Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-02-2019, 16:55   #54
Driada
 
Driada's Avatar
 
Reputacja: 1 Driada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputacjęDriada ma wspaniałą reputację
Dobrze było zapomnieć o codzienności, odciąć ją grubą kreską i udawać że jest tylko teraz. Żadnej przeszłość, przyszłości, jedynie teraźniejszość. Parę twarzy dookoła w tym ta jedna, dryfująca nad powierzchnią wody tuż obok saper. Uśmiechnęła się do niej, zanurzając usta i nabierając haust wody, którym strzeliła prosto w cel koło zakrytego mokrymi włosami ucha.
- Trauma na całe życie, tu już kozetka nie wystarczy - rzuciła siląc się na powagę. Podpłynęła bliżej, korzystając z płynnej zasłony aby wypuścić rękę na zwiad, badając nią klatkę piersiową i brzuch Meyersa. - Wepchnięty w tunel ze światłem na końcu przez obcą kobietę, do tego prawie gołą… to już tylko elektrody i prąd zmienny…

- No. Trauma i psychoza. Tunele, gołe baby, wilgoć, brakuje wyobrażenia sobie pierwotnej macicy i chęci spółkowania z własną matką. - oficer pokiwał mokrą głową z krótkimi, przylepionymi do czaszki włosami. Obserwował wędrówkę kobiecej dłoni po swoim ciele i było to tak na oko i na dotyk, całkiem solidne ciało. Pod palcami uginała się miękka skóra i trochę pod spodem. Ale głębiej palce natykały na twardszą warstwę oporu. Zanim Lamia zdążyła zbadać coś więcej kapitan złapał ją i dali nura ponownie w wodę odskakując od kogoś kto poszedł w ich ślady i właśnie lądował z takim samym pluskiem jak oni przed chwilą i to w tym samym miejscu. - Dopłyniesz na drugą stronę? - zapytał gdy wynurzyli się i otrzepali po tym gwałtownym uniku. Zerkał na przeciwległy brzeg odległy na oko o jakieś dwieście czy trzysta metrów.

- Kompleks Edypa? To wiele tłumaczy - Spojrzenie kobiety powędrowało we wskazanym kierunku, nie zapowiadało się na długą przeprawę, ani specjalnie trudną… przecież pływali w przerośniętym basenie.
- No nie wiem… a jak zemdleję po drodze, albo złapie mnie skurcz? - tym razem ona udała mało rozgarniętą i nie znającą życia istotę, znajdującą się w klubie przez absolutny przypadek - Nie jest tak prosto przepłynąć na drugi brzeg… zgubiłeś tam coś, czy mnie spławiasz? Wolę wiedzieć zanim zacznę narażać życie.

- Nic tam nie zgubiłem. Ale pomyślałem, że mimo to moglibyśmy tam czegoś poszukać. No chyba, że nie chcesz to możemy wracać na zjeżdżalnię albo do stołu. No ale wtedy jesteś pipa bo wymiękasz… - facet beztrosko wzruszył mokrymi ramionami niespecjalnie siląc się na maskowanie swoich zamiarów względem kobiety jakie miał w planie zrealizować na owym drugim, pustym i mniej oświetlonym brzegu. Na koniec jawnie zaczął podpuszczać Lamię z niewinnym uśmiechem oglądając swoją mokrą dłoń.

- Czy ty mi próbujesz wjechać na ambicje? - poczęstowała go kwaśnym uśmiechem, dodając współczująco - To ja wciągnęłam cię do tego basenu… rozebranego. Po prostu myślałam że wysilisz się na odrobinę finezji, skoro już tu oboje jesteśmy. Czystym przypadkiem oczywiście - poruszyła ramionami przepływając obok i przekręcając się na plecy tak, aby oprzeć stopy o jego pierś i korzystając z tego wypchnąć się do szybkiego kraula na drugi koniec stawu, ten mniej zaludniony.

Mimo tego drobnego bonusu na start jak można się było spodziewać została dość szybko z tyłu. Chyba przez uprzejmość albo ostrożność drugi pływak zadowalał się dość symbolicznym przodowaniem w tym wodnym wyścigu bo nie odstawiał jej więcej niż na jedną czy dwie długości ciała. Ale gdy wreszcie dopadli do przeciwległego brzegu Lamia czuła się jak po jakimś maratonie. Ledwo dała radę! Ale przynajmniej nie narobiła sobie siary i przepłynęła cały kawałek na raz w całkiem przyzwoitym tempie. Za to po kapitanie, jak na złość, wysiłek jakoś nie był za bardzo widoczny. Ot, jak jakiś truchcik na rozgrzewkę czy co. Ale nie puszył się tym jakoś wyraźnie a nawet gdy wychodzili z wody podał jej rękę aby pomóc jej wyjść. Przydało się bo i dno i brzeg były chyba sztucznego pochodzenia a więc dość strome. Razem wyszli na brzeg i znów mogli się nacieszyć w spokoju wieczorną mżawką. Steve skierował się ku jakiemuś rozłożystemu drzewu. Tam usiadł obok jego pnia na trawie. Tak akurat aby być frontem do świata pozostawionego na poprzednim brzegu. A był to świat jak z jakiejś widokówki. Ładnie i kusząco oświetlony hotel, zjeżdżalnie, ślizgawki, leżaki pod parasolami, pluskający się w wodzie turyści i ci na lądzie z drinkami w ręku. Obrazek kompletnie jak z dawnego świata.

Wychodziło leżenie w wyrze, chlanie, żarcie do oporu i jeszcze brak ćwiczeń, ale się nie utopiła - sukces! Gdyby znowu Mayers ją wyciągał z opresji albo ratował chyba by się zapadła pod ziemię, albo przynajmniej wróciła do baru i zalała w trupa, a tak w miarę z godnością wytoczyła się na brzeg, przytrzymując uprzejmie ofiarowanej kończyny. Zamilkła wpatrując się w panoramę, coś zakuło ją w sercu. Kawałek raju pośrodku piekła… ale był, wciąż istniał. Milcząc dosiadła się obok, chłonąc widoki. Doskonale wiedziała po co tu przypłynęli, jednak jakoś okoliczności przyrody skłaniały do zadumy. Niestety przyznać tego nie mogła, wystarczająco już oficer napasł sobie ego jej kosztem.

- I dlatego lubię tu przychodzić. - rzekł oficer gawędziarskim tonem. Nie doprecyzował czy chodziło mu o to konkretne drzewo, brzeg czy posiadłość klubu jako całość. Ale wydawał się zrelaksowany i zadowolony czy to z siebie czy z towarzyszki czy ogólnie całego wieczoru. - Na nowy rok jest zajebiście. Jak puszczają sztuczne ognie. Albo na 4-go Lipca. Zarypiasty widok. Podwójny. Wszystko odbija się w wodzie. - wskazał wolną ręką na widok przed sobą. W tak czarną noc można było sobie to łatwo zwizualizować jak nad tym przyjemnie oświetlonym budynkiem eksplodują świetlne fajerwerki. Drugą ręką objął siedzącą obok kobietę i przyciągnął do siebie bliżej. Tak jakby chciał aby spojrzała na to co pokazywał z jego perspektywy. Ale nie próżnował i gdy się przysunęła nieco przekierował swoją dłoń z jej ramienia, przez łopatkę aż gdzieś do linii mokrych włosów. Tam zaczął bez pośpiechu sunąć palcami po wyrostkach jej kręgosłupa. Właściwie zbyt wiele czasu nie mieli. Zmokli i padało. Co prawda było ciepło ale i tak w końcu zacznie ich telepać z zimna. Najwyżej trochę później.

Wciąż jednak pozostawał całkiem spory margines, dodatkowo istniało parę sprawdzonych sposobów aby się ogrzać solo lub w duecie - kwestia chęci, pomysłowości i współpracy. Kobieta słyszała dokładnie co mówi jej partner. Hipnotyzujący głos, wymieszany z dudniącym echem klubowej muzyki, cykaniem cykad, szumem wody, szelestem starego drzewa nad głowami i wcale nie tak odległymi śmiechami. Do tego jego dotyk, ciepło bijące tak wyraźnie od przytulonego ciała. Zdrowego, pełnego sił witalnych. Sprawnego, mocnego, zahartowanego w boju. Drażniącego nie tylko dotykiem, ale i zapachem. Wydychanym równym rytmem powietrzem, owiewającym mokrą i nagle nieznośnie wrażliwą skórę.
- A ty, czy ty... - zanuciła chrapliwie, mrużąc oczy wpatrzone nieobecnie w niebo.

- A ty, czy ty… - odkaszlnęła i zaczęła nucić jeszcze raz, tym razem czysto. Oparła się chętnie na towarzyszu, kładąc mu głowę na ramieniu. Ręką błądziła po jego piersi tym razem na spokojnie i całkiem jawnie, pieszcząc opuszkami skórę od obojczyków aż do pępka. Była w tym sumienna, nie omijała żadnego skrawka torsu, poznając blizny i zagłębienia mięśni.
Nabrała powietrza i zaśpiewała cicho, nie przerywając badań:


“A Ty? Czy Ty? Pod drzewo przyjdziesz też
Gdzie wisi już ktoś - podobno zabił trzech
Po tym, co się tu działo każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko skończy się”

Widziała o czym mówił przed chwilą, choć wokół panował gęsty mrok, ale jasne błyski tańczyły jej na siatkówce, zlewając się z pozornie czarnym firmamentem. Wybuchy rubinowego i seledynowego ognia, opadające kaskadami złocistych iskier jakby stworzony z jaśniejącego brokatu, sypniętego wysoko ponad głowy zgromadzonych ludzi.

“A Ty? Czy Ty? Dzisiaj przyjdziesz też
Tu woła nas ktoś, kto przed nimi zbiegł
Po tym, co się tu działo każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko skończy się”

Wiedziała doskonale jak uzyskać odpowiednie odcienie ognia w wynalazku starożytnych Chińczyków. Do Europy proch trafił w Średniowieczu lecz fajerwerki nie osiągnęły tak dużej popularności jak w swej ojczyźnie i aż do XIX wieku nie były powszechnie dostępne. Przez długi czas nie umiano również wpływać na kolor spalania, mogły być żółte lub białe, mniej lub bardziej jasne. Zmieniło się to wraz z odkryciami chemików, iż pierwiastki potrafią zabarwiać ogień.

“A Ty? Czy Ty? Tutaj przyjdziesz też
Pod drzewem jak cień wolność kusi cię
Po tym, co się tu działo każdy chyba wie
Pod drzewem dziś to wszystko skończy się “


Przykładowo sole strontu, lekkiego metalu alkalicznego, dawały kolor intensywny czerwony, ciemny. Zwykle stosowany jest w formie chlorku lub węglanu; jako azotan strontu pojawia się w znanych wszystkim czerwonych racach sygnałowych. Kolor jasnoczerwony nadawały zaś ogniowi sole litu, były jednak raczej rzadziej używane, zwykle w mieszankach dla uzyskania intensywnego pomarańczu. Zazwyczaj w formie węglanu lub chlorku...

- A ty? Czy ty… - zaczęła nową zwrotkę i zacięła się, uświadamiając sobie jak daleko odpłynęła, ukołysana dotykiem, przyrodą, a przede wszystkim mężczyzną którego obejmował i który obejmował ją. Przełknęła zażenowana ślinę, spalając buraka niczym durna małolata. Teraz oto Mayers zyskał nowy koszyk powodów aby drzeć z niej łacha.

Odchrząknęła, zażenowana coraz mocniej i nie umiejąca przyznać że pierwszy raz od przebudzenia przez krótki moment poczuła się… bezpieczna. Całkowicie. Spokojna i zrelaksowana do tego stopnia że przestała się zgrywać, pokazując tę miękką stronę. Obcemu. Nie dało się jednoznacznie powiedzieć, czy bardziej Lamię to zafascynowało czy przeraziło. Co takiego było w kolesiu naprzeciwko, albo czego dosypał jej do drinka?!

- Pływał raz po morzu kucharz, w rękach praktyk był onana, a załoga się dziwiła skąd w kawie śmietana - zaśpiewała dyszkantem starej baby, skrzecząc ironicznie. Znów udawała że nic dziwnego nie miało miejsca. Dla zagłuszenia własnych myśli i dalszych kompromitacji, chwyciła oficera za brodę, łącząc ich usta, języki oraz oddechy.

- Masz niezły głos. I umiejętności językowe też niczego sobie. - prawie nagi i całkowicie mokry facet zaśmiał się cicho i przyjaźnie gdy oderwali od siebie swoje usta. Nie bawił się za bardzo w ceregiele skoro miał podobnie “ubraną” i mokrą kobietę. Pocałował ją jeszcze raz ale tym razem naparł mocniej całym swoim ciałem na jej ciało zmuszając ją do tego aby położyła się plecami na trawie. A, że i on, i ona, i ta trawa byli jednakowo mokrzy to nie robiło chyba nikomu żadnej różnicy. “Krótki” zaczął od całowania ust i twarzy leżącej na trawie kobiety ale szybko przeszedł do śmielszych działań na reszcie jej ciała. Chociaż wyczuwała w jego ruchach pewną ostrożność lub delikatność jakby na dziewiczym terenie był gotów jeszcze się wycofać w razie potrzeby.

Silił się na opanowanie mimo tego co robili, nadal kontrolował sytuację sondując odruchy przeciwnika. Drąca się o gwałcicielu baba zwróciłaby niepotrzebnie uwagę okolicy, zrobiłoby się nieprzyjemnie. Na co komu problemy, a Mayers na własne oczy widział parę świetnych przejawów średniej poczytalności “sierżant w cywilu”. Z wariatami lepiej postępować jak z granatami… albo nie chciał skrzywdzić jej bardziej, niż zrobiła to wojna. Troska, zakrawająca o czułość do kompletu z dłońmi przyjemnie sunącymi po piersiach i brzuchu, muskającymi twarz albo przeczesującymi ciemne włosy.

- Nie znikaj Steve - wyszeptała niespodziewanie dla siebie samej - Chcę cię pamiętać.
Ledwo skończyła mówić przez jej ciało przeszedł impuls, ruchy ramion i dłoni nabrały tempa, usta na oślep i z głodem kąsały te drugie. Na zapas, na potem… jakby saper przychodziło żegnać bliskiego przyjaciela zamiast poznawać przygodnego typa z lodziarni. Lgnęła ufnie do jego rąk, ust i ciała. Puls przyspieszał, tak jak zduszone pocałunkami sapanie i pierwsze ciche jęki gdy stwardniałe od broni dłonie ugniatały delikatną skórę piersi, albo gdy pomalowane na czerwono paznokcie drapały zachęcająco górujące gdzieś w mroku plecy. W końcu kobieca dłoń zjechała niżej, wciskając się między złączone ciała i dalej, pod materiał bokserek, gdzie odnalazła odpowiednią wypukłość. Pewnie chwyciła za trzon, zaczynając poruszać dłonią w górę i w dół, w rytm przyspieszającego oddechu.

- Jeszcze nie widziałeś wszystkich moich sztuczek - szepnęła mu w rozchylone usta, nie zaprzestając pieszczot - Ale nie wiem czy się nie przestraszysz.

- No rzeczywiście… Przecież jestem taki strachliwy… Musisz w takim razie być ostrożna i delikatna… - hormony i podniecenie przemawiały przez głos, spojrzenie, żyły i oddech mężczyzny jaki pochylał się nad ciałem bladej kobiety. Świetnie się w tym punkcie rozumieli. Wiedzieli po co przypłynęli pod to drzewo. Nie po to aby śpiewać wieczorne serenady czy gadać o fajerwerkach. Nie. Przypłynęli tu w konkretnym celu i ten cel właśnie realizowali. Z poszanowaniem partnerskich zasad. Facet nie oponował przed pokazem swoich umiejętności jakie zaproponowała partnerka. Też był mokry tak jak i ona. Ale przyśpieszone oddechy i rozgrzewające się wewnętrzną gorączką ciała nie czuły już nocnej wilgoci ani padającej mżawki. Dłonie jakimi się podpierali o trawę, odpychali od korzeni i kory drzewa zostawiały mokre skrawki trawy i ziemi gdy znaczyli na sobie swoje ślady. Za to usta wydawały się w tych warunkach cudnie wilgotne i gorące. Tak przyjemnie zostawiały gorący znaczek na skórze.

Ciężko szło się od nich oderwać, przerwać transfer ciepła i wrócić do chłodnej szarówki zieleni. Sierżant wyplątała się z chętnych ramion z westchnieniem zawodu, lecz inaczej się nie dało. Na szczęście przerwa była tylko chwilowa.
- Co wy sobie myślicie, żołnierzu? - szczeknęła ostro, jakby miała zaraz musztrować nieokrzesanego szeregowego, a nie kapitana. Szczegóły - Wstawać, ale już! - dodała i zmieniła ton na figlarny pomruk - Nie musi być na baczność, ale byłoby miło.

- Nie pomyliły ci się rangi sierżancie? - kapitańska brew uniosła się do góry w ironicznym grymasie ale mimo wszystko oderwał się od niej na chwilę. Tak akurat by unieść się na łokciu i spojrzeć na jej prawie nagie ciało krytycznym spojrzeniem. Zupełnie jak sierżant nowego rekruta szukający jakichkolwiek uchybień od regulaminu. No i znalazł.

- A co wy macie na sobie sierżancie? - zapytał gdy wzrok zatrzymał się na kawałku czerwonego materiału na biodrach kobiety. - Czy nie wiecie, że czerwona bielizna jest nieregulaminowa?! Zdjąć mi te cywilłachy i to natychmiast! - zakomenderował ostro i surowo jak do kogoś niższego rangą należało gdy ten czymś podpadł szarży.

Saper sapnęła krótko, odruch i wbite do głowy zasady stopni nakazywały zerwać się żeby wykonać rozkaz natychmiast - ten sam impuls nakazujący parę dni wcześniej wyprostować się na baczność gdy na horyzoncie pojawił się kapitan w pełnym mundurze. Oblizała usta, wzdłuż kręgosłupa poczuła dreszcz. Władczy ton jeszcze podkręcił atmosferę, więc podjęła rękawice.
- Nie przeprowadzono jeszcze szkolenia sir - odpowiedziała i dodała zaraz bez grama ironii - Poza tym to starszy stopniem powinien dawać przykład.

- Eh, co za niedoszkolony materiał nam teraz przysyłają… - facet o krótkich, mokrych włosach westchnął z żalem nad tym faktem jakie to teraz są braki kadrowe. Ale szybko się pozbierał. - Sierżancie! Róbcie to co ja! - zawołał rozkazująco dokładnie tak samo jakie mieli motto wszyscy zaczynający od porucznika lub podobnego szarżą lidera plutonu. I dał przykład łapiąc za czerwony materiał i bez wahania ściągając go w dół ud kobiety.

- Albo to szkoleniówka ssie - podpowiedziała cicho, ale zabawa wciągnęła ją na całego. Złapała za krawędź mokrych bokserek i pociągnęła w dół. W końcu szarża kazała, no nie?
- Co teraz sir? - spytała z tajoną radochą, czekając na dwie rzeczy: albo złapie ją za kłaki, albo sam sobie obciągnie. Była ciekawa, czy jednak wpadnie na coś trzeciego, albo po prostu wstanie.

- Teraz? Teraz to miałaś zademonstrować swoje umiejętności. - powiedział nie siląc się już na powagę po tym gdy wykorzystując przewagę masy i mięśni ściągnął z niej skrawek czerwonych koronek przez nogi i zamajtał nimi zwycięsko w dłoni nim rzucił je obok właścicielki. Gdy to zrobił zaczął czołgać się z powrotem w stronę góry kobiecej sylwetki aby znaleźć się w bardziej ciekawszych niż kolana rejonach.

- Ja? Czym niby mam być w stanie czymkolwiek zaimponować kapitanowi elitarnej jednostki specjalnej i to działającej czynnie na Froncie? - rozłożyła ręce w geście bezradności, aby moment później westchnąć przeciągle. Zimno mżawki, mokrej trawy pod nagim ciałem. I on. Jego dłoń była mocna i ciepła, a do jej nozdrzy dotarł bardzo przyjemny aromat mieszanki bourbona i wody po goleniu. Zaciągnęła się mocno tą wonią, że też wcześniej tego nie wyłapała. Mogło też nie mieć znaczenia, co innego teraz.

- Niedoszkolona, z brakami w uniformie - chrypiała niskim, drżącym z podniecenia głosem, rozsuwając uda na boki co ułatwiało mężczyźnie zwiedzanie. Sama w tym czasie przeszła od przeczochrania krótko ściętych włosów na oficerskiej głowie do wodzenia opuszkami palców po własnym ciele. Zaczęła od ramion, potem barki, szyja, dekolt.

- Takie czasy… księżniczki czekają i czekają… i same muszą się ratować z opresji - Ujęła w dłonie swoje piersi i wyjątkowo starannie zaczęła je masować, pocierając kciukami o sutki. Potem palce powędrowały na brzuch, podbrzusze, w stronę łechtaczki. Zaczęła masować się delikatnie, czując przeszywający ją dreszcz.

- O tempora, o mores! - kapitan z udanym przerażeniem położył sobie dłoń na piersi by tym gestem podkreślić swoje przerażenie takim skandalicznym zachowaniem otoczenia. Ale dość szybko to co miał przed sobą zainteresowało go dużo bardziej niż jakieś antyczne dramaty. W końcu znudziło mu się tylko oglądanie. I to raczej szybciej niż później. Położył swoją męską dłoń na kobiecym kolanie. Pogładził je a potem zaczął sunąć dłonią po zapraszająco wyeksponowanym wnętrzu, gładkiego, kobiecego uda. Tak doszedł aż do tego najbardziej ciekawego zakamarka jakie już pielęgnowała jego właścicielka.

Dołączył tam swoją dłoń i rozpoczął zwiedzanie na własną rękę. Przez jakiś czas to mu wystarczało gdy tak przy obopólnej satysfakcji i dzielonej przyjemności obserwował jaki efekt wywierają te manewry na leżącej na trawie kobiecie. Ale ten etap też mu przestał wystarczać. Pochylił się nad nią i zaczął sprawdzać własne zdolności językowe w tej materii zręcznie sobie pomagając też uniwersalnym migowym.

Radził sobie, jak na bojaźliwego amatora, całkiem dobrze. Nieźle nawet, co szybko dało się zauważyć po reakcjach Mazzi. Już nie sapała, lecz pojękiwała przez zaciśnięte szczęki, prężąc się i falując w rytm nadawany przez jego palce i usta. Wysoko nad głową widziała zarys ciemnej korony drzewa wisielców, jeśli akurat nie przymykała oczy przy mocniejszym nacisku. Armia mrówek maszerowała raźno wzdłuż jej kręgosłupa, ciśnienie zaczynało podzwaniać w uszach. Sama nie wiedziała w której chwili oderwała rękę od piersi, zaciskając palce na czuprynie tkwiącej między nogami i przyciskając sugestywnie do siebie.
- Cholera Steve - wysapała nim przez jej ciało przeszła seria elektrycznych impulsów, wyginając plecy w łuk. Opierała się potylicą o ziemię, drąc paznokciami trawę. Zaciskała też mocno palce na włosach mężczyzny póki nogi nie przestały się jej trząść jak przy ataku padaczki, a ciało nie padło płasko na mokrą ziemię.
- Eks...tra… sir - dysząc ciężko wydusiła jedno urywane zdanie, czując drapanie w gardle. Przeziębiła się… czy raczej darła przed chwilą? Nie pamiętała.

- No ba! Chyba nie spodziewałaś się rutyniarskiej rutyny po specjalsach? - trudno było powiedzieć czy oficer się puszył tak specjalnie i czy tak sobie ironizował jak to miał coś chyba w zwyczaju. Trudno było powiedzieć bo raz, że tą wieczorną mżawką to było dość ciemno więc nie było widać detali twarzy a dwa to był już dość mocno zasapany więc mówił już trochę niewyraźnie. A trzy to zaraz nachylił się nad nią i zaczął ją całować. Tym razem w usta. I jednocześnie zaczął poprzedni adres badać tym czymś co wcześniej trzymał w bokserkach. Najpierw ostrożnie aby się ładnie tam wpasować i dopasować ale gdy to się stało zaczął trenować bardzo intensywny rytm pompownia.

Nie pozwolił jej dobrze złapać oddechu, przechodząc od razu do dogrywki. Wciskał ją w ziemię kończąc uprzejmości i biorąc co dawała agresywnie, bez litości i szansy na odpoczynek. Od startu nadał ostre tempo, zmuszając do poddania, całkowitej kapitulacji i podporządkowania rozkazom bez słów. Sierżant znów gubiła wdechy, chwytając spazmatycznie co miała pod ręką, a każdemu zderzeniu ciał towarzyszyły coraz głośniejsze jęki. Przestało ją obchodzić czy ktoś usłyszy, albo co pomyśli. Reszta i tak wiedziała po co tu przyszli, żadna tajemnica. Udawanie psuło zabawę, było niepotrzebne. Odzyskała tyle kontroli aby zaprzeć się stopami o trawę i zacząć współpracę, doganiając w wyścigu partnera, jednak nim to nastąpiło świat znów odpłynął w wybuchu ekstazy. Nie miała pojęcia ile to trwało, w niektórych sytuacjach czas przestawał się liczyć.

Miała wrażenie, że jej partner chyba miał podobny punkt widzenia. Bo gdy było już po wszystkim przez chwilę, wręcz bliźniaczo, leżeli na mokrej trawie, zalewani mokrą mżawką mając siłę tylko na zbieranie swoich oddechów. Nawet chłodu nie odczuwali, zresztą chyba było dość ciepło mimo tej mżawki. Chyba bo chwilowo rozpierała ich wewnętrzna gorączka o jaką się wzajemnie przyprawili i to specyficzne uczucie błogiego rozleniwienia.

- No, no sierżancie, widzę, że jednak posiadasz pewne specjalne talenty. - wychrypiał cicho kapitan śmiejąc się do tego ciepło i sympatycznie. Przetarł sobie dłonią twarz i popatrzył obok na twarz leżącą obok. Odgarnął jakiś mokry kosmyk zasłaniający twarz, przyjrzał się jej i pocałował. - A teraz sierżancie sprawa o znaczeniu strategicznym! - powiedział podnosząc się do pionu i macając trawę dookoła. Akurat jego bielizna jaka kolorystycznie nie łamała regulaminu spełniała swoje maskujące zadanie znacznie lepiej niż czerwony skrawek materiału nieźle widoczny na trawie nawet w środku nocy. Ale w końcu znalazł co swoje i zaczął je zakładać podrzucając czerwoną własność właścicielce. - Dacie radę pokonać przeszkodę o 100% wilgotności wpław czy obejściem? - zapytał wskazując na mroczną taflę wody jaka oddzielała ich od klubu i rozbawionych w nim i przy nim ludzi. No rzeczywiście mogli popłynąć z powrotem, tak samo jak tutaj przypłynęli albo obejść brzegiem co było dłuższą trasą w tej mżawce ale na pewno nie tak wyczerpującą.

- A nie możemy się tu okopać aby utrzymać pozycję w wysuniętym przyczółku? - odpowiedziała niemrawo, równie apatycznie sięgając po majtki. Najchętniej nie ruszałaby się w ogóle, tylko wpełzła gdzieś pod liście, nakryła pałatką i poszła spać. Niestety życie nie mogło być aż tak proste.
- Jeśli wolno mi wyrazić opinię, ssiecie całkiem porządnie, sir - powiedziała udając powagę i dokończyła małą, przyjacielską szpileczką - Jak na szkoleniówkę.

Druga kwestia należała już do poważniejszych. Lamia spojrzała niechętnie na czarną otchłań między nimi, a drugim brzegiem i tylko pokręciła głową. Bezsensowne kozaczenie nie było warte psucia tak miłej schadzki.
- Obejściem - westchnęła - Tylko się przemyję. Wytrzymacie w tak niesprzyjających warunkach, kapitanie?

- Też nie jesteście tacy beznadziejni sierżancie. Jak na pod-oficera. - mężczyzna zaśmiał się cicho kierując się na bosaka wzdłuż brzegu. Jakoś udało mu się podkreślić te “pod”. Ale wydawał się całkiem pogodny i zadowolony. Przeszli razem na około oczka wodnego które miało boki długości kilku standardowych basenów. Gdy wrócili do strefy ślizgawkowo - leżakowej sporą część gawiedzi przegnała mżawka a może skusiły do wnętrza ciepłe i suche rozrywki oferowane wewnątrz klubu. Ale przy samych drzwiach wejściowych zastali wesoły, hałaśliwy i rozbawiony posterunek Thunderboltów. Obsiedli jakiś stół i bawili się przednie razem z dziewczynami tymi samymi a może kolejnymi. Tego już Lamia nie była pewna. Ale tak jak obiecali przetrzymali ubrania dwójki pływaków w całości i suchości. Przywitali zaś ich wesołymi okrzykami, toastem i podszytymi złośliwostkami uśmieszkami. Ale poza tym kapitan i sierżant znów mogli wrócić do klubingowej zabawy.

Zakładanie suchego ubrania na mokre ciało nie miało za wiele sensu, wilgoć choćby kapiąca z włosów momentalnie je przemoczyła, no ale chodzenie bez niczego odpadało. Wystarczające widowisko odwaliło się na basenie, więcej nie potrzebowali. Z krzywym uśmiechem przyklejonym do twarzy skończyła doprowadzanie do porządku, dopinając cienkie paski butów, zaplatając je wcześniej tak
wokół kostek. Tym razem o dziwo sama poradziła sobie z zapięciem suwaka w kiecce, mimo że wiązało się to z krótką pantominą i wyginaniem rąk pod dziwnymi kątami, sugerującymi konieczność wizyty u egzorcysty.
- Rozchodniak? - rzuciła Mayersowi ponad ramieniem, odzywając się pierwszy raz odkąd zaczęli wielki powrót.

- Rozchodniak? To już się spławiasz? Widzieliście? Pani sierżant się już znudziła naszym towarzystwem. - już ubrany w koszulę i szorty “Krótki” machnął lekko głową na siedzącą obok kobietę na co reszta zareagowała złośliwie podszytymi śmiechami. Zamówili jeszcze kolejkę i znów wznieśli toast. Tym razem za sierżant w mokrej, czerwonej kiecce co to już chciała się z nimi żegnać.

- Jak na dobrego chrześcijanina dbam o dobro bliźniego - położyła mu współczująco dłoń na ramieniu, przepijając toast - Dbam o twoje serce, tyle atrakcji jednego dnia, jeszcze zejdziesz na zawał. Twój prywatny sani i tak będzie miał pełne ręce roboty - dopiła drinka, przenosząc wzrok na Dona.
Poprzerzucali się jeszcze koszarowymi komplementami, rechocząc jakby siedzieli w kantynie. Zrobiło się swojsko do tego stopnia, że na pożegnanie Mazzi wyściskała każdego Bolta po kolei. W końcu każda szanująca się księżniczka wracała do domu koło północą.

Opuszczając klub złapała się na tym że nuci pod nosem, szczerząc się do mijanych z rzadka ludzi. Niebo jaśniało, a jej dopisywał humor, choć niebo nad głową zmieniało powoli kolor z ciemnego granatu na róż ze złotem od wschodu.
Przebierała szybko nogami, szczękając zębami, ale nawet to nie mogło zepsuć piękna chwili.

"A Ty?Czy Ty już rozumiesz też?
Czy chcemy, czy nie, czeka na nas śmierć.
Po tym, co się tu działo każdy chyba wie,
Pod drzewem dziś to wszystko zacznie się"

 

Ostatnio edytowane przez Driada : 22-02-2019 o 19:03.
Driada jest offline