Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:32   #46
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Mężczyzna wziął telefon i wpisał na nim coś. Milczał przez chwilę, najwyraźniej czekając, aż mapa się załaduje.
- Około półtorej godziny. Mamy więc czas na zatrzymanie się gdzieś na jakiś posiłek, no i zakupy. Proponuję przywieść coś ze sobą, skoro jedziemy teoretycznie w gości - zauważył i wyłączył telefon. Han zerknął na Waruna. Mężczyzna tymczasem sam poruszył się i zerknął po zebranych, przeciągając nieco.
- Zbieramy się? - zapytał i podniósł się z kanapy. Pomasował się po jednym boku.
- Nie mam żadnych śladów, ale mam wrażenie, że moje ciało jeszcze nie przyjęło tego do siebie i odczuwam dzwne, jakby urojone bóle. Na szczęście niezbyt silne… - rzeczywiście, gdy Prasert mu się przyjrzał, dostrzegł, że Suttirat zdjął wszystkie bandaże.
- Mam nadzieję, że będzie tylko lepiej - Privat uśmiechnął się do Waruna. - Musicie pogadać… ty, Alexiei oraz Han. Bo w oczach Sunan jesteście znajomymi z Muay Thai. I to na tyle dobrymi, że bardzo wzięliście do siebie wypadek Suttirata - spojrzał na pomocników Niny. - Nie każdy kolega z ringu będzie pragnął jechać poza miasto półtorej godziny tylko po to, żeby nie być samemu z troskami o zdrowie drugiego faceta - Prasert uśmiechnął się lekko. - Może wstąpilibyśmy po drodze do jakiegoś supermarketu. Kupilibyśmy jakieś wino, coś do jedzenia. Może będzie jakaś restauracja. Ewentualnie moglibyśmy wziąć coś gotowego z samego sklepu. Jeżeli będzie coś po drodze, to nie stracimy na tym zbyt dużo czasu.
Morozow zastanawiała się.
- Teoretycznie możemy zejść do hotelowej restauracji i zjeść coś na miejscu. W tym czasie panowie pogawędzicie sobie o sportach.
- Ja osobiście nie miałem styczności z samym Muay thai, ale Krav maga, to już owszem - wtrącił się Alexiei. Tymczasem Han wzruszył ramionami.
- Kiedyś trochę chodziłem na Taekwondo, ale potem przestawiłem się na strzelnicę i już tak pozostało - dodał azjata. Najwyraźniej kłamstwo Praserta wcale nie będzie takie bez podstaw, bo obaj detektywi mieli w swoich życiach styczności ze sportami. Zapewne nawet, gdyby zechciał ich lepiej poznać, mogliby znaleźć wspólne tematy.
- O. No i świetnie. No to chodźmy jeść… - zgodził się Warun.

Nie potrwało długo i zaraz ich bagaże były gotowe. Ruszyli z torbami i plecakami na dół, do lobby, a stamtąd do restauracji, która jak przeczuwała Morozow, rzeczywiście działała. Menu może nie było zbyt rozbudowane, bo ograniczało się do około sześciu potraw wybranych na ten konkretny dzień, ale nadawały się akurat, by wszyscy nasycili głód. Nie trwało długo i Suttirat znalazł wspólny język z Alexieiem. Han zdawał się mniej rozmowny w kwestii sztuk walki, ale przysłuchiwał się ich rozmowie, tymczasem Nina szturchała stopą Praserta pod stołem w piszczel, posyłając mu ukradkowe, zadziorne spojrzenia.
Privat uśmiechał się do niej w odpowiedzi. Rozmowa mężczyzn również go interesowała i włączał się co chwilę, żeby coś dodać od siebie, jednak Nina skutecznie go rozpraszała. Perspektywa nadchodzącego posiłku bardzo poprawiła mu humor. W tej chwili wydawało mu się, że może są jedną wielką drużyną złożoną z pięciu osób. Tylko nie znają się za dobrze.
- Długo pracujecie w… - Prasert już miał podać nazwę organizacji, ale powstrzymał się w porę. - W firmie? - uśmiechnął się lekko na to określenie. Tak właściwie wypowiedział je w ten sposób, że brzmiało jeszcze bardziej podejrzanie, niż jakby rzucił czterema literkami nic nie mówiącymi innym gościom hotelowym. Rozejrzał się wokoło, czy było ich dużo.
W restauracji siedziała poza nimi jeszcze para starszych europejskich turystów, a także dwie dziewczyny, które najwyraźniej przyjechały do Bangkoku z innego kraju, chyba położonego gdzieś w pobliżu. Mówiły w jakimś łamanym Chińskim, mogły pochodzić na przykład z Wietnamu, ale studiowały za granicą.
- Ja od półtora roku - zdradził Han. Alexiei tymczasem wzruszył ramionami.
- Cztery lata - powiedział Rosjanin i zdawał się zamyślić nad tym faktem. Nie dziwiło Privata, że najdłuższy staż miała Nina i dlatego dowodziła tą grupą… Poza tym, dowodziła, bo pełniła ważną rolę. Nie czekali długo na swoje jedzenie i na jego czas wszelkie rozmowy ucichły…
W pewnym momencie posiłku, Nina wciągnęła głębiej powietrze, po czym opróżniła błyskiem szklankę wody.
- Trochę za ostra ta zupa… Ale smaczna - stwierdziła i powachlowała się w pobliżu ust, jakby to jej w ogóle miało pomóc.
- Zabawne, że w ogóle nie zamówiliście żadnej tajskiej, tylko balijską. Z krewetkami, kurczakiem i sambalem, jeśli się nie mylę. Ale i tak zrobiona raczej po tajsku, więc… - Prasert wzruszył ramionami. - Bardzo lubimy jeść główne dania w stylu… nazwijmy to szwedzkiego stołu, tyle że wszystko jest na naszym stole, nie gdzieś dalej pod ścianą. Ostre dania łagodzimy ryżem, żeby aż tak nie paliły, lecz mimo wszystko… Ludzie od dziecka jedzą w ten sposób. Na ostro. To część kultury - Prasert wzruszył ramionami. - Są również łagodniejsze dania, ale te są zazwyczaj uważane za nieco nudniejsze. Można się przyzwyczaić, a nawet uzależnić się od tego ognia - uśmiechnął się do Niny. Następnie spojrzał na Hana. - A ty skąd jesteś? Z Chin? Bo masz dość tutejszą urodę. Mam na myśli wschodnią.
Han zerknął na Praserta, kończąc swój posiłek. Otarł usta chusteczką.
- Owszem, urodziłem się w Hongkongu, jednak mam że tak powiem mieszana krew, moja mama była Koreanką - wyjaśnił. O Alexieiu i Ninie nie można było mieć wątpliwości, oboje ewidentnie pochodzili z Rosji. Zdecydowanie wszyscy razem tworzyli ciekawy stolik. Prasert mógłby się zacząć zastanawiać, jak bardzo ciekawy stolik mogłyby tworzyć Gwiazdy, wiedział, że kobieta o imieniu Alice była Amerykanką, a Kirill był Rosjaninem. Skąd pochodziła reszta? To przywiodło mu do głowy pytanie… Czy to było naprawdę, czy mu się śniło? Jedyny sposób by to sprawdzić… Był jednocześnie bardzo prosty, wystarczyło, że wyciągnąłby telefon i sprawdził, czy jest na nim wiadomość.
Już wcześniej to planował, dlatego podszedł do niego w sypialni. Ale najpierw rozproszyła go opowieść Niny, a potem spotkanie z pozostałymi mężczyznami w salonie. Sięgnął do kieszeni spodni i wyjął komórkę. Z jednej strony nie spodziewał się ujrzeć żadnej wiadomości, a z drugiej… czuł dziwne przeświadczenie, że tam będzie. A jak już ją zobaczy… to jak powinien zareagować? Ulgą? A może wręcz przeciwnie, niepokojem? Chyba jednak cieszył się, że poznał Kirilla i nie chciał, aby mężczyzna był zmyślony. Swoją drogą… od jakiegoś czasu odnosił wrażenie, że ciągle wpada na kolejnych Rosjan. Wyglądało na to, że na świecie było ich naprawdę dużo.
Ku jego uldze… Była tam wiadomość, od obcego numeru…

“Numer zapisany - K.K.”

Krótka, a zarazem tak wiele wnosząca wiadomość. Czyli to co mu się przyśniło, wydarzyło się naprawdę. Ta jedna wiadomość powiedziała mu więcej, niż elaborat mający udowadniać istnienie innych wymiarów. Dzięki niej dowiedział się, że można rozmawiać z innymi ludźmi w zupełnie innej rzeczywistości, niż tylko ta, która znana jest wszystkim. Jak bardzo zmieniało to świat… Jak wiele teorii o równoległych rzeczywistościach i światach astralnych to potwierdzało, a jak wielu przeczyło. Był Gwiazdą, miał coraz więcej paranormalnych znajomych i spodziewał się, że będzie ich jeszcze więcej… Nina zerknęła na jego telefon, ale z miejsca gdzie siedziała, nie mogła najpewniej odczytać tekstu. Wyglądała na nieco zainteresowaną. Potarła go znów noga po piszczelu, zadając spojrzeniem nieme pytanie o to kto do niego napisał. Czyżby była zazdrosna?
- To kolega, prawie brat - szepnął do niej cicho. - Nie musisz się martwić.
Doszedł do wniosku, że powie jej o Kirillu, ale jeszcze nie teraz. Może wieczorem będzie dobra okazja. Kaverin nie wypowiadał się źle o tej organizacji, więc chyba nie powinno to być problemem. Z drugiej strony, Prasert nie pamiętał wszystkich szczegółów z ich spotkania i ciężko mu było stwierdzić, czy nie poprosił wprost o utrzymanie jego istnienia w tajemnicy.
Privat nałożył sobie trochę kurczaka w grzybach i pędach bambusa. Po spróbowaniu dania doszedł do wniosku, że zje dużo więcej. Choć wołowina prezentowała się również niezwykle kusząco, zwłaszcza ciemny sos, w jakim pływała. Warun zjadł już połowę miski, a Privat też chciał spróbować.
- A dlaczego pracujecie tam, gdzie pracujecie? - zapytał Prasert. Chyba chciał przestać rozmyślać o równoległych rzeczywistościach, to było za dużo jak na jego umysł. A najlepiej mógł to uczynić rozmową. - Bo to przecież niebezpieczne… Ja na przykład nie miałem żadnego wyjścia. Nadal takiego nie posiadam. Ale wy znajdujecie się tu z własnej woli i nieprzymuszeni… - spojrzał na trójkę detektywów.
Nina przesuwała spojrzeniem po zebranych przy stole osobach. Han zerknął na nią ukradkiem, po czym spojrzał znów na Praserta.
- Dla mnie to ciekawa praca. Można podróżować, wzbogacić się o wiedzę i doświadczenia… Na swój sposób przyczynić się do czegoś dobrego dla świata…
- No i zajebiście płacą… Ouh - wtrącił Alexiei, ale nagle wzdrygnął się, zaskakująco Han zmienił pozycję mniej więcej w momencie, gdy Rosjanin wydał ten dźwięk zaskoczenia, ale odchrząknął. Morozow parsknęła lekko.
- Fakt, akurat nie można narzekać na małe płace, no i wszystkie inne profity. Generalnie to rzeczywiście niebezpieczna praca, ale za to gdy już się w nią wkręcisz, trochę trudno ją porzucić - dodała swoje trzy grosze. Suttirat zdawał się zainteresowany całym tym tematem.
Prasert obawiał się, że niechcący Warun może zainteresować się posadą detektywa. Privat nie chciał tego dla niego. To było, jak już wcześniej powiedział, niebezpieczne. Żadne pieniądze nie mogły wynagradzać użerania się z takim gównem, jak to, na które ostatnio ciągle napotykali. Rozumiał argumenty zebranych i może w innych okolicznościach sam również chciałby zostać detektywem. Ale nie pozwoliłby na to bliskiej osobie. W żadnym wypadku. Nawet gdyby miał zostać nazwany nadopiekuńczym.
- A przyzwyczailiście się już do tego? - zapytał Prasert. - No bo… - zawiesił głos. Znalazł odpowiedni moment. Jego ręka wystrzeliła niczym żądło skorpiona po łyżkę umoczoną w ciemnej wołowinie. Na moment stracił wątek. - Bo… pewnie dla lekarza widok zwłok nie jest niczym zwyczajnym. Dla strażaka pożaru. Dla policjanta bójki i pobicia. A dla was? - Privat ściszył głos. - Duchy, zmory, wilkołaki… Czy w pewnym momencie paranormalne staje się normalne?
Han wzruszył ramionami.
- Na początku dla mnie było trochę ciężko, ale z czasem idzie się przyzwyczaić - wyjaśnił.
- Ja od dłuższego czasu miałem z tym styczność, więc dołączenie do organizacji mocno ułatwiło mi życie - powiedział Rosjanin. Nina już mu opowiedziała swoją historię, dla niej IBPI było właściwie rodziną zastępczą. Suttirat słuchał ich, ale nie wyglądało, by zamierzał wtrącać się do rozmowy. Kończył swój posiłek. Nina również już zjadła. Tempa Prasertowi dotrzymywał teraz już tylko Alexiei. Privat chciał pojawić się u Sunan niczym wielki pan i dżentelmen i jedynie skubać to, co przygotowała. Dlatego chciał się dobrze najeść, aby nie było, że zwalił jej na głowie tabun wygłodniałych mężczyzn, w tym siebie. Miał trochę honoru.
- Rozumiem - Prasert skinął głową, teraz próbując cielęciny w sosie słodko-kwaśnym. Smakowała mu najmniej, ale i tak była bardzo dobra. - Chyba nie mam więcej pytań… nie teraz… Może chcecie o coś zapytać mnie? - uśmiechnął się lekko. - Żeby rozmowa nie była taka jednostronna.
Ryż jaśminowy pięknie komponował się z daniami mięsnymi. Rzeczywiście pomagał zmyć ostrość z ust. Była jeszcze sałatka z kiszonej kapusty, która swoją kwaśnością łagodziła żar.
Han zerknał na Waruna, a potem na Praserta.
- Jak długo trenujesz Muay Thai? - zapytał Privata. Najwyraźniej chciał podtrzymać rozmowę i zaskakująco jak na Azjatę, był dość rozmowny… W końcu stereotyp zakładał, że ci zazwyczaj byli wycofani i lepiej słuchali niż prowadzili rozmowy. Warun uśmiechnął się i zerknął na Praserta. Miał nadzieję, że jego przyjaciel rozwinie się bardziej w temacie tej pozytywnej części swej historii związanej ze sportem, okrajając nieprzyjemny, przykry epizod. Wiedział przecież, jak bardzo prasert uwielbiał ten sport. Tak samo jak on sam.
Privat uśmiechnął się w odpowiedzi do Waruna.
- Od dziecka byłem silniejszy od innych i rosłem prędzej. Więc kiedy w wieku dwunastu lat zacząłem trenować Muay Thai, to byłem w stanie pobić wszystkich w mojej grupie wiekowej. To bardzo miłe uczucie, być w czymś najlepszym. Jeżeli nie posiadasz żadnych innych szczególnych umiejętności, to zaczynasz utożsamiać się z tym jednym, w czym radzisz sobie zdecydowanie lepiej od pozostałych. Dlatego chodziłem coraz częściej na treningi i pracowałem na nich coraz ciężej. Zawsze chciałem być profesjonalnym zawodnikiem, ale… - Prasert już miał zboczyć na złe tematy, więc zamilkł w pół zdania. - Ale mój los trochę inaczej się potoczył. Wstąpiłem do szkoły wojskowej i zostałem strażnikiem królewskim. Jednak to nie jest praca szczególnie obfitująca w emocje. Czasami mam wrażenie, że jestem bardziej tancerzem, niż żołnierzem. Bo większe znaczenie mają występy i zgranie z pozostałymi, niż faktyczna zdolność bojowa. Na szczęście Tajlandia jest spokojnym krajem i nikt nie chce zabić króla… - Prasert ściszył momentalnie głos. Połączenie tych dwóch słów uaktywniło w nim jakąś cichą panikę, że ktoś z miejscowych to usłyszał, ale tylko samą końcówkę. I wyda go przełożonym za spiskowanie… To była taka instynktowna, głupia obawa, którą zdusił w sobie dość szybko.
Nikt w restauracji nie zwrócił na niego jednak szczególnej uwagi, a grupa z którą siedział tym bardziej w ogóle się nie przejęła. O Suttiracie od dawna już wiedział, że miał bardziej zachodnie podejście do tej kwestii, a reszta grupy najpewniej po prostu nie rozumiała powagi sytuacji, póki ktoś by ich w tym nie oświecił.

Tym razem odezwał się Alexiei.
- A kim chcesz zostać teraz, skoro jak rozumiem zawodowe zajmowanie się Muay Thai to nie to, a w obecnej sytuacji, chyba nie zostaniesz w Tajlandii? Nie sugeruję zaraz byś wstąpił do organizacji, choć oczywiście na pewno komuś w naszym gronie szczególnie na tym zależy, ale jestem ciekaw, czy masz w ogóle jakieś inne pomysły… Czy trochę za wcześnie, żeby o tym myśleć? W sumie twoja sytuacja jest trochę w cholerę spontaniczna i pewnie sam nie wiesz za co masz się łapać… Znam wielu detektywów, którzy rozpoczęli swoją karierę właśnie od takiego punktu - zauważył.
- Ale potem, jak wszystko się uspokoiło, poza byciem detektywami znaleźli sobie tak zwaną drugą pracę, czyli niby alibi, ale zajęcie, które sprawia im przyjemność… - wyjaśnił Rosjanin i napił się Coli.
Prasert spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- To można zajmować się czymś innym? Myślałem, że nie macie życia, bez urazy. Że jesteście cały czas w kwaterze głównej, jakby koszarach i wysyłają was okresowo na misje, po których wracacie z powrotem do swoich komórek. Jesteście zwykłymi ludźmi, znaczy wiem, że nie jesteście… - Prasert zaczął się plątać nieco. - Ale na co dzień przebywacie wśród takich jako cywile, tak?
Tutaj wtrąciła się Nina.
- Owszem, na co dzień żyjemy we własnych domach, niektórzy pracują, albo robią swoje ulubione rzeczy. Nie jesteśmy wysyłani na misje za misjami, przede wszystkim dlatego, że większość członków organizacji, to zwyczajni ludzie i muszą odpoczywać od przebywania w towarzystwie zbyt silnych źródeł energii… Nazywamy ją fluxem. Wspominałam ci, że jestem koordynatorem w Ravennie, ale gdy że tak powiem nie muszę być w biurze, siedzę sobie w swoim mieszkanku w Moskwie… I chodze do supermarketu jak zwyczajny, szary człowiek - uniosła kącik ust, bo chyba ją to bawiło. Alexiei pokręcił głową i Han też się uśmiechnął.
Z jakiegoś powodu Prasert miał trochę inny obraz tej organizacji. Założył, że agenci są przetrzymywani gdzieś w zamknięciu, choć pewnie mają świetne warunki, ale nie wolno im utrzymywać kontaktu ze światem zewnętrznym.
- No to niby nie taka zła ta praca… - zauważył Warun.
- Choć osobiście dla mnie to za bardzo paranormalna, chyba nawet za granicą to raczej zostanę przy Muay Thai… Może otworzę klub, czy coś - zamyślił się nad tym.
- Czekaj, zamierzasz wyjeżdżać za granicę? - Privat momentalnie zapomniał o IBPI, Gwiazdach, zjawach, domach eskapistów, wszystkim. - Ale gdzie miałbyś przeprowadzić się? Znasz kogoś za granicą?
Następnie zamilkł. Jego reakcja była chyba nieco zbyt gwałtowna. Nie wiedział do końca, czemu tak zareagował. Chyba wcześniej obawiał się, że Warun umrze z powodu ran postrzałowych i teraz uaktywnił się cały ten zgromadzony lęk przed utratą go. Jednak nie chciał, rzecz jasna, aby był widoczny. Poczuł się lekko zażenowany.
Suttirat uniósł brew.
- No… Tak. Wcześniej o tym rozmawialiśmy, oczywiście nie tak zupełnie wprost, ale taki mam plan. Jako, że moje mieszkanie do niczego się nie nadaje, nie widzę szczególnego powodu, bym miał tu zostawać… Szczerze powiedziawszy… Myślę, że to nie jest taki głupi pomysł… Właściwie… Właściwie to nawet mi się podoba - mężczyzna wzruszył ramionami.
- No tak, mówiliśmy o tym… Ale ty na serio tak planujesz? - Prasert ściszył nieco głos. Trochę mu przeszkadzała widownia w postaci pozostałych osób przy stole, ale nie mógł teraz odciągnąć Suttirata na bok. - Myślałem, że to było tylko takie gadanie… nie do końca poważne. Przecież nie musisz uciekać za granicę. Możesz zamieszkać w innym mieście… zresztą twoje mieszkanie… Wystarczy kupić nowe meble i wyrzucić stare… - Prasert tracił nieco grunt pod nogami. Czy aż tak bardzo nie lubił zmian? Przypomniał sobie zupę ugotowaną przez Suttirata po nocy picia. Czy to był ostatni posiłek, jaki miał zjeść w tym mieszkaniu? Przerażała go ta definitywność, że nic już nie będzie takie same… Privat nagle uświadomił sobie, że chyba był całkiem szczęśliwy, prowadząc swoje dotychczasowe życie. W którym dokładnie momencie zostało mu ono odebrane? Kiedy dowiedział się o porwaniu Mali Wattany z telewizji? Kiedy pierwszy raz zobaczył zjawę w odbiciu lustra? Kiedy urodził się, a Phecda wstąpiła w jego ciało?
Suttirat przyjrzał się z zaskoczeniem przyjacielowi.
- Tak, nie żartuję. Tak naprawdę jeśli ty się stąd wyniesiesz, to nie ma w tej chwili nic, co mnie tu trzyma. Nie wiem co z twoją siostrą, ale przecież równie dobrze może mógłbym wziąć ją ze sobą… O ile oczywiście cokolwiek z tego wypali - splótł palce na stole. Przy stoliku zaległa cisza…

- Myślę, że nie ma co planować za daleko do przodu. Najpierw musimy i tak załatwić wszystkie sprawy tutaj - odezwała się Nina i zerknęła na Privata, chyba nie chciała, by się smucił czy denerwował.
- Tak… tych spraw wokół… jest całkiem dużo - mruknął Prasert. Skupił się na konsumowaniu posiłku. Wszyscy inni już skończyli jeść, więc czuł pewną presję, żeby się pospieszyć. To była nieco niezręczna sytuacja… Bo Privat chciał mieć Waruna na stałe w swoim życiu. Nie pragnął robić tych rzeczy, których doświadczył we śnie… Ale… i tak chciał mieć go przy sobie. Świadomość, że Warun miałby wynieść się nie wiadomo gdzie, napawała Praserta strachem. Tyle że ten mówił tak, jakby być może chciał przenieść się wraz z nim za granicę… tyle że Privat nie miał żadnych planów. To wszystko było straszne. Chyba powinien wykształcić jakiś konkretny światopogląd oraz schemat działania. Określić, do czego dążył. Nawet nie wiedział, czy naprawdę chciał opuszczać Tajlandię, a Suttirat założył, że to już było pewne… I jeszcze Sunan była w to wszystko wplątana, choć nikt nie wiedział jak bardzo oraz w jaki sposób. Prasert chciał tego związku tylko wtedy, jeżeli naprawdę uszczęśliwi jego siostrę i przyjaciela. Ale ci spotkali się jedynie raz i jeszcze nic nie było przesądzone. Przecież nawet nie wiedzieli, czy się lubią… tak naprawdę. Może dzisiaj dowiedzą się tego.
- Już skończyłem jeść - mruknął Prasert. - Jedźmy do Sunan.
Nina przyglądała się Suttiratowi i Privatowi podczas ich rozmowy. Warun jakby przeczuł, że Prasert stresował się, bo odciągnął temat od przeprowadzek.
- To została już tylko kwestia zakupów, żebyśmy przywieźli coś ze sobą i faktycznie można ruszać w trasę - oznajmiła w końcu Morozow, gdy wszyscy zakończyli jedzenie i zebrali się od stolika, przy którym siedzieli. Kobieta znów zakomenderowała wyjście z restauracji, a potem z hotelu. Wszyscy ruszyli do vana. Nina zamieniła dwa słowa z Alexieiem, po czym podjechali do jakiegoś niedużego sklepu spożywczego na trasie.
- Chcecie wyjść ze mną na zakupy? - zapytała blondynka, kiedy już miała wysiadać. Najwyraźniej uznała, że obu panom będzie miło, jak ich zapyta, czy nie chcą jej potowarzyszyć i ewentualnie pomóc z torbami po zakupach.
- Oczywiście - odpowiedział Prasert. - Szczerze mówiąc, to ciebie miałem zapytać, czy chcesz ze mną iść - Privat uśmiechnął się lekko. Porzucił poważne tematy przeprowadzek, ale przeczuwał, że prędzej czy później będzie musiał do nich wrócić. - Warun musi wyjąć swoją gotówkę, zanim uznają go za zmarłego i zablokują mu konto. Biorąc pod uwagę stan jego mieszkania, a następnie nagłe zniknięcie ze szpitala… bez wątpienia wezmą to za porwanie. A jako że jego rany rzecz jasna nie mogły wyleczyć się przez noc w sposób magiczny… - Prasert parsknął śmiechem - …to najpewniej nie przeżył tego. Pewnie powinieneś dobrze przemyśleć, co zrobisz ze swoimi oszczędnościami teraz, bo na pewno nie wybierzesz wszystkiego w bankomacie. Chyba że jesteś taki spłukany, jak ja - Privat dodał nieco smutniej. - Poza tym ja płacę - rzekł do Niny.
Naprawdę był biedny i zbyt duże zakupy mogłyby go zrujnować, ale nie chciał wyjść przy Ninie na skąpca.
Nina zerknęła na niego i uśmiechnęła się.
- Wiesz, że nie musisz… Możemy się dzielić wydatkami, czy coś. Choć czasem jak postawisz mi film i popcorn w kinie, albo kolację w restauracji to będzie mi bardzo miło - rzuciła, ale nie oponowała.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline