Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2019, 01:42   #48
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Nina szła tuż za nim.
- Może wstrzymajmy się, póki nie ocenimy, czy wszystko z nią ok - zaproponowała.
Tymczasem, gdy wreszcie przeszli przez drzwi wejściowe, które były otwarte, ich oczom ukazał się niesamowity widok. Ozdobne, drewniane schody z rzeźbioną poręczą, pięły się po prawej stronie wzdłuż ściany i skręcały w lewo, wzdłuż ściany naprzeciw wejścia, prowadząc na piętro po lewej. To tworzyło kwadratową przestrzeń, której centrum stanowił pozłacany żyrandol ze świecznikami, te były jednak puste. W prawo i lewo, tuż obok drzwi szły korytarzyki. Tymczasem przestrzeń w lewo po skosie od wejścia była ciekawie zaprojektowanym salonikiem myśliwskim. Na ścianach wisiały poroża i głowy różnych zwierząt. Był tam spory kominek, przed którym ustawiono kanapę i dwa fotele. Naprzeciw wejścia było widać dziwne, drewniane, podwójne wrota z jakimiś płaskorzeźbami i dziwnym, ogromnym zamkiem. Prasertowi wydawało się, że w zaciemnionej przestrzeni na lewo od nich znajduje się jakiś korytarz.

Nagle uwagę wszystkich zwrócił na siebie jakiś ruch. Na oparciu kanapy siedział rudy kot. Wskoczył na nią i to spowodowało zakłócenie statycznego widoku wnętrza domu. Lizał łapę. Zaraz popatrzył na gości wielkimi oczami. Żeby mu się lepiej przyjrzeć, musieliby podejść bliżej.
- No to zapowiada się ciekawie - mruknął Alexiei. Ruszył w stronę kota.
- Kici kici… Dasz się pogłaskać? futrzaku? - zagadywał do zwierzęcia, zbliżając się do kanapy. Kot nawet nie drgnął. Zamarł w kompletnym bezruchu obserwując bardzo uważnie Rosjanina. Pomiędzy nimi wytworzyło się dziwne, nienaturalne napięcie.
- O kurwa! - buchnął nagle Woronow, stając przy kanapie, jednak wyglądało na to, że nie patrzył już na kota, tylko na coś, czego reszta nie widziała, a co było między kanapą, a kominkiem. Rosjanin zamarł w bezruchu, tymczasem kot zeskoczył z kanapy i również zniknął wszystkim z widoku. Nina wzdrygnęła się i podeszła do przodu. Zaraz również zamarła w bezruchu.

Prasert zastygł już teraz. Bał się. Okropnie przestraszył się, być może za wcześnie i za bardzo. Nie chciał ruszyć do przodu i zobaczyć tego, co widzieli Alexiei i Nina. Obawiał się, że leżały tam zwłoki Sunan, choć nie miał pojęcia, kto mógłby ją znaleźć i zabić na takim zadupiu… Oby to nie była prawda… Drzwi do rezydencji były otwarte. To wszystko składało się na jeden ogromny znak ostrzegawczy, ale wcześniej Privat tego nie dostrzegł. Chyba założył, że przejście zostało tak pozostawione, bo Sunan myła podłogi i chciała, żeby szybciej wyschły. A co, jeżeli to morderca szybko wybiegł, nie zamykając za sobą drzwi? Zaczęło mu się zbierać na łzy, choć jeszcze nie miał podstaw ku nim. Bał się dowiedzieć, co zobaczyła ta dwójka, jednak nie mógł też pozostać. Nawet miał problemy z mówieniem. Jak gdyby głos w jego gardle zastygł, bo wypełniała je ogromna, bezkształtna, galaretowata masa trwogi.
- Co… - wydusił z siebie słabo. - Co…
Nagle przyszła mu do głowy pewna myśl i zerwał się biegiem do saloniku myśliwskiego.
Pierwsze co dostrzegł to rudy kot.
Siedział przed kominkiem. Patrzył prosto na trójkę, która już podeszła bliżej. Wlepiał w nich wielkie, czarne oczy. W pomieszczeniu panował półmrok, bowiem jedyne okno znajdowało się tuż przy samych drzwiach wejściowych. W tym bladym świetle, w ślepiach zwierzęcia zebrani widzieli mroczne cienie swoich sylwetek. Jego mordka nie wyrażała żadnych emocji. Znów nie poruszał się, zupełnie tak, jakby zmienił się w pluszową maskotkę…
A tuż przed jego łapkami leżała Sunan.
Jedną rękę miała bezwładnie ułożoną nad głową, a drugą na brzuchu. Jej ciemna koszulka przesiąknięta była szkarłatną cieczą, ta spoczywała również na posadzce wokół niej. Jej włosy były rozrzucone wokół jej głowy. Jej usta lekko rozchylone. Kompletnie nie poruszała się…

Prasert znowu zastygł w bezruchu. Jego najgorsze obawy spełniły się. Dlaczego musiał mieć rację?! Poczuł nienawiść do siebie, jakby był po części odpowiedzialny za to, co się stało… tylko dlatego, bo pomyślał o tym. Poczuł pieczenie oczu. Wpierw były suche, bo nie mógł nimi nawet mrugnąć. Ale wtem potok łez wylał się z nich. Privat nie zaczerwienił się, nie drżał, nie krzyczał… Przypominał idealnie wyrzeźbioną imitację człowieka. Jedynym znakiem jego prawdziwości były dwa mokre szlaki ciągnące się przez policzki. Jako brat powinien pewnie poczuć złość, prawy gniew i chęć odnalezienia zabójcy oraz wymierzenia mu sprawiedliwości. Ale on opadł ze wszelkich sił. Zanurkował w jednej, bezdennej studni rozpaczy, która ciągnęła się w dół i w dół… Zdawało się, że bez końca. A on w swym pędzie przyspieszał.

Ciemna, szkarłatna ciecz… co najgorsze… była wyschnięta. Skrzepła. A więc to nie wydarzyło się tuż przed chwilą, pogotowie nie mogło pomóc Sunan, nawet gdyby szpital znajdował się za najbliższym rogiem. Chyba nagłe uświadomienie sobie tego najbardziej uderzyło w Praserta. Zrobił kilka niepewnych kroków do przodu. Czuł się, jak gdyby był pijany. Opadł na kolana. Patrzył na jedną rękę ułożoną nad głową, drugą na brzuchu. Na lekko rozchylone usta. Długie, piękne włosy przyzdobiły podłogę niczym kolejne trofeum w tym saloniku myśliwskim. Privat pokręcił głową i nachylił się, żeby dotknąć Sunan. Może tylko spała… może to tylko mocny sen… Znajdowali się w domu eskapisty, pewnie były tu różne sceniczne akcesoria, jak sztuczna krew… Co za okropne, bestialskie poczucie humoru… Prasert już prawie czuł ciepło ciała Sunan, choć jego palce wciąż przybliżały się do nieruchomego ciała. Zaraz wszyscy będą się śmiać, głównie z niego, że dał się nabrać. Jego łzy skapywały poza szczękę i waliły o szkarłatne ubrania siostry niczym grad.
Był na tyle pochylony, że kilka kolejnych łez opadło jej na szyję i na policzek. Dodatkowo, Prasert wreszcie zdołał dotknąć jej ręki…
Była ciepła.
Co więcej, poczuł intensywną woń wina. A gdy spojrzał w górę, na jej twarz, miała otwarte oczy i patrzyła na niego z zatroskaniem, zagubieniem i lękiem
- Cholera… Ty płaczesz? - odezwała się Sunan. Leżała w kałuży po rozlanym winie i rzeczywiście, sztucznej krwi. Uniosła się na łokciu i odwróciła wzrok gdzieś na bok, strapiona tym, że tak kompletnie rozwaliła swojego brata. Chciała go zapewne tylko głupio nastraszyć, przecież nie miała pojęcia co działo się w życiu Praserta od zeszłego popołudnia gdy się widzieli. Nie wiedziała o duchu, Wattanie, wypadku, czy czymkolwiek innym. Rozstali się w zgodzie i Sunan zajęła się swoimi sprawami. Nie wiedziała jakie tragiczne rzeczy otaczały Praserta i jak bardzo nie na miejscu był ten żart.
- Żartowałam… Ha… Bo wiesz, ta rezydencja jest taka straszna, to pomyślałam, że to będzie taki zabawny numer, zwłaszcza że miałam akcesoria… No i leżę tu tak od godziny… I nawet wytresowałam kota jakiś czas temu, żeby się ze mną bawił w ‘Umarł człowiek, a kot jest nawiedzony’... Przepraszam? - odezwała się i odchrząknęła, po czym spojrzała na resztę osób i uśmiechnęła się krzywo i przepraszająco. Wszyscy w salonie milczeli, najwyraźniej trawiąc to co nastąpiło. Pierwszy odezwał się Suttirat…
- No, ale nie można zaprzeczyć, że klimatyczny żart… - zauważył i też zamilkł. Zdawał się częściowo rozbawiony, a częściowo nadal uspokajał się po tym co myślał, że widział tak jak reszta zebranych. Nikt nie śmiał się z Praserta, przecież wszyscy się nabrali.

Privat zamachnął się i przyszpilił szyję Sunan do podłogi. Zacisnął palce, jak gdyby chciał ją udusić.
- Skoro takie ci życie niemiłe, to zaraz ci pokażę… - wymamrotał w szale. Smutek kompletnie z niego wyparował. Został w nim tylko jeden kolor. Biel. Czyste oślepienie szałem. Aż zmrużył oczy. Zamachnął się kolanem, aby wbić je w brzuch siostry. Miała kości mężczyzny, oczywiście, że to wytrzyma. Spoglądał w jej oczy z góry. Paliły się w nich czerwone ogniki. Sunan miała wszelkie prawo obawiać się go, jak gdyby był jej przyszłym mordercą. I Privat zmierzał w tym kierunku.
Sunan zakrztusiła się, łapiąc brata za nadgarstek lewej ręki. Prawą, wykonała typowy ruch ze sztuk walki, zagarnęła na skos łokciem ręce Praserta i szarpnęła, tak by jego dłonie wylądowały pod jej ramieniem i pachą, w ten sposób spychała je ze swojej szyi, zakładając najprostszą dźwignię. Jednak kolano wycelowane w żebra wydusiło z niej powietrze z jękiem bólu. To chyba ocknęło resztę, która patrzyła na tę scenę w kolejnym osłupieniu
- Prasert, kurwa, zabijesz ją! - rzucił Warun i złapał przyjaciela od tyłu, zakładając mu dźwignię na szyi i podduszając go by odciągnąć od Sunan. Pomógł też Alexiei, łapiąc go za ręce i nie dając by wyzwolił się z bloku swojej siostry. Nina patrzyła na to wszystko w milczeniu, Han tymczasem ruszył się i wyciągnął spod Privata jego siostrę, odsuwając nieco dalej na środek salonu. Sunan kaszlała i rozmasowywała gardło i brzuch, gdzie zarobiła kopa.
- No przepraszałam no… Serio… - wysapała. Naprawdę było jej przykro, ale rozumiała też złość brata, skoro aż tak nim szarpnęła.

Prasert czuł się upokorzony przez Sunan.
- Zostaw mnie, kurwa - próbował strzepnąć z siebie Waruna. - Ktoś cię prosił o interwencję? - zapytał.
Z każdym kolejnym słowem uspokajał się. Przynajmniej w tym sensie, że był w stanie znów nad sobą zapanować. Sterowniki dotyczące funkcjonowania w społeczeństwie znowu wgrywały się do jego umysłu. Ale brzuch aż go rozbolał z żaru. Z czystej, morderczej pasji. Nagle uświadomił sobie, że naprawdę byłby w stanie zabić drugiego człowieka. Czy ostatnie dni aż tak bardzo go zmieniły? A może zawsze miał to w sobie? Nawet jeśli tak, to nie czuł najmniejszych wyrzutów sumienia. Najchętniej wziąłby tego głupiego kota i rzuciłby nim w Sunan. Jeżeli potrafiła wytresować go do udawania nawiedzonego, to może i latać go nauczyła.
- Słyszysz, co do ciebie mówię?! - Prasert mówił głośno, stanowczo i z całkowitym, niezachwianym zdecydowaniem.
Suttirat szarpnął nim w tył i przewrócił go na plecy tak, by Prasert znalazł się na ziemi.
- Uspokój się. Może zamiast koncentrować się na fakcie, że poczułeś się urażony, czy zaszokowany, skup się na tym, że jednak żyje i to powód do zadowolenia. A nie zachowujesz się jak bachor z ulicy - Warunowi chyba nie spodobało się zachowanie Praserta. Już sam fakt, że zaatakował własną siostrę z zamiarem prawdopodobnego zrobienia jej krzywdy, kończąc na tym, że odezwał się do niego takim tonem, jakim nie powinien. Puścił go, ale stał nad nim i czuwał, co Prasert zamierzał za chwilę. Alexiei odsunął się, robiąc obu mężczyznom miejsce, a tymczasem Han pomógł Sunan wstać i usiąść na kanapie. Kota tymczasem już nigdzie nie było. Czmychnął.
- Mnie nazywasz bachorem? - Privat powiedział to bardzo spokojnie i cicho, patrząc prosto w oczy Waruna. Zabrzmiało to mocniej, niż gdyby krzyknął to z całych sił. Wstał i otrzepał ubrania z wyimaginowanego kurzu. Musiał czymś zająć ręce, inaczej mógłby znowu przestać nad nimi panować. - Powinieneś uaktualnić swoją definicję dziecinności - warknął już nieco bardziej niespokojny. Podniósł rękaw i wytarł nim mokrą twarz. Był głupi. Dlaczego płakał? Jak gdyby ktoś zajebał tej całej Sunan raz a dobrze, to miałby już święty spokój.
Obrócił się w jej stronę.
Warun skrzywił się.
- Nie mówię, że ten żart należał do aktów dojrzałości… - sprecyzował, ale Prasert i tak już był w trybie wycofania.
- Droga siostro, proszę poznaj Ninę, Hana i Alexieia - rzekł z zimną elegancją, wskazując dłonią kolejne osoby. - A wy poznajcie moją drogą siostrę, Sunan - wycelował czubki palców w jej stronę. - Czy zechciałabyś wskazać mi łazienkę? Chciałbym nieco odświeżyć się w niej.
Gdyby gdzieś obok był koszyczek orzechów, to głos Praserta byłby w stanie błyskawicznie rozłupać je wszystkie.
W pomieszczeniu zapanowała chwila ciszy. Sunan podniosła się z kanapy.
- Jeszcze raz przepraszam, za ten żart. Miło mi was wszystkich poznać. Proszę nie bierzcie tego do siebie, naprawdę tylko bawi mnie klimat tego miejsca… Łazienka jest w prawo, koło tej śmiesznej, nieaktywnej maszyny przepowiadającej przyszłość. Nie ma prądu, zostawiłam tam świecę, ale woda, zimna i ciepła są… - powiedziała wskazując bratu kierunek jednego z korytarzy na wysokości drzwi frontowych. Cała reszta starała się jakby nie wychylać, zapewne po to, by nie zagęszczać bardziej sytuacji, która już nastąpiła.

Prasert skinął głową.
- Ty też wybacz mi ten atak - powiedział bez wątpienia obrażonym tonem. - Nie powinienem się tak zachować. Jestem przecież gościem. Mam nadzieję, że wybaczysz mi ten drobny wyskok - rzekł, oddalając się sprężystym krokiem. Jak gdyby chciał piętami zniszczyć stare deski podłogi. Teraz pewnie Nina myślała, że zawsze płakał z byle powodu. Wystarczyło tylko umazać się winem, żeby posłać go na skraj poczytalności. Mocniej zacisnął pięści. - Warun, opowiedz, co ci się stało. Jak dobrze, że mogłeś z nami jednak przyjechać! - rzucił za siebie, aby choć trochę ulżyć sobie. Mimo że Suttirat wcale nie zasługiwał na to, żeby go wkopywał. Prasert zerknął na nieaktywną maszynę przepowiadającą przyszłość. Był ciekawy, co dokładnie Sunan miała na myśli… Nigdy nie słyszał o czymś takim, a poczuł lekkie zainteresowanie pod tą całą złością.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline