- Nie pozwolę. Coś za szybko chcesz ich zabijać Wilhelm.- Reinmar spojrzał podejrzliwie na maga - wcześniej jakoś Ci się nie paliło do wojaczki, a teraz chcesz rzezać bezbronnych? I to jeszcze mogących powiedzieć nieco więcej o tym, kto na nas nastaje? Tfu! - splunął i spokojnie wyciągnął drugi pistolet, jednocześnie gwiżdżąc na konia, który powoli, jakby od niechcenia zaczął iść w ich stronę, omijając szerokim łukiem płonące chaszcze.
- Mnie na przykład bardzo interesuje, co oni mają do powiedzenia. Mogę ich zabić za napad na szlachtę i jeśli Sigmar zechce, to tak się stanie. Nie będę palił trupów jak jakiś pospolity morderca. Jeśli zginą, to tak, aby wszyscy widzieli, że za napady sprawiedliwość jest szybka. - spokojnie wymierzył w tego, co nazwał ich heretykami.
- Wyznaję Sigmara, kmiotki i nikt kto mnie zna, nie mógłby nazwać mnie heretykiem. Gadajcie coście za jedni i kto was nasłał, to może wyniesiecie głowy. Ty pierwszy gagatku. - jasne oczy spojrzały zimno na opryszka a zamek kołowy pistolety szczękną ostrzegawczo, kiedy Reinmar powolutku położył palec na spuście broni.