Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2019, 18:52   #56
Vesca
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
***

Nastał wieczór, gdy Jenkins postanowił ponownie udać się do szpitala. Jednakże to, co wzbudziło jego pierwszy niepokój, był fakt, że w budynku był straszny hałas… I nie przypominał rozmów. Radości, czy czegoś pozytywnego. Zdecydowanie… W środku ludzie krzyczeli. I to dokładnie tak, jakby walczyli o życie… Mała Emma miała swój pokój na trzecim piętrze… Krzyki jednak dochodziły chyba z pierwszego, jeśli dobrze ocenił… Wszedł przez główne wejście i skręcił w lewo.
Jego oczom ukazał się dość makabryczny widok. Powinien był posłuchać swojego przeczucia wcześniej… Bo oto jego obawy, stały się całkiem rzeczywiste… Minęła go biegnąca, spanikowana kobieta. Nawet nie zwróciła na niego uwagi.

Jeremy Jenkins był zły. Nie wiedział jednak na kogo dokładnie. Nie mógł się obwiniać za to, że nie siedział cały czas przy dziewczynce. Nie mógł, nie zwracając na siebie uwagi. Zresztą taki był sens pozostawienia jej wyboru do następnego dnia, aby mogła w spokoju wszystko rozważyć. Jeszcze przeprowadził z nią pogadankę, aby uważała, ale to wcale nie pomogło. Wyciągnął telefon i wybrał numer swojej tymczasowej partnerki, Lotte Visser.
- Wychodź z samochodu. Mamy w szpitalu sytuację - warknął. Wyjął pistolet z kabury. Drugą rękę miał jednak zajętą siatką z tortem i misiem…
Szedł dalej korytarzem, kiedy wreszcie doszedł do schodów. Właśnie spadł z nich pielęgniarz, wylądował plecami na półpiętrze i krzyknął. Jenkins dostrzegł cień poroża i dziwnej, wielkiej postaci. Co mówiła mała Emma? Cień śnił jej się… Wezwała go, czy spała i sam się uwolnił? Bo mężczyzna rozpoznawał kształt postaci z jej rysunków. A potem w odbiciu szyby na półpiętrze dostrzegł i postać. Szła na czworaka, jak zwierzę. Słyszał tupanie kopyt i szmer pazurów. Cień, schodził po schodach… I mówił, co w pierwszej chwili mężczyzna uznał za zwykły warkot, póki nie rozpoznał słów. Wypowiedzianych głębokim, gardłowym i ostrym głosem…
- Kłamią… Wszyscy dorośli kłamią… Ci, którzy się cieszą też kłamią. I są źli. Czemu mieliby mieć lepiej? Nie zasłużyli sobie bardziej… - mamrotał, po czym skoczył na pielęgniarza i rozpruł mu pazurami gardło. A potem uniósł łeb i zerknął na Jenkinsa na dole.
- A… Ty… To ty… Nie podobasz mi się… Kłamiesz… Chcesz nam zrobić krzywdę… - oznajmił Cień i zmrużył jarzące się ślepia. Ruszył w stronę zejścia po schodach, chcąc dopaść Jenkinsa. Czemu nie znikał, jak szop, czy Felicia?
- To czemu przychodzę z misiem i tortem? - zapytał Jenkins. - Czasami trzeba cieszyć się z małych rzeczy i drobnych aktów dobroci, Emmo - powiedział, choć patrzył na Cienia. - To jest jedyna opcja, jeżeli chcemy przeżyć w tym świecie. Wiem, że mnie słyszysz. Jesteś silniejsza od tego - powiedział. Bestia stanęła u dołu schodów i obserwowała go, nie ruszając się teraz z miejsca. - Wiesz, czym jest tak naprawdę Felicia? Siłą nadziei. Nadzieja… musisz to w sobie odnaleźć. Bo bez tego życie okaże się zbyt trudne… - mruknął. - Poza tym w życiu przydarzają się też dobre rzeczy. Nadzieja nie jest wcale głupia…
Cień warknął i skrzywił się, ale nie poruszył. Rozprysł się… W czarną chmurę dymu… Na jego miejscu, stała mała Emma. Miała zamknięte oczy… I jeśli Jenkins dobrze widział. Spała na stojąco. Najwidoczniej lunatykowała, a Cień otulił ją jak pancerz i jednocześnie… Czołg. Dokładnie tym musiał być ten stwór. Czołgiem, w który ubrała się Emma podczas koszmarów sennych, sama stając się jednym potwornym, dla całego szpitala w Anchorage… Poruszyła się i zachwiała. Chyba się budziła. Zmarszczyła brwi i skrzywiła się na rażące światła na korytarzu. Mruknęła coś i podniosła dłoń do oczu, przecierając je… Była słodka, mimo że stała na korytarzu zachlapanym krwią…
Jenkins doskoczył do niej i przytulił ją.
- Miałaś bardzo zły sen - rzekł. - Chodź, znikamy stąd. Tylko musisz mi obiecać, że nie będziesz otwierała oczu - dodał.
Zaczął prowadzić ją w stronę wyjścia. Mleko zostały wylane, a ludzie zranieni. Niczego nie naprawi, robiąc wyrzuty małej, zagubionej dziewczynce. Tak naprawdę dopisałby te osoby do listy ofiar Człowieka z Atlantydy, a nie małej Emmy. Cień był kokonem jej strachu. Niby osłaniał ją, takie było jego założenie, lecz tak naprawdę uwięził ją… wziął ją na zakładnika. Był częścią Emmy tak samo, jak Felicia… jak nadzieja. Samo imię wywodziło się z łacińskiego “felix”, co znaczyło “szczęśliwa”. Ludzie byli skomplikowanymi kreaturami, w których czaiły się dobre i złe emocje, często walczące z sobą. Cieszył się, że według Emmy Felicia najczęściej pokonywała Cień. Chyba nawet zawsze, jeśli dobrze pamiętał… Nie chciał, żeby to zmieniło się. A jeśli mała zobaczy masakrę, jaką spowodowała… wtedy może popaść w studnię rozpaczy. I w ten sposób Cień tylko wygra. Zyska najwięcej na tym wszystkim. A do tego… Jenkins nie mógł dopuścić.
- Jak się czujesz? - zapytał ją, chcąc jak najszybciej dojść do samochodu.
Emma posłuchała i nie otwierała oczu. Miała na stopach skarpetki w kotki. Brakowało jej jednak odpowiedniego ubrania na dwór, czy butów.
- Ale… Mam plecaczek w pokoju… Garfielda… - przypomniała. Najwyraźniej była do niego przywiązana.
- Głowa mnie boli… Dziwnie tu pachnie… Śniło mi się, że Cień mnie gonił… A Felicia się spóźniła… Już jest wieczór i pan przyszedł? Czemu nie mogę otworzyć oczu? - zapytała mała Walker.
- Opowiem ci wszystko potem. Teraz chodź ze mną - mocniej chwycił ją za dłoń. - Przy mnie jesteś bezpieczna - dodał.
W wyjściu natknęli się na Lotte. Jenkins miną dał jej do zrozumienia, żeby nic nie mówiła… nie komentowała tego wszystkiego. To nie była na to odpowiednia pora.
- Jest tu moja przyjaciółka, będzie prowadziła samochód.
- Witaj, Emmo - srebrnowłosa powiedziała to tak uprzejmie i miło, jak tylko potrafiła. Wyszli na chłodną noc parkingu.
Mała Walker przekręciła głowę w stronę Lotte, decydując, że to właśnie stamtąd pochodziło źródło dźwięku, które było jej głosem. Spróbowała się lekko uśmiechnąć
- Pani też przyszła na ciasto? - zapytała, z nadzieją w głosie, bo może Lotte również przyniosła jej prezent w postaci kolejnego pluszowego misia. Zawsze było lepiej mieć dwa, niz jednego, prawda?
Kobieta spojrzała na nią nieco niepewnie. Chyba nie była pewna, jak ma się zachować w tej sytuacji i co odpowiedzieć, aby dziewczynka zareagowała możliwie najlepiej. Nie miała tej łatwości w kontaktach z dziećmi, zwłaszcza paranormalnymi i śmiertelnie niebezpiecznymi, co Jenkins. Tylko uśmiechnęła się nieco niezręcznie i szybko spojrzała na swojego partnera
- Myślę, że to może nie jest najbardziej odpowiednia chwila - rzekła powoli.
- Za chwilę zjemy ciasto - Jeremy pogłaskał dziewczynkę po głowie i pociągnął za rękę dalej.
Gdy wyszli na zewnątrz, Emmie zrobiło się zimno i zaczęła przeskakiwać z nóżki na nóżkę stojąc na chodniku w samych skarpetkach. Oczywiście ścisnęła Jenkinsa trochę mocniej za rękę.
- Zimno mi. Mogę otworzyć oczy? Dokąd będziemy jechać? - zapytała.
- Możesz - odpowiedział Jenkins. - Teraz pojedziemy do hotelu. To bezpieczne miejsce - dodał i zerknął za siebie na szpital, który zostawiali. Być może nie musiał tyle obawiać się o dobrobyt samej Emmy, co może raczej wszystkich ludzi wokół niej. Jednak tym razem będzie cały czas przy niej, więc istniała duża możliwość, że nie dojdzie do tragedii. Skoro przed chwilą udało mu się wyrwać ją z tak silnego i śmiercionośnego transu, to chciał wierzyć, że też będzie potrafił w ogóle nie dopuścić do czegoś takiego.

Emma zobaczyła granatowy samochód osobowy. Był bardzo czysty i wyglądał na nowy. Usłyszała, że rozległo się krótkie bipnięcie i drzwi zostały odblokowane. Jenkins posadził ją na tylnym siedzeniu i usiadł obok niej. Srebrnowłosa pani natomiast zajęła miejsce kierowcy.
- Zjemy tort, jak przyjedziemy - zarządził Jenkins. - Tutaj i tak by ci nie smakował. Ale chcesz zobaczyć misia, którego ci kupiliśmy? - uśmiechnął się do niej, zapinając jej pasy.
Emma rozejrzała. Słyszała dobiegający z oddali, ale coraz głośniejszy, ryk syren policyjnych. Zdawało się, że jechali w stronę szpitala. Lotte również była jego świadoma, dlatego bez dalszej zwłoki zapaliła samochód i wcisnęła pedał gazu.
Mała Walker przyglądała się jak mężczyzna zapinał jej pasy. Popatrzyła na torbę z tortem i prezentem, które ustawił na siedzeniu pomiędzy nią, a sobą. Słysząc, że zjedzą później kiwnęła tylko głową ze zrozumieniem, ale kiedy Jenkins zaproponował jej, że pokaże jej misia, blondynka otworzyła szerzej jasnoniebieskie oczy i przeskakiwała wzrokiem od torby, na mężczyznę i Lottę.
- Mogę już zobaczyć? Chcę już zobaczyć. Proszę-proszę-proooooszeęęę… - zaczęła mówić bardzo szybko i bardzo podekscytowana. Chyba nie istniało na świecie jedenastoletnie dziecko, które nie lubiło dostawać prezentów.
Przekręciła się w stronę torby i Jenkinsa, czekając teraz, aż wyciągnie dla niej misia. Poruszała palcami w taki sposób, jakby się lekko niecierpliwiła.


Jenkins wyjął z torby opakowaną w ozdobny papier zabawkę. Spojrzał na nią przez chwilę z uśmiechem, po czym przesunął wzrok na Emmę.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin - rzekł krótko, ale ciepło. Nie był w stanie wymówić dłuższych życzeń dziecku, któremu właśnie zamordowano całą rodzinę. Część przed jej własnymi oczami. Zabrzmiałoby to tylko ponuro i ironicznie. Na swój sposób okrutnie.
Westchnął ciężko, choć nawet tego nie zauważył, po czym podał dziewczynce prezent. Żaden miś nie zastąpi jej rodziny, ale Jenkins nie dysponował żadnym innym pocieszeniem. Miał nadzieję, że pluszak sprawi jej choć trochę przyjemności.
I chyba się udało, bo dziewczynka zaraz rozłożyła ręce biorąc misia w ramiona. Ostrożnie rozpakowała go z papieru i obejrzała. Był to mięciutki, grubiutki i pluszowy miś o mięciutkim, brązowym futerku i czerwoną kokardką na szyi. Miał miły pyszczek i czarne oczka w których odbijało się blade światło ulicznych latarni na zewnątrz. Emma przyglądała mu się chwilę, po czym uśmiechnęła się do niego.
- Kakao! - oznajmiła, co chyba było imieniem, które dziewczynka właśnie nadała misiowi. Przytuliła go do siebie i milczała chwilę.
- Dziękuję - odpowiedziała po chwili, przypominając sobie chyba, że wypadało jednak powiedzieć coś takiego komuś, kto podarował ci prezent. Może i mała Walker była nieco rozpuszczona, ale jakieś zasady moralne i grzecznościowe jednak jej wpojono, czyli może nie będzie z nią aż takich problemów behawioralnych… A przynajmniej Jenkins mógł mieć taką cichą nadzieję.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline