Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:36   #47
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Wszyscy troje wyszli z vana i ruszyli do sklepu. Suttirat podszedł do bankomatu i wypłacił większą sumę pieniędzy, po czym dołączył do nich na zakupach. Nina wybrała jedzenie i różne drobne rzeczy, typu masło, czy nawet pastę do zębów. Koszyk był wypełniony po brzegi, kiedy udali się z nim do kasy, a skoro Prasert uniósł się honorem, Morozow pozwoliła mu przejąć pałeczkę i zapłacić.

Po dwudziestu minutach od wyjścia z vana, wracali do niego już z powrotem. Alexiei otworzył zasuwę i zajrzał do środka. Zogniskował spojrzenie najpierw na torbach, a potem na Prasercie
- Co wy tam cały sklep rabowaliście? Podaj mi ten adres to sobie wklepię w GPS i ruszymy - rzucił do Privata i uśmiechnął się kącikiem ust.
- Jest nas dużo - odpowiedział Prasert. - Wiem, trudno w to uwierzyć, kiedy jest się bezpośrednio po obiedzie… ale tak, kiedyś znowu będziemy głodni - uśmiechnął się do Rosjanina. - Są też inne rzeczy, które mogą nam się przydać, jak kosmetyki i tym podobne. A adres… cholera, to totalny koniec świata. Daj mi chwilę - mruknął i wyjął telefon.
Po chwili podał namiary Alexiejowi i spoczął na kanapie. Zamyślił się na dłuższy moment, przypominając sobie o tym, co działo się na niej rano. Doszedł do wniosku, że nieoczekiwanie przywiązał się do tego mebla. Poza tym był naprawdę wygodny.
- Co dokładnie zamierzacie robić, jak przyjedziecie? - zapytał Prasert. - Macie jakiś plan?
Nina zastanawiała się nad jego pytaniem, gdy Alexiei znów zniknął, a van ruszył.
- Jeszcze nie mam dokładnie opracowanego planu, zapewne najpierw będziemy musieli rozejrzeć się i dowiedzieć, czy rzeczywiście dom jest w jakiś sposób napromieniowany i czy ewentualnie zagraża w ten sposób przebywającym w nim osobom. Tymczasem potraktuj to jak zwyczajne odwiedziny u siostry - wytłumaczyła. Usiadła obok niego na kanapie. Warun tymczasem zajął jej fotel przy komputerze z tym, że obrócił się przodem do nich. Nina chwyciła Praserta za dłoń i głaskała go po jej wierzchu.
- Sunan wprowadziła się do niego niedawno. Nie jestem pewien, czy rozpakowała swoje rzeczy. Wydaje mi się, że wspominała o tym, że w środku znajdują się wszystkie meble poprzedniego właściciela… być może gdzieś wśród nich jest ta księga… Jak tak sobie myślę, to nie wiem, czy w ogóle powinniśmy jej szukać. Boję się, że jak ją znajdziemy, to wtedy dopiero ześle na nas jakieś kolejne demony - Prasert zaśmiał się niepewnie. Podrapał się po głowie, spoglądając na Ninę. - Ale jeżeli zależałoby nam na niej, to moglibyśmy zjeść kolację z Sunan, a w tym czasie Alexiei lub Han mogliby przeszukiwać pomieszczenia. Może obydwoje. Jeżeli moja siostra niczego nie przyszykowała, to moglibyśmy zamknąć się u niej w kuchni i gotować z nią… To by ją zajęło. A reszta mogłaby działać.
Morozow rozważała jego słowa.
- Tak, zdecydowanie to całkiem dobry plan. Generalnie zobaczymy jak duży jest ten dom, zawsze będziemy mogli powęszyć też nieco nocą - zauważyła. Suttirat zrobił minę, jakby oponował, ale nie powiedział nic na głos, chyba rozumiał, że było istotnym znaleźć ten przedmiot. Prasert rozumiał jego nastawienie, tak właściwie całkiem je podzielał.

Podróż trwała, tak jak zapowiedzieli około półtorej godziny. W końcu opuścili okolicę Bangkoku i znaleźli się na całkowitych peryferiach. Jechali drogą przez małe wsie i wioski, wzbudzając mniejsze lub większe zaciekawienie. Zatrzymali się raz na stacji, by zatankować. Około godziny osiemnastej czterdzieści, dotarli w miejsce, gdzie powinni… Alexiei zwolnił i wyraźnie szukał odpowiedniego adresu. Nagle droga stała się dziwnie wyboista i całym vanem trzęsło, tworząc w tylnej części warunki rodem z betoniarki. Warun przytrzymał się biurka, a Nina zaparła się ręką o oparcie.
- Kuchnia, co jest - mruknęła. Jechali tak dobre pięć minut, aż w końcu samochód stanął. Zasuwka otworzyła się i Han zajrzał do środka
- Żyjecie tam? Zastanawialiśmy się z Alexieiem czy jesteście już jak Martini Bonda… - zażartował Guiren.
- Witajcie w Tajlandii… - mruknął Prasert. Tak właściwie dla niego tego typu drogi też były nowością. Oczywiście, w Bangkoku można było natrafić na jezdnie naprawdę różnych jakości, jednak Privat nie mógł sobie przypomnieć tak fatalnej, jak ta. - A tak poważnie… to powinniście chyba zabezpieczyć komputery… - mruknął. Wstał i prawie przewrócił się, kiedy całym Vanem szarpnęło. Podszedł do blatu i przetrzymał monitor, który prawie wypadł za brzeg. - To przypomina te amerykańskie mechaniczne byki, które mają w barach… Te, na których trzeba się utrzymać, choć to trudne - uśmiechnął się lekko, choć to nie były zbyt komfortowe warunki i miał nadzieję, że wkrótce ulegną polepszeniu. - Na pewno muszę zapytać ją, jak znalazła tę willę… - pokręcił głową.
Nina zaśmiała się. Samochód na szczęście już stał i nic więcej nie spadało, ani nie miało takiego zamiaru. Blondynka podeszła do drzwi vana i otworzyła je, by wyjrzeć na zewnątrz. Pierwsze co z wnętrza zobaczył Prasert, to długa dróżka, wiodąca od głównej drogi. Najwyraźniej musieli na nią wjechać i właśnie wtedy rozpoczęło się trzęsienie. Zauważył też, że przejeżdżali przez jakiś niewielki kamienny mostek. Było tu sporo palm, wysokich traw i krzewów. Teren był kompletnie niezagospodarowany i co więcej zaniedbany. Dostrzegł też jakiś kawałek dużego budynku, który był chyba pozostałością po stodole. Nina wyjrzała z auta, po czym wysiadła
- Woow… - rozległo się zza drzwiczek, gdzie zniknęła.
- Posiadłość, tak… - mruknął Warun, po czym ruszył na zewnątrz za Rosjanką.
Prasert zaczął się cicho śmiać pod nosem. To było przezabawne. Zamknął oczy, próbując się opanować, ale to jednak było zbyt trudne. Wyszedł na zewnątrz, próbując stłumić śmiech.
- Nie no… Nie wierzę. Może posiadłość jest gdzieś dalej - zaproponował. - To pewnie tylko stodoła. Tak myślę… - zawiesił głos. - Nie wierzę, że Sunan zakochała się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia i po prostu musiała je mieć… - pokręcił głową. - Ale jeśli… to bądźcie dla niej mili. Pamiętajcie, że jesteśmy gośćmi… - westchnął, już nieco poważniejąc. Miał nadzieję, że jego siostra nie zwariowała… nikt przy zdrowych zmysłach nie osiedliłby się w tym miejscu. - Oficjalnie jesteśmy zafascynowani naturalnością okolicy. I swoją drogą, powietrze tutaj jest naprawdę cudowne - rzekł zgodnie z prawdą.
Nina zerknęła na Praserta, kiedy wysiadł z vana. Nic nie powiedziała, tylko złapała go za łokieć i obróciła plecami do owej stodoły, o której myślał i na której temat wypowiadał się z takim zacięciem.


Jego oczom ukazała się ogromna, nieco podstarzała posiadłość w zachodnim stylu. Miała chyba ze dwa, lub trzy piętra w niektórych miejscach. Dom miał dziwne, nieregularne kształty. Van stał na jego podjeździe, między nim, a stodołą, w której najwyraźniej kiedyś trzymano różne rzeczy do oporządzania ogrodu, którego część było widać już po lewej stronie od samej posiadłości. Zarastały ją krzewy jakichś kwiatów, które rozrosły się zupełnie dziko. Po prawej stronie rosło wielkie drzewo, w które uderzył kiedyś piorun. Było pęknięte na środku w pół. Jego grube gałęzie miały nieprzyjemny, krogulczy kształt i nadawały widokowi nieco upiornego klimatu. Sama posiadłość była z kamienia i wyglądała na elegancką, choć zaniedbaną, zapewne przez długi brak mieszkańców. Przed domem stał jeszcze jeden samochód, srebrna toyota Sunan. Było jeszcze dość jasno i w domu nie paliły się żadne światła. Alexiei i Han zaraz dołączyli do trójki na zewnątrz.
- No to się nazywa… Trafić dom na promocji - rzucił Warun i skrzyżował ręce przed sobą.
- Czy ktoś jeszcze wyczuwa tu vibe z gry F.E.A.R? - zapytał Han. Warun i Alexiei niemal równo unieśli dłonie. Nikt na razie nie rozpakowywał się i wszyscy podziwiali widok.
- Robi wrażenie… - przyznał Prasert. - Czyli jednak nie mieszka w stodole… - mruknął nieco ciszej, jakby do siebie.
Splótł dłonie za plecami i zaczął iść w kierunku drzewa. Nigdy nie widział takiego, w które trafiła błyskawica. Spojrzał na powykręcane gałęzie. Liście nie rosły na nich. Oczywiście roślina nie przeżyła uderzenia, siła natury nie była aż tak wielka. Było coś zarówno ponurego, jak i wspaniałego w tej ogromnym pomniku przyrody. Prasert dotknął kory, myśląc o tym, że pasuje do posiadłości.
- Nie chciałbym tutaj mieszkać sam - powiedział, wracając do pozostałych. - Pewnie bym zwariował - mruknął, patrząc na zaniedbany ogród, który również miał swój klimat i urok. - Według mnie to w ogóle nie jest w stylu Sunan, ale kto wie, ludzie się zmieniają… - wzruszył ramionami. - Przenosimy coś do środka oprócz zakupów? Macie jakieś walizki?
Drzewo było ciepłe, nagrzane przez całodniowe słońce. Poza tym zupełnie niczym nie różniło się od każdego innego drzewa jakie znał. Zatrważało jedynie wyglądem.
Nina zerknęła na niego i na vana.
- No, mamy trochę rzeczy, ale może najpierw znajdźmy twoją siostrę i się przywitajmy - zaproponowała trafnie. W końcu jeśli już mieli zanosić dokądś jakieś rzeczy, to najpierw musieli dowiedzieć się od Sunan gdzie mieli się ulokować, zamiast biegać z walizkami bez sensu…
- Dokładnie, tak będzie uprzejmie - Prasert zgodził się. - Dalej, wszyscy ustawiamy się w formację - rzekł z lekkim uśmiechem i ruszył w stronę drzwi wejściowych.
Z jakiegoś powodu wyobraził sobie, że nie otworzy im Sunan, lecz jakaś wysoka, chorobliwie chuda dama z cerą koloru mleka i w czarnych ubraniach pokojówki wiedźmy. Prasert na chwilę przystanął, ale przypomniał sobie, że to było przecież z jego strony wysoce nierozsądne i ruszył naprzód. Zastanawiał się, jak wytłumaczy Sunan cudowne uzdrowienie Waruna… Nie mógł wymyślić niczego sensownego. Nie chciał powiedzieć, że żartował, to byłoby naprawdę nie w jego stylu i siostra by to wyłapała.
- Myślisz, że powinniśmy ją po prostu we wszystko wtajemniczyć? - zapytał Ninę.
 
Ombrose jest offline