Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2019, 18:49   #52
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
To sprawiło, że w Danielle się zagotowało. Rozpoznała opisy ofiar jako najbliższych swego brata i ciśnienie skoczyło jej tak… Że po prostu zemdlała, grzmotnęła na podłogę tuż koło kapitana statku.
- O w pizdę burej klaczy - mruknął Fred na to. Spojrzał na kobietę przez dłuższą chwilę i chyba dopiero po dłuższej sekundzie doszedł do wniosku, że należałoby zareagować. - John, zajmij się nią - rzekł do mężczyzny rozmawiającego z Seanem. - Ja muszę wracać na przód statku - rzekł i ruszył blokowanym korytarzem.

Tymczasem Emma w pomieszczeniu gdzie została z Dylanem wyciągnęła jedną kartkę i trzy kredki - czerwoną, niebieską i czarną, po czym zaczęła coś sobie rysować na kolanie. Znów mówiła do siebie.
- Felicia znowu chce wrócić do Tęczowej Krainy, ale Cień jej nie chce puścić. I będą się bili… Jak myślisz Dylanie, kto wygra? - zapytała brata.
- Cień - odpowiedział chłopak. - Cień ją pochwyci i zatrzyma na zawsze. Już nigdy nie zobaczy Tęczowej Krainy. To nazywa się dorastaniem, mała - mruknął.
Miał złe przeczucie. Ale to chyba normalne, kiedy słyszy się, że gdzieś w twoim otoczeniu znajduje się seryjny morderca. Czuł trochę smutku, trochę ekscytacji, ale głównie dzikie, wzbierające przerażenie, które na razie dobrze zagłuszał. Przybrało formę guli w przełyku, której nie potrafił przełknąć. Chwycił suwak pod szyją, jednak nie mógł zapiąć kurtki jeszcze bardziej. A jednak było mu tak zimno. Nawet nie wiedział kiedy usiadł bliżej Emmy i objął ją ramieniem. Chyba miał wpojone odruchy starszego brata, choć nawet tego nie zauważał. Mimo to odruchowo włączył mu się opiekuńczy tryb. Spoglądał na zacieniony otwór, który prowadził na korytarz. Najpierw zniknęła w nim Vanessa, potem Danielle, a teraz jego ojciec. Z jakiegoś powodu łuk skojarzył mu się z otwartą paszczą bestii, która pożerała kolejne ofiary. Co za paskudne porównanie. Potrząsnął głową, jak gdyby chciał tą myśl wyrzucić w ten sposób z głowy.
- Jesteś głupi. Felicia jest silniejsza niż Cień… Wolę, żeby ciebie zjadł, za gadanie takich rzeczy. O - powiedziała mała Emma. Po czym zrobiła niby zęby składając dwie dłonie jedną z góry, drugą z dołu, zamykając i otwierając je.
- Niam, niam, niam, niam, niam! Niam, niam! - zbliżyła rce do brata i ‘gryzła go’ nimi w ramię, którym ją objął. Wróciła do rysowania. Tym razem stworzyła rysunek, w którym skrzydlaty konik z rogiem, którego Dylan rozpoznawał już jako Felicię, atakował czarny Cień w brzuch, i ten krwawił.
Chłopak mimowolnie uśmiechnął się.
- Bo dobro zawsze zwycięża - rzekł.
Tak długo, aż przestaje być dobrem i staje się złem. Gdzie usłyszał coś podobnego? To było chyba w jakimś filmie o superbohaterach. “Lepiej umrzeć jako bohater, czy żyć wystarczająco długo, aby stać się czarnym charakterem.” Nie miał pewności, ale to pewnie było z Czarnego Rycerza. Bardzo lubił ten film, chociaż nie przyznawał się, bo sądził, że Batman, Superman i inni debile to były bajki dla dzieci. Nie miały się w żaden sposób do prawdziwego świata. Dwa lata temu, kiedy Dylan miał czternaście lat, ten gruby dziwak Eustace przyniósł do szkoły broń. Zginęły trzy osoby. Gdzie wtedy podziewała się Wonder Woman? Pewnie na herbatce z Bogiem i innymi nieodpowiedzialnymi, nieodpowiadającymi na wezwania osobami. W tym wszystkim zginął przyjaciel Dylana, Mark. Skurwysyn pewnie sobie na to zasłużył, bo gnębił Eustace’a, ale… mimo wszystko… Chłopak pokręcił głową na samo wspomnienie. Tamtego dnia miał złe przeczucie, ale to, co teraz przeżywał, było kompletnie nieporównywalne. Myślał, że zaraz zrzyga się, zesra i kto wie, co jeszcze.
- Wszystko w porządku? - zapytał siostrę, niewiele myśląc. Pytanie kołatało się w jego umyśle, choć był tego nie do końca świadomy. Uciekło przez usta, zanim zdążył je zatrzymać. Nie chciał, aby zdenerwowało Emmę. Przecież dziewczynka i tak nie potrafiła na nie odpowiedzieć.
- Nie. Nie dostałam jeszcze żadnych prezentów… Mama zawsze pamiętała, że urodziłam się o siedemnastej, a jest już dawno po… - oznajmiła samolubnie mała Emma. W tonie jej głosu pojawiła się smutna nuta, podszyta jeszcze czymś bardziej nieprzyjemnym i niemiłym. Kolorowała dalej swój rysunek.
- Felicia zawsze wygrywa… Ale Cień jest zawsze głodny i zły… No i wraca - dodała poważnym tonem i zerknęła na brata.
- A u ciebie wszystko w porządku? Nie podoba ci się Alaska - zauważyła nie była całkiem odrealniona od świata.
- Nie - chłopak odpowiedział błyskawicznie. - Bez moich przyjaciół i dziewczyny mam tylko was. Pięćdziesięcioletnią kobietę, z którą mogę jedynie wypić herbatę. Jest też Vanessa, która jest dla mnie zbyt trudna. W sumie mamy taką umową, że nie mieszamy się nawzajem w swoje własne sprawy i pod tym względem jest bardzo dobrą siostrą. Jesteś ty, słodki, mały troll - rzekł i pociągnął ją lekko za ucho. Wręcz pieszczotliwie. - Jest też ojciec i jego… chłopak - dokończył tak uprzejmie, jak tylko mógł. - Mógłby być jego synem, gdyby bardzo postarał się - mruknął cicho. - A co ty o tym sądzisz? Tym całym gównie i Alasce i w ogóle.
Być może Emma zaskoczy go i okaże się, że w jej głowie pojawiają się jakieś myśli prócz walki Felicii z Cieniem. Sam w jej wieku był bardzo dojrzały, ale chyba nigdy nie był tak naprawdę dzieckiem.
- Myślę, że mi się to wszystko nie podoba. Wolałabym mieszkać w Tęczowej Krainie z Felicią - oznajmiła i tak jak pierwsze zdanie brzmiało dokładnie tak, jakby Emma doskonale wiedziała wszystko o wszystkim, drugie znów było kompletnie oderwane od rzeczywistości. Jednak czy na pewno? Dziewczynka więcej już nic nie powiedziała. Wzięła drugą kartkę i zaczęła rysować cień, który wyciągał łapy w stronę obserwatora obrazka.
- Boisz się czegoś Dylanie? - zapytała nagle.
Chłopak parsknął.
- Starsi bracia niczego się nie boją - odpowiedział. - Nie bądź głupim dzieckiem - smagnął ją delikatnie palcem wskazującym po nosie.
Oczywiście nie mówił prawdy. Dylan bał się wszystkiego i to cały czas. Nawet nie potrafił wymienić tych wszystkich rzeczy. Jednak dusił to sobie i to z całkiem dobrymi rezultatami.

Drgnął, kiedy w pomieszczeniu zapanowało prawdziwe poruszenie. Pojawili się policjanci. Chyba widok ich mundurów naprawdę podziałał na psychikę tutejszych pasażerów, bo wybuchła mała panika. Jak gdyby nie pojawiły się osoby łapiące morderców, lecz właśnie zabójcy. Być może obecność gliniarzy sprawiła, że ludzie uzmysłowili sobie, że to naprawdę nie są żarty.
- Proszę opuścić pomieszczenie. Wszyscy - rzekł policjant.
Nie trzeba było powtarzać. Wnet zdecydowana większość pasażerów zniknęła. Chyba mieli być przechwyceni i przesłuchiwani przez siły na wybrzeżu. Dylan i Emma nie poruszyli się jednak. Jeden z policjantów podszedł do nich.
- O co chodzi? No dalej, wynocha stąd.
Dylan spojrzał na niego z niedowierzaniem. Kto w ten sposób mówił dzieci. On już był co prawda dojrzały, ale Emma miała dziesięć lat.
- Nasi opiekunowie… tata, ciotka i tak dalej zostali. Nie wyjdziemy bez nich - odparł Dylan.
- Spotkacie ich na zewnątrz. Pewnie już tam są.
Chłopak spojrzał na Emmę. Wahał się, co uczynić.
Dziewczynka popatrzyła na policjanta, który był niemiły. Wyglądała jakby rzucała jakieś klątwy w świecie czarów i fantazji, ale zaraz spakowała swoje rzeczy do plecaczka.
- Skoro pan mówi, że tam są, to może poczekamy na nich na brzegu? - zaproponowała.
- Masz telefon przecież, możemy zadzwonić do taty - przypomniała bratu.
- Weźmy torbę Vanessy i słuchawki… I gazetę cioci i torbę taty i Carlosa… No i chodźmy - dodała jeszcze. Zaskakująco rozsądnie jak na siebie.
- Na brzegu może spotkamy Felicię. - uzupełniła cała wypowiedź i uśmiechnęła się miło do brata, traktując teraz policjanta jak pyłek kurzu, na który nie warto było patrzeć.
- No dobra - mruknął Dylan i zebrał wszystkie bagaże. Argument o telefonie przekonał go. Chyba jakoś podświadomie założył, że tutaj nie było zasięgu, no bo przecież znaleźli się na końcu świata.

Kilka minut potem przeszli przez kładkę i znaleźli się na brzegu. Ten był zapełniony ludźmi. Było tak głośno, że chłopaka aż bolała głowa. Ich walizki były na statku. Rozglądał się w poszukiwaniu kogokolwiek z rodziny, jednak była tylko Emma.
- Trzymaj mocno moją dłoń. Jak się zgubisz, to porwie cię Cień, a nie jesteś silna jak Felicia - rzekł. Miał nadzieję, że dziewczynka zrozumie. Dalej się rozglądał. Jednak nie spostrzegł ani ojca, ani tego Carlosa, ani ciotki. Ustawili się w kolejce. Policjanci legitymowali ludzi. Zadawali standardowe pytania i kazali stawić się na komendzie. Na Dylana i Emmę tylko machnęli ręką i przepuścili ich. Rzeczywiście rodzeństwo nie wyglądało na seryjnych zabójców.

Chłopak dzwonił, ale nikt nie odbierał. Oczywiście niepokoiło go to. Zwłaszcza, że może trochę za dużo grał w Angry Birds i bateria była na wyczerpaniu.
- Jesteś głodna, mała? - zapytał ją. Spostrzegł molo. Ruszył w jego kierunku. Uznał, że na nim zaczekają. Nie było na nim żadnych ludzi, więc nic im nie groziło ze strony nieznajomych. A było całkiem blisko Aurory i znajdowało się na nim dużo ławek.
Emma rozejrzała się.
- Tak. Chcę frytki… - oznajmiła. Miała bardzo bystre oko, bo tuż niedaleko znajdowało się małe stoisko na którym sprzedawano popcorn, kukurydzę na patyku, hotdogi i… oczywiście frytki. Nie wiadomo co było czujniejsze, nos czy wzrok małej Emmy. Cokolwiek to było, obrało cel, a Dylan skazał się na zakup, zadając owe pytanie.
- Oby przyjmowali dolary - mruknął pod nosem. Tak właściwie miał wrażenie, że znalazł się w Korei Północnej, a nie na dobrej, amerykańskiej glebie. Czuł się tu jak turysta w egzotycznym zakątku, gdzie nikt nawet nie zna angielskiego. Podszedł z Emmą, cały trzymając ją za rękę. Po pierwsze, zabiliby go, gdyby mu zginęła. Po drugie, nie chciał, aby stało jej się coś złego. Może irytowało go to, że wszyscy ją kochali, ale… no właśnie, wszyscy. Czyli on też.

Wnet skierowali na molo bogatsi o dwa hotdogi z prażoną cebulką i kiszonymi ogórkami. Szli, jedząc. Dylan patrzył na Aurorę na molo, ale dziewczynka była na to zbyt niska. Barierka jej przeszkadzała.

- Cholera - mruknął chłopak.
Wszystkie ławki były brudne od odchodów mew. Dosłownie każda. To było obrzydliwe. Szli dalej, aż doszli do samego końca mola. O dziwo nie było tutaj tak zimno. Wiatr na moment przestał wiać. Morze też wydawało się całkiem spokojne. Usiedli na drewnianych deskach tuż na skraju.
- Odsuń się od krawędzi - rzekł. - Żebyś mi broń boże nie spadła do morza - mruknął. Mimowolnie zaczął machać nogami. Spojrzał w przestrzeń pod stopami. To było dobre dziesięć metrów. Może sam też powinien przejść dalej. Jednak było tak spokojnie i nawet w miarę przyjemnie. Wyciągnął telefon, aby znów skontaktować się z Seanem lub Danielle. Nie miał telefonu Carlosa. Nie dlatego, bo ten nie chciał mu go dać.
- I co, smaczne? - zapytał siostrę.
Chociaż Emma poprosiła brata o frytki wcale nie była niezadowolona, że dał jej hotdoga. Jadła go nie marudząc i rozglądała się po wodzie. Zerknęła na Aurorę i ludzi kłębiących się w pobliżu. Szukała wzrokiem ojca i cioci, a także Vanessy i Carlosa.
- Smaczne - stwierdziła, trzymając się dobre cztery metry od brzegu molo. Nie lubiła wysokości, a ciemna woda zdawała jej się nieco zbyt straszna. Poprawiła czapkę z puchatym pomponem na głowie i powoli konsumowała swoją przekąskę.
- Chodźmy stąd, tu mi się nie podoba - oznajmiła bratu po chwili. Wolała być bliżej statku, tam łatwiej będzie zobaczyć rodzinę.
Dziewczynka jeszcze raz spojrzała w stronę statku. Jej złe przeczucia pogłębiły się. Zupełnie, jak gdyby miał zaraz wybuchnąć. Widziała to na jednym filmie. Czerwone kłęby ognia trysnęły do nieba, a odłamki metalu fruwały wokoło niczym woda wypluwana z fontanny. Jednak było spokojnie.
- Dylan? - powtórzyła, kiedy jej brat nic nie odpowiedział.
Chłopak wpatrywał się w wodę. Zmarszczył brwi, zastygnął w bezruchu. Wnet podniósł drżącą rękę i wskazał coś palcem. Emma spojrzała w tamtą stronę. Wpierw nie wiedziała, na co patrzy. Czy to był jakiś błyszczący, drogocenny kamień? Wyglądał jak coś z wystawy dobrego sklepu jubilerskiego. Potem… uzmysłowiła sobie, że to nie jest szafirowa emalia, tylko łuski. A dwa, czarne opale… to były ślepia…


Dziewczynka popatrzyła na istotę
- O… O… Co to? To przyjaciel Felici? - zapytała zaskoczona. Chyba nie potrafiła oddzielić rzeczywistości od fantazji. Ile razy wydawało jej się, że widziała latające konie tak naprawdę? Zapewne właśnie dlatego nie potrafiła rozpoznać prawdziwego, bardzo groźnego zagrożenia, jakim było to coś w wodzie. Nie podeszła jednak, dalej obserwowała stworzenie stojąc nieco dalej na molo.
- Dylan chcesz tu zostać? - zapytała brata. Miło, że poznali mieszkańca Tęczowej Krainy, ale nie chciała zgubić się z tatą i resztą.
Chłopak pokręcił głową. Wycofał się. Co to do cholery było? Głowa zanurzyła się w wodzie, a Dylan zaczął błyskawicznie sobie wyjaśniać, że to było jakieś chore przywidzenie. Może jakiś dzieciak wyrzucił maskę stanowiącą część przebrania na Halloween. To pewnie było to. Ale napędziło mu stracha. Niech skurwiela trafi szlag. Tego, kto wrzucił to do wody. Pospiesznie wstał i ruszył w stronę siostry.
- Nie, nie chcę - rzekł. - Zabierajmy się stąd.
Emma spostrzegła, że mieszkaniec Tęczowej Krainy złapał się brzegu mola i podciągnął. Zrobił to bezszelestnie. Dylan nie mógł tego usłyszeć. Ani zobaczyć, bo szedł w jej stronę i istota była za jego plecami. Miała więcej, niż dwa metry. Bardzo smukła i potężnie zbudowana. Klatka piersiowa była taka duża, że gdyby Emma skuliłaby się, mogłaby się w niej zmieścić. Długie pazury oceniła na bardzo ładne. Miały dobre dwadzieścia centymetrów i opalizowały jak kamienie księżycowe.
Emma podniosła rękę i wskazała na istotę za Dylanem.
- Stoi za tobą… - powiedziała obojętnym tonem obserwując dużymi, jasnoniebieskimi niczym lazurowa woda, oczami. Istota, która wyszła z wody była bardzo duża, tak jak postacie z jej bajek i fantazji. Emma zmięła papierek po hotdogu i wepchnęła go do kieszeni. Nie odrywała wzroku od niesamowitego stworzenia.
Dylan zmarszczył brwi i spojrzał na nią, nie rozumiejąc, co ma na myśli. Przecież nikt nie mógł za nim stać. Raczej zauważyłby to.
- Nie bądź dzieckiem… - zaśmiał się, choć poczuł ukłucie niepokoju. Zaczął obracać się, aby udowodnić jej, że niczego takiego nie ma. To chyba dobrze, że Emma miała taką cudowną wyobraźnie, ale nie, kiedy zaczynała widzieć rzeczy, których nie było. To chyba nazywało się schizofrenią.

Wstrzymał oddech, kiedy poczuł na swoim podbródku zimną, oślizgłą dłoń. Szarpnęła jego głową tak, że musiał spojrzeć w oczy istoty. Nie spostrzegł w nich życia. Jedynie dwie, czarne studnie bez dna. Ziejąca pustka. Czarne dziury, które pochłaniały wszystko, nawet światło. Otworzył usta, ale nie był w stanie nic powiedzieć. Zresztą co takiego mógł rzec? Nie czyń mi krzywdy? Czym jesteś? Odejdź? Istota, która stała przed nim, nie znała angielskiego. Jedyny język, jakim posługiwała, posiadał tylko jedno słowo. I było nim śmierć.

Poczuł, że długie pazury zaczynają się wpijać w jego policzki. Były ostre niczym diamentowe ostrza. Przecięły jego skórę, jakby był miękkim masłem. Krew polała się strużkami po jego twarzy. Była taka ciepła. Szczypała go. Poczuł, że zbiera się na krawędzi jego szczęki i kapie w dół. Istota nie przestawała patrzeć w jego oczy. Dylan czuł dziwny spokój. Jak gdyby jego ciało już zaakceptowało śmierć i wysyłało jedynie neuroprzekaźniki, mające uśmierzyć jego cierpienie i panikę. Jak litościwie. Ręka zaciskała się. Wnet rozległ się głośny chrzęst kości, kiedy jego twarzoczaszka zaczęła pękać. Potem nie czuł już nic. Jego głowa przypominała już tylko zgnieconego pomidora. Wnet stwór puścił go i młody Walker bez życia padł na deski mola. Właśnie tak umarł.
Emma patrzyła to na Dylana, to na istotę
- Nie! Nie zabijaj Dylana, on jest fajny! - próbowała zatrzymać stworzenie, ale jednak, nie dało się. Jej starszy brat upadł, a ona odwróciła się i z krzykiem zaczęła biec w stronę brzegu
- Felicia! FELICIA! - wydzierała się, żeby jej wyimaginowana przyjaciółka z Tęczowej Krainy wreszcie przybyła i odpędziła tego dziwnego przyjaciela Cienia.
Ale Felicii nie było. Podobnie jak Batmana, Supermana, Wonder Woman.
I Boga.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline