Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2019, 14:10   #11
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Poranek trzeciego dnia

Nic nie zapowiadało, tego co ma nastąpić. Lekka mgiełka, co prawda opatulała cały kompleks wojskowy, ale szybko się rozeszła. Idealny czas na jogging, także z psem.
Tego poranka porucznik wrócił z Waszyngtonu i od razu wezwał do siebie obie panie sierżant. Padły wtedy polecenia z jego ust. Oddział otrzymał zakaz opuszczania terenu bazy, wszystkie przepustki i ewentualne urlopy zostały zawieszone. Popołudniowy trening zastąpiono odprawą. Szykowała się misja. Bear miał też przeglądnąć wszystkie pancerze… miał, ale van Erp że i tak zrobił w związku z niedawnym trzęsieniem ziemi. Jones przyjął ten fakt ze zrozumieniem.
Tak czy siak został im ostatni spokojny wieczór, bo misja miała się zacząć jutro o rano o dziewiątej.

Odprawa przed misją


Nieduża salka, niewygodne krzesła. Nic tu się nie zmieniło, poza tym że rzutnik zastąpiony został dużym ekranem ciekłokrystalicznym.
Cała drużyna została zebrana tu w godzinach popołudniowych. Porucznik Jones zebrał swój oddział w niej, ogłaszając że następnego ranka wyruszają na misję. Jaką? Zdradził miał dopiero teraz. I miała być tajna. Przechodził się tam i z powrotem przed siedzącymi na krzesłach członkami jego drużyny. Best of the best.
- Pewnie słyszeliście z mediów… albo i nie o wysłaniu Gwardii Narodowej.- nacisnął przycisk na pilocie. Na ekranie pojawiła się mapa pełna czerwonych strzałek idących po drogach.
- Plan był prosty… najpierw stworzyć przyczółki, a potem otoczyć kordonem cały obszar parku. A potem powoli i metodycznie rozpoznać i neutralizować zagrożenia. Chmury nieznanych “oparów” unoszące się cały czas nad parkiem uniemożliwiając łączność satelitarną i zwiad z orbity. Także próby rozpoznania lotniczego zakończyły się porażką. Łączność radiowa działa zaś tylko na krótkich dystansach. Ten brak rozpoznania okazał się zgubą tej operacji, bo… dwadzieścia godzin po jej rozpoczęciu, wszelki kontakt z siłami Gwardii Narodowej został przerwany.- oddech, naciśnięcie przycisku. Nowa mapka, północno wschodni fragment parku.



- Zgrupowanie sił pod wodzą generała Charles’a Hammeta wyruszyło do Roosevelt Lodge, by tam ustanowić przyczółek potem zorganizować całe zaplecze logistyczne. Jak się domyślacie, to się nie wydarzyło. Wszelki kontakt ze zgrupowaniem Hammeta został urwany. Los tych żołnierzy jest nieznany i dowództwo uznało, że lepiej będzie jeśli tym razem na zwiad udadzą się siły może i nie przeznaczone do tego typu zadań. Ale mające tą w przewagę, że w razie kłopotów są w stanie sobie poradzić z przeważającymi siłami wroga i wrócić do bazy by o tym odpowiedzieć. Uznano, że polecimy bojowym VTOL’em poniżej pułapu “chmur” i zostaniemy zrzuceni wraz z jednym Peacemakerem jak najbliżej się da. - niebieska strzałka na mapce rozświetliła się.- Pierwszym i głównym naszym zadaniem jest rozpoznanie sytuacji. I zdobycie informacji na temat tego, się co się zdarzyło z wojskiem dowodzonym przez generała Hammeta. Drugorzędnym celem jest zdobycie języków… to jest jeńców, których wywiad mógłby przesłuchać.Bierzemy pod uwagę sytuację, że wybuch pod Yellowstone wykorzystały wrogie siły, by wzorem starej Rosji wprowadzić na teren USA “zielone ludziki”. - tu Wolvie uśmiechnął się kwaśno.- To mocno naciągana teoria, ale analitycy CIA robią się już zdesperowani szukając logicznego wyjaśnienia tych wydarzeń. No i kolejnym drugorzędnym celem jest uratowanie kogo się da uratować.- spojrzał na drużynę. - A po wykonaniu celu numer jeden zawrócimy drogą z Lodge do Silver Creek tak szybko jak się tylko da. Jakieś pytania?


Poranek czwartego dnia

AVka transportowa Gargoyle zasługiwała na swoją nazwę. Duża, ciężka, solidna i mocno opancerzona. Nie najszybsza maszyna na świecie, ale wystarczająco zwrotna, by uniknąć ostrzału i dostarczyć swoją zawartość na miejsce. A potem wspierać ją ostrzałem z powietrza. Do tej zawartości, oprócz dzielnych wojaków dołączony był wóz piechoty Peacemaker. Lekki i dzielny wozik, który potrafi… poruszać się i strzelać szybko, ale pancerz ma chyba z papier-mâché. Pod tym względem doomguys woleli polegać na własnych zbrojach. Poza tym był niewygodny. Mieścił od biedy osiem osób (wliczając kierowcę i strzelca kierującego ogniem automatycznej wieżyczki) i był strasznie niewygodny wtedy. Nie był więc ich ulubionym środkiem transportu… ale za to mieścił się go Gargoyle’a.

Pilotów Gargoyle miał dwóch plus dodatkowa, nawigatorka/mechanik nadzorująca położenie i systemy elektroniczne maszyny, w tym maskę optyczną. Na powitanie oddziału wyszedł jedynie jeden z pilotów jasnowłosy pilot .
- Witam wszystkich, nazywam się Paul Napierre i będę kapitanem waszej wycieczki. Myślę że z uwagi na wasze zadanie nie ma co się bawić w salutowanie. Załadujemy wasz sprzę… Ash? Ashley? To ty? - rzekł zauważając znajomą twarz lekarki. -Ile to czasu minęło? Widzieliśmy się chyba ostatnio na Hawajach?
- Poruczniku Napierre. Proszę zachować te poufałości na później. Na razie mamy zadanie do wykonania, a pan… ma nas tam dostarczyć!- zrugał go niecierpliwym tonem Wolvie.
- Przepraszam sir.- Napierre wyprostował się jak struna. Po czym dodał.- No to proszę się pakować i startujemy.

Mission # 1: Seek & Save


Antywojenny marsz wypełniał Gargulca, który trząsł się podczas lotu niemiłosiernie. Miało się wrażenie, że solidna konstrukcja rozpadnie się jak domek kart. Podróż dłużyła się również.
- Przerwałbyś ten jazgot, zbliżamy się do strefy zagrożenia.- odezwała się z kokpitu nawigatorka i muzyka ucichła. A blondyn odezwał się wesoło mimo poważnego charakteru wypowiedzi. -Panie i panowie, wlatujemy na obszar Yellowstone.
Maszyna wyraźnie obniżyła lot.
- Proszę dopiąć do pancerzy spadochrony i uczynić tak samo w przypadku pojazdu. Postaramy się was zabrać jak najbliżej celu, ale z uwagi na nieznane w sumie warunku pogodowe i zerową widoczność na pułapach od kilometra w górę… cóż sami rozumiecie. Poszukamy wam odpowiedniego miejsca na rozładunek w pobliżu celu, a potem postaramy się czekać przez 12 godzin na wasz powrót, ale znów… nie ma żadnych gwarancji na to.- gdy żołnierze wykonywali polecenia pilota ten mówił dalej. -Jak widzicie… ci którzy są przy okienkach, nad całym parkiem wiszą czarne jak smoła chmury. Pomijając takie detale jak sadza są w niej obce elementy całkowicie neutralizujące radar. Więc lecieli byśmy na ślepo. Dlatego polecimy niżej lawirując nad czubkami drzew. Proszę się przygotować na wstrząsy. A i… przejść na ciszę radiową. I w ogóle być cicho.

Po tym komunikacie AVka ruszyła dzielnie ku celowi, dość chaotycznym kursem. Przez chwilę panował spokój.
-Paul… nie uwierzysz. Ta chmura jest żywa.- odezwała się nawigatorka.
- Co ty pierdzielisz?- odparł drugi pilot.
- Ta chmura jest… żywa…. właściwie to wielka… chmara żywych stworzeń. -odparła nawigatorka.
- To niemożliwe, tam jest przecież dym… nie ma czym oddychać.- dziwił się drugi pilot.
- Pal to licho.. ta chmura leci na nas!- wrzasnął Paul i zaczął wydawać polecenie.- Marge, wyłącz maskowanie i namierz pociskami te stworzenia. Rick wal ze wszystkiego co mamy. Nie zdołamy jej uciec, więc spróbujemy się przebić.
Po czym zwrócił się do pasażerów.
- Panie i panowie. Proszę przygotować się na turbulencje.

Bo też “turbulencje” się zbliżały. Małe, o błoniastych skrzydłach, ostrych kościanych wyrostkach wzdłuż grzbietu. I pełnymi długich niczym szydła zębów paszczami.


Chmara tych stworzeń, otoczyła i połknęła pojazd, który mnóstwo ich spopielił salwami kierowanych i detonowanych laserowo rakiet, oraz ostrzałem z karabinu. Wiele stworków zginęło, ale nie dość. Te obsiadły pojazd próbując bezskutecznie przegryźć się przez pancerz maszyny. Ale nie mogły. Metal był za gruby. Jedyne co udało im się osiągnąć to większe obciążenie latającego pojazdu. Gargoyle opadł niżej, silniki wyły potępieńczo.
- O nie… - Doomguys usłyszeli przerażony głos Marge, a potem nastąpiła eksplozja, która wstrząsnęła statkiem powietrznym. I ten zaczął spadać w niekontrolowany sposób.
Otwarły się przy tym jego włazy.
- Skaczcie! wrzasnął Paul głośno.- Dranie popełniły samobójstwo włażąc do dysz wlotowych prawego silnika.! Postaram się utrzymać w powietrzu jak najdłużej… ale.. skaczcie!
Nie pozostało więc nic innego, jak tylko skakać.Jeden po drugim, Heavy w trybie overdrive wypchnęli jeszcze Peacemakera i skoczyli na końcu.
Gargoyle zaś otoczony sforą bestii pikował w dół, zapewne ku swojej zagładzie, gdy Doomguys spadali w zniszczony podmuchem las. Ich spadochrony się rozłożyły, podobnie jak automatyczne spadochrony ich pojazdu. A Paul odciągnął uwagę latających bestyjek.

Lądowanie w lesie przebiegło bez problemu, i gdy pod stopami poczuli ziemię rozległ się stanowczy głos Wolviego w ich hełmach.
- Status.
- Cała i zdrowa.... Cały i zdrowy… Cały i zdrowy.- chociaż tyle.Nikomu nic się nie stało i nie nastąpiła utrata sprzętu. Za to nastąpiło rozproszenie.
Peacemaker spadł gdzieś tam.. na północnym wschodzie.
A sama drużyna rozsypała się po zniszczonym lesie w niewielkich grupkach.
Guerra, Meyes i Bear byli wysunięci najbardziej na północ i “najbliżej” miejsca w którym prawdopodobnie rozbił się Gargoyle.
Carson i van Erp z kolei znajdowali się najbliżej zagubionego Peacemakera, przy czym nadal to był solidny spacerek, szacowany na dwie godziny przez procesory obliczeniowe systemu nawigacyjnego ich hełmów.
Ashley ‘Ash’ Hansen, Collier, Pearson wylądowali pośrodku, pomiędzy pozycją Cooka, a van Erp. I choć w teorii cała trójka miała ten sam stopień, to w takiej sytuacji Ash… dowodziła.
Kurishima wylądował najbliżej ich celu. Problem w tym, że on akurat wylądował samotnie.
Porucznik wylądował gdzieś pośrodku, wraz JR oraz Russellem... i wykorzystując bardziej zaawansowane funkcje swojego ulepszonego pancerza, zaczął mapować położenie żołnierzy, nadajnik Peacemaker’a i czarną skrzynkę Gargoyle’a. Zorientował się dość szybko, że nie odbiera i nie może nanieść obu maszyn. Ich sygnały nie docierały do niego. Łączność radiowa była zawodna, łączność satelitarna nieistniejąca.
- Musimy się trzymać w kupie, jak stado kurcząt pod kwoką. Szlag.- mruknął do siebie.
Po chwili zaś do całej trójki dotarł Dwight przedzierając się przez suche drzewa.
- Przynajmniej… widoczność będziemy mieli dobrą.- rzekł rozglądając się dookoła próbując znaleźć jakiekolwiek pozytywy w tej sytuacji.


Przynajmniej.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 20-02-2019 o 20:42. Powód: Byki od groma byków :(
abishai jest offline