Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2019, 01:49   #51
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Pielęgniarka słuchała zwierzeń drugiej kobiety. Tak samo jak ona uklękła obok niej, na podłodze i słuchała co i jak mówi.
- Och, Księżniczko. - westchnęła ze współczuciem odgarniając jej lok z twarzy i pocałowała ją w czoło. Przytrzymała chwilę usta przy jej czole obejmując ją opiekuńczym, matczynym gestem. Przez chwilę nic nie mówiła tylko tak ją trzymała dla pocieszenia, otuchy i wsparcia.

- Nic się nie stało z tym adresem, możesz go podawać jako kontaktowy komu zechcesz. Ufam, że nie ściągniesz mi pod drzwi psychopatów z nożami. - okularnica uśmiechnęła się łagodnie zaczynając od jakiegoś pozytywnego aspektu. - Jak dziewczyny w Wojskowym powiedziały, że coś przyślą to na pewno przyślą. Nawet jakby nic nie znalazły to przyślą, że nic u nich nie ma. Ale jak ktoś tam był u nich, jako pacjent to wiesz jak jest w wojsku, jakiś ślad w papierach pewnie został. Po weekendzie mogą już coś przysłać a jak przyślą na pewno zatrzymam to dla ciebie i powiadomię cię gdy tylko się spotkamy. - pielęgniarka w okularach i o kasztanowych włosach zapewniła ją pewnym siebie ale łagodnym głosem gdy widocznie mówiła o mechanizmach machiny na jakiejś się widać znała. Przynajmniej tak to rysowała.

- Z tymi odmiennymi stanami świadomości no to mam nadzieję, że to przejdzie. Mamy szczęście, że miał cię kto ratować. Ale w końcu jesteś Księżniczką prawda? - okularnica próbowała obrócić sprawę w żart i spojrzeć na to z jaśniejszej strony. Uśmiechnęła się do tego sympatycznie i przytuliła ją jeszcze raz do siebie. - No i strasznie się cieszę, że znajdziesz dla starej Betty czas jutro. Opowiesz mi co mnie ominęło. Ale ze wszystkimi, świńskimi i pikantnymi szczegółami! - roześmiała się i pogroziła jej żartobliwie palcem. - No chodź, musimy wstać, nie możemy się rozkładać pod ścianą jak para jakichś meneli. - powiedziała ciepło wstając i pociągając za rękę swoją faworytę do góry.

- Brenn mówi, że muszę sobie przypomnieć bo pamięć jest częścią naszej osobowości i bez tego… czegoś brak, pustka - wymamrotała podnosząc się i znowu opierając plecami o ścianę. Tylko oczy wciąż miała wbite gdzieś w dal, daleko poza ścianami szpitala - Uspokoję się jeśli wspomnienia wrócą… podobno. Ale jeśli nie chcę pamiętać? Bycie… taką jak teraz mi się podoba. Wolę to niż wersję a’la Daniel i dragi. Tak… naprawdę tak jest dobrze. Z tobą, z Amy. Bez zbędnego balastu, a na koszmary dał mi tabletki - popukała się po piersi jako że recepta wylądowała w staniku. Potrząsnęła głową i nagle, bez ostrzeżenia, objęła pielęgniarkę - Dziękuję, za wszystko. Opowiem ci jutro dokładnie co tylko chcesz… w sumie może z dzisiejszego popołudnia też coś znajdę - wyszczerzyła się kosmato - Dziś piątek, piąteczek. Piątunio. Wypindrzę się, zabiorę od ciebie parę rzeczy, zamelduję w Domu Weterana i powiem ekipie że będę na Kopciuszka… przed północą - parsknęła - A do północy spróbuję się wkręcić do Honolulu. Łazi tam ten co mu zemdlałam. Czas odwdzięczyć się cnemu rycerzowi za jego dobroć oraz trud włożony w ratowanie damy w opresji… a poza tym to on mi sprzedał informacje o drugim Bękarcie. Przynajmniej postawie mu drinka.

- Dobry pomysł. Upoluj sobie jakiegoś oficera to zostaniesz panią oficerową i szara, zielona masa w mundurkach będzie ci czapkować. - okularnica poparła pomysł kwitując go uśmiechem. - No taka mi się podobasz o wiele lepiej. Dobrze wychowane dziewczynki potrafią utrzymać pion bez względu na okoliczności. - dodała z krnąbrnym i ironicznym uśmieszkiem w pełni świadoma jak dwuznacznie brzmi ten tekst w jej ustach gdy mówił go akurat do tej, konkretnej osoby. - I bierz z mojego domu co potrzebujesz, Amy chyba powinna być w domu o ile też nie poszła w tango z tym swoim amantem. Widzisz co się dzieje Księżniczko? Parę dni temu miałam was obie w swoim gniazdku i nie wiadomo kiedy rozleciałyście się po dziurkach, ptaszkach i innych gniazdkach na mieście. - rozłożyła ramiona w geście rozbrajającej bezradności gdy stwierdziła tą oczywistą kolej rzeczy jak na matkę już pary dorosłych córek przystało.

- Daleko nie odleciałyśmy i nie na zawsze. Gdybyś nas miała ciągle u siebie szybko zaczęłoby ci się to nudzić, a tak masz szansę odetchnąć od cór marnotrawnych, kto wie? Tyle tych ptaszków i dziurek w okolicy, a nuż jakaś albo jakiś się zalęgnie tuż obok - puściła jej oko, śmiejąc się cicho - Zawsze jeśli będzie ci doskwierała melancholia możesz po mnie posłać. Ten oficer… kapitan… Steve - westchnęła, robiąc kocią mordę - Przystojniak i urocza gadzina, ale jakoś nie widzę siebie - wzruszyła ramionami - przy jednym ptaszku. Co nie zmienia faktu że chętnie mu powysiaduję jajka. O ile mnie wpuszczą do tego całego Honolulu i o ile on tam będzie, zobaczymy. Odstawie się, wezmę talony na łapówkę. Coś ci jutro przywieźć do obiadu?

- Mną się nie przejmuj. Leć już zrobić się na bóstwo na te “Honolulu” a ja wracam do prozy codziennego życia. Mam całe piętro nierobów do wykarmienia. - kasztanowłosa pielęgniarka roześmiała się niefrasobliwie. Spojrzała wymownie na korytarz gdzie widać było kilku przypadkowych pacjentów jacy wychodzili na korytarz to znikali za jakimiś drzwiami niespecjalnie się przejmując kolejną dwójką na korytarzu. Zbliżała się pora obiadowa więc personel musiał się przygotować do tego zadania. - No to powodzenia w tym klubie Księżniczko i widzimy się jutro na obiedzie. - Betty cmoknęła Lamię w policzek żegnając się z nią z ciepłem i sympatią w spojrzeniu.

- Do jutra - Mazzi powtórzyła cmoknięcie w policzek jak na grzeczną dziewczynkę przystało. Dość czasu zajęła okularnicy, należało ewakuować się i zacząć wypełniać plan dnia, zanim znowu się nie rozpieprzy wszystko w posadach.
- Upoluj sobie jakiegoś oficera - prychnęła pod nosem, gdy kręcąc głową zbiegała po schodach przed głównym wejściem. Jasne, już to widziała. Prędzej Piekło zamarznie, niż ona się ustatkuje. Aż takie cuda się nie zdarzały.
Pogoda dopisywała, humor też Mazzi nie opuszczał, nic dziwnego. w perspektywie miała zapowiedź całkiem udanego popołudnia, wieczoru oraz nocy. Pozna nowych ludzi, bliżej zaznajomi się z tymi już poznanymi, a do tego turystycznie poszwenda po mieście… żyć nie umierać. Dlatego pełna optymizmu wróciła pod dom pielęgniarki, po drodze zaopatrując się we dwie półlitrowe flaszki wódki. Nie wypadało iść w gości z pustymi rękami, zresztą obiecała weteranom flaszkę na parapetówę. Picie jednak musiało odejść na dalszy plan, wyparte przez prozę babskiej codzienności. Tutaj przydała się nieoceniona pomoc Amy, która nie dość że upiekła ciasto, to jeszcze z wprawą pomagała sierżant układać włosy i doradzała w kwestiach ubioru innego niż wojskowe drelichy, więc gdy wreszcie skończyły Mazzi znów wyglądała jakby szła do dobrej knajpy z Betty. Chociaż tym razem bez Betty.
Pożegnawszy się z blondyną, zgarnęła torbę ciuchów i zakupów, udając się na przystanek i prosto do nowego lokum.

Pogoda się poprawiła o tyle, że chociaż nadal niebo było zasnute chmurami to przynajmniej przestało padać. W połączeniu ze skwarem popołudnia, wszelkie kałuże i strumyki zaczęły żwawo parować co sprawiało, że gorąc i zaduch stały się jeszcze bardziej odczuwalne. Ale w pomieszczeniach było chociaż tam chłodniej gdzie działały chociaż małe wentylatory.
Na przykład na biurku Freda w recepcji. Starszy, ciemnoskóry recepcjonista przywitał się spokojnie, nawet wręcz ospale ze swoim “Dzień dobry panienko”. Nie przejawiał za bardzo ani inicjatywy ani zainteresowania gdzie i po co idzie. Lamia więc bez przeszkód wróciła do swojego pokoju. W nim jednak gdy przyszła zastała tylko Carol, chłopaki gdzieś wybyli.

- O, przyszła ta której nie ma. I jak było na wycieczce? - łącznościowiec przywitała się zerkając ze swojego łóżka na nową koleżankę. - Co się tak odstawiłaś? Wracasz czy dopiero startujesz? - zaciekawiła się gdy przyjrzała się wyglądowi sublokatorki dokładniej.

- Ja? - udała zdziwienie, dorzucając zaraz z szerokim uśmiechem. Zrzuciła tobołki na łóżko - Dopiero się rozkręcam. Czwartek to taki mały piątek, nie? Dziś już pełnoprawny piąteczek, to ruszam się poobijać… znaczy mam jedną sprawę do załatwienia na mieście - wyszczerz się jej poszerzył, gdy rozpinała torbę. Wyjęła z niej owiniętą papierem blachę i postawiła na stoliczku w części wspólnej - Ale żeby nie było, pamiętam co wam obiecałam wczoraj, tobie i chłopakom. Dziś wracam przed północą, nocuję z wami. Zakąska jest, wóda też się znajdzie. Mam nadzieję że… lubisz szarlotkę - ostatnie dodała już wolniej, rozwijając papier aby uwolnić zapach jabłek i cynamonu.

- Masz ciasto?! - Carol wyglądała na naprawdę zaskoczoną tym prezentem. Na tyle, że poderwała się z łóżka i podeszła bliżej aby przyjrzeć się znalezisku. Popatrzyła, powąchała, zważyła blachę w rękach i w końcu wzięła je do siebie. - Daj, przetrzymam ci, bo te dwa żarłoki wpadną to zaraz zwęszą i wszystko zeżrą sami. - zaśmiała się wesoło wracając do swojego kojca. - No to niezłe ziółko z ciebie. Ale jak masz wracać nawalona o północy to może zostawmy tą imprezę na jutro? Przecież w takim stroju nie idziesz na pizzę nie? A w ogóle to gdzie i z kim idziesz? - zapytała wkładając blachę z ciastem do swojej szafki i gdy ją zamknęła to popatrzyła ciekawie na nową koleżankę.

- Jutro lecę na koncert, mówiłam ci. Poza tym nie no - przewróciła oczami, wracając do torby i tym razem wyciągając z niej dwie flaszki, które też wręczyła radiotelegrafistce - Nie wrócę nawalona, to by źle o mnie świadczyło, no nie? Trzeba się szanować, dbać o reputację i inne takie historie - zamrugała, wachlując rzęsami - Idę do porządnego lokalu, znaczy spróbuję się wbić na krzywy ryj tak po prawdzie, bo to jakaś kantyna oficerska czy inne gówno. Kasyno, Honolulu. Nigdy nie słyszałam - rozłożyła ręce w geście bezradności - Ale chodzi tam typ którego chcę złapać… no dobra, na drina - westchnęła - Pomógł mi, poza tym ostatnio jak go widziałam to akurat wracał z ekipą z północy. Teraz chcę go dorwać bez jego ludzi, z mniejszą ilością świadków i w bardziej kameralnej atmosferze. Mówią na niego “Mały”, jest kapitanem z Thunderbolts. - zadumała się, w poprawiając w lusterku naściennym niesforny lok - Zżera mnie ciekawość czy prywatnie będzie sztywniakiem.

- Patrzcie ją. Z Boltami po “Honolulu” się rozbija. I to z kapitanem. - dziewczyna prychnęła ironicznie odbierając obydwie butelki i też chowając je do swojej szafki. - Już widzę jak wrócisz o północy i nie nawalona. Mhm. - brunetka pokiwała głową jawną kpiną w uśmiechu gdy widać za grosz nie dowierzała w obietnice nowej. - No to niezła jesteś, jak tak to się nie ma co dziwić, że wiecznie cię nie ma i nie masz co siedzieć ze zwykłymi trepami. - dorzuciła z przekąsem z powrotem lądując na swoim łóżku. - To jak wrócisz rano to powiedz jak było przy obiedzie. - założyła nogę na nogę i wzięła z powrotem książkę jaką miała w ręku gdy weszła Lamia.

- Nie gadaj głupot, co? - saper ją ofuknęła ostro, podchodząc do niej i stając jak kat nad umęczoną duszą - Zwykłym trepom nie piekłabym ciasta, poza tym daj spokój kurwa - mruknęła mniej wesoło, patrząc gdzieś w bok, na wejście do swojego kojca.
- Mówiłam serio wczoraj, o tym zaproszeniu na koncert. Chcesz to dawaj z nami, poznasz moją laskę i przyszywaną siostrę… i parę kumpeli. No i Rude Boya, jeśli jeszcze go nie znasz. - zaśmiała się weselej, kucając obok łóżka Carol - Jeżeli nie wrócę możecie opieprzyć szarlotkę sami i wypić do tego co w szkle chlupie… ale dopiero po północy. Znajdę czas i dla tamtego i… nie lubię snobizmu. To wyprawa grzecznościowo-rozpoznawcza. Coś ci przynieść z miasta?

- Masz laskę? No to teraz nie wiem co powiedzieć… - łącznościowiec w całkowicie cywilnym zestawie ubraniowym złożonym z topu i krótkich spodenek udała, że się zastanawia nad czymś. - Mówić im czy im nie mówić? Jak powiem albo ty im powiesz, to się zaślinią ze szczęścia. Albo frustracji. No chyba, że postanowią walnąć uber - męskiego foszka co też nie jest wykluczone. Z drugiej strony masz alk i ciasto na wkupne to może ich przekupisz tą łapówką… - powiedziała jakby rozważała jakiś problem strategicznego znaczenia. - W każdym razie fajnie, że wpadłaś, nie bój się, przetrzymam ci te fanty do północy a co będzie dalej to się zobaczy. Zobaczę czy te dwa gamonie jakoś mi podpadną dzisiaj czy nie. - powiedziała z lekkim uśmiechem wskazując na ściankę działową jaka dzieliła jej kojec od sąsiada.

- Technicznie rzecz biorąc.. może na razie lepiej im nie mówić. - Mazzi zadumała się nad tym faktem, robiąc w głowie krótką listę tego co się jej przewinęło między nogami od wyjścia ze szpitala i aż westchnęła - Bo jeśli zacznie się temat, będą chcieli go ciągnąć. Żądać opowieści, wyjaśnień. Na razie lepiej niech nie wiedzą że we dwie też lubimy samców, nawet ich wspólnie zaliczamy. - tym razem zrobiła niewinną minę - Albo i oddzielnie, moja pani nie ma nic przeciwko temu abym się bawiła na własną rękę. Szkoda że nie widziałaś jej kolekcji… ma nawet dyby i pręgierz - dodała rozmarzona - A te kajdanki… i obroże. Coś pięknego.
- Dobra, chyba czas już na ciebie. - Carol lekko uniosła książkę na tyle, że położyła ją na czole koleżanki i lekko odepchnęła dając znak, że gada za dużo i nie na temat. - Powiem im, że byłaś i nie wiadomo kiedy wrócisz. A resztę to zobaczę czy będą grzeczni. - powiedziała układając się wygodniej na łóżku i kładąc sobie książkę we właściwej do czytania pozycji.

- Nie wiesz kiedy wrócę? Daj spokój, jeszcze wyjdę na latawicę - saper podniosła się ze śmiechem, kręcąc do tego z naganą głową... a raczej udając że to robi, ale w pewnej chwili palnęła się w czoło - Słuchaj, jakby przyszedł porucznik Rodney i mnie szukał... to nic nadal nie pamiętam, ani niczego nowego nie wiem. Zgłoszę się do niego po weekendzie. Niby dziś mieliśmy gadać, ale... ten weekend zapowiada się za dobrze żeby go psuć - posłała sąsiadce buziaka - Przyjemnej lektury i do potem. Jak nie zapomnę może i tobie sprawię obrożę. Pasowałaby ci. - pomachała jej na pożegnanie, nim z werwą nie opuściła pokoju w trybie natychmiastowym.
 

Ostatnio edytowane przez Driada : 15-02-2019 o 01:57.
Driada jest offline