Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-02-2019, 17:12   #58
Dhagar
 
Dhagar's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputacjęDhagar ma wspaniałą reputację
Tak nagła i zdecydowana decyzja trochę zaskoczyła Marcusa. Nie spodziewał się że ten tak weźmie do siebie to wydarzenie, a nawet zrobi coś więcej. Skoro jednak się zdecydował to warto było wykorzystać całą sytuację.
Gdy wrócili na miejsce w większej już grupie zwiadowca rozejrzał się po okolicy uważniej. Skoro przestało padać to sytuacja była znacznie lepsza niż poprzednio. Przykucnął nad wodą i przemył odsłonięte części ciała zimnym płynem.

- Skoro zostajecie to musicie uważać i mieć oczy dookoła głowy. Tamci używali dmuchawek ze strzałkami, zatem nikt nie usłyszy strzałów. Nie rozluźniajcie się zatem zbytnio gdy my ruszymy ich śladem. - rzekł do Kenneta na jego deklarację, przy okazji używając błota by rozetrzeć je w odsłoniętych miejscach. Potem przeszedł na skraj lasu i przepatrzył kawałek terenu, odnajdując dość szybko tropy.

- Mają nad nami sporą przewagę, ale podejrzewam że nie mogą mieć daleko obozu. Jakby nie było czeka nas dłuższy marsz. - wskazał reszcie która miała z nimi iść ślady napastników ciągle widoczne na podłożu. - Postarajcie się nie hałasować i nie przyciągać uwagi. I patrzcie też pod nogi jak idziecie. Miejmy nadzieję że uznali, że nie będziemy ich ścigać po lesie.

Cała grupka wyglądała na poważnych. I ci co mieli zostać przy samochodach i ci co mieli iść w nieznane dżungli. Nie było wiadomo jak daleko ciągnie się trop i co ich tam wszystkich czeka. Ani nawet czy uda się podążać za tym tropem. Ale, że czas naglił a deszcz właściwie już przestał padać kto miał zostać to zostawał a kto miał ruszać to ruszył.

Trójka pościgowców przedzierała się przez błotnistą i wilgotną dżunglę za Marcusem a Marcus podążał za tropem. Trop szybko przestał być taki wyraźny jak na początku, przy wejściu w dżunglę. Krzaki, korzenie, drzewa i liany robiły swoje w zaciemnianiu obrazu. Poruszali się dość wolno. Raz, że musieli być ostrożni, dwa, że idący na czele i szukający śladów zwiadowca nie mógł poruszać się w ekspresowym tempie a trzy widzialność w trzewiach dżungli była bardzo słaba. Gdyby ktoś czaił się kilkanaście kroków od drugiej osoby i miał na tyle mocne nerwy aby nie zdradzić swojej pozycji był bardzo trudny do zauważenia. To sprawiało, że czwórka idących szeregiem ludzi spodziewała się podstępnego ataku w każdym momencie i z każdego kierunku co cholernie szarpało nerwy, cierpliwość i wolę.

Sytuacja się nieco poprawiła gdy w pewnym momencie wyszli na jakąś drogę. Która chyba biegła równolegle do tej jaką jechali wcześniej. Tropy prowadziły wzdłuż niej i zrobiło się nieco jaśniej i luźniej. Marcus po tropach poznał, że porywacze i porwani też swego czasu przyspieszyli na tym odcinku. Ale znów po jakimś czasie tropy prowadziły w głąb dżungli. Kiedyś to chyba była polna droga, teraz przypomniała ścieżkę, tak była zarośnięta. Ale i tak szło się nieco raźniej i wygodniej niż na przełaj, przez dżunglę.

W końcu jednak “gdzieś” doszli. Ale było to z dobre kilka godzin później bo gdy wynurzyli się z dżungli dzień miał się ku końcowi. Pokonali pewnie kawałek jaki drogą by przeszli w godzinę czy dwie a tak, na przełaj, zajęło to ze dwa czy trzy razy dłużej. Ale dżungla w końcu skończyła się a raczej zrzedła mieszając się z jakimiś zarośniętymi, zaniedbanymi drewnianymi budynkami. Wyglądało na jakąś częściowo pochłoniętą przez dżunglę wioskę. Tylko sądząc po światłach, hałasach i zapachach musiała być nadal przez kogoś zamieszkana. Ale przez kogo to nie było wiadomo. Wiadomo było, że nie mają szans wrócić do samochodów przez zmierzchem a podróżowanie nocą, na przełaj przez dżunglę zapowiadało się równie bezpiecznie jak spacer bez gazmaski po brzegu Mississippi. O tropieniu po ciemku też oczywiście nie było mowy. Ale zanim nastanie pełnoprawna noc mieli jeszcze z godzinę światła dnia i potem zapadającego zmierzchu.

“Buźka” zmrużył oczy i przyjrzał się przez lornetkę zabudowaniom wioski. Wyglądało na to, że dotarli na miejsce. Marcus zaczął podejrzewać że tubylcy to jakaś grupka kanibali a jeńców planowali zjeść. Choć też równie dobrze mogli zamiar wymienić jeńców jako niewolników na jakieś dobra.

- Dobra, chyba ich mamy. Poczekamy do zmierzchu i ruszymy ku wiosce. Ja pierwszy z Ricardo by oczyścić podejście. Gdy dam znać dołączycie do nas na skraju wioski.- odezwał się do ekipy - Póki co rozstawcie się i ukryjcie.

Przekraść się w miarę cicho, a potem zrobić swoje. Wśród ciemności uderzyć, pozostawić strach i dać nauczkę. Wiedział że światło z głębi wioski będzie zły pomysłem, ale z miejsca gdzie zaczynają się budynku powinno być jeszcze dobrze widoczne dla tych w lesie. On musiał zabezpieczyć podejście i najbliższą okolicę a potem ściągnąć wsparcie.
Czekali do momentu gdy zaczną zapadać ciemności i wtedy wyruszył cicho skradając się ku budynkom. Na miejscu musiał upewnić się że nikogo nie ma w pobliżu, tudzież go uciszyć. Dopiero po tym miał zamiar dać znać pozostałej dwójce.
 
__________________
"Nie pytaj, w jaki sposób możesz poświęcić życie w służbie Imperatora. Zapytaj, jak możesz poświęcić swoją śmierć."
Dhagar jest offline