Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-02-2019, 23:46   #2
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Do centralnej części obozu wjechał koń. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, wszak wierzchowców było wokół mnóstwo, gdyby nie kilka drobnych szczegółów. Po pierwsze, koń był niczego sobie. Lśniąca w popołudniowym słońcu sierść czarno-umaszczonego ogiera sugerowała, że zwierzę musi być dobrego rodowodu. Rząd jeździecki nie był byle pledem rzuconym na grzbiet, a solidnie wyglądającym rękodziełem. Nawet ogłowie było zdobione małymi, srebrnymi ćwiekami. Na tym się jednak kończyły detale imponujące. Właściciel konia siedział przechylony trochę na bok, jakby miał się zaraz zsunąć. Przyczyny można się było doszukiwać w butelce wina zakleszczonej w dłoni luźno zwieszonej wzdłuż uda. Płaszcz był równie bogaty co rząd jeździecki, ale był niedbale rozchylony i krzywo zapięty. Mało kto spoglądał dłużej na nieznajomego. Może to przez to intensywne spojrzenie błyszczących niezdrowo, czarnych jak noc oczu? Może świadomość, że szarawy kolor skóry to nie efekt cienia, a "naturalna" barwa? Pozostawał oczywiście fakt...

Tak, tak – mruknęło rude diabelstwo pod nosem. – Mam rogi...
Patrzył intensywnie przed siebie, bynajmniej nie w próbie zignorowania ukradkowych spojrzeń rzucanych w jego stronę, ani nieprzychylnych komentarzy rzucanych pod jego adresem. Próbował się skupić na mijaniu straganów i porozrzucanych tu i ówdzie śmieci. Koncentrował się też na tym, aby nie spaść z konia. Bolący bok był pamiątką po tym, jak gdzieś w okolicach Sztyletowego Brodu, opuścił gardę w nieustającej walce z grawitacją.

Pewnie że diabeł... – mruczał dalej pod nosem w odpowiedzi na te uwagi, które zdołał usłyszeć. – I to rudy... bo pewnie z piekieł... a tam przecież ogień, to i włosy płomienne. Kurwa... co za niedouczona zgraja idiotów.

Diablę zatrzymało wierzchowca przy stosie drewna ułożonym na wieczorne ognisko. Z trudem zsunął się z siodła i oparł ciężko o grzbiet wierzchowca przecierając pot z czoła.
Ależ się zmęczyłem - szepnął do zwierzęcia łagodnie poklepując go po boku. – Wiesz... kupię ci zbroję... taką z rogami.

Nieznajomy zaśmiał się pod nosem do własnego pomysłu i powiódł spojrzeniem dookoła wyraźnie na coś czekając. Po chwili westchnął ciężko i podniósł do góry dłoń, w której błysnęła srebrna moneta. To przyśpieszyło bieg wydarzeń. Od jednej z licznie poustawianych na ziemi beczek oderwał się nieduży kształt. Gnomi chłopak wyszczerzył zęby i podskoczył do łba wierzchowca sprawnie łapiąc za uzdę. Natychmiast wystawił rękę po monetę. Diablę bez słowa odwzajemniło uśmiech i pstryknęło palcami rzucając walutę chłopakowi. Zwierzę zostało odprowadzone do zagrody.

Diablę rozejrzało się po okolicy przyswajając detale. Wyraźnie kogoś szukał.
 
Jaracz jest offline