Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2019, 18:51   #54
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Emma nie chciała uciekać bez taty. Krzyczała cały czas o pomoc. No ktoś musiał już zauważyć. Przecież nie byli tu zupełnie sami. Liczyła na to, że ktoś wreszcie im pomoże. Bardzo nie chciała, aby potwór zabrał im wszystko. Nie mogło być tak, że zło wygrało. Przecież… Nie tak powinno być, prawda? Nie tak… Przynajmniej miała taką nadzieję. Nic innego jej nie pozostało. Nie puszczała się spodni ojca.

Potwór przybliżał się. Natomiast Sean obrócił się do córki i spojrzał na nią ciepło i z ogromną, bezwarunkową miłością. A także tęsknotą. Jak gdyby patrzył na nią… po raz ostatni. Podniósł rękę i pogłaskał ją po głowie. Nagle łzy spłynęły po jego policzkach, ale uśmiechał się. Chciał, żeby takiego Emma go zapamiętała. Chciał coś powiedzieć, ale jakie słowa najlepiej nadawałyby się na taką okazję?
- Kocham cię - szepnął, po czym odwrócił się i strząsnął z siebie rękę dziewczynki.
Liczył na to, że zacznie uciekać w dobrym momencie. Była bardzo mądra. Musiała. Zaczął iść w stronę potwora.
- Ty bydlaku! - krzyknął. - Znajdź sobie kogoś równego sobie. A nie małe, dobre dzieci! - wrzeszczał. - Które nikomu nic złego nie zrobiły!
Tak naprawdę nie zważał do końca uwagę na to, co mówi, bo nie sądził, aby potwór w ogóle go rozumiał. A nawet jeśli, to raczej nic sobie z tego nie robił. Pragnął jednak zwrócić na siebie całą jego uwagę. Tak, aby mała dziewczynka zdążyła przemknąć niezauważona.
Emma bała się i to bardzo. Cały czas płakała i nie chciała, żeby ojciec podchodził do tego czegoś. Było dużo większe i choć poprosiła, żeby ją uratował, to tak naprawdę dotarło do niej, że raczej nie było to możliwe. Mała blondynka odsunęła się kilka kroków. Jednocześnie bała się o siebie i o tatę. Spojrzała w stronę brzegu
- Pomocy! Niech ktoś pomoże! Zawoła policję! - zaczęła teraz wołać. Najwyraźniej przestała już wierzyć w to, że Bóg, czy inna fantastyczna osoba im pomoże.

Potwór powoli szedł w stronę Seana. Wydawał się napawać sytuacją. Skoro nawet koty lubiły bawić się swoim posiłkiem, to dlaczego nadnaturalne istoty z koszmarów miałyby nie znajdować w tym przyjemności.
- Ty skurwysynie! - Sean wrzeszczał. - Ty śmieciu! Ty… potworze!
Jego nogi drżały, ale wciąż go słuchały. Szedł naprzód, mimo że jego serce biło tak szybko, że Walker uznał, że pewnie zaraz stanie z przemęczenia. Wydało mu się to zabawne, żeby zginąć w ten sposób. Jednak bynajmniej nie zaśmiał się.
Istota człapała ociężale w stronę Seana. Wtem skoczyła na dziesięć metrów i powaliła go. Walker nawet nie odczuł bólu.
“Uciekaj, mała”, zaklinał w myślał córkę. “Błagam cię, uciekaj!”
Mała Emma widząc jak potwór skoczył na tatę, przeraziła się i zezłościła. Ściągnęła plecak z pleców i rzuciła nim w łeb potwora, mając nadzieję, że jakaś kolorowa kredka z plecaka wbije mu się w oko i go zabije. Emma chciała zabić potwora. Jeśli nie z pomocą kogokolwiek czy czegokolwiek, to sama. Nakrzyczała na niego jak przerażone,wściekłe małe zwierzątko. W tej chwili kompletnie nie myślała logicznie, ale nie mając już żadnej broni, przypomniała sobie co tata jej kazał i owszem, zaczęła uciekać w stronę brzegu. Szukała wzrokiem kogokolwiek. Jakiejkolwiek osoby, która mogłaby ją schować.
Zamknęła oczy, biegnąc obok tatusia i potwora z głębin. Kręciła głową, przebierając krótkimi nóżkami tak bardzo, jak to tylko możliwe. Wtem jednak usłyszała coś, co miało zostać z nią już do końca życia. Sean starał się z całej sił pozostać w ciszy, jednak kiedy dwa szpony przedziurawiły jego jelita, wrzasnął głośno i przeraźliwie. Dziewczynka zamrugała oczami i potknęła się. Wywróciła. Wylądowała na plecach. Wyciągnęła głowę w ten sposób, aby spojrzeć na tatę. Ten był ćwiartowany. Kawałek po kawałku. Przypomniała sobie Dylana. Dlaczego to się działo, dlaczego to się działo, dlaczego to się działo… Zamknęła oczy i policzyła do pięciu, mając nadzieję, że przy ostatniej liczbie obudzi się. I będzie przy całej rodzinie. Wszyscy cali i zdrowi, i mama też będzie, i znowu będą się kochali z tatą, a Dylan będzie znowu naburmuszony, a Vanessa będzie śmiała się z jej różowych podkolanówek, a ciocia napomni ją znowu, gdy zrobi jakiś błąd gramatyczny…

Jednak nie obudziła się. Potwór bawił się Seanem i jego bólem. Tak, żeby mężczyzna żył jak najdłużej i cierpiał w tym czasie możliwie najdotkliwiej. Emma pokręciła głową. Zamknęła oczy i wydała z siebie głośny wrzask. Przerażający, wstrząsający. Potężny. Nawet nie spostrzegła, że z jej ust zaczęła wydobywać się różowa mgiełka. Tańczyła bezkształtnie, aż powoli zaczynała nabierać kształtów, struktury i substancji… Efemera zaczęła kształtować się na dwie pary silnych kopyt, biały tułów pełen mięśni, smukłą szyję, długą, kryształową grzywę… Wspaniały, lekko skręcony róg, bardzo ostry na czubku. Para skrzydeł tak lekkich i rozłożystych, niczym prześcieradła. Ogon Felicii kończył się w ustach Emmy i sączył się z nich.
Emma nie zauważyła skąd, ale zobaczyła jednorożca ze skrzydłami. Poczuła ulgę, ale i smutek. Bała się, że nie było już kogo ratować… Kogo, poza nią… Z drugiej jednak strony… Jeśli Felicia pokona potwora, ten już nikogo nie zabije. Nigdy więcej… Jednorożec skończył kreować się, a mała Emma usiadła i otarła twarz z ziemi i łez.
- Zabij go… - poprosiła Felicię. Czuła się bardzo jałowo…
Jednorożec wygiął łeb i pięknie zarżał. Przypominało to brzmienie dzwoneczków. Właśnie tak wyobrażała sobie głos Felicii, więc nie zaskoczyło ją to. Piękna istota dwa razy uderzyła kopytami o powietrze, a potem skoczyła do przodu. Emma mocniej zacisnęła dłonie w pięści, kiedy ujrzała, jak róg przebił plecy okropnego potwora. Rozbłysło światło. Takie mocne, że dziewczynka musiała zmrużyć oczy. Kiedy je otworzyła, Felicii już nie było. Potwór zrobił kilka dodatkowych kroków, jednak dziura ziała z jego piersi i nie stanowił już zagrożenia. Osunął się bezwładnie poza barierkę do morza. Zniknął tam, skąd przyszedł.
Mała Emma była osowiała. Podniosła się na drżących nogach, po czym ruszyła w stronę taty… Czy bardziej tego co z niego zostało. Nie płakała już. Była w tak silnym szoku, że jej ciało i umysł wspólnie wyparły emocje. Stanęła nad ciałem ojca i patrzyła. Opuściła ręce wzdłuż ciała. Jej długie, pokręcone blond włosy zwisały… Potargane, brudne i mokre. Patrzyła na puste, otwarte oczy ojca. Szukała w nich jakiegoś blasku życia, czegokolwiek… Nic tam jednak nie widziała. Powoli wyprostowała się i rozejrzała. Nagle nie wiedziała gdzie jest, ani kim jest… Dokąd ma iść… Świat wydawał jej się zupełnie obcy i nieznany…

Było tak zimno… nie mogła tutaj zostać. Jednak nie potrafiła też opuścić swojego tatusia, czy raczej… tego, co po nim zostało. Pamiętała go żywego, uśmiechniętego, kochanego… dlaczego więc teraz przypominał rozbitą lalkę? Jakby był bardziej obiektem, niż osobą… Pokręciła głową. Wszystkie emocje w niej nabrzmiewały i zatruły jej serce i umysł. Płakała tak długo nad tatą, aż siły ją opuściły. Położyła się obok niego, patrząc na jego smutną twarz i rozwarte, puste oczy. Straciła przytomność.

Emma zbudziła się, leżąc na łóżku. Było miękkie i pachniało wypraną pościelą. Przez chwilę myślała, że to jej pokój. Chwilę później dotarł do niej równy, miarowy dźwięk pikania… Maszyna monitorująca pracę serca stała w pobliżu jej łóżka. Pomieszczenie było szare i ponure. Na zewnątrz padało. Deszcz bębnił w szybę. Emma zrozumiała, że to co się wydarzyło, nie było snem. Nie było nieprzyjemnym koszmarem…
Było prawdą.
Jej jedenaste urodziny były najgorszymi, jakie miała… Pod względem liczby gości, w każdym możliwym tego zdania znaczeniu. Przesunęła jasnoniebieskie oczy na okno i poruszyła się, splatając palce na brzuchu. Zaczęła płakać w milczeniu.
Nagle drzwi otworzyły się. Zamknęła oczy, bo nie chciała z nikim rozmawiać. Z kim mogła? Skoro cała jej rodzina nie żyła… W ogóle to była taka abstrakcyjna myśl, że wciąż nie była pewna, czy może nie obudzi się zaraz. Jednak nie mogła udawać, że to wszystko, co widziała, nie wydarzyło się. Bez względu na to, jak bardzo by chciała.

Do pokoju weszła dwójka ludzi. Starszy mężczyzna, który przypominał nieco policjantów na starych filmach Noir. Przypominał kogoś, kto na co dzień zajmował się łapaniem przestępców pokroju Al Capone, choć takie porównanie rzecz jasna nie przyszło do głowy małej Emmy. Druga osoba była znacznie młodsza. Kobieta miała srebrne włosy do ramion i spoglądała na otoczenie dość chłodno. Jakby wszystko zalazło jej w jakiś sposób za skórę, nawet cegły w murach, czy żarówki w lampach.
- To tutaj, Jenkins? - zapytała swojego partnera, który zerknął na niby śpiącą dziewczynkę.
Mężczyzna nie odpowiedział jej.
- Młoda damo, czy mnie słyszysz? - zapytał wesoło.
Emma otworzyła oczy, które przymknęła udając że śpi. Popatrzyła na nich intensywnie niebieskimi oczami. Włosy leżały jej na poduszce niczym aureola. Była śliczna, a tak bardzo smutna. Jej spojrzenie było jednak bardzo nieufne.
- Słyszę - odpowiedziała tylko. Usiadła nieco prościej. Nie znała tych ludzi. Jednak widziała, że byli ludźmi… Nie potworami. Choć tak naprawdę… Źli ludzie byli potworami, prawda? Zaczęła ich więc oceniać.
- Chcą mnie państwo pytać o to co się stało? - zapytała. Widziała kilka filmów i wiedziała, że policja przesłuchiwała świadków.
- Czy miałabyś coś przeciwko? - zapytał Jenkins. Miał miłe, śmiejące się oczy. Dzięki nim wyglądał na trochę młodszego, niż to sugerowały te wszystkie zmarszczki na jego twarzy. - Proszę, gdybyś opowiedziała nam to, co się wydarzyło… to bylibyśmy bardzo wdzięczni. Czy mogłabyś dla nas poświęcić chwilę swojego czasu.
Kobieta obok niego wyglądała tak, jakby nie miała czasu na te podchody, jednak nie odezwała się i nie rzucała żadnych szczególnie niemiłych spojrzeń.
Emma skrzywiła swoje śliczne usteczka.
- Potwór zabił Dylana i tatę… i ciocię Danielle. A potem Felicia zabiła potwora… - opowiedziała wprost, dokładnie to co miało miejsce. Miała dużo czasu, a skoro oni chcieli posłuchać. Rozejrzała się, czy w pokoju był jej plecaczek Garfield. Miała tam kartki i kredki… Mogła im to narysować. Myślenie o śmierci ojca, przywołało obrazy wyrywanych wnętrzności. Dziewczynka zawiesiła się, patrząc pusto gdzieś w przestrzeń. Kaszlnęła różowym dymem…
Mężczyzna poruszył się i dotknął ramienia kobiety. Wskazał jej głową to dziwne zjawisko. Ta zmarszczyła brwi i umieściła dłoń w kolorowej parze. Zamknęła oczy. Tymczasem Jenkins wyjął papier i kredki z plecaczka dziewczynki. Miał do niego bliżej, a nie chciał, by mała przypadkiem wydarła sobie kroplówki z rąk. Podał to wszystko Emmie.
- Narysuj - poprosił. - A kim jest Felicia? Pokażesz nam ją? A potwór? Tego też chcielibyśmy zobaczyć - rzekł uprzejmie. Wydawał się dobrym człowiekiem, choć dziewczynka miała mieszane uczucia co do jego partnerki.
Emma zdawała się nie zwracać uwagi na ten różowy dym, tak jakby w ogóle go nie widziała… Wzięła ostrożnie papier i kredki. Spojrzała ponownie na plecaczek.
- Tam w plecaczku, są moje rysunki… I jest tam Felicia… Felicia pochodzi z Tęczowej Krainy. Jest jednorożcem ze skrzydłami… Kiedy potwór z wody roz...rozrywał tatę… Felicia przyszła i przebiła potwora… Potem musiała wracać do swojej krainy, ale uratowała mnie i potwór już nigdy nikogo nie skrzywdzi - oznajmiła. Zaczęła rysować potwora, którego widziała. Przypominał rybę. Był niebieski i miał łuski. Ale główną częścią rysunku, dominującą były puste, czarne oczy. Dziewczynka narysowała go, jak wyginał się w dziwny łuk, a przez jego ciało przebijał się złoty róg jednorożca, który pochylał głowę i go zabijał
- O tak… Najwyraźniej szopy oddały Felicii klejnot i może już podróżować… - opowiadała im.
- Tylko trochę za późno… - zrobiła smutną minę. Gdyby Felicia przybyła szybciej… Tata by może przeżył… Znowu jej spojrzenie stało się puste i zawiesiła się. Pojawiło się więcej różowego dymu, ale tym razem już nie kaszlała, po prostu sączył się z jej leciutko rozchylonych ust… Na poduszce nieco za Emmą, siedział szop… Najpierw popatrzył na mężczyznę i poruszył nosem, a potem spojrzał na kobietę i zjeżył futro, jakby jej nie ufał.
- Bardzo mi przykro z powodu tego, co wydarzyło się - rzekł Jenkins. - Jednak to już za tobą. Teraz jesteś bezpieczna. Myślę, że Felicia przybyła na twoje wezwanie, słodziutka. A jeśli chciałabyś ją kiedyś zobaczyć jeszcze, to możemy pomóc ci w tym. Nauczymy cię, jak ją wzywać, żeby już nigdy nie przybyła za późno. I nigdy więcej nie stała się krzywda nikomu w twoim otoczeniu. Chciałabyś tego, kochanie? - zapytał ją.
Tymczasem srebrnowłosa podeszła do szopa i pogłaskała go. Znów zamknęła oczy, koncentrując się na nim.
Szop jakby uspokoił się. Był ewidentnie fizyczny. Emma zerknęła na niego.
- Pippy… - powiedziała, nazywając szopa. Ten otarł się o jej ramię. Po czym zniknął. Znów pozostał tylko obłok różowego dymu.
- Umiecie coś takiego? Wiecie gdzie jest Tęczowa Kraina? - zapytała zaskoczona. Do tej pory ludzie zwykle traktowali ją niepoważnie, a ci… Ktoś pierwszy raz nie traktował jej jak dziecka z bujną fantazją.
- Nie umiem takich rzeczy, jednak wiemy, gdzie jest Tęczowa Kraina - Jenkins przysunął nieco bliżej krzesło, na którym usiadł. Krótko pogłaskał jej dłoń, po czym położył dwa palce w okolicach klatki piersiowej dziewczynki. - Tutaj. W twoim sercu - uśmiechnął się, zabierając dłoń. - Jest taaakie duuuże, że jest w stanie pomieścić te wszystkie cudowne stworzenia. To wspaniałe… - na chwilę zawiesił głos - ...Emmo - przypomniał sobie jej imię. - Myślę, że powinnaś móc podzielić się z caaaaałym światem Tęczową Krainą. Zwłaszcza wtedy, gdy grozi komuś niebezpieczeństwo. A to właśnie umiemy. I tym często zajmujemy się.
Emma słuchała go uważnie, po czym zamyśliła się.
- Chcę móc zabijać potwory - oznajmiła poważnym tonem. Zdecydowanie nie zastanawiała się nad tym ile trzeba uratować z tarapatów osób. Po prostu nigdy nie chciała się spóźnić. I nie chciała, by żaden potwór kiedykolwiek ponownie zaatakował człowieka. To chyba wystarczyło… Była bardzo poważna.
- To dobrze. Chciałabyś odejść z nami? - rzekł Jenkins. - Będzie ci u nas przyjemnie. Mamy mleko, ciasteczka, miód i batoniki, cukierki… to wszystko, co lubią małe, mądre i śliczne dziewczynki. Takie jak ty.
Blondynka spojrzała na mężczyzną. Skinęła głową na drzwi. Chyba chciała porozmawiać z nim na osobności.
- A… A misie? Lubię misie… I kredki… Lubię rysować - powiedziała spokojnym tonem. Widziała, że chcą wyjść…
- Pomyślę… Muszę się zastanowić… - powiedziała, chyba nie chcąc wyjść na roztrzepaną i nierozważną. W końcu nie znała tych ludzi, wiedziała jednak, że nie ma dokąd iść. Jej mama była nie wiadomo gdzie… No i nie wiadomo czy ją chciała… Położyła się i zamknęła oczy. Rozluźniła się nieco. Czuła się dziwnie zmęczona, myśleniem.
- Tutaj dostaniesz od nas komórkę. Jest na niej zapisany jeden numer. Jak zadzwonisz pod niego, to skontaktujesz się z nami. Możesz pytać o cokolwiek sobie wymarzysz. Gdybyś bała się czegoś, lub zobaczyła jakiegoś innego potwora, to też dzwoń. Jutro rano znowu cię odwiedzimy, a ty w tym czasie zastanowisz się, jakie mogłabyś mieć wątpliwości. Wszystkie rozwiejemy. Bo bardzo lubimy takie dobre, słodkie damy, jak ty - uśmiechnął się Emmy. - A może już teraz chciałabyś zadać jakieś pytania? Bo misiów i kredek mamy dużo i o to nie musisz się martwić.
Tymczasem jego partnerka wyszła za drzwi bez słowa pożegnania.
Emma pokręciła głową.
- Nie, na razie nie. Zadzwonię jak już się namyślę… Ale na pewno odwiedzicie mnie jutro… A… A gdzie moja siostra? Bo potwór zabił tatę i Dylana… Ale na statku była jeszcze Vanessa i Carlos… - przypomniała sobie.
- Niestety… nikt nie przeżył, skarbie - Jenkins nie potrafił ująć tego w żaden łagodniejszy sposób, nie zwodząc tym samym dziewczynki. - Ten potwór… już niekiedy były widziane podobne przypadki. Czytałem o tym w Zbiorze Legend - rzekł tak, jak gdyby to miało cokolwiek powiedzieć dziewczynce. - Nazwany był Człowiekiem z Atlantydy. Budzi się raz na jakiś czas, głównie późną jesienią, bo to jest jego okres godowy. To znaczy, że chce zrobić dzieci - wyjaśnił. - Wystarczy kropla krwi, żeby pobudzić jego zmysły. Jak ją skosztuje, chce zabić tę osobę… to jakby polowanie. A potem zająć się bliską jej osobą. W jakiś sposób to wyczuwa. A potem kolejną i następną… W ten sposób pochłania całe rodziny… - Jenkins zawiesił głos. - Bardzo mi przykro. Raz jeszcze…
Emma milczała. Powoli zamknęła oczy.
- Jestem… Bardzo zmęczona… - powiedziała tylko. Głos jej się załamał. Była zdruzgotana. Nie miała nawet siły, by się rozpłakać. Jakiś potwór lubił krew… I dlatego zabił całą jej rodzinę… Nienawidziła go. Z całego serca nienawidziła tego potwora - pomyślała to i skrzywiła się w złości. Jej śliczna buzia mimo tej złości, nadal była bardzo ładna… Ale gdy otworzyła oczy, tym razem było w nich coś bardzo brutalnego. W oczach jedenastolatki…
- W moje urodziny… Urodziny… Nienawidzę urodzin - powiedziała na pożegnanie Jenkinsa.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline