Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-02-2019, 20:59   #68
Johan Watherman
Moderator
 
Johan Watherman's Avatar
 
Reputacja: 1 Johan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputacjęJohan Watherman ma wspaniałą reputację
Leif mógł przyzwyczaić się do faktu, iż każdej nocy śni. Lecz dzisiejsze sny były inne. Przypominały mu dawne lata, kiedy jeszcze był śmiertelny. Te sny były jak majaki, gdy leżał w gorączce po wyjęciu strzały z golenia, jawa mieszała się ze snem, gorącem, utratami świadomości i ludźmi którzy zastanawiali się czy dożyje poranka.
Śnił o płomieniem wypisanych symbolach. Widział jak święta magia upada wraz z wiekami. Pierwsze zachwiania, nieudane ceremonie, upadła moc. Widział też śmiertelnych, oni nie byli pobłogosławieni darem run przez Odyna. Znaki były w ich rękach zawodne, słabe, niczym echo potęgi, przesąd w którym ledwo tli się iskra mocy.
Śmiertelni próbowali przyjąć runy do siebie, żywić je samym sobą. Chociaż w ten sposób dostępowywali łaski. Jednak ich ciała były kruche, duch słaby, rozum miękki. Leif nigdy nie zastanawiał się nad tym, wieki temu ważniejsze były zwierzęta, dzicz, bój. Słabi śmiertelni przemijali, jak nieszczególnie istotni aktorzy w wielkim spektaklu spokrewnionych. Teraz czuł ich desperację, pragnienie wiedzy.
I jak każdego z nich pożerały runy, zostawiając spalonego ducha w popiołach szalonego umysłu.
Po latach, przyjęcie run do siebie były jedyną metodą. Krew Leifa była silna, lecz i tak paliły go do wnętrza. Pokazywały mu ogień, zimę, znaki tak splątane, że miał wrażenie, iż jego mózg zwija się na supeł. Wielkie góry, szczyty, zderzenia ognia i wody z którego powstaje ziemia. Widział gigantów. Czarne niebo, gwiazdy.
Stał na wzgórzu, pośród gwiazd.
- Wreszcie się dzwoniliśmy.
Szczery, uroczy śmiech Frei rozbrzmiał w ciemności. Bogini wyglądała wspaniale. Gdyby miał ją opisać, nie umiałby. W takich chwilach człowiek rozumie jak wielki dar drzemie w artystach, dlaczego nie mogą po prostu, po chłopsku czegoś opisać, tylko uciekają w pieśni, w muzy…e instrumentalną, zwariowane obrazy i poematy. Piękno, tajemnica i majestat bogini wymykał się trzeźwemu umysłowi, tylko serce w pełni go rozumiało.

***

Syn eteru postanowił już więcej nie spać tej nocy (chociaż wydawało się mu, iż kilka razy jednak stracił przytomność. Było to za dużo dla Niemca. Brak snu miał też swoje zalety. Mimo, iż śmiertelnie zmęczony ) Klaus uporządkował wiele spraw.
Znalazł chwilę na sprawdzenie poczty elektronicznej. Poza nieszczególnie ciekawmy e-mailami w postaci wszystkich subskrypcji i innych zmian polityk prywatności, których to z czystym sumieniem nie mógł wrzucić do spamu, a które de facto spamem były, Klaus odnalazł list od jednego ze znajomych, młodych fizyków. Albert obronił doktorat rok temu, był uzdolnionym, śpiącym naukowcem. Właśnie podesłał Klausowi, po przyjacielu, artykuł do przejrzenia.
Pobieżne przyjrzenie się zawartości napawało niepokojem. Z czysto naukowego punktu widzenia, Klaus powinien się cieszyć. Młody naukowiec postulował bardzo wydajną metodę zmian prędkości fazowych światła w ośrodkach materialnych. Do tej pory wszystko było zwyczajne, lecz na sam koniec niemal bezpośrednio dowodził, iż tym samym aparatem można zmienić prędkość światła w próżni powyżej stałej, stabilizowanej wartości.
Jako naukowiec, Klaus się cieszył. Jako człowiek, niepokoił. Za takie coś chłopaka zniszczą. Zaprzepaści karierę, zaprzepasći swoje szanse na zmianę nauki i do tego zbłaźni się. Być może będzie trzeba to zredagować, zasugerować mu łagodniejszy ton lub ogłaszanie tych sensacji w kilkuletnim planie.
I gdy tak Klaus myślał o tym, że taka jest rola jego jako Naukowa, pokierować naukowcami, jakaś niewidzialna szpilka ukuła go w serce. Co tak naprawdę światło, fizyka, nauka obchodzi tych ludzi? Czy od złamania technokratycznej przyczepności poznana prostytutka będzie musiała obsłużyć mniej klientów? Przywróci jej to godność? Czy zatrzęsienie światem nauki sprawi, iż ta młoda, bezdomna dziewczyna nie umrze podczas nastycznej zimy?
Marność, wszystko marność.
Aby trochę zabić myśli i przezwyciężyć sen, Klaus rozpoczął zakupy. Szukając sejfu, natknął się na kilka pożytecznych informacji. Iż dobry sejf powinien być przymocowany do ściany, na najlepiej wmurowany. Iż najsłabszym punktem większości produktów jest zwyczajny, zapasowy klucz – zamek jest dość prosty do otwarcia wytrychem. Wgłębiając się w temat, Klaus coraz bardziej dochodził do wniosku, iż włamywacza można tylko spowolnić.
Lub zamontować Śmiercionośny Laser Nagłej Śmierci atakujący intruzów.

***

Mervi gorączkowała w nocy. Sama nie wiedziała czy to kwestia wzmożonego stresu zmieszanego ze zmęczeniem, odstawienia prochów, braku sny czy tego wszystkiego razem. Na domiar złego, bolała ją głowa. Ból nie był mocny, przypominał raczej te znajome odczucie po nieco zbyt bardzo zakrapianej imprezie, lecz był tak samo irytujący i ciągły.
Obudziła się dość wcześnie, wciąż lekko niewyspana, lecz już po prostu nie była w stanie dalej spać. Ledwo rozchylonymi oczami dostrzegła Tomasa przygotowującego się chyba do wyjścia. Albo tak mocno spała albo eutanatos skrada się jak kot. To drugie jakoś bardziej pasowało jej do wizerunku gospodarza.
Acz fakt, iż gdy ledwo tylko otworzyła oczy, powiedział jej dzień dobry, był odrobinę niepokojący. Chociaż… Była u niego w domu. Nawet jeśli dom nie był prawdziwym sanktuarium, każdy mag czuł się we własnych progach pewnie, a wraz z pewnością wyostrzała się magya. Mervi miała to samo gdy zaatakowano ją we własnym domu.

***

Patrick był padnięty. Prawdziwie zmęczony, wyczerpany i wyssany z życia. Był też twardym gościem, co bardzo dobrze zna ten stan, toteż wstał rano rześki, bez zbędnych problemów natury zdrowotnej. Wyspany, z jednym umysłem, trzeźwym osądem oraz myślami kotłującymi się w głowie.
Dziewczyna o burzowych oczach. Kształt który nie powinien istnieć. Przerażenie Iwana. Z perspektywy czasu zdał sobie sprawę, iż staruszek musiał przed nim coś ukrywać. Jeśli tylko chociaż częściowo reputacja dochowanego była prawdziwa, a musiała być, o czym Irlandczyk przekonał się podczas spotkania wampirów, Iwan nie mógł należeć do ludzi strachliwych, a może nawet odważnych.
Zatem duchowny musiał dowiedzieć się czegoś więcej. Zobaczyć więcej, skojarzyć dodatkowe fakty, dogłębniej rozumieć zjawisko z jakim się spotkali. Nie tylko nie podzielił się tą wiedzą, lecz również skłamał. Być może aby nie nakładać na syna eteru dodatkowego brzemienia.
Po porannej toalecie, Patrickowi przyszło powitać niespodziewanego gościa w postaci ojca Adama. Zakonnik przywitał się z wyraźnie sztuczną, wymuszoną serdecznością, a w równie nieszczery sposób przeprosił, że przeszkadza. Wręczył Patrickowi niepodpisany, lecz pisany ręcznie list, a raczej schludny urywek papieru na którym mistrz Iwan zapraszał w dniu jutrzejszym na nadzwyczajne zebranie fundacji. Po raz kolejny miejscem zebrania miała być parafia. Godzinę spotkania zakonnik wyznaczył na 17.30.
- Mistrz Iwan poprosił również dziś o asystę. Potrzeba mu czterech magów. Czwartym jestem ja .
Adam pauzował. Zbierał chwilę myśli. Nie był nazbyt rozmownym gościem.
- Prosił zaproponować jeszcze jedną uwagę. Z zastrzeżeniem, że sprawa jest stacją życia i śmierci, oraz objęta tajemnicą. Prosił też abym przekazał, iż gdyby nie musiał, nie fatygowałby obecnych magów. Czasem jednak trzeba zaufać obcym.
Kalka. Zakonnik powtarzał przekazane mu słowa. Nic nowego od siebie nie dodał.

***

Poranną rutynę Mervi (jeśli o rutynie można mówić podczas porannej toalety w mieszkaniu obcego mężczyzny, i to, dodatkowo, wcale z nim nie śpiąc) przerwał ojciec Adam. Wymienili z Tomasem kilka chłodnych słów. Eutnatos poprosił go o przekazanie informacji Iwanowi. Pożegnali się nieco weselej.
- Jutro zebranie fundacji – mag położył list na stole – sądzę, że tą formą Iwan daje do zrozumienia, iż nie uważa w obecnej chwili telefonów za najbezpieczniejsze. Powiedziałbym, że goni przez to biednego Adama…
Eutanatos rozbił kolejne jajko na patelnię, mieszając jajecznicę.
- Ale w sumie nie żal mi biednego skurczybyka. Daj znać kiedy konsystencja jajek będzie dobra, niektórzy lubią mocno ścięte.
Sanctum i profanum w jednym obrazu. Tomas, najprawdopodobniej zabójca, mistyk, strażnik świętego (w oczach tradycjonalistów) cyklu narodzin i śmierci. Mag czerpiący moc z wielkiego koła, wsłuchującego się w jego ruch. Tomas, zwykły, poczciwy mężczyzna smażący jajecznice dla gorzącej u niego koleżanki z pracy.
- Będę dziś musiał dogadać się z policjantem, potem prosto z spotkania jadę do pracy. Od kiedy zaczynasz rzucać ćpanie?
Teraz powinien wbić w nią żelany wzrok. Jednak nic takiego nie nastąpiło, mag dalej mieszał jajecznicę, a tylko jego zimny ton głosu przypominał jej z kim ma do czynienia.

***

Freja odgarnęła kosmyki włosów z twarzy. Jej włosy mieniły się srebrzystym światłem, oczy płonęły jakąś tajemną mocą przemieszaną z pięknem, dostojnością oraz… zagadką. Bogini w samej swej istocie były wydawała się Leifowi być uosobieniem jeden z wielu tajemnic świata. Być może ciekawych, być może przerażających (bogowie byli przerażający sami w sobie), może nawet takich których nie chciał poznać, bo zwyczajnie go nie obchodziły.
Jednak gdy sekret przychodzi do ciebie, świat staje na głowie.
- Żar świętych symboli jest jak latarnia pośród mgieł stworzenia, Leif – uśmiechnęła się – nie zawsze jest dobrze tym się afiszować. Widzę, jak płoną w tobie, trawią cię, lecz ty się za jażðym razem rodzisz na nowo. Wspaniałe.
Postąpiła kilka kroków, obchodząc go bokiem.
- Masz zapewne wiele pytań, lecz teraz ja jestem Głosem.
Oczy miała lodowe.
- Jak oceniasz stan swej misji?

***

Do świtu Klaus przygotowywał materiały do szkoły. Zajęło mu to zdecydowanie zbyt dużo czasu niż chciałby, lecz ostatecznie wyszedł z tego pojedynku zwycięski. Nie tylko w materii przygotowania dydaktycznego, lecz również pedagogicznego. Oczywiście, cech własnej osobowości nie są tak łatwe do pokonania. Jednakże Klaus zyskał świadomość swoich braków, w tym tych groźnych w starciach z trudną młodzieżą. W ten, czy inny sposób trudną.
Będąc na terenie hotelu, gdy podjechał na ostatnie piętro, jego oczom ukazało się małe pobojowisko. Znajdujący się w kieszeni maga, podręczny enteroskop zadrżał od nadmiaru nagromadzonej mocy. Zachodnia ściana wyglądała jakby coś ją stopiło, a następnie zmusiło do ponownego przybrania stałej postaci, tworząc oniryczny, trójwymiarowy fresk. Podłogę pokrywały resztki fosforyzującej ektoplazmy. Kilka kroków od zachodniej ściany znajdował się punkt wzmożonej grawitacji zgniatający na pył pozostałości po spoczywającym taj roślince oraz ozdobnym wazonie. Tam też napotkał Hannah rysującej wokół kredą hermetyckie formuły.

***

Kontakt Walerii ze Stanisławą przebiegł bez komplikacji. Młoda Verbena nie musiała wydać z siebie ani ułamka mocy, wszystko działało dzięki naturalnym prawą świata których to Pyłowa Wiedźma zaszyła swoją własną moc. W ostatnich minutach ceremonii Walerię zaczełą boleć głowa. Przebudzona skierowała wzrok na miskę z wodą. Kręciło suię jej w głowie.
Zioła, dziś nazwane zapewne narkotykami, działały coraz mocniej.
Spojrzała na własne odbicie.
Policz do trzech.
Zaraz odpłyniesz – powtarzała.
Światem zatrzęsło.

Otworzyła oczy. Znajdowała się w łysym zagajniku czarnych, poskręcanych drzew. Cały grunt pokrywała gruba warstwa pyłu. Przypominał on w dotyku drobno zmielone skały, był tak samo pozornie miękki jak i zdolny boleśnie obetrzeć skórę. Przed nią znajdowała się staruszka.
W wizjach wszystko ma znaczenie. Stasia mogła być młoda, mogła przybrać wiek średni, nie musiąla być człowikiem. Zdecydowała się jednak na postać gibkiej, zdrowej staruszki, o twarzy zoranej wieloma zmarszczkami, ogorzałej od letniego żaru, oczach lekko żółtawych. Starcze odbarwienia na skórze. Musiała być stara gdyż reprezentowała Zimę. Waleria odgadła to po jej białych szatach, króliczych łapach u pasa oraz pordzewiałym sierpie. Zima zawsze była stara.
Zima była potężna, jak i pewnie na świat patrzyła Stasia.
I Zima musiała kiedyś przeminąć.
- Dobrze cię widzieć, dziecko.
Stasia uśmiechnęła się lekko. Waleria wiedziała, że nie może stracić czujności. Rozmawiała z bardzo niebezpieczną wiedźmą.
 
__________________
Otium sine litteris mors est et hominis vivi sepultura.
Johan Watherman jest offline