Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-02-2019, 12:58   #17
Kata
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację

** Cisza przed burzą **

Leżąc wciąż przykuta zerkała po swoim towarzystwie w niedoli, a myśli akompaniujące podobnemu drowom, wzroku czerwonych ślepi sączyły się bardzo ostrożnie. Shuushar Przebudzony, dziwny kuo-tua, zachowywał się na tyle nienaturalnie w jej oczach że nie chciała mu zaufać. Tabaxi musiała maskować to jak na jego widok burczało jej w brzuchu. Jakaś jej część nabierała apetytu za każdym razem gdy patrzyła w stronę ryboluda. Sprawiało to pewien dyskomfort bo Lyssa nigdy wcześniej nie zjadła inteligentnej istoty i być może nawet sam Shuushar zauważył jak oblizała się patrząc na niego.
Stołek był bardzo pocieszny, przypominał Lyssie że zawsze chciała mieć własne zwierzątko. Tylko traktując go na tym poziomie sprawiał pozytywne wrażenie, gdyż nie mogła podchodzić do niego jak do inteligentnego stworzenia. Kolejni byli Krzaczór, Kępa i Jimjar. Podziemne gnomy nie zyskały jej sympatii z powodu szaleństwa, a także próby ugryzienia jej przez jednego z nich.
Wobec Bupiddo, Księcia Derendila, Ronta i Eldeth była obojętna i nie miała o nich żadnego zdania. Nie wydawali się groźni, ale oczywiście im też nie ufała. Sprawa zaufania była prosta w wypadku Saritha, temu nie ufała ale też widziała w nim pewien bystry umysł. Drow mierzył swoje siły na zamiary i mimo że wydawało że się poddał, nie dał po sobie przynajmniej poznać by był zniszczony całą ich obecną dramą. Leshana, Cefrey i Aelin były Tabaxi zupełnie obce, i nie wiedziała co o nich myśleć. Lekką zazdrość budziło atletyczne ciało Aelin, która jak na elfkę wydawała się niesamowicie silna. Zak wydawał się ciekawą postacią ze względu na niecodzienny wygląd, ale poza tym nie zamieniła z nim ani jednego słowa. Ostatecznie najbardziej ufała chyba Daerdanowi, jasnemu elfowi który był razem z nią podczas igraszek Ilvary i który powstrzymał ją od krzyku podczas pochodu przez podmrok. Jednak los podzielił ich i nie zamienili za wiele słów nim wydarzenia obrały bardziej wartką ścieżkę...

** Jorlan, śmierć Stołka i skrzydła wolności **


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=PZWqOO_SCSs[/MEDIA]

Kulejący drowy wpadł do ich celi i nożem zaczął znęcać się nad Zakiem. Akurat w momencie gdy wszyscy zaczęli spiskować nad ucieczką. Lyssa chciała krzyknąć by go zostawił, ale najzwyczajniej strach złapał ją za gardło. Źle czuła się w tej bezradności, w zasadzie nigdy wcześniej nie czuła się tak zależna od czyjegoś widzi mi się. Jej 'ojciec' chociaż despotyczny, miał jakieś limity i nie była mu zupełnie obojętna. Zak jednak żył, choć to co zrobił mu Jorlan wyglądało potwornie. Nie zdążyli zachłysnąć się jednym koszmarem, gdy nie dołączył do niego kolejny.

Stołek nie zasługiwał na taki los i choć część duszy Lyssy gardziła jego oderwaniem od rzeczywistego świata, to wciąż był sympatycznym płomyczkiem w drowich zgliszczach. Wszystkie emocje które zalewały jej umysł były tak realne i tak okropnie brutalne. Czuła się jakby przeżyła własną śmierć, ale wciąż oddychała. Kocie oczy dziewczyny patrzyły jeszcze na drżące pośmiertnie łapki Stołka.

(Gdzie jest teraz? I co czeka nas po śmierci? Udanej wędrówki, Stołku.)

Potęga magii o której Lyssa nie miała najmniejszego pojęcia, a jednak z którą styczność miała całe życie rozświetliła ich jaskinie i skonsumowała ciało martwego mykonida. Wielkie i dziwaczne stwory w wielu aspektach przypominające ptaki, a jednak jakieś potworne i zdegenerowane były ostatnim czego kocia dziewczyna chciała zaznać zaraz przed śmiercią. Trzymając łańcuch kajdan tak by móc się zasłonić przed nagłym atakiem i z wciśniętym w ścianę grzbietem siedziała cicho mając nadzieję że bestie jej nie zauważą. Z trudem powstrzymała się od piśnięcia w lęku gdy jedna z nich spojrzała wprost na nią i nazwała smakołykiem. Ona - malutka i niewinna, podczas gdy było w celi wiele smaczniejszych osób! Nie wiedziała czy to pech, ale jakoś nie była w stanie się skupić na takich dywagacjach. Czemu jednak stwór nazwał ją "Pomiotem demonów"?

W całym tym nieszczęściu, tyle szczęścia miała że owe bestie za ważniejsze uznały dołączyć do jakiejś wielkiej walki która gorała na zewnątrz. Krata pękła, serca zamarły, zaś Zak wstał i samą surową mocą rozbijał kajdany więźniów. Lyssa lękała się trochę magii, jednak nie mogła nie szanować jej potęgi, gdy kolejna błyskawica zerwała jej łańcuchy. Być może powinna podziękować, lecz zaskoczenie i nadmiar emocji jakie się w niej gotowały onieśmieliły kocicę. Wciąż się bała, czuła jak drżą jej nogi i ręce gdy sięgała po zatopiony w pyle płaskownik który wykorzystała by pomóc w uwalnianiu kolejnych więźniów. Napuszony ogon zatańczył ósemkę w powietrzu, w nerwowej niepewności. Nie licząc Stołka którego wykorzystano do jakiegoś potwornego rytuału i nie można było go już nawet pochować, wszyscy mieli przed sobą tak bliską i odległa na raz wizję wolności. Pojawiła się jednak nadzieja, która podsycana przez dni cierpień i udręki wybuchła zwielokrotnioną siłą. Teraz, albo nigdy.

Więźniowie jednak zachowywali się tak jakby już byli wolni, a droga przecież jeszcze długa. Śmiechy, figlarne spojrzenia, wspominki, wesołe komentarze i ogólna współpraca były wszystkim tym od czego Lyssa się odłączyła. Przycupnęła w kącie celi, słuchała i patrzyła. Daerdan spojrzał wprost na nią gdy wspomniał o otwieraniu zamków, na co Tabaxi zastukała niespokojnie ogonkiem po podłożu.



(Skąd on o tym wie? Czy zauważył.. a może się domyślił?)

Lyssa nie przyznawała się do swoich złodziejskich umiejętności, bo jakoś nie chciała być z nich znana. Formująca się grupa uzbrojonych w jakieś zdobyte nie wiadomo skąd uzbrojenie więźniów, zaczęła szykować się do ucieczki. Tabaxi nie miała żadnej broni, poza pazurkami, a jedyną jej własnością była mała spetryfikowana mysz. Dziewczyna opadła na kolana by wyjąć ją z ukrycia. Nie wiedziała po co jej ona, ale nie mogła być gorsza, skoro każdy miał coś swojego.

Stanęła nieśmiało z tyłu, patrząc jak zbuntowani więźniowie wychodzą za Zakiem.

- W stalaktycie Ilvary są nasze rzeczy, musimy się tam dostać… - Powiedziała nieśmiało Lyssa z końca rozgrzanego tłumu skazańców. - I chyba da się stamtąd wyskoczyć do tego jeziora..

Nie miała póki co lepszego planu niż podążać za grupą i starać się unikać kłopotów. Ostatnie dni mocno przydeptały jej ego, ale jeśli dzięki całemu temu zamętowi wymknie się drowom, warto było spróbować.

.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun

Ostatnio edytowane przez Kata : 16-02-2019 o 13:05.
Kata jest offline