Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2019, 19:47   #102
Bounty
 
Bounty's Avatar
 
Reputacja: 1 Bounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputacjęBounty ma wspaniałą reputację
Kiedy się ocknął z zabiegu pod narkozą, nic go nie bolało. Tak nie działały zwyczajne prochy, znał to doskonale z autopsji. To było coś innego. Może nie żartowali wcale z tymi horrendalnymi kosztami? Co więcej, czuł się w formie. I wyspany. Albo to było najlepsze co go w życiu spotkało, albo będzie potem efekt wsteczny tak paskudny jak wszystkie kace razem wzięte. Zaraz jak otworzył oczy, poruszyła się pielęgniarka, podchodząc do jego łóżka.

- Dzień dobry, panie Maroldo. Jak się pan czuje? Życzy sobie pan czegoś?
Znajdował się w innym pomieszczeniu, w niedużej dwułóżkowej sali. Na drugim łóżku leżał ktoś przykryty białą kołdrą.
- Zabieg był udany, pana tkanka została wypełniona tkanką nanokryształową i regeneruje się. Metalowe elementy członków nie zostały wymienione, operatorzy zostali wezwani do pilnego, masowego zgłoszenia. Zostanie panu przydzielony najbliższy termin, ale poinformowano mnie, że jest pan zdolny do działania i obniżenie sprawności w związku z uszkodzeniami nie przekracza 10 procent.
- Nie najgorzej - skwitował Mik, przeciągając się. - Czuję się jak nowo narodzony. Zjadłbym coś. - połowa jego ciała działała na baterie, ale druga domagała się kalorii. - I będę potrzebował osobnego pokoju ze stałym łączem do pracy. - Zerknął na drugie łóżko. - Muszę odbyć kilka poufnych rozmów. Co to za masowe zgłoszenie?
Pytając, włączył holo i sprawdził godzinę. Big Apple toczyło się po stole wydarzeń w takim tempie, że miał nadzieję, że nie przespał całego dnia.
Ale nie, była dopiero pierwsza.
- Wypadek lub zamach, nie posiadam dokładnych informacji. Wielu rannych i uszkodzonych z ramienia korporacji. Przyniosę pożywienie. Niestety nie posiadamy aktualnie pojedynczych sal, ale powiedziano mi, że państwo się znają - podeszła do drugiego łóżka i odsłoniła kołdrę na tyle, aby poznał Mirę. - Jest w sztucznie wywoływanej śpiączce, w stanie przygotowawczym czeka na dłoń. Jedzenie i picie przyniosę jak tylko uzna pan, że nie ma dodatkowych pytań.
- Tak, znamy, w porządku - skinął głową. - Wie pani co z Oczko? Taki wielki i brzydki koleś, przyleciał razem ze mną. I czy trafili tu może dziś jacyś netrunnerzy? Nieprzytomni, cywile, spoza firmy.
Zamiast pytać o zamach po prostu włączył na holo wiadomości.
Większość wiadomości była o dwóch sprawach: porannych problemach z urządzeniami elektronicznymi oraz o zawaleniu się starej linii metra. Mik po zdjęciach od razu poznał, że zawalenie nastąpiło między innymi na obszarze ich akcji i to bardzo niedługo po tym, jak stamtąd odleciał. Pielęgniarka milczała przez krótki moment patrząc w przestrzeń.
- Nie mamy nikogo o tym imieniu w naszym rejestrze, przykro mi. Mogę wyszukać po nazwisku. Do kliniki trafiło trochę osób spoza firmy dzisiejszego dnia, ale nie wiadomo mi o nikim o statusie "netrunner".
No tak, nie gadał przecież z człowiekiem.
Pielęgniarka nie była niby od gadania, ale mogliby zainwestować w lepszą SI.
- Dzięki, to wszystko - powiedział, skupiony na wiadomościach. Niezła demolka. Mik po chwili namysłu wybrał numer Dirkauera.
Odebrał niemal od razu.

- Dirkuer, słucham? - pielęgniarka już wychodziła z pokoju. Co jak co, ale ograniczenia SI nigdy nie powstawały bez powodu, szczególnie w takich miejscach. W tej klinice leczyli się i modyfikowali najbogatsi.
- Cześć, szefie - Mik przywitał się z typową dla siebie bezpośredniością, do której Alan zapewne zdążył się już przyzwyczaić. - Kończą stawiać mnie na nogi. Co to za rozpierducha na mieście? Wszyscy z naszego zespołu są cali? I czy są jakieś wieści o tej szurniętej suce, Psyche?
- Wolałbym nie rozmawiać o tym nawet przez względnie bezpieczną linię - oho, ktoś go poinstruował. - Panna Liu jest teraz główną dowodzącą całą operacją. Zostanie wam też przypisany dodatkowy zespół ludzi, wraz z panem Remo macie wspólnie określić zapotrzebowanie.
- Mhm, poznałem już pannę Liu - w głosie Maroldo nie było słychać entuzjazmu. - Ale pan, że tak powiem, dalej jest w grze?
- Dalej będę nadzorował waszą grupę - przyznał. - To wszystko zbyt się rozrosło, twoim priorytetem ciągle będą gangi. Panna Basri ciągle tam jest, przez sprawę z policją nie wiem nawet jak sobie radzi. Firma jeszcze nie wie jakie środki przeznaczy, dlatego potrzebują listy, priorytetów i w zasadzie wszystkiego - westchnął. - Jestem pewien, że szczególnie potwierdzenia udziału konkurencji.
- Dobra, ja skupię się na gangach, ale informujcie mnie, gdyby coś się ruszyło w sprawie Zbawiciela, key? Będę potrzebował na stałe drużyny Elsifa, czyli na razie Elsifa a pozostałej dwójki, jak ich postawią na nogi. I drugiej drużyny w razie większej akcji. W temacie konkurencji skupiłbym się na źródłach finansowania tego całego bajzlu w mieście. To co dziś znaleźliśmy musiało kosztować dziesiątki baniek a Free Souls przecież jednocześnie prowadzą wojnę i przekupują sojuszników. To gruby hajs i nie wziął się znikąd. Na pewno nie z handlu Odlotem, bo sprzedają to gówno po taniości.
Mik zamyślił się, przerywając na chwilę tyradę.
- Zakładam, że melina Zbawiciela uległa zniszczeniu, co nie? - podjął. - Czy technikom udało się ewakuować część sprzętu albo chociaż porobić zdjęcia modeli i numerów seryjnych?
- Drużyna Elsifa składa się z sześciu osób, dwie z nich doprowadzamy właśnie do użytku - odparł Alan, przypominając Mikowi coś, co ten przecież wiedział, tylko zapomniał. Akcja pod Mc'Donaldem w końcu była z udziałem ich wszystkich. - Część sprzętu udało się wynieść i nie uległ całkowitemu zniszczeniu. Nie wiem czy coś to zmieni, ale szukamy tropu. W kwestiach informatycznych musi się pan skontaktować z panem Remo, który także ciągle jest w grze. Nie zostały mi przekazane żadne informacje, ale wiem, że do ostatniej chwili działali nad pozyskaniem danych. Ich centrum dowodzenia się zawaliło niestety, część z nich jest ciężko ranna i część sprzętu została uszkodzona. Gdy technicy coś znajdą, zostanie pan od razu powiadomiony. Dodatkowo jeszcze dziś zostanie panu przydzielona nowa osoba operacyjna na miejsce pani Psyche.
- Key. A czy jeńców ktoś już przesłuchiwał? Jeśli nie, to chciałbym się tym zająć. Z użyciem serum prawdy, bo sytuacja chyba dojrzała do użycia takich środków. - Mik przyłapał się na tym, że zaczyna gadać korpomową jak Dirkauer, więc dodał: - Co nie?
- Więźniowie są pod wpływem narkotyków, czekamy na wyczyszczenie ich z krwiobiegu. Możesz ich sam przesłuchać, myślę, że użycie serum zostanie zatwierdzone. Prześlę lokalizację, w której są obecnie przetrzymywani.
- Dzięki, to na razie chyba wszystko.

Mik pożegnał się Dirkauerem i rozłączył. W oczekiwaniu na lokalizację wybrał numer Remo. Ten odebrał po kilku sygnałach. Po krótkiej rozmowie rozłączył się. Maroldo miał jeszcze prawie czterdzieści minut do umówionego spotkania. Mógł działać… albo się zdrzemnąć.
Jeszcze wczoraj skorzystałby z okazji do drzemki, ale naprawdę nie chciało mu się spać. Dobry towar, pomyślał. Brawo, ćpunie. Czym to się właściwie różni od dragów? Pieprzyć. Tylko na czas tej misji. I nigdy kurwa więcej takich zleceń. Ciekawe czy dożyje świąt?
Szlag by to, jebane święta!
Mik zanurzył się w sieć i zamówił siostrzeńcowi bionicznego kota brytyjskiego, najnowszy model, "z futerkiem miękkim jak prawdziwe", bez karty sieciowej, odpornego na haking. Dopłacił horrendalną sumę za ekspresową dostawę z usługą zaprogramowania prezentu, żeby sam zapukał do okna domu na Long Island na pierwszą gwiazkę, z kartką z życzeniami na szyi, na wypadek gdyby wujek Mik nie dotarł.
 
Bounty jest offline