Z biura udało się uzyskać jeszcze informacje o tym jak często robione były przelewy i jakiego rzędu wielkości były to kwoty. Przelew wychodził raz na tydzień, a jego wartość wynosiła tyle co kosztował lunch dla dwojga kiedy spotykała się z Morganem. Corday starała się nie zaśmiać z tego porównania, bo zostałaby zdecydowanie źle odebrana. Nie mniej sekretarka maglowana przez Inspektor przyznała jeszcze, że częstotliwość przelewów zwiększyła się. Pierwszy miał miejsce rok wcześniej, kolejne pojawiały się raz w miesiącu i dopiero teraz się zwiększyło się to jak często pojawiały się na billingach. Wyglądało na to, że będący na stanowisku dyrektorskim Evans od dwóch lat, z czasem przestał się kryć, bo Corday już ze słów wdowy mogła wnioskować, że wcześniej też chodził na dziwki.
***
Było już dość późno kiedy wrócili na posterunek. Inspektor jeszcze na parkingu kazała Amy i Dennisowi zbierać się do domów. Sama Irya udała się do biura, prosto do gabinetu Sinclaira.
Komendant jeszcze siedział w biurze. Działo się tak gdy miał więcej wezwań, a butelka jaką trzymał w biurku nie była jeszcze pusta. W takim przypadku można go było zastać w ulubionym barze. Mimo, że Corday przypięła mu łatkę alkoholika to nigdy nie widziała go zupełnie pijanego. Dzisiaj również w takim stanie nie był.
Inspektor weszła do gabinetu bez pukania.
- Nasz dyrektor nieboszczyk to stały bywalec burdelu - odezwała się, zamykając za sobą drzwi. - Zdaje się, że jego serce było słabsze niż jego chuć.
- Miejmy nadzieję, że to wyjdzie w czasie sekcji. Wtedy mamy problem z głowy - odparł Sinclair po czym osuszył trzymaną w dłoni szklankę. - Wtedy zamiast podejrzanej o morderstwo będziemy mieli spanikowaną dziwkę, która nawiała i w sumie lepiej dla niej żeby nie została odnaleziona.
- Tak by było wygodne - odparła Irya i usiadła na krześle przed biurkiem szefa. - Do pełni raportu potrzebuję tylko odwiedzić ulubione miejsce pana dyrektora. Pisze się pan jako moje towarzystwo w "Magdalenes"?
- A co? Potrzebujesz wsparcia? - Komendant zaśmiał się. Mimo usilnych starań Corday nie była w stanie wychwycić żadnego podtekstu.
- Zawsze przyda się odrobina rozproszenia uwagi - odparła Irya, ze wzruszeniem ramion. - Z tego co już się dowiedziałam to dyrektor regularnie od roku płacił co miesiąc przelewem za usługi w "Magdalenes". A szły one bezpośrednio z kasy jego biura. Info prosto od jego sekretarki. W ostatnim czasie nawet częściej odwiedzał dziwki. Sądząc po reakcji jego żony na informacje co do okoliczności jego śmierci, Evans ma już długą historię z "Magdalenes"... Choć wdowa myślała, że z tym skończył. Czy wygląda to na motyw? - zapytała, ciekawa jego opinii.
- Motyw pasowałby do furiatki, albo takiej która chce za wszelką cenę postawić na swoim, żeby coś sobie udowodnić - odpowiedział dość trzeźwo Sinclair prostując się w fotelu. - Kobiety często kierują się emocjami, ale w przypadku Evansów wdowa była wyraźnie zdominowana przez męża. Była od niego uzależniona na wielu płaszczyznach. Może i nie była zadowolona z tego faktu, ale szczerze bym wątpił, że odważyłaby się coś z tym zrobić - wyraził swoją opinię. - No chyba, że była aż tak cwana, ale to ty już lepiej możesz ocenić po rozmowie z nią.
- Tego pewnie nie będziemy wiedzieć dopóki nie dostaniemy toksykologii - stwierdziła nie decydując o winie czy jej braku u wdowy. - To co, jedziemy? - popatrzyła na niego wyczekująco.
- Teraz? - zapytał zaskoczony Sinclair. - No dobra, zbierajmy się. - Podniósł się i podszedł do wieszaka po płaszcz.
Corday wstała i podeszła do drzwi, czekając aż Sinclair się pozbiera.
- Głowa do góry, nie zejdzie nam się długo - pocieszyła go, rozbawionym tonem.
- Biorąc pod uwagę miejsce w jakie jedziemy to chyba będzie o nas źle świadczyć - parsknął śmiechem oglądając się jeszcze czy nie zostawił czegoś w biurze.
***
Corday nie spodziewała się takiego widoku. Budynek przypominał małą dwuskrzydłową willę o dwóch piętrach. W niektórych oknach paliło się światło.Był otoczony zielenią na tyle na ile pozwalały okoliczne zabudowania. Ogrodzenie było wykonane z betonu i solidnych metalowych prętów wysokich na około dwa metry. Stanęli pod bramą. Po wylegitymowaniu się dwuskrzydłowa brama otworzyła się zdalnie i wjechali na żwirowy podjazd, na końcu którego zatrzymali samochód. Czterostopniowe schody wiodły do dużych dwuskrzydłowych przeszklonych drzwi. Z czystym sumieniem Corday mogła stwierdzić, że był to najładniejszy burdel w jakim przyszło jej postawić nogę.
Hall był przestronny. Korytarze po lewej i prawej wiodły w głąb skrzydeł. Kręte schody przy lewej ścianie prowadziły na górne piętro. Pod nogami rozłożony był gruby dywan na jaki Corday mogłaby sobie pozwolić, ale nie kupiłaby go z czysto praktycznych względów.
Kilka młodych i bardzo ładnych dziewczyn siedziało na skórzanej sofie w głębi, a czterech osiłków w garniturach stało rozstawionych przy ścianach. Wszyscy z zainteresowaniem patrzyli na nowoprzybyłych.
Na drugim piętrze, oparta o balustradę stała wysoka kobieta i patrzyła na gości. Miała długie kruczoczarne, lśniące włosy, a ubrana była w czarną satynową suknię.
Na przedramieniu zgiętej lewej ręki trzymała białego pudelka, który nijak nie pasował do tego wizerunku. Irya uniosła głowę i lekko ją przekrzywiła, przyglądając się jej z zainteresowaniem.
- Gdzie znajdziemy jakiegoś kierownika tego miejsca - rzuciła do Sinclaira.
- Tam - odparł komendant wpatrzony w postać opartą o balustradę.
- Ok. No to nie każmy jej czekać - powiedziała Irya i skinęła głową do kobiety, ruszając przodem.