Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2019, 10:59   #19
Asmodian
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
14 wrzesień, RMS Scythia, Pireus.
Mijając od bakburty archipelag wysp Sarońskich RMS Scythia zbliżała się do portu w Pireusie, powoli, majestatycznie brnąc pomiędzy czarnymi kadłubami mniejszych statków, jachtów i kutrów rybackich, gęsto rozsianych po całej zatoce. Ann i Jack stali już od rana na górnym pokładzie, obserwując brzegi Grecji przy przepięknej, słonecznej pogodzie, grzejąc się i opalając. Opatrunek na ręku Anny był już dużo mniejszy niż dwa dni temu, a rana goiła się bardzo szybko. Anna mogła już z lekkim jedynie grymasem przy gwałtowniejszych ruchach operować zranioną kończyną. Jedynie kilku marynarzy, o ponurych minach zupełnie nie pasujących do pogody psuło ten sielski obrazek.
Brzeg Grecji podobny był nieco do brzegów Nowej Anglii, poszarpany półwyspami, mniejszymi zatoczkami które wcinały się w brzegową linię niczym nóż w masło, miejscami stromy niczym angielskie klify Dover. Całość brzegu udekorowana była niewielkimi, skalistymi wysepkami., o które rozbijały się błękitne, wręcz lazurowe miejscami fale. Tu zresztą kończyły się podobieństwa. Wody Nowej Anglii były ciemniejsze, bardziej stalowe, świadcząc o niższej temperaturze wody, którą zresztą łatwiej było wyczuć w samym powietrzu, ciężkim od okresowych mgieł i niepogody. Zieleń jej brzegów była jednak kojąca na swój zimny, północny sposób. Grecja zaś, była bajecznie słoneczna, a brzegi, brunatne, pokryte skąpą, karłowatą roślinnością, przetykane gdzieniegdzie białymi domkami, wydawały się innym światem. Powietrze, rozgrzane słońcem, suche i palące było jednak przyjemne. Przynajmniej tu, na pokładzie statku, gdzie wciąż wiała bryza od morza. Młoda republika, państwo w tej formie istniejące tu dopiero od niedawna zapraszało jednak otwarcie wszystkich podróżnych, a w szczególności turystów chcących posmakować lokalnych potraw, docenić zalety greckiego słońca i zapoznać się z wielowiekową kulturą, w tym również wspaniałymi pozostałościami z epoki antycznej.
Scythia weszła do portu, łopocząc banderami, a na równie przystrojonym odświętnie nabrzeżu stała orkiestra, hucznie witająca przybyszów z nowego świata, w szczególności zaś ich pieniądze, które rychło mogli wydać w licznych lokalach i atrakcjach Aten.
Pireus przywitał Annę i Jack harmidrem głosów, w obcym, ale przyjemnie brzmiącym dla ucha języku. Ambulans, który widzieli nieopodal przyjechał po Lily. Liczne taksówki stały zaparkowane nieopodal nabrzeża. Zza niewysokich, nieco obskurnie wyglądających baraków, które Anna mogła porównać do nabrzeża w Nowym Yorku, leżały Ateny, rozgrzane w południowym słońcu, wydające się leniwie drzemiące pomiędzy wzgórzami.


[MEDIA]http://zmniejszacz.pl/zdjecie/2019/2/15/14286135_Greece.jpg[/MEDIA]

Kapitan szybko pozbył się problemu w postaci dwójki, a raczej trójki kłopotliwych pasażerów. Policji, którą Anna spodziewała się zobaczyć na nabrzeżu wraz z ambulansem nie było. Najwidoczniej policja w Atenach nie uznała ich za wartych zajęcia się, a może po prostu spóźnili się i za moment policyjny wóz wpadnie na nabrzeże, a policja zechce aresztować ich oboje? W każdym razie, najwyraźniej mogło to poczekać. Jack znów taszczył swoją drewnianą walizkę i swój obszarpany, wojskowy plecak, a Ann patrzyła na swój bagaż. Liczne knajpki wzdłuż nabrzeża pachniały owocami morza, obdrapana, czarna budka telefoniczna zapewniała dostęp do cywilizowanego świata, a taksówki możliwość dotarcia w dowolne, wskazane przez Annę miejsce.
Ann uzyskała informacje od sanitariuszy do jakiego szpitala zostanie przeniesiona jej służąca i spróbowała dźwignąć swoje bagaże.
- Zostawmy to wszystko najpierw w hotelu. - Powiedziała bardziej do siebie niż do Jacka. Emma podobno zarezerwowała im jakiś nocleg teraz trzeba było jedynie do niego trafić.
Niestety, okazało się, że Emma nie zarezerwowała niczego w Atenach, ufając, że Anna poradzi sobie sama. Była w Atenach przed jakimkolwiek listem lub telegramem, który mógłby dojść do Grecji. Być może, guwernantka nie znała też greki.
Jakikolwiek był tego powód, szybkie poszukiwanie hotelu dało pożądany rezultat. Anna za pomocą centrali telefonicznej znalazła odpowiedni hotel, choć miała wrażenie, że to jednak operatorka centrali wybrała hotel z którym połączono Annę.
Anna na razie zdecydowała się na hotel średniej klasy, głównie dlatego że zależało jej na tym by móc zjeść w spokoju posiłek i mieć komfortowy pokój. Nie wiedziała na ile przyjdzie im pozostać w Atenach i czy w ogóle pozostaną tu na długo. Chciała jak najszybciej pomóc Glierowi i wrócić do domu by upewnić się, że wszystko jest w porządku.
Hotel Helios nie wydawał się może specjalnie imponujący, a położony w ciągu kamienic budynek ginął wręcz za pstrokatymi, materiałowymi daszkami chroniącymi licznych podróżnych odpoczywających w barach i restauracjach. Zdawało się, że siedzieli tu niemal sami anglicy i inni europejczycy, a turystyczny klimat czuło się z każdym brzmieniem ulicy, po której furkotały samochody, a co jakiś czas przemykał chodnikiem jakiś spieszący się w cień upalnego południa grek lub turek. Anna zwracała uwagę głównie na tych ostatnich, podobnych do napastników, z którymi los zetknął ich na statku. Ci mieszkający w Atenach ubrani byli w podobne, białe i długie szaty, podobne bardziej do luźnych, kapłańskich szat. Na głowie jednak, zamiast turbanowych zawojów nosili śmieszne, filcowe czapeczki podobne do ściętego stożka, z niewielkim kutasikiem zrobionym z wełny lub jedwaiu. Niemal każdy nosił też coś w rodzaju luźnej kamizelki, zdobionej taśmą na brzegach.
Żaden jednak nie wydawał się być groźny i wydawali się kompletnie ignorować Annę i jej towarzysza, zajęci swoimi sprawami, nawołując się chrapliwymi głosami.
Hol hotelowy był przestronny, zacieniony i przyjemnie chłodny. Consierge pokazał Annie pokoje, kazał hotelowemu boyowi wnieść bagaże i oznajmił, że restauracje otwarte są cały czas i w tych, co znajdują się przed hotelem wystarczy pokazać klucz z zawieszką do pokoju. Pokoje były schludne, czyste, choć brakowało w nich elegancji właściwej drogim i luksusowym hotelom. Pokoje zapewniały jednak prywatność a łóżka wyglądały na bardzo wygodne.
Anna po tym jak odczuła na własnym ciele temperatury w Atenach postanowiła zmienić strój na jeden z letnich kostiumów wybranych przez Emmę. Na szczęście jego założenie było dużo prostsze niż kompletów, które nosiła na co dzień i pomoc Lilly nie była konieczna. Po dłuższej walce poradziła sobie nawet z ułożeniem włosów i upięciem kapelusza z szerszym rondem, chroniącego jej jasną twarz.
Pod koniec była już tak głodna, że potrafiła myśleć jedynie o jedzeniu. Zebrała więc znaleziska z domu Gliera do pasującej do kostiumu torebki i swój lekki pistolet, który udało się jej odzyskać po zejściu na nabrzeże. Pozostawało jedynie znaleźć Jacka i udać się na posiłek.

Hotel Helios, restauracja. Godzina 13:30

Anna miała problemy z poważną rozmową tak długo jak nie pojawiły się przed nią przystawki i dobrze schłodzone wino. Starała się jeść z wymaganą w takiej sytuacji gracją lecz wychodziło jej to z wielkim trudem. Każdy drobny kęs pieczywa namoczonego zaledwie w oliwie prowokował jej ciało do tego by łapczywie pochłonąć zawartość niewielkiego koszyczka. Na szczęście po przystawce głowa powróciła już do tradycyjnego sposobu funkcjonowania. Lockhart pozwoliła sobie na ciche odetchnięcie.
- Już naprawdę obawiałam się, że w porcie czekać będzie na nas policja. - Upiła nieco schłodzonego wina nie chcąc ryzykować tym, że się upije przy pustym żołądku.
Jack bardzo niewiele jadł. Widać było, że cała ta sytuacja na pokładzie statku nieco go przytłoczyła. Jakby winił się za to, że pierwszym strzałem nie zdjął napastnika który posłał Lily do szpitala. Jak siedział, markotny, sącząc powoli wino z lodem - Policja na kontynencie niespecjalnie przejmuje się tym, co dzieje się na statkach. Pewnie mają dużo swojej roboty i nie chcą dokładać nowych. A kapitan dba zawsze jedynie o swój statek - podsumował niefrasobliwość policji i nadmierną reakcję kapitana - Cholera...to nie było potrzebne - mruknął i wypił duszkiem całą lampkę wina.
- Nie powinieneś się obwiniać, to był mój pomysł. - Anna przyglądała się jego opróżnionemu kieliszkowi, w którym obecnie jedynie topiące się kostki lodu. Sięgnęła po karafkę z winem i dolała mu alkoholu. - Jestem… niezbyt nadaję się… na pracodawczynię.
- Hmm...właściwie, jak tak dobrze pomyśleć, nie była to niczyja wina. Lily weszła na pokład i wszystko się poplątało. Ale to dla mnie nowość, że nie tylko ja ryzykuję w takiej drace. Spodziewałem się niebezpieczeństw, ale myślałem, że odpuszczą kobietom - machnął ręką Jack i pozwolił sobie na kolejną lampkę duszkiem, aż zagrzechotał w niej lód - I mylisz się. Jesteś dobrą pracodawczynią. Poukładaną, spokojną. Myślę, że Lily mogła gorzej trafić. To tylko biedna panna z przedmieścia i widziałem, jak ludzie zostawiają takie dziewczyny na ulicy. A u ciebie ma opiekę, dobrą pracę… - Jack odstawił lampkę na stolik.
- W bibliotece strzelali do mnie tak samo jak do ciebie, można się było tego spodziewać. - Anna uzupełniła kieliszek mężczyzny i dała znak kelnerowi by uzupełnił karafkę. - Chciałabym udać się zaraz na komisariat więc uważaj na alkohol. Chyba, że nie chcesz mi towarzyszyć.
Jack uśmiechnął się szeroko - Tak jest szefowo - zażartował - chcę. Po prostu muszę złapać nieco perspektywy i przyzwyczaić się, że nie tylko ja dostanę kulkę w razie draki. Jak będę nużący i marudny, kopnij mnie w tyłek - zaśmiał się ale wypił wino, tym razem jednak powoli je sącząc. Co jak co, ale upał panował nieznośny i nawet przy jego posturze, kilka lampek wypitych na szybko mogło go upić - To, co...deser? - zaproponował
- Tak. Przy tej pogodzie najchętniej zjadłabym lody. - Ann także się uśmiechnęła i pomału dopiła zawartość swojego kieliszka. - A potem komisariat.
- Świetnie...lody to dobry pomysł na ten skwar - Jack miał wrażenie, że zaraz się rozpuści. Skinął głową na kelnera.
Lockhart złożyła zamówienie.
- Jestem ciekawa czy śledzi nas ktoś jeszcze…. i czy Lilly jest bezpieczna w szpitalu. - Ostatnie słowa dodała cicho.
- Miejmy nadzieję ,że tak. Może od razu tam pojedźmy? Glierowi może nie robić różnicy godzina czy dwie - zaproponował Jack.
- Jeśli tylko wyrobimy się do komisariatu… - Anna zawahała się. - Wątpię by udało się to dzisiaj załatwić, ale chciałabym poznać formalności i … dowiedzieć się co właściwie się stało.
- Powinniśmy zdążyć. Ateny to nie metropolia to raz. A po drugie, tu chyba ludzie nieco inaczej żyją. Zauważyłem, że wszystko jest otwarte popołudniu i to do późna. Chyba przez ten upał - stwierdził Jack.
- Czytałam, że w krajach, w których przeważają wyższe temperatury powszechne jest zjawisko sjesty. W najgorętszej porze dnia lokale są zamykane, za to jest to odpracowywane później. - Anna z ulgą przyjęła przyniesione przez kelnera lody i zjadła nieco zimnego deseru.
- Ach...jak w Hiszpani, lub Meksyku. Albo na Dominikanie. Faktycznie. Ma to sens. Po prostu zawsze myślałem, że Europa jednak jest chłodniejsza - złapał się na własnej niewiedzy. I na braku posiadania koszuli z krótkim rękawem, choć szczęśliwie widział po drodze do hotelu jakiś sklep z odzieżą męską.
Anna chciała mu przypomnieć, że Hiszpania też jest w Europie i że Grecja jest na tej samej szerokości geograficznej, ale ugryzła się w język.
- Na szczęście w pokojach jest całkiem przyjemnie. - Lockhart przyjrzała się mężczyźnie. - Naprawdę jestem wdzięczna Emmie za te lekkie sukienki.
- Emma to twoja...służąca? - zainteresował się Jack chcąc przestać myśleć o upale, który dawał mu się ostro we znaki. Już poluźnił krawat, marynarka wisiała na poręczy krzesła a guziki mankietów koszuli były zapięte jak najszerzej się dało
- Dawna guwernantka… obecnie jest majordomusem. - Anna skończyła jeść lody i powoli odsunęła od siebie talerzyk z ułożoną na nim w odpowiedni sposób łyżeczką. - Ruszamy?
- Oczywiście - Jack odstawił pusty talerzyk po lodach i zabrał marynarkę, którą jednak zarzucił jedynie na ramię. Anna zobaczyła, że nie miał zatkniętego pistoletu za paskiem z tyłu spodni, tak jak zazwyczaj robił.
Lockhart ujęła go delikatnie pod ramię nie chcąc go bardziej męczyć ciepłem swojego ciała. Gdy wyszli niby przypadkiem skierowała swoje kroki w stronę najbliższego sklepu z odzieżą męską. Kto wie… może uda się jej namówić Jacka na nieco większe zakupy.

Nim jednak dotarli do postoju taksówek, który wskazał im kierowca odwożący ich do hotelu, Ann skręciła gwałtownie wprowadzając Jacka do całkiem dużego sklepu z garderobą męską i nim ten zdążył zaprotestować rozejrzała się w poszukiwaniu obsługi.
- Co?...eh...skąd wiedziałaś, że potrzebuję koszuli? - zapytał Jack lekko czerwieniejąc, choć miał nadzieję zwalić to na panujący wszędzie upał.
- Nie tylko koszuli… a już na pewno nie jednej. - Ann rozejrzała się po sklepie. Często bywała w takich miejscach z ojcem, choć to miejsce miało swój obcokrajowy charakter. Przyjrzała się uważnie wieszakom szukając odpowiednich rzeczy. - Przydałby się też lżejszy garnitur i to najlepiej jasny… - Obejrzała się na Jacka i przesunęła wzrokiem po jego ciele oceniając strój mężczyzny. - Pewnie jeszcze poszetka i lżejsze buty.
Jack nie oponował, zastanawiając się jedynie, czymże jest poszetka. Jednak wiedział, że opór jest daremny, a poprawa wizerunku mogła mu jedynie pomóc. Wszedł za kobietą między półki z wiszącymi garniturami, zdając się na jej gust w tej materii.
Ann uważnym spojrzeniem oceniła rozmiar jaki Jack może nosić i bez skrupułów pokazywała mu kolejne wieszaki z kompletami, które miał zabrać z sobą do przebieralni.
- Zaraz przyniosę ci kilka koszul. - Podprowadziła go do kotary, za którą najpewniej znajdowała się przebieralnia.
Jack z ulgą zdjął ubranie, które zaczynało się niemalże przyklejać do niego. Nie mógł sobie darować, że najwyraźniej zlekceważył grecki klimat, który okazał się cieplejszy niż myślał.
- Jak oni wytrzymują w tych wełnach i tweedach…- mruknął patrząc na sprzedawcę ubranego nie tylko w koszulę, ale i w kamizelkę i w zapiętym pod szyją krawacie.
Ann przyniosła mu kilka krótkich koszul, głównie lnianych i zajęła miejsce w fotelu naprzeciwko przebieralni.
- Są przyzwyczajeni…. przynajmniej to wydaje się być rozsądne. - Ostrożnie wypięła kapelusz i ułożyła go na stoliku obok, czekając aż Jack się jej zaprezentuje. - Wszystko pasuje?
-Chyba tak… - Jack nieśmiało wynurzył się z przebieralni i obrócił się przed nią kilka razy - sam nie wiem…
- Jeśli ci coś nie odpowiada przymierz kolejny. Ten jest chyba nieco za wąski w ramionach… a chyba nie będziemy czekać na dopasowanie. - Ann przyjrzała się mu krytycznie i musiała przyznać, że Jack ma.. ładne ciało. gdyby była Lily pewnie weszłaby do przebieralni razem z nim, a tak pozostało jej jedynie wygładzić spódnicę.
- No...dobrze - mruknął i ponownie zniknął za zasłoną przebieralni.Po kilku chwilach się wynurzył - Hmm...wyglądam w tym jak jakiś gangster - uśmiechnął się - podoba mi się - chwilę oglądał w lustrze marynarkę.
- Brakuje ci tylko kapelusza. - Lockhart także się uśmiechnęła.
- A ten nie może być? Lubię go - przymierzył swój stary kapelusz. Ku przerażeniu Anny, gryzł się kolorem fatalnie.
- Nie pasuje. - Lockhart nie bawiła się w subtelności. - I chyba jest dosyć ciepły. - Kobieta podeszła do wystawy z kapeluszami i podała Jackowi taki, który wydawał się być odpowiedni.
Pasował jak ulał. Jack był prze szczęśliwy i nie wydawał się już taki spocony jak wcześniej.
Szpital w Atenach, godzina 14:30
Szpital Evangelismos był okazałym budynkiem o zdobionej, odnowionej najwyraźniej fasadzie. Położony w pięknym, niewielkim parku pełnym palm i zielonych, wysokich krzewów zapewniał kuracjuszom odpowiednie warunki do odpoczynku i rekonwalescencji.
Anna dosyć szybko znalazła salę, w której leżała jej służąca. Większość obsługi, zarówno w szpitalach, jak i w hotelach czy urzędach mówiła po angielsku, choć z typowym, nieco zabawnym akcentem.Dziewczyna miała się dobrze, i twierdziła, że lekarz obiecał jej wypis już za niecały tydzień. Ann przytaknęła i rozejrzała się po pokoju oceniając jak wyglądają pozostali pacjenci. Z jednej strony cieszyła się, że Lily nie jest sama, była szansa, że ktoś zareaguje gdyby coś jej zagrażało, choć stan szpitala co najmniej jej nie zadowalał. Zobaczyła kilka plam na płytkach pokrywających podłogi, a prześcieradła powinny być wymienione, a nie po raz kolejny prane i krochmalone. Na szczęście po drodze kupili kwiaty i choć ten akcent nieco poprawiał wizerunek sali.
Lockhart zaczepiła jedną z pielęgniarek i poprosiła ją o kontakt z oddziałową lub ordynatorem szpitala. Szczęście chciało, że obecnie w placówce przebywał ten drugi. Wysoki, starszy mężczyzna, opalony tak, że niewiele różnił się od Greków, okazał się być anglikiem z pochodzenia. Ann rozpoznała go po specyficznym akcencie i szybko dogadała się w sprawie przeniesienia swojej służącej. Z jednej strony cieszyła się, że Lilly ma towarzystwo jednak tak wielkie sale były czymś co antykwariuszce kojarzyło się jedynie z brudem i chaosem. Zapłaciła nieco by służącą przeniesiono do mniejszej, najlepiej czteroosobowej sali i dopiero upewniwszy się, że zostanie to zrobione pozwoliła sobie na opuszczenie szpitala.
Komisariat policji w Atenach, ok. godź 17:00

Niewysoki, dwupiętrowy budynek w obszernej kamienicy był zajmowany przez komendę główną policji w Atenach. Anna szybko przeszła przez stróżówkę, z której oficer dyżurny skierował ją do niewielkiej poczekalni, gdzie zmuszeni byli czekać na policjanta prowadzącego sprawę Gliera. Po krótkiej chwili niepewności w pomieszczeniu przesiąkniętym papierosowym dymem, i popiołem z niedopałków papierosów, porozrzucanych po podłodze i pozostawianych w dwóch metalowych popielniczkach zostali zaproszeni do gabinetu kaprala Ilionasa.
- Dzień dobry. Państwo w sprawie profesora Tibora Gliera? Zapraszam – policjant, niewysoki grek, mający wymięty garnitur, koszulę nie najlepszej już świeżości i równie wymięty krawat, na którym Anna mogła zaobserwować niewielki zaciek po kawie nie sprawiał najlepszego wrażenia swoim wyglądem. Gabinet również, choć najpewniej tutaj przyczyną zaniedbania był chroniczny brak środków budżetowych, przypadłość policji i wszelkich mundurowych służb pod każdą szerokością geograficzną nie wyłączając policji w Arkham. Stare, obdrapane szafki, wyświechtana wykładzina, ołówki na biurku były krótkie, jakby pieczołowicie ostrzone i choć na samym biurku policjanta panował niemal nieskazitelny porządek, bardzo mocno kontrastujący ze stanem jego ubrania, biedę dało się dostrzec od razu.
Anna stąpała ostrożnie nieznacznie unosząc sukienkę by nie ubrudzić jej o zalegające na podłodze śmieci. Lockhart spojrzała na krzesło, na którym najwyraźniej wypadało jej usiąść i poczuła, że bardzo nie chce tego robić.
- Anna Lockhart. - Wyciągnęła dłoń w koronkowej rękawiczce w kierunku policjanta. - Obecnie jestem jedyną rodziną pana Gliera. A to mój towarzysz Jack Grunewald.
- Miło mi poznać - policjant podał wyciągnięte ręce - Pani jest jego rodziną? - zainteresował się patrząc na kobietę ciemnymi oczami - Co mogłaby pani o nim powiedzieć?
- Że za dużo pracuje, za dużo podróżuje, a już z pewnością za dużo pali i pije. - Ann westchnęła ciężko. - To przyjaciel mojego zmarłego ojca. Od wielu lat jest dla mnie jak rodzina i z tego co pamiętam ze wzajemnością. Napisał do mnie, że tu go znajdę.
- Nie wie pani, czym się zajmował? - zapytał spokojnie policjant.
- Badaniami naukowymi. Jest wykładowcą na uniwersytecie w Arkham. - Lockhart odpowiedziała bez zawahania choć w torbie miała dowody na to, że Glier mógł się zajmować nie tylko tym.
- Cóż, liczyłem, że powie mi pani coś więcej. Niestety, z przykrością muszę poinformować, panią panno Lockhart, że profesor Tibor Gliere, nie żyje. Powiesił się w swojej celi, kilka dni temu - ze smutkiem pokiwał głową, wciąż obserwując Annę i Jacka.
Anna otworzyła szeroko oczy i opadła na krzesło, które do tej pory tak ją odrzucało.
- Nie.. niemożliwe. - Spojrzała na policjanta nie dowierzając. To nie mogła być prawda. Czemu Glier miałby popełnić samobójstwo. - Czy to na pewno był mój wujek?
- Niewątpliwie - potwierdził policjant otwierając teczkę, z której na pierwszej stronie pliku papierków zerkało ze zdjęcia niezbyt promienne oblicze Gliera. - Wykładowca Uniwersytetu Miscatonic w Arkham… - policjant przez chwilę czytał dane które Anna znała i mogła bez problemu potwierdzić - Przyczyna zgonu, odcięcie powietrza i uduszenie w wyniku powieszenia. Na ciele liczne ślady samookaleczenia, podobno dosyć powszechne przez próbami samobójczymi, tak twierdzi nasz patolog - podsumował policjant zamykając teczkę. Jack podszedł do Anny, kładąc ręce na jej ramionach i próbując pocieszyć.
- Ja… ale gdyby planował coś takiego… nie pisałby do mnie, prawda? - Anna czuła jak nowa informacja drąży ścieżkę do jej głowy. Glier nie żyje… nie wierzyła. Nie chciała w to uwierzyć.
- Samobójcy czasem zachowują się nieracjonalnie przed śmiercią - wspomniał policjant - naprawdę, bardzo mi przykro. Liczyłem, że pomogłaby pani w śledztwie. Profesor oskarżony był o kradzież pewnego przedmiotu z naszego muzeum, zwanego “Urządzeniem z Karpatos”. Być może było mu aż tak wstyd, że postanowił zakończyć swoje życie. Raczej wykluczamy tu udział osób trzecich - policjant spojrzał na Jacka, jakby oczekując zrozumienia i widząc załamującą się kobietę
- Ja… wiem nad czym ostatnio pracował. - Anna zacisnęła dłonie na sukience, starając się powstrzymać ich drżenie. - Do jego mieszkania w Arkham włamano się i je przeszukano. Nie wykluczałabym udziału osób trzecich.
- Hmm...z przyjemnością wznowię śledztwo, o ile prokurator się zgodzi. Jak długo zamierzacie pozostać w Atenach? Z chęcią spisałbym zeznania pani, i pana, oczywiście - policjant wydawał się zadowolony z informacji dostarczonych przez Annę i najwyraźniej był chętny do pomocy.
- Dobrze… - Anna na chwilę zawahała się. Nie była pewna ile powinna powiedzieć policji. - Nie planowałam jak długo zostaniemy… chciałam pomóc Glierowi… może potem także przy jego badaniach. Czy zostały jakieś notatki?
- Wszystkie rzeczy denata wciąż znajdują się w areszcie, do czasu aż nie zostaną odesłane do rodziny. W tym wypadku, zdaje się odeślemy je na uniwersytet. Możecie je obejrzeć. Dam państwu pismo umożliwiające wgląd w jego rzeczy. Może naprowadzi to panią na jakiś nowy trop, warty zbadania i ułatwi nam pracę - powiedział cicho pisząc na jakimś niewielkim dokumencie nazwisko i imię jakiegoś policjanta i przystawiając na nim pieczątkę, którą mocno i z trzaskiem uderzył o biurko.
- Gotowe. Czy mogę wiedzieć jak państwa znaleźć? Hotel w którym się państwo zatrzymali? - dopytywał podając Annie dokument
- W hotelu Helios. - Lockhart podała mężczyźnie adres przyglądając się dokumentowi. Jej palce nerwowo zaciskały się na papierze, więc przekazała go Jackowi. - Czy wiadomo gdzie się zatrzymał Glier?
- Tego nie mówił po zatrzymaniu - policjant ważył słowa, jakby nie mogąc zdecydować się, czy może takich informacji udzielać Annie, czy nie.
- Byłam ciekawa czy nie pozostawił dla mnie może na recepcji, żadnych wiadomości… zawsze może Pan o to spytać. - Lockhart nie chciała się teraz wykłócać z policjantem. Najchętniej opuściłaby jak najszybciej to śmierdzące, brudne miejsce.
- Będę się z państwem kontaktował, a po spisaniu zeznań, prokurator zadecyduje, co dalej - poinformował policjant - Jeszcze raz, najszczersze wyrazy współczucia - policjant tym razem wydawał się szczery, choć Anna wiedziała, że raczej myślał o dobru śledztwa, niż o człowieku w celi.
- Gdzie mogę obejrzeć rzeczy wuja? - Lockhart wstała z fotela korzystając z pomocy Jacka i na wszelki wypadek oparła się na jego ramieniu.
- Jak wspomniałem, powinny być w areszcie. O ile ich nie odesłano do Stanów - przypomniał policjant.
- Kapralu Ilionas. - Anna westchnęła ciężko. - Nie wiem gdzie znajduje się wasz “areszt”.
- Trzy ulice stąd - policjant wstał i podszedł do okna, pokazując ręką kierunek - pójdziecie państwo spacerkiem do najbliższego skrzyżowania, potem w lewo i będziecie widzieć taki duży budynek, nieco podobny do tej kamienicy, ale z kratami w oknach. Kilka minut drogi. Żałuję, że nie odprowadzę państwa, ale jeszcze mam papierkową robotę, i może złapię jeszcze prokuratora, w waszej sprawie oczywiście.
- Dziękuję… proszę o kontakt jeśli uda się Panu coś ustalić. - Anna dygnęła przed mężczyzną i mocno chwyciła się ramienia Jacka. Miała nadzieję, że rzeczy okażą się nie należeć do jej wujka. Że znajdzie cokolwiek co wskaże na to, że on jednak żyje.
- Na pewno. Miłego dnia państwu życzę - uśmiechnął się lekko i wrócił do swojego biurka pochylając się nad kolejną teczką z dokumentami.
Anna pożegnała się z policjantem i dała się Jackowi wyprowadzić z aresztu. Pękła dopiero gdy minęli przecznicę. Puściła gwałtownie mężczyznę i opadła na pobliską ławkę zasłaniają twarz dłońmi.
- Najpierw Lilly teraz Glier… - Czuła jak łzy spływają jej po policzkach i miała tylko nadzieję, że policjant nie obserwuje ich z okna.
- Naprawdę chcesz to dzisiaj oglądać? - upewnił się Jack biorąc Annę za rękę. Miał nadzieję, że będzie silna ale wiedział, że musi to być dla niej ciężka chwila
Lockhart zacisnęła nerwowo palce na dłoni mężczyzny. Chwilę siedziała pochylona zasłaniając oczy dłonią. Nie mogła uwierzyć, że to wszystko się stało. Czy to przez te sny, które i ją zaczęły nawiedzać? Czy skończy tak samo? Glier… w co on się wmieszał?
- Chcę… chcę się dowiedzieć co go skłoniło do tego czynu… - Ann otarła łzy dłonią ale nie podnosiła głowy by Jack nie oglądał jej w tym stanie. Musiała się opanować.
- Wiem, że to trudne. Pójdziemy, jak będziesz gotowa - Jack siadł obok na ławce, próbując powiedzieć to najbardziej spokojnym i pocieszającym tonem, jaki dał radę z siebie wydusić. Znał starego Gliera i jego śmierć była dla niego przykra, choć pewnie nie tak, jak dla Anny, lub jego ojca.
Anna przytaknęła ruchem głowy i oparła się o ramieniem o mężczyznę. Czując jego bliskość pozwoliła ciału zacząć się uspokajać. Zobaczyła, że na rękawiczkach pozostały ślady rozmazanego makijażu więc starannie złożyła je i schowała do torebki. Lepiej było pokazać się bez nich niż w brudnych. Wydobyła złożoną chusteczkę i pomału ocierała twarz starając się wyrównać oddech. Nie była pewna czy uda się jej nie wybuchnąć gdy zobaczyć rzeczy Gliera. Jednak co dzień czy dwa mogły zmienić?
- Jestem gotowa, powiedziała cicho. - Upewniwszy się, że na chusteczce nie widzi już śladów po makijażu z miejsc, w których nie powinno go być.
 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline