósł wrażenia, że są niebezpieczne, raczej że są dziwne… Nie widział jednak tych cosiów. Dostrzegł jednak naokoło jakby delikatne, rozświetlone punkty, jakby gwiazdy? Gdziekolwiek wędrował, sam nie wiedział co to za miejsce. Z jednej strony zdawało mu się znajome, a z drugiej kompletnie nie wiedział gdzie jest. Chwilę później wyczuł jakiś większy ruch przed sobą. Poczuł, że tam poruszyło się coś naprawdę dużego, aż przeszedł go dreszcz.
- Uważaj… Zwolnij… - rozległ się obcy, jakby bezpłciowy, chyba męski głos gdzieś na około. Mówił po angielsku, ale z dziwnym akcentem.
Prasert przystanął, choć nie do końca tak brzmiała wydana komenda. Czy w ogóle powinien jej posłuchać? W pierwszej chwili wydało mu się, że to źródło większego ruchu odezwało się do niego. Jednak potem pomyślał, że bardziej prawdopodobne jest to, iż męski głos należał do kogoś innego. Przestrzegał go przed tym stworzeniem.
- Chyba zgubiłem się… - szepnął cicho.
Otoczenie było straszne. Bo szedł czarną ścieżką pośród kompletnej pustki… ale jakiego koloru jest nicość? Wcześniej myślał, że czarnego. Jednak wcale tak nie było w tym przypadku. Próżnia po prostu nie istniała, nie miała kolorów. Prasert widział ją tak samo, jak przestrzeń za jego głową, gdzie przecież nie miał oczu. Wtem jednak uświadomił, że pośród tej pustki znajdują się różne rzeczy. Stworzenia, gwiazdy, szumy, ruchy… głosy… To było przerażające. Jak gdyby nagle znalazł się w kilka kilometrów pod powierzchnią oceanu. Kompletnie inny świat. Obcy, straszny i nieznany.
Wielka istota przed nim tak jakby przesunęła się i oddaliła w ciemność poza zasięg jego świadomości. Te inne, mniejsze które go obserwowały, po prostu dalej przemieszczały się gdzieś po bokach drogi.
- Zauważyłem, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tak przynajmniej powiadają. Potrzebujesz pomocy, czy pragniesz eksplorować to miejsce sam, co osobiście odradzałbym, zwłaszcza że odnoszę wrażenie, że jeszcze nie wiesz za wiele o sobie samym - znów odezwał się ten sam, bezbarwny, spokojny głos. Privat mógłby przysiąc, że słucha jakiegoś bezbarwnego, słabo dobranego lektora do filmu, gdyby nie pojedyncze, drobne zmiany tonu, czy przerwy w oddechu, kiedy ten mężczyzna przerywał wypowiedź, lub robił pauzę na zebranie myśli.
Prasert nagle coś sobie przypomniał.
- Przecież to sen! Głupi, dziwny sen. Straszny. Chyba poradzę sobie sam, w najgorszym wypadku po prostu się obudzę - mruknął. - Ale dziękuję za propozycję pomocy. Chyba że to jakiś test. Jeżeli zgodziłbym się na nią, a ty byłbyś kolejnym potworem, to może niechcący oddałbym ci moją duszę? - Privat zawiesił głos. - Ha - powiedział dobitnie, jakby tak właśnie było i prędko zdemaskował stwora.
Rozejrzał się wokoło, czy delikatne, rozświetlone punkty wciąż migotały.
Zapadła chwila ciszy, Prasert już sądził, że zgadł i odstraszył głos, kiedy rozległ się znowu.
- To może zacznijmy od podstaw… To nie jest sen… Znaczy w pewnym sensie tak, bo jak rozumiem twoje ciało śpi, twój umysł jednak nie. Zapewniam cię, nie interesuje mnie odbieranie ci duszy i nie jestem tutejszym potworem - przemówił mężczyzna.
- Czy twoje włosy świecą, podobnie jak twoje oczy, a w czasie tego dziwnego zdarzenia dzieje się coś innego, paranormalnego i niesamowitego? - wypalił. Ktoś zadający takie pytanie powinien był nasycić je jakąkolwiek emocją, sarkazmem, zaciekawieniem, znudzeniem… Tutaj jednak nie było cienia jakiejkolwiek emocji. Nic. Kompletny spokój i obojętność hinduskiej krowy.
- Czy czytasz jakieś pytanie z formularza? - zapytał Prasert. Bo mężczyzna skojarzył mu się z typową ankieterką, która zadaje pytania, ale nawet nie obchodzą ją odpowiedzi. Tak interpretował brak intonacji u swojego rozmówcy. - Swoją drogą… tak. Wydarzyło się to dzisiaj. Wokół mnie pojawiła się błękitna poświata… miałem też oczy tego koloru. Oraz włosy, tylko nieco ciemniejsze. To znaczy nie widziałem siebie dobrze, bo spoglądałem na odbicie w monitorze, nie w lustrze. Czułem się wtedy wspaniale… i zrobiłem coś cudownego. Zupełnie jakbym… - zawiesił głos - ...odnalazł w sobie Buddę.
Czy o to właśnie chodziło jego strażniczce?
- Nie wiem o czym mówisz, ale wiem co jest powodem tego, że twoje włosy i oczy zmieniły kolor, a także że użyłeś wtedy jakiejś mocy. Jak mniemam, nie miałeś dotąd styczności z takimi rzeczami… Proponuję byś może jednak nie pozostawał na tej ścieżce podczas tej rozmowy. Przeniosę cię w nieco stabilniejsze miejsce - wytłumaczył mu głos zewsząd, jednak tym razem na końcu zdania pojawiło się uniesienie tonu, więc to było chyba pytanie i mężczyzna wręcz włożył wysiłek w to, by dodać do niego jakąkolwiek intonację.
- Ale czemu miałbyś być taki pomocny? Tak żebyś zrozumiał, jak się czuję. Wyobraź sobie, że obudziłeś się w ciemnym lesie i zaczynasz go przemierzać po zmroku, mimo że wokół czają się bestie i raczej jest niebezpiecznie. Nagle napotykasz dobrotliwego wujka, który chce ci pomóc, kompletnie bezinteresownie i sugeruje, że przyjemniej będzie w jego wcale niepodejrzanej chatce. Co robisz? Chwytasz go za rączkę i pozwolisz się prowadzić jak głupi Jaś bez Małgosi, czy zaczniesz uciekać tak szybko, jak to możliwe? - Prasert zapytał i zrobił pierwszy niepewny krok do tyłu.
Zapadła chwila ciszy, po czym nastąpiła odpowiedź.
- Wydaje mi się, że jestem jedynym w tym miejscu, kto się do ciebie odezwał, to już powinno wzbudzić twoje zainteresowanie, lub niepokój jak sam zauważyłeś. Znam twoją sytuację, ponieważ przechodziłem przez to sam, dawno temu. A jeśli postanowisz uciec, w porządku, ale strzeż się tych wielkich istot. Spotkanie z nimi może doprowadzić do śpiączki. Również wiem, bo miałem nieprzyjemność spotkać się z tym kilkakrotnie - głos wytłumaczył.
- Zabrałbym cię do miejsca, gdzie żadna z tych istot po prostu nie wchodzi, ale skoro wolisz na twoich warunkach… - rozległa się chwila ciszy, po czym nagle na ścieżce tuż przed Prasertem pojawiła się postać. Człowieka. Miał bladą skórę, nieco podkrążone oczy i blond włosy, zmierzwione i w nieładzie. Zdawał się mocno zmęczony, lub niedospany. Miał na sobie czarny golf i spodnie. Stał na ścieżce, kilka kroków przed Privatem. Tymczasem na około pojawiło się tak jakby więcej tych małych stworzonek. Jakby cześć podróżowała wyłącznie za Privatem, a ta druga dołączyła, wraz z przybyciem blondyna.
- Nazywam się Kirill Kaverin. A ty? - zapytał. Na żywo jego głos zdawał się równie pusty co i na odległość. Jego spojrzenie było równie stonowane i nieobecne. Prasert miał wrażenie, jakby ten człowiek w jakiś dziwny sposób był chory na autyzm, albo przeżył traumę i nie chciał mieć żadnego kontaktu z rzeczywistością.
- Po co nam imiona? - zapytał Prasert. - Ty widzisz mnie, ja widzę ciebie. Nie musimy do siebie mówić per ty.
Nie spodziewał się takiego młodego mężczyzny. Oczekiwał kogoś starszego, brzydszego i chyba jeszcze bardziej dziwniejszego. Kirill Kaverin, o ile rzeczywiście tak się nazywał, wyglądał jak ktoś, kogo można było spotkać na ulicy. Może nie każdej, ale jednak.
- W prawdziwym świecie prześladuje mnie duch, który jest bardzo agresywny. Mam nadzieję, że nie jesteś kolejną zmorą, bo te najwyraźniej przyciągam jak magnes - mruknął cicho.
Kirillowi lekko drgnęła brew, najwyraźniej spodziewał się choć cienia uprzejmości, ale nie okazał po sobie nic więcej.
- Nie jestem zmorą, ani zjawą. Jestem kimś takim jak ty. Mamy moce pochodzące z tego samego źródła. Dlatego mogłeś znaleźć się w tym miejscu i dlatego mogę z tobą rozmawiać. Nie znaczy to, że od teraz jesteś na zawsze skazany na moje towarzystwo. Moim zamiarem było tylko pomóc ci, byś nie wpakował się w kłopoty w tym miejscu, ewentualnie wyjaśnienie ci czym jesteś, o ile w ogóle cię to interesuje. Nie jest dla mnie problemem przeniesienie cię z tego miejsca do zwyczajnego snu, więc jeśli ze wszystkich opcji wybierzesz tę ścieżkę, nie mam powodu nie uszanować twojej decyzji - odpowiedział blondyn, dalej tym nieco pustym głosem. Irytował tym Praserta. Tajlandczyk miał ochotę podejść do Kirilla i potrząsnąć nim mocno, aż zacznie mówić i patrzeć na niego w normalny sposób. Kaverin nie wzbudzał zaufania.
- Nie jesteś żadną kontrolowaną przez demona wydmuszką człowieka, którym steruje niczym pacynką? - Privat chciał się upewnić. - Nie sprawiasz wrażenie normalnej osoby. Nie “takiej jak ja”.
Nagle Prasert zrozumiał.
- Jesteś tutaj uwięziony, prawda? Nie możesz wrócić do normalnego świata - szepnął. On też by zwariował w takim miejscu.
 
Ombrose jest offline