18-02-2019, 12:18
|
#70 |
Dział Fantasy
Reputacja: 1 | - W sumie, to nie - odparł Jesse rezolutnie na zaczepkę Luke’a Wraxlera. - Myślałem, że trafię na Felixa. Starsi mówią, że to cud. Że nas wyciągnął na brzeg.
Jesse zauważył minę Luke’a gdy wspomniał o cudzie. Syn burmistrza wyglądał jakby nad czymś się poważnie zastanawiał. - W piekarni go nie ma – stwierdził i otworzył drzwi – Podwieźć cię gdzieś, młody?
Jesse wzruszył ramionami. - Miałem wejść do sklepu pana Wonga po drodze do domu.
Już w drodze Jesse zdecydował się na jeszcze jedno podejście. - Nie wiesz, gdzie Felix może być? Do szkoły też nie przyszedł, pani od bioli mówiła, że wezwie jego rodziców.
- Mieszka na Pine Street, w starym drewnianym domu na końcu ulicy, tam powinieneś go szukać - odpowiedział Wrexler po czym spojrzał na chłopca zdziwiony. - Ale on nie ma rodziców. Jego matka zginęła w wypadku kilka lat temu.
Chłopiec tylko skinął głową. Do końca podróży tylko odpowiadał zdawkowo na zaczepki Luke’a. Gdy zatrzymali się pod sklepem z importowanymi bibelotami podziękował za podwózkę i pożegnał się.
Sklep pana Wonga mieścił się przy głównej ulicy pośród budynków mieszkalnych. Innych sklepów było w najbliższej okolicy kilka, ale takiego jak ten wcale. Z witryny spoglądał na przechodniów na pierwszy rzut oka milutki miś niemal ludzkich rozmiarów. Uważniejszy obserwator dostrzegłby jednak w mig, że pluszak ma przyszyte prawdziwe pazury. Takie i inne dziwadła można było dostać w sklepie dojrzałego azjaty, poza zwykłymi gadżetami popularnymi wśród młodzieży jak lepkie łapki, kulki z kauczuku czy różnokolorowe sprężyny. Ostatnio pojawiły się tam nawet kostki rubika.
Jesse pchnął przeszklone drzwi, usłyszał nad głową dzwonek. Na dziale z przebraniami zaczął wypatrywać poszukiwanej maski pani z loczkiem.
Na stoisku zauważył maski Spidermana, Batmana i Hulka oraz kilka halloweenowych upiornych przebrań, ale porcelanowej maski kobiety tam nie było. Pan Wong, niski, chudy Azjata po pięćdziesiątce widząc Jessiego uśmiechnął się i wyszedł zza lady. - Dzień dobry – odezwał się łamaną angielszczyzną. – Szukasz czegoś konkretnego chłopcze?
- W sumie, to tak - zełgał, bo jedyne co miał w głowie to jak najszybciej opuścić sklep, skoro tylko został zaczepiony. - Jest taka książka “Przypadki pewnego chińczyka” i tam pisało o wyrobach z porcelany. Że to niby taka sztuka i że się maski robi też, jak na bale - wysławiał się Jesse niedbale zakłopotany sytuacją.
Wong wyglądał jakby nie za bardzo zrozumiał o co chłopcu chodzi, ale nie przestawał uśmiechać się przyjaźnie. - Interesuje cię porcelana? Na prezent? Mam filiżanki, sosjerki, talerze. Żadne tam podróbki, prawdziwa chińska porcelana, ręcznie malowana – zaczął zachwalać swój towar.
Jesse odetchnął głębiej. - A po ile filiżanka? Na dzień mamy szukam, lubi siąść wieczorem i spokojnie wypić herbatę.
Chłopiec grzecznie wysłuchał odpowiedzi i podziękowawszy wyszedł ze sklepu. Ten trop nigdzie nie prowadził.
Nie chcąc nadwyrężać cierpliwości rodziców wrócił prosto do domu. Miał zająć się siostrą, wieczorem rodzice wychodzili na towarzyskie spotkanie pracowników ratusza. |
| |