Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2019, 14:31   #56
Dhagar
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Dał znak Ricardo a sam grzmotnął pięścią w maskę. Stracili sprzęt, ludzi i byli zdani na siebie. Deszcz może i utrudniał śledzenie czy tropienie, ale też dawał pewną przewagę. Napastnicy nie spodziewali się, że ktoś może ruszyć ich śladem.
- Prawdopodobnie trójka napastników, użyli strzałek usypiających. Zabrali sprzęt, broń oraz ludzi. Sprawdź czy samochód jest sprawny i może jechać. - odezwał się do towarzysza gdy ten do niego dołączył, sam też spojrzał na wóz a zwłaszcza opony i bak z paliwem. Jeśli przeciwnicy oszczędzili samochód to mogli wrócić do punktu zbornego w mieścinie, by zameldować o sytuacji. Miał jednak obawy, że napastnicy nie byli tak wspaniałomyślni po swoim ataku. On sam z pewnością by nie zostawił wozu w nienaruszonym stanie. O dziwo był sprawny, przez co mógł zgadywać że albo się spieszyli albo nie zwrócili uwagi na niego.
- Wóz sprawny, zatem jak chcesz możesz wracać i dać znać reszcie co się stało. Ja myślę ruszyć za napastnikami. Są obciążeni porwanymi, zatem powinno ich to spowalniać. - rzekł do Ricardo zgarniając porozrzucane rzeczy z drogi i pakując je do samochodu. Wyczyszczone i odsuszone powinny jeszcze posłużyć. - Co zatem robisz?

- Chcesz ich gonić sam? Bez sensu. I co im zrobisz samym nożem nawet jak ich dogonisz? Wsiadaj to pojedziemy do szefa i niech on się martwi. Chociaż… Mówisz trzech? Może byśmy dali radę we dwóch? Myślisz, że jak są daleko stąd? - Ricardo mówił tak szybko jak na stereotyp gorącokrwistego południowca wypadało. Ale wydawał się mieć rozterki moralne i zdroworozsądkowe pomiędzy najłatwiejszym i najbardziej bezpiecznym wyjściem czyli wsiąść w samochód i dać stąd dyla a przy okazji zwalić myślenie na innych a poczuciem więzi z porwanymi kolegami. Może dopiero co zniknęli w leśnej gęstwinie? I jak trzech przeciwników to nie taka duża przewaga na ich dwóch. Z drugiej strony na dwóch mieli tylko jedną lufę a tamci nie wiadomo co mieli. Sytuacja była więc niejasna tak samo jak tutaj w tym wydrążonym w dżungli tunelu jakim sunęła zalana deszczem droga jasno nie było.

- Nożem posługuję się lepiej niż bronią palną. Poza tym w taką niepogodę trudniej będzie im mnie dostrzec. Zapomniałeś czemu mnie najeli? - uśmiechnął się paskudnie i obrócił szybkim ruchem na otwartej dłoni swoim nożem. - Obciążeni zrabowanym ekwipunkiem i dwoma ludźmi, przy takiej pogodzie i przez las? Podejrzewam że mniej niż kilometr. To jak?

- No nie wiem. No może się uda ale jak nie to nas już nikt nie uratuje. - młodym Latynosem zdawały się targać różne sprzeczności. Może mieli szanse dogonić przeciwników ale nie wiedzieli czy to się uda i co się stanie jak już ich dogonią. Gdyby wszystko poszło dobrze no to dobrze ale jakby im się powinęła noga to nikt w Espaniola nie wiedział co się im przydarzyło. Co najwyżej znaleźliby pusty, rozszabrowany samochód na drodze. I nie było wiadomo co wtedy zrobią.

Marcus rozważał jeszcze kilka chwil opcję i w końcu schował nóż do pochwy. Mimo wszystko wsparcie by się przydało, a oni będą wiedzieć gdzie znów uderzyć. Buźka zapamiętał miejsce gdzie byli, ten kawałek i tak potem musieli przejść jeszcze raz przed konwojem.
- Wsiadaj i zjeżdżamy. Wrócimy z paroma dodatkowymi ludźmi. Głupio by było, gdybyśmy ruszyli w pościg, a tymczasem ktoś kto został z tyłu zwinął nam wóz. A jakbyśmy się rozdzielili i ty byś został… zapewne podzieliłbyś los tamtej dwójki. - rzekł w końcu do Ricardo - Damy znać szefom odnośnie drogi i problemów do rozwiązania. Nasi przeciwnicy nie uciekną, raczej na pewno znów ich spotkamy.

- Masz mnie za głupka? Na pewno bym tu nie czekał sam jak kaczka do odstrzału tylko zawijał się po resztę. Ale skoro mówisz, że sam nie chcesz a we dwóch nie ma sensu to spadamy. - Latynos prychnął nieco ironicznie na pomysł, że miałby zostać sam w tej głuszy. A ponieważ wyprawa w trzewia wrogiej dżungli mu się nie uśmiechała sama w sobie to gdy towarzysz z niej zrezygnował tym bardziej nie palił się aby go od tego odwodzić. Nawet dało się wyczuć pewną ulgę w jego słowach i zachowaniu. Szybko powrzucał rozrzucone po drodze i poboczu bagaże, przynajmniej te najważniejsze po czym równie szybko wskoczył za kierownicę, po paru standardowych zgrzytach uruchomił pojazd, energicznie zawrócił i odjechał od feralnego miejsca.

Droga do Espanioli była szybka i krótka. Albo tak im się wydawało. W każdym razie na pewno można było odczuć podwójną ulgę: raz gdy wyjechali z ciemnego tunelu dżungli na otwartą przestrzeń a drugi raz gdy wjechali w zabudowę Espanioli oznaczającą granicę dominium człowieka i jego cywilizacji. Sprawnie zajechali przed lokal w którym zatrzymała się większość grupki. Przed lokalem, pośród innych, widać było dwa pojazdy należące do konwoju Federatów. - Dobra, to ty się znasz, to ty z nimi gadasz. - powiedział Ricardo gdy wysiadali z samochodu Lamay’a bez Lamay’a i jego pilota. Wewnątrz lokalu panował całkiem spory ruch, zapewne przez ten deszcz jaki niezbyt zachęcał do bytowania pod chmurką. Wśród wielu zajętych stolików dało się wypatrzeć dwóch ludzi z ich konwoju. Akurat z tej samej furgonetki jaką wcześniej jechał “Buźka”. Reszty załogi furgonetki, szefa konwoju i jego szofera czy kim on tam był nie było widać.

- Nie rozpijaj się zbytnio. Możliwe że z samego rana wyruszymy przed konwojem znów. - rzekł do Ricardo gdy wychodzili z samochodu. A potem skierował się do stolika zajmowanego przez ich towarzyszy.
- Mam raport z trasy i problem do rozwiązania. Gdzie szef? - odezwał się do nich z zapytaniem.

- U siebie, w pokoju. A gdzie reszta? - siedzący za stołem kierowca furgonetki odpowiedział i zapytał patrząc pytającą na połowę składu jaka po obiedzie opuszczała ten lokal bo brakującej dwójki coś nie było widać aby pakowała się do lokalu.

- Będzie nam ich brakować. Wpadli w łapy lokalnych gdy sprawdzaliśmy podmyty szlak. Rozważam wycieczkę i zapolowanie na napastników, jeśli dostanę małe wsparcie. - odparł i wyprostowawszy się spojrzał po lokalu. - Który pokój ?

Słowa zwiadowcy wyraźnie zbiły z tropu, nawet zaniepokoiły towarzyszy. Został z nimi Ricardo który zaczął żywo opowiadać co im się przytrafiło podczas wycieczki opustoszałą i zdewastowaną drogą a na Marcusa spadło zdanie relacji szefowi karawany. Obydwaj załoganci furgonetki pokierowali go do odpowiedniego pokoju. Tam po krótkim sprawdzeniu przez ochroniarza szefa został przyjęty przez szefa.

- Jakie wieści przynosisz? - zapytał szef czekając na raport. Jak na człowieka szlachetnie urodzonego, nawet w prywatnym pokoju był ubrany w elegancką koszulę a na biodrach miał pas z kaburą. Krok za plecami “Buźki” w dyskretnym milczeniu stał ochroniarz szlachcica mający go na bacznej uwadze.



- Droga jest do przejechania, choć powoli i uważać należy. Zwłaszcza że teraz deszcz pada i może doprowadzić do nieprzewidzianych obsuwisk. W każdym razie gdy będziemy przekraczać ten odcinek i tak bym wysłał kogoś przed wozami, by prowadził całość. - odparł rzuciwszy kątem oka spojrzenie na ochroniarza, po czym kontynuował. - Straciliśmy dwóch ludzi porwanych przez tubylców prawdopodobnie, gdy we dwóch z Ricardo sprawdzaliśmy trasę. Zgarnęli ich, sprzęt i zniknęli w lesie. Zdecydowałem przekazać informacje o trasie najpierw, zamiast ruszyć za nimi w pogoń. Ale z chęcią na nich zapoluję by odzyskać utracone mienie, poza tym chyba lepiej usunąć ewentualne zagrożenie.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline