Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-02-2019, 01:53   #52
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 14 - “Honolulu”

2054.09.11 - piątek; wieczór; ciepło; mżawka; Sioux Falls, klub “Honolulu”



Sprawy w Domu Weterana trochę się przeciągnęły ale nie na tyle by zeżreć starszej sierżant plany na wieczór. Chociaż pogoda znów była jak w kratkę bo wraz ze zmierzchem przyszło dwu stopniowe ochłodzenie. Pierwszym stopniem była drobna, monotonna mżawka a drugim ochłodzenie powietrza. Chociaż efekt końcowy niósł raczej przyjemne, wieczorne orzeźwienie bo skwar ochłodził się do całkiem znośnej ale ciepłej temperatury. Tak akurat aby się ubrać lekko i swobodnie a mżawka tylko wzmagała ten efekt.

System komunikacji miejskiej nadal wspomógł przemieszczanie się po mieście. Lamia po raz kolejny nie naczekała się zbyt wiele zanim przesiadła się z przystanku przed Domem Weterana do zaprzegniętej w konie furgonetki jaką mogła suchą nogą dotrzeć na miejsce. Niejako po drodze zorientowała się, że jadą prawie jak do “41”. Chociaż minęli sam klub w pewnej odległości, przejechali przez rzeczkę. Nie była pewna czy tą samą co w środę z Betty jak jechały do “Olimpu” ale nawet jak inny to kierunek wydawał się podobny. Tylko meta była nieco gdzie indziej.

Przy okazji okazało się, że na ową metę nie tylko Lamia ubrana w czerwoną kieckę wysiada. I większość współpasażerów była albo w mieszanych parach albo dominowała płeć piękna. I jak się szybko okazało chyba wszyscy zmierzali pod ten sam adres i pewnie w tym samym celu: aby się zabawić. Wszyscy wydawali się i cieszyć i spieszyć chociaż to ostatnie mogła wymóc ta mżawka aby jak najszybciej pokonać otwartą przestrzeń od przystanku do jakiegoś wnętrza. A jednak czekała Lamię pewna niespodzianka już praktycznie “z progu”. Chociaż bowiem z rozmów współpasażerów a nawet od kierowco-woźnicy pojazdy wyłapała nazwę “Honolulu” to wielki neon nad głównym wejściem pokazywał co innego.





Ale to było za ogrodzeniem. Ten budynek o aparycji dawnego, całkiem nieźle zachowanego kilku piętrowego hotelu. A ten hotel, o takim charakterystycznym neonie, był położony nad jakąś wodą. Nawet przez ogrodzenie widać było chyba jakiś staw. Bo na rzekę to coś za szerokie i za krótkie było, chyba, że budynek zasłaniał widok na resztę. Właściwie to w zapadającym zmroku wydawało się, że cała okolica tego oczka wodnego i hotelu jest odgrodzona całkiem solidnie wyglądającym ogrodzeniem. Jak cały wojskowy kompleks czyli zorganizowany tak aby móc działać maksymalnie niezależnie od reszty świata. Tylko nastawiony na rozrywkę a nie na klasyczną wojskowę bazę. Od bramy przy jakiej stali strażnicy ale pieszych po prostu wpuszczali po zrewidowaniu wykrywaczem metalu i zostawieniu całej broni. Co widziała i na gościach przed nią i za nią. Wszyscy zdawali się traktować tą kontrolę dość rutynowo i poddawali się jej bez zgrzytów. Ci którzy byli w mundurach sami odpinali kabury i pochwy oddając strażnikom broń więc wszystko odbywało się w dość sprawnej i przyjaznej atmosferze. Wyglądało na to, że goście mają zaufanie do strażników i traktują ich jak ochronę a nie jakichś kapo.

Jako, że ciemnowłosa dziewczyna w czerwonej kiecce żadnej broni ani niebezpiecznych przedmiotów nie miała to kontrola poszła jej szybko i sprawnie. I już z dość luźno rozsypaną grupką gości mogła zmierzać ku wabiącemu światłu neonów. Od bramy jednak był jeszcze kawałek i nawet szybki marsz pozwalał na zlustrowanie chociaż frontu tego obejścia.

Po lewej dostrzegła jakiś budynek. Też nie był właściwie mały bo miał chyba ze dwa piętra ale porównaniu do głównej bryły hotelu wydawał się właśnie dość drobny i pomocniczy. Nie był też tak jasno oświetlony. Po prawej zaś coś było. Jakieś górki, opony i chyba był to tor rajdowy. Jak do jakichś crossów czy czegoś podobnego. Czy do treningu czy do jakichś zawodów to nie szło teraz zgadnąć. Oprócz tego w głębi dostrzegła chyba jakąś scenę na wypadek gdyby komuś przyszło do głowy zorganizować masowy koncert w kontrolowanych warunkach jakiejś Kristin Black czy innej gwiazdy.

Bliżej klubu był parking. Całkiem mocno zawalony pojazdami różnorakiego pochodzenia. Wojskowe i cywilne, wyjeżdżające, parkujące, szukające miejsca do zaparkowania, do jakich ktoś wsiadał czy wysiadał, wszystkie mieszały się w chaotycznej mozaice na tym parkingu.

I światła. Było mnóstwo świateł. Począwszy od oświetlonego klubo aż po działające lampy uliczne na drodze i parkingu. Od technicznego zaplecza musiał być to majstersztyk by zapewnić taką dawkę nieprzerwanej energii. Na światła wewnątrz, na zewnątrz, neony, muzykę jaka wabiła coraz wyraźniej i głośniej im bliżej się było głównego wejścia. A było jeszcze całe wnętrze klubu.

Wewnątrz z miejsca uderzała atmosfera nieskrępowanego, radosnego chaosu. Wszędzie był ruch, hałas, światła, rozbawieni i roześmiani ludzie. Tylko w różnym natężeniu i zestawieniu. Tłumek z jakim dotąd mniej więcej zmierzała od bramy rozsypał się i wsiąkł w kolorową czeredę. Wydawało się, że ten lokal posiada wiele sal i każda jest jakby osobnym klubem w konglomeracie klubów. Nawet krótkie przejście się po tym kolorowym chaosie pozwoliło nieco się tutaj rozeznać.

Były dość ciche sale, zupełnie stylem podobne do “Olimpu”. Tam dominowały sylwetki jak nie w mundurach galowych raczej nie schodzących poniżej majora bo patki kapitana dojrzała może przy jednym stoliku. A jak nie w mundurach to w garniturach. Towarzyszące kobiety były ubrane podobnie elegancko. Większość panów zawyżała średnią wieku wojaków jakich pamiętała z okopów. Dało się wyczuć od razu, że tu przesiadują szarże.

Były też klimaty jakie zapamiętała z “Novy”. Blask neonów, tancerki prezentujące swoje wdzięki na scenie z błyszczącymi rurkami, rozentuzjazmowana widownia jaka chętnie wkładała im talony gdy tylko machaniem tymi papierami skusiła jakąś dziewczynę aby dała sobie wsadzić ów papier tam czy tu.

Były też sale z klimatem znanych z klasycznych pubów. Bar, stoliki, piwo, drinki, stoły do bilarda. Tu panował pośredni klimat, muzyka była cichsza więc mocniej było słychać wesoły hałas rozmów i krzyków.

Było też coś co wyglądało i kusiło zapachem szybkiego posiłku rodem z przydrożnego baru, był ring gdzie walczyły ze sobą w kiślu dwie zawodniczki, był drugi, suchy który był pusty ale sprawiał o wiele poważniejsze wrażenie gdzie pewnie toczyły się poważne walki. Było koło gdzie toczyły ze sobą walki psy i koguty, gdzie można było postawić zakład. Był jakiś stolik gdzie siłowano się na rękę chociaż chyba chodziło o dwóch gości. Były wreszcie na piętrze pokoje do wynajęcia a na zapleczu hotelu niespodzianka: zjeżdżalnie i ślizgawki gdzie można było radośnie zjechać wprost do wody! Nawet ktoś w tej mżawce grał w siatę nie zważając na tą drobnostkę.

Tak. Ledwo pokręcił się człowiek po tym “Honolulu” i bez żadnego przewodnika to mógł zgłupieć od tego nadmiaru atrakcji. Nie było wiadomo od czego zacząć tą zabawę. Wątpliwe było aby nawet od zmierzchu do świtu dało się zaliczyć chociaż z połowę tutejszych atrakcji. I wszyscy, w szaleńczym radosnym pędzie zdawali się korzystać z tego wszystkiego ile wlezie!
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić
Pipboy79 jest offline