Zaczęło się zamieszanie i Santiago z żołnierzem pognali przez bród. Do podnóża wzniesienia dotarli bez przeszkód, jednak dalsza droga konno byłaby zbyt ryzykowna. Zaatakowani magicznym ogniem napastnicy zaczęli uciekać, dlatego można było porzucić pierwotny plan ostrożnego podchodzenia w górę.
- Vamos! Czas przekonać się, z kim mamy do czynienia. - rzucił do towarzysza i zaczął bieg w górę. Zamierzał wziąć tamtych żywcem, o ile się poddadzą. Jeśli jednak stawią opór, to żywy przyda się tylko jeden z nich.