Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2019, 18:50   #53
Ombrose
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
***

Danielle obudziła się na ławeczce. Dopiero po kilkunastu sekundach uświadomiła sobie gdzie jest. Na pokładzie statku Aurora. Patrzyła w metalowy sufit, pomalowany białą farbą, która lekko odłaziła. Kobietę strasznie bolała głowa, a zaczęła jeszcze bardziej, kiedy uświadomiła sobie powód swojego omdlenia. W oczach zebrały jej się łzy. Spróbowała powoli usiąść, ale aż jej się zakręciło w głowie i zrobiło ciemno przed oczami. Złapała się dłonią za skroń.

Znajdowała się na korytarzu, w którym straciła przytomność. Sean, jej brat, kucał obok niej.
- Dzięki bogu. Przestraszyłem się, że coś ci się stało - rzekł, po czym wstał i szedł tam i z powrotem. - Kazali mi tutaj poczekać - mruknął. - Ale długo nie wracają. Bo mieli przynieść jakieś sole trzeźwiące - pokręcił głową.
Danielle usiadła z pomocą Seana. Byli sami, nie licząc mężczyzny stojącego w drzwiach do łazienki. Jednak w środku było dużo więcej ludzi. Słyszała dźwięk robienie aparatów. To musiała być policja… fotografująca miejsce zbrodni.
- Nikt nie chce mi nic powiedzieć. Na szczęście wpadłem na jednego policjanta, który powiedział, że widział dzieci odpowiadające rysopisowi Dylana i Emmy. Są bezpieczni na brzegu, dzięki bogu - westchnął z ulgą. - Nie widział Vanessy, ale musi być z nimi.
Danielle wzdrygnęła się i złapała brata za ramię.
- Podsłuchałam jak kapitan rozmawiał z policją i ponoć znaleziono ciało latynosa około trzydziestu, czterdziestu lat, a także licealistki… - powiedziała poważnym tonem. Łatwo było wywnioskować o czym pomyślała, zwłaszcza po tym jaką minę miała. Danny była blada jak ściana. Spróbowała się przekręcić i usiąść.
- Jacy biedni ludzie - Sean pokręcił głową. Albo był tak głupi, co raczej kłóciło się z tym, jakie sukcesy odnosił w pracy… Albo tak dobrze wypierał z głowy negatywne, straszne myśli.
- Nie możemy tu siedzieć w nieskończoność. Nie mogą nas tu przecież przetrzymywać wbrew naszej woli. Twoje dzieci są niepełnoletnie, a bez opieki na brzegu wcale nie muszą być bezpieczne. To ty tu jesteś prawnikiem, weź nas stąd Sean - powiedziała poważnym tonem, chyba gotowa sama zacząć słowną przepychankę z policją. Jego siostra zawsze była w gorącej wodzie kąpana.
- Czekaj, nikt nas nie przetrzymuje. Po prostu czekałem, aż odzyskasz przytomność - rzekł. - Poza tym… Carlos nie odbiera telefonu. Może ktoś mu go podwędził, kiedy wszyscy uciekali ze statku. Ludzie nie mają za grosz przyzwoitości - westchnął, kręcąc głową. - Powiedz mi lepiej, jak się czujesz - rzekł. - Jesteś w stanie stać i pójść. Przyniósłbym ci wody, ale nie wiem skąd… Barek jest oczywiście zamknięty.
Danielle westchnęła.
- No dobrze, to weźmy tylko nasze rzeczy i chodźmy stąd - poprosiła brata i podniosła się. Ruszyła pierwsza do pomieszczenia, w którym wcześniej przebywali…

- Sean… Nasze rzeczy…. Zniknęły! - oznajmiła niedowierzając. Zaraz jednak się uspokoiła.
- Może dzieciaki je zabrały? - zaproponowała pozytywne rozwiązanie.
- Tak, to na pewno to. Dzieci je wzięły. Dobre maluchy. Chodźmy - poprosiła brata i poczekała, aż dołączy do niej w drodze na zewnątrz i na mostek, prowadzący ze statku. Nie chciała już na nim być, przysporzył jej wystarczająco stresu.

W tym czasie Sean, usłyszał specyficzny… Bardzo charakterystyczny głos… Płakał i krzyczał, ale zdecydowanie należał do Emmy…
Mężczyzna zastygł w bezruchu. To najgorszy dźwięk, jaki może słyszeć ojciec kochający swoje dzieci. Spojrzał na Danielle, jak gdyby kobieta mogła mu wyjaśnić, o co chodzi, korzystając z jakiejś kobiecej telepatii.
- Gdzie to… skąd to dochodzi?
Przystanął na mostku i rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu blond czupryny Emmy. O ile nie martwił się w ogóle o rzeczy, które pozostawili w bistro i które zniknęły… to wręcz przeciwnie, jeśli chodziło o jego bliskich. Wszyscy wymknęli mu się z rąk. Najpierw Carlos… po co zostawił go tam przy tym pieprzonym relingu? Potem zniknęła Vanessa, następnie w całym zamieszaniu stracił z oczu Dylana i Emmę… Przynajmniej Danielle była cały czas przy nim. Obecność starszej siostry dodawała mu otuchy, choć ta była nieprzytomna przez większość czasu, a teraz chyba wcale nie czuła się idealnie.
Carter przystanęła i również nasłuchiwała. Jej wzrok przesunął się zaraz po ludziach na brzegu, część też słyszała ten hałas i patrzyli gdzieś na bok, w stronę molo. Ona również tam spojrzała. Podniosła dłoń.
- Tam… - powiedziała. Sean dostrzegł pędzącą ponad balustradką molo czerwoną czapeczkę z żółtym pomponem, która ewidentnie należała do jego córki. Była już niemal przy samym brzegu, na granicy potknęła się i krzyk umilkł, kiedy najwyraźniej zapowietrzyła się z bólu i szoku. Mężczyzną zawładną impuls.
Nie wiedział nawet kiedy wyminął Danielle i zaczął biec w dół po schodkach mostku, a potem wzdłuż brzegu do córki…

Emma leżała i była ubrudzona błotem, na które upadła. Była zapłakana i zdecydowanie w szoku, ale nic jej nie było poza tym. Kiedy Sean do niej dopadł, najpierw zaczęła machać rękami, jakby bała się, że chce zrobić jej krzywdę, a potem rozpoznała, że to tata i rozpłakała się jeszcze bardziej, wtulając się w niego mocno, niemal włażąc na niego jak przerażona małpka. Schowała twarz w jego ramieniu i płakała dalej.
- Już w porządku - rzekł Sean miłym i spokojnym głosem. To była popisowa gra aktorska, bo wcale nie czuł opanowania. Obawiał się, że coś stało się komuś z jego rodziny. To było pewnie irracjonalne i na wyrost, jednak doszedł do wniosku, że nie uspokoi się, póki nie zobaczy wszystkich całych i zdrowych. - Już jest tatuś - złapał ją bardzo mocno i pocałował w czoło. - Zgubiłaś się, skarbie? Nie martw się, wszystko w porządku - powtórzył. - Powiedz mi, gdzie jest twój braciszek i siostrzyczka - rzekł. - Głuptasie, nie płacz już. Masz buzię usmarowaną keczupem. Co takiego jadłaś…? - zapytał i potarł kciukiem kącik ust. Był ciekawy, co takiego jadła, choć nie była to bynajmniej najważniejsza sprawa tego dnia. Obejrzał się w stronę Danielle, czy kobieta idzie w ich stronę, czy może zatrzymała się.
Blondynka już zeszła z mostku i ruszyła w ich stronę tak szybko, na ile pozwalały jej buty na obcasie, które miała na nogach. Wyglądała na zdenerwowaną i zaniepokojoną, tymczasem Emma wcale nie robiła się spokojniejsza.
- Potwór zabił Dylana! Potwór zabił Dylana na molo! Felicia go nie uratowała! - dziewczynka była tak potwornie wstrząśnięta, że nawet nie zdołała odpowiedzieć mu na pytanie co takiego jadła. Danielle w tym czasie dotarła do nich, ledwo łapiąc oddech.
- Co się… stało? - zapytała. Tymczasem Sean spojrzał w górę. W stronę molo z którego przybiegła Emma, a na brzegu którego teraz się znajdowali… I chyba oczy go mamiły… Bo to co dziewczynka mówiła nie mogło być prawdą, a on by przysiągł, że widział ciemny kształt leżący na ziemi, tam w oddali, przy samym końcu pomostu.

Czuł, że krew odpływa z jego twarzy. A może w ogóle z całego jego ciała. Jak gdyby był napompowanym balonem, w którego ktoś wcisnął igłę. Uszło z niego całe powietrze. Wpierw chciał napomnieć Emmę, aby nie mówiła takich strasznych rzeczy o swoim starszym bracie. Ale kiedy spostrzegł ciemny kształt…
- Zaopiekuj się nią - rzucił do Danielle, po czym zerwał się do biegu. Musiał znaleźć się na tym molo tak szybko, jak to tylko możliwe. I uspokoić się.
“Ty stary debilu, ogarnij się”, pomyślał do siebie. “Zaczynasz panikować jak stara baba. Wszystko jest w porządku… Wszystko naprawdę jest w porządku… To tylko jakiś cień. Na pewno.”
Z jakiegoś powodu czuł się tak, jak gdyby miał się zaraz rozpłakać. Nie wiedział tylko dlaczego, skoro wszystko było w porządku.
Danielle wzięła od niego Emmę i przytuliła ją do siebie. Odprowadziła ją nieco na bok do ławeczki. Wyciągnęła telefon, który zaczął wydzwaniać i stojąc przy ławce odebrała…

Tymczasem Sean zbliżał się do końca molo i już od kilku kroków rozpoznawał garderobę swojego syna. Kurtkę, którą miał na sobie, oraz spodnie… Ciało chłopaka leżało w kałuży krwi… A na deskach molo widać było odciski czegoś, co przypominało łapy z płetwami. Prowadzące od kałuży czerwonego płynu, aż na brzeg molo. Cokolwiek tu się stało… Ktokolwiek zabił jego syna, wrócił do wody… Kto to był? Seryjny morderca nurek? Czy może tak jak powiedziała Emma - potwór? Mężczyzna nie widział głowy Dylana, ale zauważył, że coś było z jej kształtem nie tak i pojął, że musiała chyba zostać zmiażdżona… I raczej mała Emma nie mogła mieć z tym nic wspólnego, bo fizycznie było to niemożliwe… Mężczyzna nie umiał sobie poradzić z całą tą sytuacją… Opadł na kolana.

Emma siedziała na ławce i dygotała. Danielle odeszła kilka kroków i rozmawiała, jak dziewczynka dosłyszała, ze swoją przyjaciółką, o tym całym zamęcie z Aurorą. Dziewczynka wyjęła z torby misia i przytuliła się do niego mocno, zamykając oczy i modląc się i prosząc wszystko co święte i wszystko co fikcyjne i nieprawdziwe o pomoc. Bo bała się, że ten potwór zabije i resztę jej rodziny.

Danielle robiła kilka kroków w lewo i kilka w prawo…
- Nie wiem Kate, po prostu nie wiem. Nie mogę długo rozmawiać, bo tu się dzieje jakiś straszny bałagan… - kątem oka dostrzegła jakiś ruch kawałek dalej wśród drzew parku. Spojrzała uważnie w tamtą stronę i dostrzegła… Vanessę. Dziewczyna szła ścieżką i kopała coś na ziemi.
- Vanesso! - zawołała Danielle. Ruszyła w jej stronę
- Poczekaj Emmo, tam jest twoja siostra! - rzuciła przez ramię i rozłączyła rozmowę telefoniczną.
Ruszyła szybkim tempem w tamtą stronę. Vanessa pewnie miała na głowie słuchawki i nic nie słyszała. Danielle patrzyła pod nogi, próbując nie potknąć się o żaden korzeń. Kiedy znów podniosła wzrok. Vanessy już nie było. Ścieżka była całkowicie pusta. Delikatna, ciemna mgła przesunęła się po ziemi… Chwileczkę, mgła? Było na nią za zimno. Carter rozejrzała się, po czym odwróciła chcąc wrócić czym prędzej do Emmy. Nikogo tu nie było, wszyscy stali przy brzegu i obserwowali Aurorę i radiowozy. Blondynka już ruszyła z powrotem, kiedy zza jednego z większych drzew wyszła postać. Ta sama postać, którą widziała Emma z Dylanem. Danielle odjęło mowę. Otworzyła szeroko usta, chcąc krzyknąć, ale chwilę później stworzenie wcisnęło jej łapę do ust i wyrwało język, siekąc go pazurami. Drugą łapą chwyciło za jej szyję i połamało kręgi, po prostu zaciskając łapę…
Danielle zginęła na miejscu. Emma tymczasem niczego nie widziała, drzewa i krzewy zasłaniały jej widok, ale zaczęła się martwić o ciocię. Podniosła się, lecz dostrzegła tylko potwora i znów zaczęła krzyczeć.

Tymczasem Sean przykucnął przy ciele swojego syna. Złapał go za kurtkę. Łzy lały się po jego policzkach. Nie ma na świecie większego bólu, niż ten odczuwany przy stracie dziecka. Jednak jeśli zginie w sposób tragiczny, a na dodatek zobaczysz jego zmasakrowane zwłoki…
- Nie, nie, nie… nie… - Sean kręcił głową. - Dylanie… - zwiesił ją. Nie miał już siły na nic. Miał wrażenie, że wraz ze śmiercią chłopaka on też zginął. Przynajmniej w jakimś znaczeniu, do jakiegoś stopnia. Pierwszy raz w życiu poczuł, że serce naprawdę może rozboleć. Nawet kiedy rozstawał się z żoną, nie przeżył nic choć trochę podobnego. Teraz serce pękło mu na pół i jego odłamki rozjarzyły się do czerwoności. Wypalały mu dziurę w piersi.
- Mój dobry, kochany chłopcze… - wymamrotał, głaszcząc go delikatnie. - Kto ci to zrobił… Kto ci to zrobił…
To on powinien umrzeć, nie Dylan. Chłopak był młody, całe życie przed nim czekało. Sean z chęcią oddałby życie, żeby tylko cofnąć czas i uniknąć tego wszystkiego.
Tylko jedno mogło odwrócić jego uwagę od syna. Był to krzyk córki. I ten rozbrzmiewał po raz kolejny.
- Wrócę po ciebie - obiecał Dylanowi i zerwał się do biegu, chcąc jak najszybciej dołączyć do Emmy.
Dziewczynka tymczasem zerwała się do biegu do taty. Miała szeroko rozwarte ręce, chcąc odnaleźć przy nim ratunek. Skoro nie pojawił się żaden superbohater, a Felicia była czymś zajęta, nie zostało jej nic, tylko szukać ratunku u ojca. Nielogiczne, ale jakże proste w swym psychologicznym mechanizmie. Wpadła w jego ramiona i bełkotała coś o Danielle i potworze.
- Co się stało? - Sean zapytał. - Uspokój się… wiem, że to trudne.
Trzęsły mu się nogi, jakby był osiemdziesięcioletnim staruszkiem z Parkinsonem. Obawiał się, że dziewczynka to zauważy… Musiałaby być tak właściwie ślepa, aby przeoczyć stan, w jakim się znajdował. Cała jego twarz była mokra od łez. Jak mógł udawać, że jest silnym ojcem, który ma wszystko pod kontrolą, kiedy nie miał wpływu na nic? Jak miał pocieszyć Emmę, gdy sam był na granicy załamania? A może już ją przekroczył.
- Gdzie jest Danielle? Gdzie jest twoja ciocia? - nagle uświadomił sobie, że to, że zginął Dylan nie oznacza, że dzienna dawka tragedii została wyczerpana. Ta myśl sprawiła, że poczuł ochotę na wymiotowanie. I zwróciłby chyba cały żołądek i może jeszcze kilka innych organów.
- Potwór… Tato… tato. Potwór ją też zabił… - powiedziała rozedrganym, drżącym głosem. Chyba była tak samo zmęczona psychicznie i fizycznie tym wszystkim jak i on. Czy stanie na molo było dobrym pomysłem? Dziewczynka tuliła się do ojca, który sam ledwo stał na nogach. Jej prośby i modlitwy nie zostały wysłuchane. Bała się teraz, że coś zje i jego, albo co gorsza… Ją.
- Nie… niemożliwe… - mężczyzna pokręcił głową.
Podniósł głowę.
- O, spójrz - rzekł. Podniósł rękę i wskazał nią postać, która pojawiła się na samym początku pomostu. To była Danielle. Cała i zdrowa. Uśmiechała się do nich. Podniosła rękę i pomachała im delikatnie. Otaczała ją mgła, ale Sean w ogóle nie zwrócił na to uwagi. - Widzisz, twojej cioci nic nie jest - uśmiechnął się do córki, ale bardzo krzywo, bo nie zapomniał ani przez chwilę, co stało się z Dylanem. Jego dusza wyła z bólu. - Chodź, dołączymy do niej - dodał.
Nie wiedział tylko, czemu jego siostra tak uśmiecha się i macha, jakby byli na pikniku, a nie w samym epicentrum największej tragedii rodzinnej, jaka tylko mogła kiedykolwiek zaistnieć.
Emma spojrzała w stronę, gdzie stała Danielle i nie była pewna. Coś jej tu nie grało. Dalej przytulała tatę.
- Tato, to jest chyba jakaś magia. Chyba nie powinniśmy… - powiedziała, bojąc się o Seana. Był jej bardzo ważnym, najważniejszym tatusiem. Mamę już straciła, bo ta odeszła, nie mogła zostać całkiem sama… Bała się tego bardziej niż wysokości.
Sean spojrzał na nią.
- Czego nie powinniśmy? Zostać na molu? Czy opuścić go, żeby poszukać z ciocią siostry, Carlosa i bra… - to ostatnie słowo zastygło mu w ustach. Głośno przełknął ślinę.
Tymczasem Danielle zaczęła przybliżać się. Z jakiegoś bliżej niesprecyzowanego powodu Sean poczuł się nieswojo. Chyba to ta cała sytuacja i panika Emmy sprawiała, że już kompletnie zwariował. Przecież to była jego siostra, którą znał od ponad czterdziestu lat. Przecież nie mógł się pomylić. Taka możliwość nie istniała.

Danielle szła w ich stronę. Wtem podniosła dłonie i chwyciła się za uszy. Zaczęła je ciągnąć do przodu… tak długo… aż jej twarz napięła się… i zaczęła odchodzić. Jakby była zwykłą maską… Wnet na Seana spojrzała para czarnych oczu. Kobieca sylwetka powoli zaczęła przeobrażać się. Potwór szedł w ich stronę.
- Święty boże… - szepnął mężczyzna. - Pomóż nam, proszę - załkał.
Emma wzdrygnęła się widząc potwora.
- To on! To on! Tato! Ratuj! - zawołała głośno. Rozejrzała się, szukając Felicii, lub kogokolwiek kto mógłby im pomóc. Nie chciała, żeby coś im się stało.
- Pomocy! - zawołała głośniej, mając nadzieję, że jeśli nie jakieś fantastyczne stworzenie, to ktokolwiek inny zdoła uratować ją i jej tatę.
Sean cały drżał, ale znalazł w sobie odwagę. To Emma mu ją dodawała. “Tato, ratuj”. Te słowa odblokowały w nim pokłady energii i siły, której by nigdy nie spodziewał się po sobie.
- Zostań za mną - rzekł.
Wystąpił naprzód, jakby chcąc swoim ciałem zablokować dziewczynkę. Zrobił dwa kroki w stronę potwora z gniewem na twarzy.
- Jeszcze krok, a cię zabiję! - wrzasnął tak głośno, jak to tylko możliwe. - Ty skurwysynu! Zabiłeś mi syna - głos na końcu zadrżał mu z bólu, choć tego nie zamierzał. Zgiął palce w pięści, jakby chciał wyzwać potwora na pojedynek bokserski. - Zapłacisz za to! - wrzasnął tak głośno, jak to tylko możliwe.
Miał nadzieję, że jego krzyki zwrócą na niego uwagę ludzi wokół Aurory. Że ktoś przyjdzie z odsieczą. Oprócz tego… nie miał żadnego planu. Nie było tu żadnej łódki, w którą mógł zapakować Emmę. Nie dbał o to, czy przeżyje… Jeśli tylko jego życie mogłoby uratować córkę…
- Jeżeli będzie mi coś robił… - szepnął do Emmy - ...to masz nie patrzeć i biec na plażę tak szybko, jak to możliwe. Nie możesz się wahać.
Może mógł kupić trochę czasu córce…
 
Ombrose jest offline