Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2019, 00:48   #57
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 14 - VIII.31; popołudnie

VIII.31; popołudnie; droga na pd od Espanoli




Marcus



- Ach tak. - szef karawany przyjął relację z wyprawy rozpoznawczej z zastanowieniem. Szybko jednak podjął jakie należy przedsięwziąć kroki. - No cóż, nie możemy sobie pozwolić aby miejscowe pospólstwo ośmielało się podnieść rękę na własność szlachetnie urodzonych. - uniósł do góry palec aby podkreślić ten fakt. Podszedł do krzesła i zaczął przypinać swój rapier o ozdobnej rękojeści i dał znak aby zwiadowca poczekał na dole i zebrał tam wszystkich. Niedługo potem szef karawany zjawił się w sali głównej lokalu razem ze swoim milczącym pracownikiem który jednocześnie był jego kamerdynerem, szoferem i ochroniarzem.

- Obawiam się panie i panowie, że czeka nas trochę dodatkowej roboty. - zaczął sir van Urk gdy chyba wszyscy jego karawaniarze już czekali przy stole razem z Marcusem, Ricardo i resztą. Dwaj zwiadowcy już nieco zdążyli naświetlić co się stało podczas badania trasy na południe więc co nieco można było się domyśleć po co zebrał ich szef. Szef zaś jak na miłościwie panującego władcę uczciwie przydzielił każdemu zadanie odpowiednie do jego funkcji i miejsca w hierarchii.


---



- Kurwa, przestało padać i żrą jak głupie. - mruknął jeden z karawaniarzy wysiadając z wozu. Rzeczywiście deszcz przestał padać chociaż nadmiar wilgoci nadal skapywał z liści, gałęzi albo chlupotał pod nogami. Nie myślała też zniknąć woda jaka zerwała część drogi. Droga nadal była częściowo zalana, zerwana i podmyta tak samo jak nie tak dawno zostawiali ją za tylną szybą osobówki dwaj ocaleli zwiadowcy. Wilgoci było aż za dużo. A, że skwar ani myślał ustąpić robiła się duchota jaka sprawiała, że trudno było oddychać w skóra momentalnie pokrywała się grubymi kroplami potu. Wspomnienie deszczu teraz wydawało się być rześkie i przyjemne. Zwłaszcza, że całe to pełzające i latające tałatajstwo dotąd spacyfikowane przez deszcz, zerwało się z łańcucha i zaczęło kąsać dwunogie wory krwi.

Polecenie szefa było jasne i konkretne: znaleźć, odbić i zrobić porządek. Ku temu zadaniu wydzielił właściwie wszystkich ludzi jakimi dysponował w Espanioli czyli wóz Lamay’a jakim obecnie znów kierował Ricardo a za pasażera miał “Buźkę” oraz furgonetkę wraz z trzyosobową załogą jaką wcześniej jechał człowiek z Kill One. Razem więc była ich szóstka i mieli dwa pojazdy. Sam szlachetnie urodzony postanowił podziałać na miejscu czyli spróbować zorganizować jakieś wsparcie wśród miejscowych. Ale, że wynik był niepewny i nie wiadomo było ile czasu to zajmie dlatego swoim podwładnym nakazał ruszać bezzwłocznie. No i tym sposobem wrócili na miejsce zdarzenia.

- Dobra. No to jesteśmy. To co dalej? - zapytał jeden z ludzi furgonetki rozglądając się niepewnie po złowrogo bezludnych, wilgotnych i ciemnych ścianach dżungli.

- Ja i Greg zostajemy przy samochodach. A wy idźcie po naszych. - Kennet, kierowca i właściciel furgonetki nie zamierzał zostawiać samochodów bez opieki. Przy tak małej grupce dwóch ludzi i kierowców pozwalało na pewien kompromis między tym co mieli a co by się chciało mieć.

- To wiesz gdzie poszli? To prowadź. - Ricardo popatrzył na Marcusa dając mu tym znać, że czas przystąpić do właściwej części zadania ratunkowego. I właśnie na niego spadło zadanie poprowadzenia pościgu. Zadanie nie było takie łatwe. Deszcz w naturalny sposób zatarł wiele a sporo zmyła woda w tysiącach kałuż i strumyków jaka pokrywała ten ziemski padół. Dżungla też nie zapowiadała się na lekki do rozpoznania teren. Ale na początku, tam gdzie była droga, pobocze i jeszcze mniej więcej pamiętał gdzie należy szukać śladów szczęście się uśmiechnęło do “Buźki”.

Odnalazł miejsce gdzie z drogi prowadziła większość śladów. Na błocie i trawie były jeszcze dość wyraźne choć w większości były już zalane wodą i zdeformowane przez krople deszczu czy mini potoki jakie się przez nie przelewały. Ale udało mu się odnaleźć ten trop. Mógł stwierdzić, że było ich około pół tuzina z czego pewnie też należało doliczyć dwójkę porwanych karawaniarzy. Obecnie jednak mieli już taką przewagę, że pieszo nie mieli szans ich dogonić no chyba, że zatrzymaliby się gdzieś na postój.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline