16-02-2019, 13:28
|
#171 |
Dział Fantasy
Reputacja: 1 | Przystań
Eryastyr ustawił się w pozycji strzeleckiej bliżej brzegu. Wioślarz odpowiedział na ostrzał trafiając elfa krótkim bełtem, który wszedł między kolcze kółka nisko na brzuchu. Tym samym mężczyzna dorobił się drugiej tego popołudnia dziury w ciele.
Posłana w rewanżu strzała dosięgnęła celu i sprawiła, że wioślarz nakrył się uszami. Elf stracił go z oczu a łódź niespiesznie dryfowała z prądem.
Uwalniające jeńców kobiety przeszły tuż obok rannych porywaczy. Ci w pierwszym odruchu chyżo odczołgiwali się od pomostu mimo pocisków sterczących z ciał, lecz gdy dotarło do nich, że nie są ścigani wstali i w dążeniu do ukrycia się ruszyli między chaty na przystani rozglądając się lękliwie.
Wśród jeńców nie były wyłącznie kobiety. Jednym z nich był nastoletni chłopiec o bujnych, ciemnych lokach. - Miałem worek na głowie - wyjaśnił młodzian najzrozumialej ze wszystkich jeńców. - Nie wiem - wydukał zdając sobie sprawę, że głosy może by rozpoznał ale bez tego mógł tylko wprowadzić ratującą go kobietę w błąd. - Ale odkąd wyszliśmy z tej szopki zrobiliśmy dziewięćdziesiąt kroków i skręcaliśmy dwa razy w prawo.
Benedykta i Coruja, biorąc pod uwagę kierunek, z którego prowadzono jeńców nie były przekonane gdzie mogło znajdować się miejsce ich przetrzymywania. Niewątpliwie było to jednak w okolicach strażnicy lub placu.
Tymczasem rodzina postrzelonego mężczyzny w pośpiechu starała się zabrać go z miejsca strzelaniny. Jego żona wykazała się nie lada odwagą zmuszając swe dzieci do oczekiwania w cieniu a sama wybiegła, by pomóc rannemu przedostać się z dala od pomostu. Narastający tumult z południa informował, że dzieje się tam coś złego. Południowa brama
Olgierd pierwszy wsparł Halarda w odblokowywaniu bramy. - Wskakuj, może zdążysz ich ostrzec - powiedział odrzucając sztabę i wskazując na wierzchowca. - Jesteśmy za tobą - dotarło jeszcze do jego uszu.
Nie widział autora słów, bo wzrok skierował na południe. Tego, co stało się chwilę później też nie widział.
W drodze na cmentarz rzucił okiem na atak nieumarłych. Kapitan sumiennie się przygotował do swego zadania wnioskując po oparach unoszących się z okolicy muru. Brzęczały cięciwy. Obrońców była jedynie garstka a atakujących w ciemności nie sposób było dostrzec z dystansu.
Harald nie dostrzegł także mających podążać za nim morrytów.
Gdy rycerz dotarł na cmentarz Liz leżała bez głowy na poświęconej ziemi. Strzępy skóry i mięśni sugerowały dekapitację z ogromną siłą. Rycerzowi kiszki skręciły się od tego widoku. Nogi stały się nieco niestabilne. Choć nie zdążyła stać się dla niego nikim ważnym odezwały się w nim wyrzuty sumienia. - Kryj się, głupcze! - Syknął do Haralda otrzeźwiająco Mormił, skryty za strzelistą kapliczką. - To wampir. Miałem szczęście, że to na nią spadł najpierw. Objąłem cmentarz specjalną modlitwą. Nie mogę się teraz poruszać. Póki nie drgnę on tu nie wejdzie. |
| |